1. PORWANIE

53 10 93
                                    

Zapowiadał się bardzo spokojny dzień. Nikt nikogo nie atakował, nie było żadnych bójek. Był to piątek po południu, więc wszyscy już odpoczywali. Jednak Katy nadal siedziała w sklepie i obsługiwała klientów, którzy kupowali u niej przeróżne rzeczy. Nagle wpadła do niej jakaś banda debili, którzy chodzili do pobliskiej szkoły. Jeden z nich podszedł do Katy i się lekko uśmiechnął.

– Sprzedasz nam marychę, co nie? – spytał.

– Nie ma mowy! – krzyknęła. – Wynocha ze sklepu, ale już!

– Ej, spokojnie! Kobieto, opanuj organizm! Sprzedasz nam marychę i wychodzimy!

– Nie mam żadnej marychy!

– Ale my wiemy, że masz – zaśmiał się, a ją zatkało.

– Kto wam powiedział?!

– Taki typek w masce.

– On tu jest? – spytała z przerażeniem. Od razu wiedziała, o kogo im chodzi.

– Ta i powiedział, że jak nam nie sprzedasz, to cię rozpierdoli.

– Dobra, ile chcecie?

– Kilogram – powiedział i ona im to sprzedała. – Dobra, już idźcie. Tylko nikomu nie mówcie, że ja wam to sprzedałam.

– Jasne – uśmiechnął się i wyszli.

Katy odetchnęła. Stwierdziła, że nikt już jej raczej tu nie odwiedzi, więc poszła zamknąć drzwi. Wtedy akurat zobaczyła przed sklepem trzy radiowozy, tamtych chłopaków, a co gorsza – Alana Walkera, który właśnie gadał z jednym z policjantów. Katy zaczęła drżeć ze strachu. Wtedy zamaskowany obdarzył ją zabójczym spojrzeniem.

– P-przepraszam, a co tu się dzieje? – spytała Katy, podchodząc do nich.

– To ty sprzedałaś tym dzieciakom marihuanę? – spytał policjant.

– Co? O czym pan mówi? Do niczego takiego nie doszło – wypierała się.

– Jesteś zatrzymana – powiedział, a ona znieruchomiała.

Wtedy Alan spierdolił z miejsca akcji i wrócił do swojej bazy, która znajdowała się na końcu miasta przy lesie i wyglądała jak jakiś opuszczony warsztat samochodowy. W wejściu oczywiście rozdeptał jakąś jaszczurkę, a gdy zamknął drzwi, wyjął spluwę i rozstrzelił butelkę z wódką, która stała na stole, a przy niej siedział oczywiście Andreas.

– Nie ma chlania! – wrzasnął, a Andreasowi zrobiły się szklane oczy. – Gdzie jest Thanos?!

– Nie wiem! Zamknij, kurwa, mordę! – krzyknął Andreas.

– Uważaj na słowa! Bo zaraz pójdę do tej kurwy Jane i porozstrzelam jej koty! – zagroził. – Ją w sumie też, ale mniejsza z tym.

Andreas zamilkł, a tymczasem w willi Justina odbywała się impreza zorganizowana przez Marthe. Wszyscy świetnie się bawili, było chlanie i grała głośna muzyka. Oczywiście Marshmello był DJ-em, więc była chujowa. W pewnym momencie na prośbę Efendi włączył "Mata Hari", a ona zaczęła swój szatański taniec.

– Efendi, tylko nie wezwij demona! – zaśmiała się Marthe, a akurat w tym momencie ktoś włamał się do willi.

– Kurwa, ktoś tu jest! – wrzasnął Justin, a Marshmello wyłączył muzykę.

– Kto?! – wrzasnęła Viivi.

– Demon od Efendi?! – wrzasnęła Marthe, a ich oczom ukazał się Andreas. – Ty chuju, co ty tu robisz?! Wypierdalaj!

– Usłyszałem głośną muzykę, to stwierdziłem, że wpadnę do was – powiedział z uśmiechem. – A jak wam życie mija?

– Wyjdź – powiedziała Viivi.

Welcome to ZjebowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz