Rozdział 3. Allenstein, styczeń 1919

41 1 0
                                    

W budynku olsztyńskiej komendy głównej - mimo późnej przecież pory! - panował nieprzyjemny gwar. Ludzie krzyczeli. Przeklinali. Płakali nawet, a wszystko to w kilku językach; polski i niemiecki oczywiście dominowały, dało się jednak wyłapać charakterystyczny zaśpiew tych nielicznych Rosjan i Żydów. Było tłoczno, co i rusz ktoś przychodził, wychodził, awanturował się. Przez zamykane i otwierane drzwi na całym niemal parterze panował straszny ziąb; mroźny wiatr niósł ze sobą śnieg.

Lucas westchnął. Paradoksalnie w dzień nie było takich tłumów. Obowiązki górowały nad koniecznością wizyty u stróżów prawa, chyba, że sprawa była naprawdę nagła. Werner próbował się więc skupić na swoich obowiązkach; starał się ignorować harmider, ale nie potrafił.

W takim hałasie po prostu nie był w stanie skoncentrować myśli.

Siedział przy niskim biurku, wgapiał się w maszynę do pisania i czystą kartkę, na której miał zapisać datę, miejsce, obecnych żandarmów oraz streszczenie interwencji. Nie wiedział, jak to ubrać w słowa, tym bardziej, że lada moment sam zostanie wezwany na przesłuchanie w związku ze śmiercią Nussbauma oraz postrzeleniem Fuersta.

Jego koledzy z pracy i przyjaciele, poczynając od Wilhelma Schneidera, właśnie byli maglowani przez starszych stopniem żandarmów. Lucas wiedział, że nie chodzi im o dotarcie do prawdy, czy coś równie górnolotnego.

Musieli wiedzieć, dlaczego Nussbaum leżał w szpitalnej kostnicy, a Fuerst leżał w Szpitalu Mariackim. Kto jest winny. Kogo należało obsztorcować. Co im strzeliło do łbów, że wystawili się na ogień nieprzyjaciela. Dlaczego to zrobili. Kto otworzył do nich ogień i tak dalej, i tak dalej.

Werner spoglądał co jakiś czas w stronę pokoju przesłuchań, gdzie obecnie wysłuchiwali zeznań Rotha.

Jego kolej przyjdzie później. Raz za razem wracał też myślami do aresztowanych; nie dlatego, że przejmował się stanem zdrowia przestępców, skądże znowu. Może gdyby nie było tam słoików z krwią, to całość przebiegała by inaczej, spokojniej, bez nadmiernej przemocy, ale skoro odkryli kilka litrów krwi... nie ważne już, czy ludzkiej czy zwierzęcej...

Był ciekaw, kim byli ci ludzie. Co takiego mówili, siedząc na niewygodnym krześle w ciasnym pokoiku na końcu korytarza. Dlaczego w stodole, gdzie pędzono zwyczajny bimber, była krew? I od kogo ukradli tyle kufrów? Niektóre były eleganckie i aż żal było rozwalać zamki.

Zapalił papierosa i, zmuszając się do ignorowania jęków interesantów (a to dzieciaki włamały się do wychodka i deski urwały, a to po pijaku ktoś pobił żonę, a to skradziono konia zostawiając bryczkę, a to zgwałcono dziewkę kuchenną w Centralhotel przy Bahnhofstraβe i tak dalej, i tak dalej) dobiegających z sąsiedniego pomieszczenia, zaczął uderzać w klawisze.

Opisał, jak on i pozostali przyjechali na miejsce, nad brzeg Okullsee, jak próbowali nawiązać kontakt z przestępcami i zmusić ich do poddania się, jak zostali poczęstowani ołowiem, jak Victor Nussbaum został zastrzelony a Siegfried Fuerst ciężko ranny, jak przyjechało wsparcie w osobie Jaegera i jego ludzi.

Zamarł.

Zawahał się, nie wiedząc, jak opisać to, co miało miejsce później. Jeśli opisze, że z własnej winy upuścił skrzynkę, czekać go będą same nieprzyjemności. Jeśli zrzuci winę na kolegów, narazi nie tylko ich, ale i samego siebie. W końcu zdecydował, że najlepiej będzie oskarżyć aresztowanych: napisał, że skrzynia była lichej jakości i po prostu rozpadła się w jego rękach, co prowadziło do odkrycia krwi.

Zadowolony poszedł do filiżankę kawy. Kawa i papieros pomagały, pozwalały skupić myśli, odprężyć się, odpocząć. No i nie musiał już słyszeć z jednej strony narzekań Polaków, Niemców, a także krzyków i przekleństw, bo Jaeger i jego najbliżsi współpracownicy nie przejmowali się stanem zdrowia aresztowanych.

1919Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz