2

291 18 0
                                    




Roronoa był niesamowicie roztrzepanym mężczyzną. On i Luffy znali się od naprawdę dawna. Przeżyli razem mnóstwo dziwnych i niepowtarzalnych chwil, tych popieprzonych jak i nadzwyczaj smutnych. To jedyny balans jaki zachowywali w tej relacji. Między nimi nie było tajemnic.

Zielonowłosy nie potrafił się opanować, chodził w kółko wiedząc, że nie ma innej drogi by pomóc przyjacielowi. Zacisnął lekko spoconą dłoń na woreczku, który spoczywał na dnie jego kieszeni. Dochodziła dwudziesta druga, czarny zaułek kojarzył mu się teraz z nieprzyjemnym grymasem czarnowłosego. Wypadek robił swoje, a zamglone wspomnienia tworzyły swego rodzaju zasłonę, tak jakby chroniąc jego ostatnie skrawki racjonalnego myślenia.

Oparł się o murek, wzdychając i spoglądając w księżyc. Tak, przesadzili. Luffy bardziej, ale nie może teraz zrzucać winy na niego. Nie w momencie w którym jest o krok od ponownego zatrucia go tym gównem.
Zoro co chwile zerkał nerwowo na zegarek, a co jak nie przyjdzie?

Nastolatek jeszcze nie wiedział kogo tu spotka.

<<

Law nieco posprzątał bałagan panujący na jego biurku. Od ostatniego spotkania ze swoim nieokrzesanym pacjentem minęło może parę godzin. On doskonale wiedział co powinien zrobić. Chciał już dostać się do domu, próbując nie wracać myślami do tego szpitala oraz konkretnego chorego. Monkey był wybitnie denerwujący. Miedzy nimi nie dało się dojść do porozumienia. Trafalgar zbyt bardzo przestrzegał własnych zasad moralnych by zrobić coś takiego, jak zniżyć się do poziomu Luffy'ego, porozmawiać z nim inaczej niż ironicznie czy podstępnie. Bo chłopak definitywnie go lekceważył.

Wpadł na istnie przebiegły plan, odkładając większą kupkę papierów na bok. Porządek był dla niego najważniejszy.

Zegar na ścianie wskazywał za dwadzieścia dziesiątą. Czas się zbierać i udać na spotkanie z zielonowłosym dealerem. Nieco się zdziwi, jak nie zastanie swojego przyjaciela. Rozmyślał nad tym planem tak długo, aż wszystko w jego głowie nie było dopracowane do perfekcji.

Wszedł ostatni raz na oddział gdzie spoczywał nastolatek, sprawdzając czy wszystko dobrze. Nie, nie robił tego praktycznie nigdy, jednakże ten jeden wyjątek go nie zbawi. Zeskanował zmęczonego chłopaka, którego czarne kosmyki porozrzucane były po całej kontrastującej bielą poduszce. Spał i wyglądał wyjątkowo niewinnie.

Lekarz nie odezwał się, ale coś przyciągnęło jego uwagę. Luffy miał na policzkach ostro czerwone rumieńce.

Trafalgar westchnął cicho, przykładając dłoń do ciepłego czoła bruneta. Nie mylił się, wystąpiła gorączka, młodzik w końcu dawał odpowiednie oznaki. Organizm się bronił. Monkey delikatnie uchylił oczy, tępo wpatrując się w starszego. Były to ułamki sekund, bo słaby uśmiech wpełzł na twarz nastolatka, następnie wrócił do drzemki.

Law zalecił leki zbijające temperaturę pielęgniarkom, udając się do siebie by założyć płaszcz i opuścić budynek. Uderzyło w niego chłodne powietrze. Wsunął rękę do kieszeni upewniając się czy mały nożyk znajduję się na swoim miejscu. Nigdy nie poszedłby tam nieprzygotowany.

Przemierzał uliczki niczym cień, na szczęście nie mijał po drodze wielu potencjalnych świadków. Przez telefon brzmiał wtedy na cholernie wkurzonego, zapewne więc tak było.

Roronoa opierał się o ceglany budynek, z nerwów trzymał na wpół wypalonego papierosa w palcach, a jego oddech był płytszy niż zwykle. Cała zaistniała sytuacja okropnie go dobijała. Dopiero parę minut po dziesiątej zielonowłosy usłyszał kroki. Natychmiast podniósł głowę i rzucił papierosa gdzieś w dal.

Law natomiast zmarszczył lekko brwi, pewny siebie ruszając w kierunku niższego od siebie chłopaka. Światło latarni ledwo muskało ich w tej pozycji, a stali od siebie może z trzy metry. Młodszy z nich był już wrogo nastawiony, nie lubił niespodzianek, a zwłaszcza niezapowiedzianych gości. Jedyne co powstrzymało go od wyciągnięcia grzecznie czekającego za pasem pistoletu, było dziwne wrażenie, że znał tego mężczyznę.

Addiction - LawLu One PieceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz