Rozdział 21

109 11 5
                                    

Senshi, podzielone na pięć zastępów, zebrały się już na placu. Choć podczas kolacji wierzyły, że są w stanie zrobić wszystko, nawet wygrać z Nyks, to mijający czas zasiał w ich sercach niepewność. W umysłach wielu z nich zagościły wątpliwości, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, szczególnie widząc niektórych władców, którzy siedzieli przy stole, popijając herbatę i dyskutując, jak w ciągu ostatnich kilku dni. Część z nich wydawała się w ogóle nie przejmować tym, że one za chwilę wyruszą, aby poświęcić swe życie. Choć władcy niektórych królestw rozmawiali ze swoimi wojowniczkami, sprawdzając, czy nic im nie potrzeba, to świadomość, że zostaną w bezpiecznym Kinmoku, wzbudzała pewnego rodzaju zazdrość. Choć wiedziały, że taka jest ich misja i takie jest ich przeznaczenie, to coś w ich sercach pierwszy raz buntowało się od tego porządku Wszechświata.

Nikt z zebranych nie zdawał sobie sprawy, że poprzedniego dnia, w czasie ataku, jaki nastąpił, Hybris zdołała rozproszyć trochę ciemnej energii, która od wczoraj powoli osiadała w sercach senshi, osłabiając ich wolę walki i potęgując wszystkie negatywne emocje, które rodziły się na dnie ich serc.

A gdy pomruki stawały się coraz głośniejsze, pałacowy zegar ogłosił rozpoczęcie nowej godziny. Był to jednocześnie koniec terminu, jaki Neo Queen Serenity wyznaczyła do rozpoczęcia wojny. Brak odpowiedzi ze strony Nyks oznaczał, że wojna, która rozpoczęła się w Galaktyce Andromedy, właśnie objęła swym zasięgiem cały obszar Międzygalaktycznego Sojuszu Lokalnego. W tym samym momencie słowa sprzeciwów zaczęły być coraz głośniejsze, docierając powoli do uszu zebranych władców.

— Nie będziemy umierać, gdy inni nie  mają nawet tyle odwagi, by stanąć do walki! — Coraz wyraźniej było słychać głośne protesty.

Może gdyby na placu panowała cisza, zebrani szybciej usłyszeliby stukot obcasów, który roztaczał się ze sceny, na której nadal stał fortepian, na którym wczoraj grała Haruka. Teraz jednak na scenie stanęła Neo Queen Serenity, poważnym wzrokiem patrząc na zebrane wojowniczki. Możliwe, że jako jedyna, potrafiła dostrzec oznaki ciemności, które osadzały się w sercach zebranych. Wiedziała, że wróg zaatakował ich wcześniej, niż większość mogłaby przypuszczać. Widziała strach, zwątpienie i poczucie niesprawiedliwości, które z każdą chwilą coraz bardziej przybierały na sile.

Neo Queen Serenity wiedziała, jak paraliżujący może być strach. Jednak wiedziała także, że strach nigdy nie powinien być tym, co powstrzyma ludzi od walki. Od walki za bliskich, od walki o pokój, czy nawet od walki za marzenia. Strach przed śmiercią potrafił sparaliżować, jednak w życiu było zbyt wiele pięknych i cennych chwil i ludzi, by rezygnować z walki.

— Legendy nigdy nie umierają — czysty głos Serenity rozlał się po pałacowym placu, zwracając uwagę na kobietę, która z dumą stała na scenie — stają się częścią nas. Za każdym razem, gdy krwawimy, by osiągnąć wielkość, bezwzględnie przetrwamy, nigdy nie tracąc nadziei, nawet gdy ogarnia nas mrok.

Wszystkie oczy utkwione były teraz w Ksieżycowej Królowej, która pierwszy raz od przybycia, przemawiała do wszystkich zebranych.

— Wojna jest blisko, a walka zapisana jest głęboko w naszych przeznaczeniach — każde słowo Serenity przepełnione było mocą i niezachwianą pewnością co do swojego znaczenia — kiedy zło się rozprzestrzenia, pewne jest, że dosięgnie i nas. Jednak nie możemy się poddawać i do samego końca musimy podnosić się z kolan. Legendy nigdy nie umierają, na wieczność stają się częścią nas, choć nigdy nie widać ceny, jaka zostaje zapłacona. I choć kolejne pokolenia nie będą w stanie zobaczyć ofiary, jaką zamierzamy dziś złożyć, musimy podnieść się z kolan i odpowiedzieć na wezwanie, jakie wysyła nam Wszechświat. Czy słyszycie, jak wykrzykuje nasze imiona?

KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz