Rozdział 2

5.2K 397 556
                                    

Ilość słów: 2860

Kilka tygodni później miałem wolne popołudnie, dzięki czemu miałem okazję załapać się na dobrą kawę, dopóki nie musiałem wrócić do pracy. Było zimno i deszczowo i aktualnie jedyne, czego potrzebowałem, to gorący napój, mający na celu odrobinę mnie rozgrzać, tak więc zamówiłem zwykłą mokkę i usiadłem w przytulnym rogu kawiarni tuż obok grzejnika, po czym wyciągnąłem książkę, zagłębiając się w lekturze na czas oczekiwania na upragnioną kawę. Po jakiejś godzinie wstałem, by udać się w kierunku wyjścia, machając na pożegnanie bariście, który zawsze podawał mi darmowe ciastko do napoju. Kiedy wyszedłem na zatłoczoną ulicę, wzdrygając się na niesamowicie zimny poryw wiatru, który od razu mnie uderzył, wtedy poczułem, jak ktoś delikatnie się o mnie otarł. Gdy zaś nieznajomy odwrócił się, by wydukać ciche przepraszam, napotkałem znajomą parę niesamowicie zielonych oczu, po czym natychmiast uśmiechnąłem się, spoglądając na słodko zarumienione od zimna policzki.

- Harry! - krzyknąłem, podchodząc bliżej.

- Hej - rzekł zadyszanym głosem, uśmiechając się szeroko na mój widok, uwydatniając tym rozkoszne dołeczki, jakich jeszcze nie miałem okazji ujrzeć. Wyszczerzyłem się, zaś chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany. - Co?

- Nic... twoje dołeczki.

- Cholera - odparł, z zażenowaniem unosząc w górę dłoń, starając się je zakryć. Ja, z drugiej strony, chwyciłem go za rękę, tym samym powstrzymując go od tego. Kędzierzawy chłopak uśmiechnął się delikatnie.

- Musimy przestać spotykać się zawsze w ten sam sposób - odpowiedziałem. - Dosłownie wpadając na siebie nawzajem.

Chłopak zaśmiał się beztrosko, owijając ręce wokół siebie, na wszelki sposób starając się ogrzać. - Albo możemy zacząć to robić celowo - rzucił lekko, zaś ja zmarszczyłem się, nie wiedząc bardzo, o co mu tak naprawdę chodzi.

- Co masz na myśli? - zapytałem, szczelniej owijając się szalikiem.

- To znaczy, że będę w domu już od ósmej wieczorem. Jeśli nie będziesz pracował, przypadkowo możesz wpaść na mnie w moim mieszkaniu - odparł, szeroko się uśmiechając. Dosłownie szczęka mi opadła, nie będąc pewien, co mu odpowiedzieć i jak na to zareagować. Ten zaś jedynie jeszcze poszerzył swój uśmiech, doprowadzając mnie tym do białej gorączki. - Wtedy mógłbym się z tobą zobaczyć - zamrugał do mnie szybko, następnie odwrócił się w drugą stronę i zniknął w ulewnym deszczu.

Oparłem się o zimną ścianę, obok której stałem, potrząsając głową na niezaprzeczalną pewność siebie cudownego chłopaka. Wówczas stwierdziłem, iż miał prawo do bycia tak pewnym siebie. Zapewne mógł mieć każdego, kogo tylko zechciał. Nie potrafiłem powstrzymać myśli, iż jego bratnia dusza była cholernym szczęściarzem, po czym zaśmiałem się na to, co tak w ogóle przychodziło mi do głowy. Sam fakt przyczepiania się do kogoś dopasowanego był kompletnie niedorzeczny, tak samo, jak niedorzeczne było to, jak ktoś starał się przyczepić do mnie. Byłem pieprzonym szczęściarzem, spotykając swoją bratnią duszę w przeciągu kilku najbliższych lat i musiałem powstrzymywać swoje myśli, iż coraz więcej rozmyślałem nad Harrym. Starałem się na krótko przekonywać siebie, że powinienem trzymać się z dala od Harrego, że nie miałem potrzeby udać się do jego mieszkania, że nie mogłem oprzeć się jego pokusie. Prawda była bowiem taka, że nie było mowy, bym zostawił go w spokoju, nie było mowy, abym nie chciał... nie było mowy, bym nie mógł.

~*~

Po pracy prędko utorowałem sobie zapamiętaną wcześniej drogę do mieszkania Harry'ego. Na zewnątrz było przeraźliwie zimno, a ja nie mogłem się doczekać, by choć odrobinę tego wieczoru się ogrzać. Wspiąłem się po bezustannie pnących się w górę schodach, prowadzących na to cholerne, szóste piętro, będąc kompletnie zdyszany, zanim nie zapukałem do drzwi o numerze 68.

Perfect Timing [Larry Stylinson] tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz