Dodatek

277 21 4
                                    



Minęło sporo czasu, wypełnionego rozmowami i próbą zrozumienia samych siebie, zanim dwójka już teraz dumnie związanych mężczyzn, doszła do porozumienia. Ciężko było pogodzić ze sobą dwa, tak odmienne charaktery. Nawet jeżeli przeciwieństwa powinny się przyciągać. Wiele kwestii było trzeba wytłumaczyć, przegadać i uświadomić sobie, że pogląd partnera może być inny. Obaj przeszli długą, wyboistą drogę, żeby znaleźć się w tak dogodnym mentalnie miejscu, jak to. Znali swoje wady, głupie nawyki czy nawet ulubione dania. A tych, nie było mało, zwłaszcza w przypadku Luffiego. Law jednak, od początku wiedząc w co się pakuje, dzielnie znosił głupie pomysły narastające w głowie młodszego, często nastawiając go na przynajmniej minimalnie lepszą trasę. Mogliby rzec, że wszystko było wspaniale, a nawet bajecznie. Jednak tak jak to w każdej bajce, musi być jakiś czarny charakter. Ten, który spędza dzieciom sen z powiek, a Trafalgarowi, odbiera resztki racjonalnego myślenia.

Monkey D. Dragon.

Sama myśl o tym człowieku, przyprawiała zahartowanego na ciężkie przypadki Lawa, o mdłości. Ileż to razy, ten nikczemny mężczyzna wszedł już między nich.
Próbował na siłę „naprawić" Luffiego, tym samym wciskając mu jakieś durne brednie, wymyślone specjalnie na potrzebę oczernienia młodego chirurga. Robił wszystko, żeby lekarz w końcu zrezygnował i odpuścił sobie spotkania z jego synem. Jednak akurat na tej płaszczyźnie, Trafalgar nie miał sobie równych. Sprawiało mu wręcz dziką satysfakcję działanie wbrew ojcu Luffiego i robił wszystko, żeby tylko móc się z nim skonfrontować.

Mimo że jego partner nie był zbyt chętny.

Zawsze udawało mu się doprowadzać tą starą gnidę na skraj wytrzymałości. Nie mógł zapomnieć o krzywdach, jakie wyrządził jego chłopakowi. Chociaż sam Luffy rozmawiał z nim tak wiele razy, tłumacząc, że co było to minęło, on nie uznawał tego jako przeszłość. Dosłownie każde zło, tłumaczył Dragonem i nic nie dało się na to poradzić. Temat wisiał nad zakochanymi, jako wieczna kość niezgody. Jak bomba która mogła wybuchnąć w każdej chwili.

I niestety dzisiaj był ten dzień w którym na nowo, zawitał przy ich stole.

- Błagam Cie, zamknij się już! - prawie krzyknął poddenerwowany Luffy, uderzając pięścią w stół. - Nie możesz już przestać? Przełknij to w końcu, że nigdy się nie polubicie.

- Czego jeszcze?! Nie chce być jego przyjacielem jakbyś nie zauważył! - odpowiedział tak samo podirytowany całą sytuacją Law. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że przez niego kiedyś się rozejdziemy? - mówił dalej starając się ciągnąć pełną nerwów, jednak potrzebną konwersacje.

- Jak masz zamiar mnie zostawić to wal śmiało! Bo widzę, że już coś planujesz - fuknął młodszy, już wstawiając z zamiarem wyjścia. Został zatrzymany mocnym uściskiem na nadgarstku.

- Nawet sobie nie żartuj - śmiertelnie poważny ton, zmusił niedoszłego uciekiniera do ponownego zajęcia swojego miejsca - Naprawdę nie uważasz, że to była przesada? Postaw się na moim miejscu, przecież większego skurwysyństwa nie da się wymyślić, próbując rozbić czyiś związek.

- A czy ja mówię, że nie masz racji?

- To po chuj się kłócisz?

- JA? - wrzask jaki wydobył z siebie młody Monkey, zmusił starszego do chwilowej przerwy.

Brzmiał na ekstremalnie wkurzonego.

- To TY ciągle rozdrapujesz jego nieczyste gierki! Tylko o tym słyszę od tygodnia! Dragon to, tamto, sramto, proszę Cię tylko, żebyś PRZESTAŁ o NIM rozmawiać!

Tyrania jaką zaserwował, zmusiła lekarza do przemyślenia swoich decyzji, jednak nie znalazł ani jednego błędu w swoich poczynaniach. Mówił to co miał na myśli, ale tak jak podejrzewał, dopóki nie powie dosadnie o co mu chodzi, nie dogadają się.

Addiction - LawLu One PieceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz