cuatro: confrontation

29 9 9
                                    

ashley: 

Praca w Burger King była - przynajmniej dla mnie - bardzo kreatywna, pracowało się w zgranej ekipie z miłą atmosferą, prawie że rodzinną. Ludzie tam byli uśmiechnięci i bardzo chętni do pomocy. Była duża możliwość awansu. Kierownicy bardzo wyrozumiali i zorganizowani. Praca dość łatwa i mało stresująca. Najprzyjemniejszą częścią mojej pracy była możliwość nieustannego kontaktu z ludźmi - chodziło mi o zarówno pracowników, klientów, czy partnerów biznesowych. 

Terminowość wypłat wynagrodzeń była dla mnie jak manna z nieba. Bardzo potrzebowałam pieniędzy - i to w czasie. Przez dwadzieścia cztery lata mojego nędznego życia miałam tylko dwóch chłopaków. Jeden okazał się być zwykłym seksoholikiem, a drugi... no cóż... .Mój drugi partner, Dante miał dwadzieścia pięć lat. Mieszkaliśmy razem od kiedy stuknął nam rok po zawarciu związku. Kiedy go poznałam, powiedział, że jest pielęgniarzem. Nie widziałam, żeby przepracował choć jeden dzień, odkąd się znaliśmy. Płacił swoją połowę rachunków z oszczędności. Zawsze je miał, ale żeby zapłacić jak gentleman na randce lub coś mi kupić, to nigdy mu nie starczyło. Mówił, że jest "biedny jak mysz kościelna". Wydawało mi się, że nie miał ochoty podjąć żadnej pracy i martwiłam się, że jeśli z nim zostanę, zabraknie mu pieniędzy i będzie chciał na mnie polegać.

Przyjaciele mówili mi, że są dwie opcje. Albo porozmawiać z nim na poważnie o potrzebie stabilności finansowej w długotrwałym związku, albo zostawić go. Nie wiedziałam jak mogę po prostu go olać i sobie odejść. Coś mnie do niego przyciągało. Byłam zaślepiona miłością. 

Wzięłam ich rady do serca, bo życie mogłoby się potoczyć tak, że bym zaszła w ciążę lub wyszła za niego za mąż i wtedy byłoby słabo. Na domiar złego mieszkaliśmy w małej kamienicy, bo nie stać nas było na cokolwiek innego. 

Wracając do moje pracy to dzisiejszego dnia musiałam zmierzyć się z różnymi wycieczkami - i krajowymi, i zagranicznymi, które przyjechały do Rzymu. Dziwiłam się, że wolą fast foody niż włoskie jedzenie. Chociaż w sumie to ich rozumiałam. Nawet ja - rodzona Włoszka - nie mogłam czasami patrzeć na pizzę czy makaron. W pewnym momencie przejadło mi się to wszystko.

Zaczęło się. Pora obiadowa, no cóż. Zachrzaniałam jak taki mały silnik. I przygotowywałam jedzenie, i stałam na kasie. Nie wiedziałam, w co mam ręce włożyć. 

- Prossimo! (Następny!) - krzyknęłam w stronę kolejki.

Do kasy podszedł brunet z loczkami, wysoki, muskularny. 

- Buongiorno, tu cosa prendi? (Co bierzesz?) - zapytałam.

Mężczyzna stał tam jak wryty. Pomyślałam, że nie jest Włochem, dlatego zaczęłam zapodawać po hiszpańsku.

- Hola, ¿qué puedo servirle? (Witam, co mogę podać?)

On nadal nie reagował. Powiedziałam, chyba za pięćdziesiątym razem w jego języku.

- Witam, czy gotowy jest pan zamówić?

- Tak tak. Przepraszam, nie rozumiałem żadnego z tych języków.

- Nic nie szkodzi. Też moja wina, bo powinnam się wcześniej domyślić. Tyle ludzi się tu przewija. A zatem co chciałby pan zjeść?

- Kanapkę Chicken King, Chicken Pocket, Frytki XXL, wodę niegazowaną, Lipton Peach, Sundae i to wszystko.

- Widać, że pan jest głodny. - zaśmiałam się.

- Oj, nawet nie wiesz jak - popatrzył na moją plakietkę z imieniem. - Ashley. Dosłownie żygam tym włoskim jedzeniem, a jeszcze półtora tygodnia we Włoszech. W Rzymie - moim ulubionym mieście będę do końca tygodnia.

- Przepraszam, ale możecie się pospieszyć, też jestem głodny. - krzyczy jakiś klient.

- Dobra, już nie będę zatrzymywał kolejki. Ten, co krzyczał to jeden z tych ludzi, którzy są ze mną na wycieczce. Ile się należy?

- 17.95 euro poproszę. - mężczyzna wyciągnął z portfela pieniądze i mi je wręczył, a ja wydałam mu resztę.

- Pięć centów reszty, numer zamówienia to D-07, proszę - zacięłam się, bo nie wiedziałam, jak na na imię.

- Dziękuję i jestem Shawn.

- Dzięki za podpowiedź. - zachichotałam.

Shawn przesunął się w stronę lady, gdzie wydawano jedzenie, a ja dalej obsługiwałam ludzi. 

No i w pewnym momencie ujrzałam DANTE'GO?

- A ty tu co robisz? Miałeś szukać pracy.

- No tak, ale jestem głodny.

- A więc co chcesz? - zapytałam niemiło.

- Whopper Junior, Cheeseburger, Pepsi, małe frytki. - wiedział, ile to kosztuje, bo to było jego standardowe zamówienie. Rzucił mi pieniądze na ladę.

- A ty co tak ostro dzisiaj? - zapytałam, zszokowana jego zachowaniem. 

- Po prostu ci kładę, o co ci chodzi. - Dante zmarszczył brwi.

- Jeżeli dla ciebie to jest położenie pieniędzy to ja nie wiem.

- Dobra, daj ten paragon.

- Numer D-22.

Musiałam z nim poważnie porozmawiać.

Po przerwie miałam iść na piętro knajpy i posprzątać. Zauważyłam siedzącego w rogu Shawn'a. 

- Cześć, mogę się dosiąść. - zapytałam.

- Jasne, jak najbardziej. - uśmiechnął się do mnie.

- Widziałem waszą sprzeczkę.

- Zawsze mi robił siarę, ale dzisiaj to nie wiem, co w niego wstąpiło.

- Co masz na myśli?

Nie chciałam się zwierzać Shawn'owi z tego, bo przecież jesteśmy praktycznie dla siebie obcy, a ja chciałam usiąść, aby się z nim zapoznać. 

- Chociaż jeżeli nie chcesz mówić, to uszanuję to. - bardzo mi było miło, że nie chciał być nachalny, ale ja już tak dłużej nie mogę.

- Nie no luzik, powiem. Otóż mój chłopak nie chce znaleźć sobie pracy i chyba zamierza żyć na moim utrzymaniu. Nie powiem, że nie ma tam jakiś drobniaków i opłaca połowę rachunków, lecz zawsze gdy chodzi o mnie, to gada że jest biedny i w ogóle.

- Jakbym widział przede mną moją byłą żonę. Też żerowała na mnie i do tego mnie zdradzała. I ja głupi nic nie zauważyłem.

- Tak mi przykro...

- Nie no jest okej. Po prostu nie mam szczęścia do kobiet. - Shawn spoglądał na zegarek. 

- O przepraszam, będę zmykał. Muszę iść na zbiórkę. 

- Oczywiście, nie zatrzymuję cię. Do zobaczenia może niedługo. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.

- No wiadomka. Cześć. Miło było cię poznać.

- Ciebie też. Mam nadzieję, że wrócisz.

Miałam taką cichą nadzieje, że przyjdzie z powrotem...

Zabrałam się do sprzątania. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Shawn'ie. Jego osoba zaprzątała całą twoją uwagę i nawet nie zauważyłam, że dochodziła dwudziesta trzecia, czyli koniec moje zmiany. 

Wróciłam do domu. Oczywiście Dante jak zwykle grał. Chciałam zapytać, dlaczego był dla mnie taki niemiły, jednak krzyczał na mnie, że nie mam mu przeszkadzać. Wkurzyłam się. Poszłam do "naszej" sypialni, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. 

Dlaczego ja mam takiego pecha?




summer of love | shawn mendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz