Prolog

33 2 0
                                    

Zapatrzona w szybę oglądałam rozmazane krajobrazy za oknem i rozmyślałam, jak będzie wyglądał pierwszy dzień w nowej szkole. W dodatku szkole nie w moim kraju.

Przeprowadzam się z Polski do Stanów. Dokładniej do Hawkins znajdującego się w stanie Indiana. Mieszka tam mój brat wiec mama nie widziała problemu w tym, żeby mnie tam wysłać na dwa ostatnie lata liceum. Moja historia jest dosyć długa i skomplikowana. Mam a w zasadzie miałam młodych rodziców. Tata zmarł kilka lat temu, a mama rok po jego śmierci znalazła sobie nowego faceta. Jak można się domyśleć, Kubie nie spodobał się nowy ojczym, więc postanowił wyjechać z kraju do jego wymarzonego miejsca. Mam to rodzinne, aby wcześnie rozpoczynać przygodę z życiem, gdyż zapoczątkowali to nasi rodzice. Pobrali się już w wieku 19 lat, a w wieku 21 adoptowali syna Jakuba. Żeby było śmieszniej,  dzieciak miał już wtedy 6 lat. Od początku wiedział, że moi rodzice nie są jego prawdziwymi, ale gdy już zrozumiał co i jak tak naprawdę był im wdzięczny, że byli w stanie go pokochać. Teraz Jacob, bo tak go tu nazywają ma 21 lat. Ja 17 i tu nie kończy się moja dziwna historia, bo gdy rodzice się pobierali, mama już nosiła mnie pod sercem, więc tak jakby byłam pierwsza, ale jestem młodsza. Tak jak mówiłam. Skomplikowane.

Zamieszkam w domu z nim i jego kilkoma kolegami z college'u. Tak samo jemu jak i mi nie podoba się ten pomysł, ale naszej matki się nie przegada. Mogłoby się wydawać, że młodzi rodzice to luźni rodzice, jednak u nas tak to nie wygląda. Mama wysłała mnie tu, bo miałyśmy już dość siebie nawzajem i ciągłych awantur z jej nowym mężem.
Bardzo chciałam już być na miejscu i odpocząć po długiej podróży, i gdy już przysypiałam, na szybie obudził mnie głos taksówkarza. Marzyłam, by to ta taksówka odwiozła mnie bezpośrednio pod moje nowe miejsce zamieszkania, jednak ten ponury taksówkarz uświadomił mi, że "taksówki z lotniska nie dowożą tak daleko". Dlatego też podwiózł mnie na najbliższy przystanek z busem do Hawkins.

- Jesteśmy panienko.-Lekko się wzdrygnęłam, bo nie spodziewałam się tego, ale przez to co zobaczyłam za oknem, miałam już ochotę zostać tu z tym dziwnym typem, niżeli wysiadać, moknąć w deszczu na dziurawym przystanku gdzieś w środku niczego i czekać na mój kolejny i ostatni już środek transportu, jakim jest bus.

- Dziękuje i Do widzenia. Odpowiedziałam mężczyźnie, mrucząc pod nosem "oby nie", zamykając bagażnik samochodu.

Droga od drzwi do bagażnika była na tyle długa, że i tak byłam już cała mokra, więc nawet nie zawahałam się, żeby usiąść na mokrej ławce pod przeciekającym daszkiem przystanku. Z nudów zaczęłam się rozglądać i podziwiać las odbijający się w kałużach. Przyznam, że wyglądało to bardzo ładnie, więc wyciągnęłam mój polaroid i zrobiłam zdjęcie. Jednak nie chciałam dużo kombinować przez deszcz i postanowiłam go szybko schować, by nie zamókł. Następnie wróciłam do oglądania widoków, i chyba kilka chwil później zasnęłam...

You're kinda scary - Eddie Munson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz