Rozdział 15. - Awantura w szkole

166 3 0
                                    

 — Jakiż prześliczny dzień! — rzekła Ania, głęboko oddychając. — Czyż nie cudnie jest żyć w takim dniu, jak dzisiejszy? Żal mi tych, którzy się jeszcze nie urodzili i nie mogą napawać się tą pogodą! Choćby przeżyli nie jeden taki rozkoszny dzień, dzisiejszego przecież nie zaznają... I jakie to szczęście, że mamy taką śliczną drogę do szkoły!

 — Zapewne, że przyjemniej jest iść tędy, niż gościńcem, na którym jest gorąco i tyle kurzu — odpowiedziała praktyczna Djana, poczem zajrzała do koszyczka ze śniadaniem dla obrachowania, wiele też kęsów smacznego ciastka z malinami przypadnie na jedną uczennicę, jeśli trzy sztuki trzeba będzie podzielić pomiędzy dziesięć koleżanek.

 Dziewczynki ze szkoły Avonlei miały zwyczaj składać razem przyniesione śniadania, a gdyby która z nich odważyła się sama, lub nawet wspólnie z najlepszą swoją przyjaciółką zjeść trzy ciastka z malinami, napiętnowanoby ją, jako „wstrętnego sobka". A jednak trzy ciastka, podzielone pomiędzy dziesięć dziewczynek, mogły tylko zaostrzyć apetyt na nie.

 Droga, którą Ania i Djana dążyły do szkoły, była wistocie prześliczna. Ania nie potrafiłaby stworzyć podobnej nawet w swej wyobraźni. Pójście gościńcem było wcale nieromantyczne, natomiast spacer Aleją Zakochanych, wzdłuż Szumu Wierzb, Doliną Fiołków i Ścieżką Brzóz był w wysokim stopniu poetyczny.

 Aleja Zakochanych zaczynała się w ogródku za kuchnią Zielonego Wzgórza i wiła się poprzez las tak daleko, jak sięgała posiadłość Cutbertów. Była to droga, którą zwykle chodziły krowy, udając się na pastwiska i kędy zimową porą zwożono drzewo do kuchni. Ania wymyśliła tę nazwę już po kilkutygodniowym pobycie na Zielonem Wzgórzu.

 — Wiem dobrze, że żadni zakochani nie chodzą tędy — objaśniała Ania Marylę — ale czytamy właśnie z Djaną śliczną książkę, w której jest Aleja Zakochanych. Dlatego chciałyśmy także mieć podobną. Wszakże to śliczna nazwa, czy nie? Lubię tę ścieżkę, bo można na niej śpiewać i krzyczeć w niebogłosy, a nikt się o to nie gniewa.

 Ania wychodziła zazwyczaj wczesnym rankiem i udawała się Aleją Zakochanych aż do jeziora. Tam spotykała Djanę i obie dziewczynki wędrowały pod koronami klonów, dopóki nie doszły do małego mostku.

 — Klony są to naprawdę takie towarzyskie drzewa — mawiała Ania. — Wiecznie szepczą i szepcą do nas.

 Następnie dziewczynki skręcały ze ścieżki, mijały łąki pana Barrego i Szum Wierzb. Za tym ostatnim znajdowała się Dolina Fiołków — maleńka zielona polanka w cieniu wielkiego lasu pana Bella.

 — Zapewne, że teraz niema tam fiołków — opowiadała Ania Maryli — lecz Djana mówi, że na wiosnę są ich miljony. Czy Maryla może to sobie wyobrazić? Dlatego nazwałyśmy to miejsce Doliną Fiołków. Djana mówi, że nie zna nikogo równie zdolnego, jak ja, do nadawania nazw. Bardzo przyjemnie jest być zdolnym w pewnym kierunku. Djana wymyśliła nazwę Ścieżka Brzóz. Prosiła o nią koniecznie, więc zgodziłam się, chociaż z pewnością wymyśliłabym coś o wiele poetyczniejszego. Każdy mógłby ułożyć taką

pospolitą nazwę. Ale pomimo to Ścieżka Brzóz jest jedną z najpiękniejszych na świecie.

 I tak było wistocie. Ktokolwiek zabłądził kiedy w ową stronę, mówił to samo. Była to wąska, wijąca się ścieżka wzdłuż pagórka pośród lasu pana Bella, gdzie światło wdzierało się poprzez jasno-zieloną ścianę liści. Z obu stron okalały ją młode brzózki o białych pniach i o gibkich gałęziach. Paprocie i astry, lanuszki i zawilce rosły tu w wielkiej ilości. Powietrze przesycone było delikatnym, żywicznym zapachem, muzyką tonów ptasich, szmerem i śmiechem wietrzyka pośród koron drzew. Jeśli kto szedł cichutko — Ani i Djanie zdarzało się to bardzo rzadko — mógł spłoszyć królika. Niżej w dolinie ścieżka łączyła się z gościńcem, a tuż za pagórkiem, porosłym lasem, znajdowała się szkoła.

Ania z Zielonego WzgórzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz