Rozdział 2

115 11 5
                                    

Moja pierwsza lekcja to geografia, dlatego siadam na krześle, opieram głowę o stolik i odpoczywam.

Naprawdę zdziwił mnie fakt, że Grace zaczęła przyjaźnić się z Lee. Przecież oni żywili do sobie taką nienawiść, że aż strach. No właśnie. N I E N A W I D Z I L I. A teraz są najlepszymi przyjaciółmi na całym cholernym świecie.
-Ruby! - czy oni wszyscy powariowali z tym wrzaskami?! Ugh..
- Zostajesz dziś na treningu? - to Marc, zastępca kapitana (czytaj:Lee).
-A mam inny wybór? - prycham.
- Heh, nie? - uśmiecha się figlarnie, pokazując przy tym swoje białe zęby. Jest przystojnym, wysokim blondynem o szarych oczach, ale.....to przyjaciel Pana Popularnego. Fuu.- Grace też zostaje? -doptuje się.
- Nie umiesz się jej sam zapytać? Zabrakło ci języka w gębie? -pytam obojętnie, patrząc mu prosto w oczy. Wiem, że się w niej zakochał.
Wybucha głośnym, raniącym moje uszy, śmiechem.
- Ojej, wyczuwam kłótnię. - podnosi brew i nagle ni z gruszki, ni z pietruszki, pyta się.- Ile osób z waszej klasy ma najwyższą ocenę w wf-u?

Cóż za szybka zmiana tematu.

-Ja i twój kumpel.- marszczę brwi. - Czemu pytasz?
- Słyszałem jak pierwszaki mówiły, że najlepsi mają stawić się jutro rano w szkole u dyra.- zakłopotany drapie się po karku i zaczyna iść w stronę sali gimnastycznej.- Do zobaczenia.
- Nara.

Faktycznie, on jest idiotą do potęgi entej. Kto normalny słucha plotek kotów? Yy, nikt.

Po chwili wszyscy zaczynają się schodzić do klas. Czmycham do środka i siadam w ostatniej ławce. Zapewne będę siedzieć sama. Och, trudno, takie życie outsidera.
Kątem oka zauważam, że Pan Popularny bez słowa mija Marca i Grace, którzy usiłują zagadać do niego. Ups.
- Wszyscy siadać! - do historycznej klasy wchodzi dyrektor.- Mam ogłoszenie dla pana Liama Lockwood'a i pani Ruby King.- klaszcze w dłonie, domagając się ciszy. - Dzisiaj o godzinie 18:00, macie stawić się w moim gabinecie. Zrozumiano?

Zaciskam dłonie w pięści. Czy ten pajac nigdy nie odwali się ode mnie. Może i byłam kilka razy wzywana razem z mamą do dyrektora, ale to tylko i wyłącznie wina dupka. Mógł mnie nie prowokować, wtedy by nie dostał w pysk.

Spoglądam na chłopaka. Wydaje się być zdenerwowany, co jest bardzo dziwne...

* * *

- King, skup się- głos Marca wyrywa mnie z zamyśleń, gdy podczas treningu siatkówki, przepuszczam kolejną z rzędu, piłkę.
- Cholera! - wrzeszczę wściekła, po kolejnym nieudanym odbiorze i kopniakiem posyłam Bogu winną piłkę, na drugi koniec sali.
Siadam na ławce i durszkiem wypijam wodę. Nie mogę skupić się na dzisiejszej grze.
-Dobra, kończymy na dzisiaj. - Lee ogłasza wszystkim. - Do zobaczenia jutro.
Łapię plecak do ręki i wybiegam z sali. Zaraz mamy być u dyrektora.

-Ej, poczekaj !- słyszę za sobą nawoływania dupka.
- Ej, ja mam imię !- odparowywuję, bez potrzeby odwracania się.

Pukam natarczywie do drzwi "szefa" i nie czekając na pozwolenie, wchodzę. Staję przed jego biurkiem i lekceważąco patrzę mu w oczy. Słyszę jak do gabinetu wbiega zdyszany chłopak.
- Ruby King oraz Liam Lockwood- odzywa się wąsaty mężczyzna, siedzący w czarnym jak noc, fotelu.- Nie będę owijać w bawełnę ani zabierać wam cennego czasu.

Obydwoje kiwamy głową.

-Jak słyszeliście..- chrząka, poprawiając okulary- Szykuje nam się wojna. Dlatego, nasze władze właśnie od jutra, zapowiedzą najwyższy stan alarmowy.- nerwowo pociera ręce. Zaczyna mnie już denerwować. - I w związku z tym, każdy dyrektor liceum ma obowiązek wybrać dwójkę najsprawniejszych uczniów, by mogli przejść krótkie wojskowe szkolenie, żeby potem móc bronić ojczyznę przed wrogami.

Zaczynam powoli przetrawiać informacje. Wojna. Wojsko. Ludzie. Nastolatkowie.... Zaraz, zaraz...

- Mam zaszczyt Wam oznajmić, iż zostaniecie młodocianymi żołnierzami.

CO?! Serio? Może i chciałam za kilka lat wstąpić do Akademii Wojskowej, ale nie TERAZ! NIE W TYM CZASIE!

-Ale panie dyrektorze- pierwszy odzywa się Lee. Jest zszokowany.- My mamy dopiero 17 lat i...
- I co?!- grzmi mężczyzna- Nie interesuje mnie co macie do gadania. To jest rozkaz. Mam wam to powiedzieć dużymi literami.- ewidentnie drwi sobie z nas- J U T R O O G O D Z I N I E 6:00 W I D Z Ę W A S T U T A J. A teraz DO WIDZENIA. SIO! .

Oszołomiona, zostaję wręcz wypchnięta na zewnątrz. Nie dociera dalej do mnie fakt, że będę musiała opuścić mamę i udać się na front. Przecież to nienormalne! Nie mógł wziąć starszych uczniów?!

-No to...- dopiero teraz zwracam uwagę na chłopaka, który stoi przede mną i drapie się po karku- Do zobaczenia.- przytula mnie na pożegnanie.

Patrzę się na niego oszołomiona, ale po chwili z obrzydzeniem wyswobadzam się z jego uścisku. Biegnę w stronę parkingu.

-Ruby! -woła za mną.
- O, Pan Popularny już wie jak mam na imię! - warczę, wyrzucając ręce w górę- Zdarzył się cud! Muszę to uczcić!
- Nie jestem panem jakimś tam...- parska. Normalnie jakbym była w stajni z chorym koniem.- Ja też mam imię i...

Co za tupet. Nachalny idiota.

- I co mnie to interesuje? - drwię sobie z niego.- Yy, nic? Zresztą kto zna imiona swoich bliskich sąsiadów? Ha ha ha. Baardzo smieszne.- jestem wściekła jak osa. Nie podchodź, bo użądlę. - Może nigdy nie będę, broń Boże idealna jak ty, ale przynajmniej nie podkradam nikomu przyjaciół!
- Co?!- chyba go rozzłościłam.- Nie odbieran ci żadnych przyjaciół! Oni są też moimi....
- Daruj sobie.- wcinam mu się w słowo.- Zresztą to już nieważne. Mam inne problemy. Prawdziwe, nie takie jak ty.- odwracam się na pięcie- Żegnam.

Zapalam swojego crossa. Nie mam zamiaru przebywać ani minuty dłużej w jego towarzystwie.

Wciskam sprzęgło i ruszam w stronę domu. Zapowiada się ciężka noc...

----------
Cześć. Mam świadomość, że tego nikt nie czyta na razie( na razie :D) ,ale cóż... Jestem początkująca. Może kiedyś, za kilka lat (oby szybciej :) ) ,się to zmieni. ;)
W końcu nadzieja umiera ostatnia ;).

Fight, warrior. Fight.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz