VICTOR
Obudziłem się z potężnym bólem głowy. Niekoniecznie mnie to dziwi po ilości wypitego wczoraj alkoholu. Alkohol był moim wrogiem, nie okazywałem tego wśród znajomych. Zależało mi na ich przychylności, a picie i imprezy były jednymi z naszych głównych zainteresowań. Znaczy... ich zainteresowań. Za wszelką cenę ukrywałem przed nimi, że to nie jestem ja, że kompletnie mnie to nie jara. W świecie w którym żyłem i w towarzystwie w jakim się obracałem, nie było miejsca na słabości. Albo byłeś taki jak inni albo byłeś wyrzutkiem. Nepotyzm i jeszcze raz nepotyzm, koneksje, pieniądze i brak odpowiedzialności za swoje czyny. Tak właśnie wyglądało życie ludzi z moich sfer. A ja czułem, że tu nie pasuje.
Silverlake nie było moim głównym domem. Aż do teraz. Fakt miałem tu znajomych, bo każde lato spędzaliśmy właśnie tutaj. Moja mama kochała to miejsce, naprawdę całym sercem je ubóstwiała. Kochała ten dom, widok na rzekę, powietrze i ludzi. A ja nigdy nie mogłem zrozumieć czemu. Spędzała całe dnie na ogromnym tarasie, ze sztalugą i farbami. Oddawała się malowaniu w każdej chwili swojego życia, przez co niekoniecznie starczało jej czasu na mnie. Ale wiedziałem, że mnie kochała. Zawsze to czułem.
Wróciliśmy tutaj po jej wypadku. Hector tego chciał bo ona kochała ten dom. Nigdy nie powiedziałem do niego ojcze, chociaż był nim naprawdę. Nigdy nie dał mi odczuć, że może nim być. Nigdy nie powiedział, że mnie kocha, że jest dumny. Ale nie uważałem tego za istotne, tak samo jak on. Ważny był sukces, firma, i studia prawnicze. Nigdy ważny nie był syn.
Wstałem i rozchyliłem zasłony, mimo wszystko lubiłem to miasto. Ten spokój, który zacząłem doceniać z wiekiem. A teraz widok przypominał mi o niej, o mojej jedynej miłości do kobiety. O mojej matce, która już nie wróci. Wspomnienia bolały, ale nie wolno mi było okazywać cierpienia, musiałem być mężczyzną jakiego chciał mój ojciec. Musiałem bo nic innego nie miałem. On był całą moją tożsamością, a prawdziwego siebie nie znałem. Kim tak naprawdę był Victor Hill? Ponoć to ja ale nie jestem pewny.
Idąc do kuchni rozmyślałem o wczorajszym wieczorze i o tej dziewczynie. Nie wiem kim była, nigdy wcześniej jej nie widziałem a jednak zdołała mnie zainteresować. Moi znajomi uważali ją za wariatkę, wpadła na mnie jak powalona i w dodatku nie odezwała się słowem. Fakt było to śmieszne, i dlatego zacząłem się śmiać. Chociaż koledzy pewnie uważają, że zacząłem się śmiać bo była brzydka. Brzydka dla nich, bo nie wyglądała jak pusta blond lala w za małej kiecce. Nie dla mnie. Ta szatynka obudziła coś we mnie co było dobrze ukryte. Ale dalej nie wiedziałem co to jest. Musiałem zachować pozory przy nich, przy "obcych". Mimo, że nie chciałem być niemiły dla tej dziewczyny, musiałem, nie mogą mnie zobaczyć z tej strony. Nie mogę się narazić znajomym, nie mogę ich stracić. Nie mogę stracić przede wszystkim szacunku wyższych sfer. Myśli przerwał mi spokojny głos.
-Panie Hill, słyszy mnie pan?-zapytał nie wysoki mężczyzna w garniturze. Spojrzałem w jego stronę z delikatnym uśmiechem.
-Teraz już tak James-odpowiedziałem-Przepraszam, dopiero co się obudziłem, w dodatku strasznie boli mnie głowa.-spojrzał na mnie podejrzanie po czym ukazał swój serdeczny uśmiech.
-Rozumiem Panie Hill. Pan Hector kazał przekazać, że wyjechał na trzy dni w celach służbowych.
-Nic nowego...-wtrąciłem nieświadomie.
-Spisał dla Pana listę zadań, i kazał zapoznać Pana z nimi.- spojrzałem na niego niezadowolony. Tak było zawsze, częściej widziałem Jamesa niż Hectora, a gdy już mój "ojciec" się pojawiał, dostawałem opierdol za nie wykonane zadania. Wyjeżdżał non stop, zostawiał mi jedynie listę zadań, których i tak nie robiłem. Uwielbiałem go wkurwiać. Jedyny moment gdy czułem, że mam jakąś kontrolę nad swoim losem, był właśnie wtedy gdy wyjeżdżał. A wtedy nie musiałem go przecież słuchać. Bo go nie było, nie był w stanie mnie ukarać. Nie mógł przerwać wyjazdu i wrócić. Firma by mogła ucierpieć, a świetne inwestycje zniknąć sprzed nosa. Czyż nie?
-Pani Lond przygotowała śniadanie.-James uśmiechnął się delikatnie co nie uszło mojej uwadze-Czy jest Pan głodny?
-James tyle razy ci mówiłem żebyś mówił do mnie Victor.-spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem-Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak ojciec.-odparłem zdecydowanie. Traktował mnie jak syna, mimo, że dla nas pracował. To on nauczył mnie jeździć na rowerze, rozwiązywać nierówności i pisać sprawozdania. Robił wszystko bym czuł się kochany, choć tym powinni zajmować się moi rodzice.
-Tak wiem Victorze, jednakże etykieta pracy tego wymaga zwłaszcza, że jesteś już dorosły.-spojrzał na mnie tym swoim spokojnym, pouczającym wzrokiem.
-A ja mam tą etykietę w dupie, i mnie to nie obchodzi. Jesteś mi równy.-powiedziałem zdecydowanym tonem- A teraz pójdę zjeść bo zaraz żołądek mi eksploduje.-wybuchłem śmiechem, na co James odpowiedział mi skinieniem głowy. Nigdy nie widziałem jak się śmieje.
Pani Lond wiedziała co kocham jeść gdy mam kaca. Cztery jajka sadzone, dobrze wysmażony, a wręcz spalony bekon i ciastka z czekoladą. Do tego ogromny kubek herbaty z dużą ilością cukru i byłem w niebie. Każdy mógł mnie tym kupić. Nic wymyślnego, tylko to co uwielbiam. To specyficzne śniadanie zawsze stawiało mnie na nogi, nawet w najgorszych chwilach. Gdy mama zmarła Pani Lond przygotowywała mi je codzienne i zanosiła do mojego łóżka. W niektórych momentach wręcz wpychała mi je do buzi. Martwiła się moim stanem i samopoczuciem. Traciłem na wadze, przez co kobieta dostawała szału. Nie chciałem jeść, nie chciałem pić. Nie chciałem żyć. Bo dobrze wiedziałem, że jest to koniec mojego dotychczasowego "życia". Matka dawała mi poczucie tego, że jestem Victorem a nie Panem Victorem Hillem, synem słynnego Hectora Hilla. Że nie jestem projektem tego bezuczuciowego skurwysyna, tylko dzieckiem pięknej kobiety, artystki. A gdy ona zmarła, umarła też miłość we mnie i wszystko to co miało znaczenie przestało istnieć. Zostało tylko ciało Pana Hilla, chłopka, który ma iść na Oxford i zostać prawnikiem. Przejąć Hillinvestments i być taki sam jak mój nemezis.
***
Po całym dniu nic nie robienia postanowiłem wkurzyć Hectora jeszcze bardziej niż moim lenistwem. Co powiesz Hector na imprezę w tej zacnej willi? Przetrwasz tą myśl, że któryś z moich znajomych zbezcześci twoje łóżko lub stłucze jakiś pojebanie drogi wazon? Z chęcią się dowiem. Chwyciłem szybko telefon i napisałem do Maxa. Kilka wymienionych wiadomości i już było pewne jaki jest plan. Nie mogłem się już doczekać.
Zbiegłem na dół w poszukiwaniu Jamesa. Zazwyczaj siedział w swoim gabinecie lub pokoju. Robił jakieś swoje figurki czy coś w tym stylu. Jedną mi nawet podarował na moje 10 urodziny. Do dziś ją mam, jeden z lepszych prezentów jakie dostałem. Lepsze nawet niż Porsche Turbo S, które dostałem w zeszłym roku na urodziny. Co mi z drogiego prezentu gdy nie ma w nim duszy?
Dorwałem Jamesa na basenie gdy coś sprawdzał. Miał zamyślony wyraz twarzy, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się delikatnie i zachęcił ręką abym podszedł.
-James słuchaj mnie uważnie, za trzy godziny będzie tu impreza.-spojrzał na mnie niezadowolony-Nie przyjmuje żadnego sprzeciwu, i nie obchodzi mnie zdanie Hectora. Potrzebuję abyś zrobił ogromne zakupy, uzupełnił barek i załatwił jakiego dobrego DJ.-spojrzał na mnie zmieszany lecz nie przerwał mi ani razu.
-Dobrze Panie Hill. Czy Pański ojciec ma się o tym dowiedzieć?-zapytał bez jakichkolwiek emocji.
-Tak koniecznie. I proszę cię jestem Victor nie Pan Hill.-zaśmiałem się.
-Victor...-bo podobno tak mi dano na imię...
![](https://img.wattpad.com/cover/315471637-288-k1730.jpg)
CZYTASZ
LAST CHANCE
Teen FictionJak co roku zaczynają się wakacje, dwie przyjaciółki wybierają się na spacer po mieście. Trafiają do ukrytego w kamienicy baru. Ivy od razu zauważa przystojnego blondyna. Dziewczyna nie może przestać o nim myśleć ale pojawia się przeszkoda - jego na...