Po tym ja Vegas wybiegł z pomieszczenia, stałem patrząc na wszystkich, którzy byli nieopodal mnie. Biłem się z myślami, walczyłem sam ze sobą. Zostać, czy wybrać uczucia i odejść? Rozum, czy może serce? Co powinienem wybrać w takiej sytuacji? W końcu odnalazłem odpowiedź. Wyprostowałem się po czym ukłoniłem. - Dziękuję za łaskę. Zawsze będę kochać i szanować główną rodzinę. - Zacząłem, a w środku czułem jak bardzo jestem rozwalony wręcz na kawałeczki. Nie wiedziałem nawet jak mam opisać to, co czułem w środku tak naprawdę, - Nie mogę jednak oszukiwać siebie, ani swoich uczuć, których już nie potrafię ukrywać. Rezygnuję. - Powiedziałem zdejmując z siebie marynarkę, którą odłożyłem na stolik stojący obok. Pozycja jaką osiągnąłem... Nie była nawet warta tyle co moje uczucia do Vegasa i sam Vegas, przy którym tak bardzo chciałem być. - Zaopiekuj się nim. - Usłyszałem, spoglądając na Korna z uwagą. Potem wzrok skierowałem na Porsche, Kinna... Ale to za mocno bolało. Bolało, że to wszystko porzucałem, ale w tej drugiej części serca czułem ulgę i szczęście, że teraz mogę być z Vegasem.
Wybiegłem za nim, by potem go odszukać. W głębi duszy miałem nadzieję, że jeszcze gdzieś tutaj jest. Kiedy traciłem nadzieję, odnalazłem go na basenie, jednak... widok mnie zszokował. - Vegas co ty robisz?! - Krzyknąłem widząc jak przystawia sobie pistolet do podbródka. Powolnym krokiem zacząłem iść w jego stronę, a on jedynie opuścił broń. - Nie rób głupot! - Krzyknąłem, chcąc się rozpłakać. Tak bardzo chciałem teraz krzyczeć z rozpaczy. - Niby dlaczego? Nic mi już nie zostało... Nie mam nic. - Powiedział, stojąc do mnie ciągle tyłem. Jak to nic mu nie zostało? Jak to do cholery nic nie ma? Miał mnie i swojego młodszego brata. Jak w ogóle śmiał tak mówić? - Przestań Vegas! Jestem tutaj! Jestem rozumiesz?! - Wykrzyczałem, czując jak w moich oczach powoli zbierają się łzy, które niedługo potem spłynęły po moich policzkach. - Vegas proszę. Nie rób nic złego. - Powiedziałem spokojniej, robiąc kolejne kroki w jego kierunku. - Vegas odwróć się do mnie. - Powiedziałem, stając w miejscu. Nie chciałem by zrobił sobie krzywdę. Nie mogłem go stracić. Po prostu nie mogłem. Co wtedy powiedziałbym Macau? Co ja bym wtedy zrobił?
- Vegas. - Powiedziałem podchodząc do niego i mocno go przytuliłem od tyłu, zaciskając swoje dłonie na jego koszuli. - Zostaw mnie. Zostaw mnie! - Krzyknął odpychając mnie z całej siły, a ja znowu spojrzałem na niego z bólem. Po tym padłem na kolana, opierając dłonie na swoich udach. - Vegas, czemu mnie odpychasz? - Spytałem łamiącym się głosem. Coraz bardziej się bałem, coraz bardziej chciałem wrzeszczeć. Nie tak miało być.
- Czego ty nie rozumiesz? Nic mi nie zostało. Nie mam kompletnie nic. Jestem nikim, Pete. - Usłyszałem łamiący się głos Vegasa, który zaraz po tym się sam rozpłakał i zaczął krzyczeć. Bolało. Bolało to co słyszałem, bolało to co widziałem. - Dla mnie nie ma już miejsca. - Spojrzałem na Vegasa po usłyszeniu tych słów a widząc jak stoi z pistoletem wymierzonym w klatkę piersiową, od razu szybko podniosłem się na równe nogi.
Jednak o kilka sekund za późno.
Strzał.
- Vegas! - Krzyknąłem łapiąc go, ale widząc gdzie się postrzelił, patrzyłem przerażony. Położyłem go na plecach dotykając go po ciele wystraszony. - Vegas! Vegas! - Krzyczałem, rozpaczliwie, patrząc na leżącego ukochanego. Zauważyłem jednak jak otwiera jeszcze oczy na moment. - Pete. - Powiedział, a ja chwyciłem go za twarz płacząc. - Pete... Do zobaczenia. - Wyszeptał, po chwili zamykając oczy. Nie minęła chwila a po otoczeniu usłyszeć dało się jedynie krzyk rozpaczy. - Nie! - Krzyczałem trzymając Vegasa w swoich ramionach. - Vegas! Vegas obudź się! Nie możesz mnie zostawić! - Oparłem czoło o klatkę piersiową chłopaka.
Zawsze myślimy, że póki nas coś nie dotyka, to zwyczajnie nas to omija. Słyszymy codziennie o wypadkach, czy innych tragediach nie myśląc nawet, że to mogło spotkać też nas. Możemy czuć się wygranymi, prawda? Zawsze mając przy sobie ludzi, których kochamy triumfujemy bo wiemy, że mamy dla kogo żyć i przy kim trwać.
Tym razem mi nie wyszło i straciłem kogoś, kogo prawdziwie kochałem. Kogoś, kto był dla mnie najważniejszy. - Vegas... - Powiedziałem cicho między płaczem, zaciskając palce na jego koszuli. - Dlaczego ja... Dlaczego do cholery ja wszystkich tracę?! - Wykrzyczałem podnosząc się i chwyciłem za pistolet. Odbezpieczyłem go i przystawiłem sobie do głowy.
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz i będziemy już razem! - Krzyknąłem opuszczając rękę w dół a wolną dłonią uderzyłem w beton.
~*~
Ułożyłem kwiaty na nagrobku, siadając przy nim powoli, Ułożyłem dłoń na nim i delikatnie go pogładziłem, uśmiechając się z widocznym bólem w oczach. - Cześć Vegas. - Powiedziałem łamiącym się głosem. Ilekroć tu przychodzę, zawsze jest tak samo, Czuję pustkę, żal do samego siebie i nienawiść. - Przyszedłem ci powiedzieć, że dziś wreszcie się spotkamy. Nawet nie wiesz jak długo czekałem na ten dzień. - Mówiłem, wysuwając powoli z dłoni pistolet, który odbezpieczyłem. - Dziś jest najważniejszy dzień w moim życiu. W końcu cię zobaczę. - Mówiłem przyglądając się zdjęciu Vegasa, Przytuliłem je do siebie, powoli kładąc się obok nagrobka a sam patrzyłem w niebo. - Marzę tylko o tym, żeby cię przytulić Vegas. - Przymknąłem powieki, przykładając powoli pistolet do swojej głowy. - Szybko i bezboleśnie. -Szepnąłem uchylając powieki i spojrzałem w niebo po raz kolejny.
- Do zobaczenia, Vegas.
CZYTASZ
Last Goodbye | VegasPete
Fiksi PenggemarPete rezygnuje z bycia ochroniarzem w głównej rodzinie na rzecz Vegasa, jednak dalsze wydarzenia przerastają go. Alternatywne zakończenie dla shipu Vegas Pete z dramy KinnPorsche.