Rozdział 5

102 13 15
                                    

Bez szumu wyszliśmy razem z pokoju, miotając się między korytarzami do schodów prowadzących na dół.

-Gdzie idziemy? - spytałem szeptem.

-Do kuchni - odpowiedział mi, schodząc po schodach bezszelestnie.

-Ale po co?

-Muszę odnieść lody.

-Naprawdę? I potrzebujesz mnie do tego? - zaśmiałem się pod nosem.

-Lubię twoje towarzystwo, to źle? - zatrzymał się i spojrzał na mnie.

-Ooo - uśmiechnąłem się szerzej.

-Cholera - mruknął zdegustowany, po czym wrócił na trasę do kuchni.

Wspólnie poszliśmy odłożyć lody do zamrażarki, by po tym stanąć pod wielkim oknem, przez które można było zobaczyć piękny księżyc oświetlający ulice i okoliczne domy.

-Masz jakieś pla--

-Chodź - złapał mnie za dłoń i wyciągnął z domu wprost na ulice.

-Co ty robisz?! - spytałem, nie rozumiejąc, dlaczego ten ciągnie mnie do pobliskiego lasu, w dodatku przemieszczaliśmy się tam biegiem, co źle działało na moje słabe jak na wilkołaka kardio.

Bez odpowiedzi wbiegliśmy do lasu, gdzie chłopak puścił moją dłoń, rozdzielając się tym ode mnie. Biegłem dalej, patrząc co jakiś czas na bok, gdzie biegł alfa, jego sylwetka migała mi między drzewami dobrze oświetlana światłem księżyca. Po chwili zamiast bruneta pojawił się karmelowo biały wilk z przebłyskami czarnego futra na grzbiecie. Znacznie się do mnie przybliżył, tym samym wyprzedzając. Uśmiechnąłem się w duchu, po czym chwile później dotrzymałem kroku mojemu kompanowi już na czterech łapach.

Zaraz za alfą wbiegłem na mniejszą polankę, na której nie było ani jednego drzewa, zatrzymaliśmy się tam, wpatrując w piękne gwieździste niebo. Miałem tam okazję do zbliżenia się do chłopaka co też uczyniłem. Oparłem o niego swoje ciało, trącąc go pyszczkiem pod brodą, on odsunął głowę i polizał mnie po boku pyska, co wydało mi się najsłodszą rzeczą, jaką wykonał dla mnie od początku naszej znajomości. Oboje spojrzeliśmy sobie w oczy, przybliżyłem swój nos do jego, by tak spowodować między naszymi wilkami mały pocałunek, szybko dostałem jego odpowiedź. Ponownie w formie ludzkiej przylepiliśmy się do siebie jak przy pierwszym spotkaniu.

Jego ręce wślizgnęły mi się pod koszulkę, gładząc każdy zakamarek mojego ciała, całował mnie w zachłanny, aczkolwiek delikatny sposób co bardzo mi się podobało, od czasu do czasu nawet zjeżdżał pocałunkami na moją szyję, drażniąc mnie tym okropnie. Zadawałem sobie wtedy jedno, nie, a nawet dwa ważne pytania: „Dlaczego każde nasze spotkanie właśnie tak się kończy?" i „Dlaczego on to robi, choć ma problemy z popędem?". Takie myśli jednak schodziły na drugi plan, kiedy brunet dobrze zabawiał się moim ciałem. Czując taki dotyk, pojękiwałem od czasu do czasu, mówiąc mu tym, że chce więcej, by się śpieszył.

-Zamknij się - powiedział w pewnym momencie brunet, zatykając mi buzie dłonią. Zaskoczył mnie takim słowami, przyjrzałem mu się dokładnie, dzięki czemu mogłem zauważyć, że ten patrzy się na coś przed sobą dość zdenerwowany. Zacisnął zęby, po czym zerwał się z ziemi, stając przed moim ciałem, jakby chciał mnie przed czymś obronić.

-Co się-- - obkręciłem się na brzuch patrząc w stronę, w którą stał Astolfo - ... - kompletnie zamilkłem, widząc tam mojego chłopaka, Axela.

Obaj faceci stali w dużej odległości naprzeciwko siebie w postawie gotowej do ataku - Co ty sobie myślisz do chuja?! - krzyknął Axel.

-O co ci chodzi? - odwarknął mu Astolfo.

-O co mi chodzi?! Zabawiasz się z moim chłopakiem!

-Nie zabawiam się.

-Nie? Danny chodź tutaj - powiedział groźnie szatyn.

Powoli wstałem ze swojego miejsca - Nie idź do niego - powiedział As, zatrzymując mnie ręką.

-Danny - warknął Axel.

Widząc zachowanie szatyna, schowałem się za plecami mojej bratniej duszy, obejmując go delikatnie rękami w pasie - Nie chce do ciebie iść idioto - powiedział brunet.

-Ty mały.. Masz ostatnią szanse Danny, zanim stanie się coś, czego wszyscy nie chcemy.

Wyjrzałem delikatnie zza pleców Astolfo, by spojrzeć na drugiego faceta, ten widocznie eksponował kastet na swojej dłoni. Mocniej przywarłem do pleców alfy, błagając, by to się jak najszybciej skończyło, najlepiej bez ofiar.

W mgnieniu oka faceci rzucili się na siebie. W zależności od ich formy albo latało wyszarpane futro, albo tryskała krew. Przerażony skuliłem się w miejscu, w którym byłem, starając się powstrzymać przed jakimikolwiek wielkimi ekspresjami. Cicho łkałem, co jakiś czas wzdrygając się, słysząc krzyk któregoś z facetów. Dlaczego to akurat tak musiało się skończyć... To był tylko jeden dzień i kawałek nocy, a zdarzyło się więcej ni w moim dotychczasowym życiu.

I could be a better boyfrend than Him  || Omegaverse BL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz