Rozdział 8. - Zaczyna się wychowywanie Ani

171 2 1
                                    

Z przyczyn, których narazie ujawnić nie chciała, Maryla dopiero po południu powiedziała Ani, że ją zatrzymuje na Zielonem Wzgórzu. Przed obiadem powierzała jej spełnianie rozmaitych zajęć i pilnem okiem przyglądała się jej pracy. Już po tych kilku godzinach przekonała się dostatecznie, że Ania była zręczną i posłuszną, chętną do pracy i pojętną uczennicą. Główną jej wadę stanowiła pewna skłonność do wpadania w zadumę. Wtedy podczas największej roboty zapominała o wszystkiem i dopiero głośna uwaga lub jakieś niezwykłe zdarzenie sprowadzały ją ku rzeczywistości.

 Skończywszy po obiedzie zmywanie naczyń, Ania stanęła nagle przed Marylą z miną człowieka, gotowego do wysłuchania najgorszego wyroku. Wątła jej postać drżała od stóp do głów, twarzyczka była rozgorączkowana, oczy wydawały się prawie czarne. Złożywszy swe szczupłe dłonie, rzekła błagalnym tonem:

 — Ach, panno Cutbert! Błagam, niechże mi pani powie, czy mnie odeślecie, czy też nie? Całe przedpołudnie starałam się być cierpliwą, ale teraz czuję, że nie potrafię dłużej znieść tej niepewności. To takie straszne uczucie! Proszę mi wreszcie powiedzieć!

 — Nie przepłókałaś ścierki w ciepłej wodzie z sodą — odrzekła surowo Maryla. — Zanim zwrócisz się do mnie z pytaniami, zechciej to uczynić.

 Ania pobiegła spełnić rozkaz, poczem powróciła do Maryli i utkwiła w jej twarzy błagające spojrzenie.

 — Dobrze — odpowiedziała Maryla, nie mogąc na razie znaleźć nowej wymówki dla odwleczenia ostatecznej odpowiedzi. — Pomówię o tem z tobą. Brat mój i ja postanowiliśmy zatrzymać cię, rozumie się, o ile zechcesz być dobrą i posłuszną dziewczynką. Ale co się z tobą dzieje, dziecko?

 — Płaczę — rzekła Ania zmieszana — tylko nie wiem, dlaczego? Cieszę się tak, jak tylko człowiek cieszyć się potrafi. Ach, cieszyć się to nie odpowiednie wyrażenie. Cieszyłam się z powodu białych kwiatów wiśni i z powodu Białej drogi rozkoszy, ale uczucie, obecnie doznawane, jest czemś więcej! Jestem szczęśliwa! Postaram się być taką dobrą! Będzie to bardzo trudna sprawa, przypuszczam, gdyż pani Tomas twierdziła zawsze, że jestem nieznośna. Ale uczynię, co tylko będę mogła. Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego płaczę?

 — Przypuszczam, że dlatego, iż się wiecznie wzruszasz swemi myślami i przesadnemi wyobrażeniami — rzekła Maryla tonem nagany. — Usiądź na tem oto krześle i staraj się uspokoić. Boję się, że zbyt pochopna jesteś zarówno do płaczu jak i do śmiechu. Tak, pozostaniesz więc u nas, i postaramy się, by ci było dobrze. Będziesz uczęszczała do szkoły. Nie zaczniesz jednak nauki przed wrześniem, bo obecnie dwa tygodnie dzielą nas tylko od letnich wakacyj.

 — A jak powinnam panią nazywać? — spytała Ania. — Czy mam zawsze mówić panno Cutbert? Czy nie mogłabym poprostu nazywać panią ciocią Marylą?

 — Nie, nazywaj mnie tylko Marylą. Nikt nie mówi do mnie panno Marylo. Drażniłoby mnie to.

 — A czy nie będą tego uważali za pewien brak szacunku? — ośmieliła się zaprotestować Ania.

 — Co to, to nie. Staraj się tylko zawsze postępować z szacunkiem. Wszyscy w Avonlei, młodzi i starzy, nazywają mnie Marylą.

 — Jabym jednak wolała mówić „ciociu Marylo" — prosiła dalej Ania. — Nie miałam nigdy żadnej ciotki, ani krewnej... nawet babki. Zdawałoby mi się, że naprawdę należę do pani. Czy mogę mówić „ciociu"?

 — Nie, nie jestem twoją ciotką i nie lubię dawać ludziom tytułów, których nie mają.

 — Ależ mogłaby pani sobie wyobrazić, że jest moją ciocią!

Ania z Zielonego WzgórzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz