Rozdział 64

1.9K 162 67
                                    

Severus Snape prychnął siarczyście, kręcąc pobłażliwie głową. Siedział za biurkiem w swoim gabinecie, ze szklanką nalewki Rosmerty, której nawet nie napoczął i obserwował, jak Hermiona Granger zaciekle próbowała udowodnić mu, że nauczyła się w końcu tańczyć.

Nie pamiętał nawet, od czego zaczęła się ta durna dyskusja. Ach, przypomniał sobie. Kobieta usłyszała znajomą melodię z gramofonu, który jak co wieczór cicho przygrywał im przy pracy czy odpoczynku. Zaczęła wspominać bal, przypominając, jak tańczyli w okręgu i zarzekała się, że umiała powtórzyć kroki. Nie był pewien, w którym momencie powrócili do tradycji wspólnego spędzania wieczorów, ale nie zamierzał narzekać. Lubił towarzystwo młodej czarownicy, która fascynowała go coraz mocniej z każdym dniem.

Od czasu incydentu z jego zwolnieniem minął niemal tydzień. Snape dość szybko oswoił się z faktem, co się stało, kiedy już zdał sobie sprawę, co się stało. Przyzwyczaił się też do myśli, że między nim, a Hermioną działo się coś, nad czym wiedział, że nie ma kontroli. Widział każde, ukradkowe spojrzenie z jej strony i łapał się na tym, że pozwalał jej wiedzieć, że i on śledził jej ruchy kątem oka. Ruchy tak łagodne, a zarazem pełne życia, że jego ból niemal całkowicie zanikł. Severus wciąż posiłkował się opatrunkami, które młoda czarownica dla niego tworzyła i eliksirem Whitlocka, ale to wystarczyło, aby utrzymać poziom dyskomfortu na zadowalająco niskim poziomie.

— Uważaj, bo jak drugi raz rozbijesz mój stół to już nie będę tak miły — rzucił pod nosem, a Hermiona zatrzymała się w pół obrotu, zdyszana i czerwona jak dojrzała piwonia. Zatknęła ręce na biodrach w teatralnym geście i uniosła wyzywająco brew.

— A to wtedy byłeś, tak?

Żałosna, marna próba naśladowania jego kpiącego tonu, rozbawiła Severusa. Mężczyzna przytknął do ust szklankę z alkoholem i zlustrował figurę Hermiony, unosząc brew. Kobieta nie ustąpiła w próbach dowiedzenia swojej racji i zaczęła niezgrabnie powtarzać kroki, śmiejąc się przy tym wesoło. Tak wyglądał niemal każdy ich wieczór — znajdowali podczas luźnej rozmowy temat, który wywoływał dyskusję, a Hermiona zaciekle walczyła, aby udowodnić Severusowi, że nie ma racji. Podczas kiedy on jednym, krótkim zdaniem lub spojrzeniem ucinał jej próby.

Nie mogła zaprzeczyć. Podobało jej się podniecenie, które ogarniało ją na myśl o każdym spotkaniu z mężczyzną. Czuła się jak te głupiutkie, niewinne nastolatki z komedii romantycznych, ale choć usilnie próbowała, nie potrafiła pozbyć się tego uczucia. Choć nie było tak uciążliwe i infantylne — a raczej nieznośne i natarczywe. Pojawiało się w niespodziewanych momentach, czasem na dłużej, czasem na krótko. Zawsze przynosząc ze sobą przyspieszony puls i niekontrolowany uśmiech, który czaił się w kącikach jej ust.

— Profesorze!

Snape zmarszczył brwi i zerknął na drzwi, do których ktoś natarczywie zaczął się dobijać. Rozpoznał głos Bena Starricka i odstawił szklankę, szybko podchodząc do drzwi, a Hermiona zaniepokojona podążyła powoli jego śladem, sięgając po buty, które odrzuciła wcześniej obok kanapy.

— Opanuj się, Starrick — warknął Snape, otwierając na oścież skrzydło.

Nastolatek niemal przewrócił się, kiedy stracił niespodziewanie oparcie i spojrzał na wysokiego nauczyciela, oddychając ciężko.

— Chrissy... — zaczął. — Chrissy jest w szpitalu.

Hermiona uchyliła usta, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Severus odwrócił się w jej stronę, przywołując do siebie niewerbalnie różdżkę z biurka.

— Zaraz przyjdę — mruknęła, kiwając mu porozumiewawczo głową.

Snape jedynie zmarszczył brwi i wyszedł za Benem, podążając do skrzydła szpitalnego. Oby ktoś umierał, pomyślał, choć skrzywił się natychmiast, woląc jednak nie życzyć sobie tego w przypadku Christiny Blakers.

Sojusz, Granger?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz