Zapowiadał się bardzo spokojny dzień. Nikt nikogo nie atakował, nie było żadnych bójek. Był to piątek po południu, więc wszyscy już odpoczywali. Jednak Katy nadal siedziała w sklepie i obsługiwała klientów, którzy kupowali u niej przeróżne rzeczy. Nagle wpadła do niej jakaś banda debili, którzy chodzili do pobliskiej szkoły. Jeden z nich podszedł do Katy i się lekko uśmiechnął.
– Sprzedasz nam marychę, co nie? – spytał.
– Nie ma mowy! – krzyknęła. – Wynocha ze sklepu, ale już!
– Ej, spokojnie! Kobieto, opanuj organizm! Sprzedasz nam marychę i wychodzimy!
– Nie mam żadnej marychy!
– Ale my wiemy, że masz – zaśmiał się, a ją zatkało.
– Kto wam powiedział?!
– Taki typek w masce.
– On tu jest? – spytała z przerażeniem. Od razu wiedziała, o kogo im chodzi.
– Ta i powiedział, że jak nam nie sprzedasz, to cię rozpierdoli.
– Dobra, ile chcecie?
– Kilogram – powiedział i ona im to sprzedała. – Dobra, już idźcie. Tylko nikomu nie mówcie, że ja wam to sprzedałam.
– Jasne – uśmiechnął się i wyszli.
Katy odetchnęła. Stwierdziła, że nikt już jej raczej tu nie odwiedzi, więc poszła zamknąć drzwi. Wtedy akurat zobaczyła przed sklepem trzy radiowozy, tamtych chłopaków, a co gorsza – Alana Walkera, który właśnie gadał z jednym z policjantów. Katy zaczęła drżeć ze strachu. Wtedy zamaskowany obdarzył ją zabójczym spojrzeniem.
– P-przepraszam, a co tu się dzieje? – spytała Katy, podchodząc do nich.
– To ty sprzedałaś tym dzieciakom marihuanę? – spytał policjant.
– Co? O czym pan mówi? Do niczego takiego nie doszło – wypierała się.
– Jesteś zatrzymana – powiedział, a ona znieruchomiała.
Wtedy Alan spierdolił z miejsca akcji i wrócił do swojej bazy, która znajdowała się na końcu miasta przy lesie i wyglądała jak jakiś opuszczony warsztat samochodowy. W wejściu oczywiście rozdeptał jakąś jaszczurkę, a gdy zamknął drzwi, wyjął spluwę i rozstrzelił butelkę z wódką, która stała na stole, a przy niej siedział oczywiście Andreas.
– Nie ma chlania! – wrzasnął, a Andreasowi zrobiły się szklane oczy. – Gdzie jest Thanos?!
– Nie wiem! Zamknij, kurwa, mordę! – krzyknął Andreas.
– Uważaj na słowa! Bo zaraz pójdę do tej kurwy Jane i porozstrzelam jej koty! – zagroził. – Ją w sumie też, ale mniejsza z tym.
Andreas zamilkł, a tymczasem w willi Justina odbywała się impreza zorganizowana przez Marthe. Wszyscy świetnie się bawili, było chlanie i grała głośna muzyka. Oczywiście Marshmello był DJ-em, więc była chujowa. W pewnym momencie na prośbę Efendi włączył "Mata Hari", a ona zaczęła swój szatański taniec.
– Efendi, tylko nie wezwij demona! – zaśmiała się Marthe, a akurat w tym momencie ktoś włamał się do willi.
– Kurwa, ktoś tu jest! – wrzasnął Justin, a Marshmello wyłączył muzykę.
– Kto?! – wrzasnęła Viivi.
– Demon od Efendi?! – wrzasnęła Marthe, a ich oczom ukazał się Andreas. – Ty chuju, co ty tu robisz?! Wypierdalaj!
– Usłyszałem głośną muzykę, to stwierdziłem, że wpadnę do was – powiedział z uśmiechem. – A jak wam życie mija?
– Wyjdź – powiedziała Viivi.
CZYTASZ
Welcome to Zjebowo
Ужасы‼️TW: CRINGE‼️ Przed przeczytaniem książki skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż czytanie tego gówna zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. Okładkę wykonała @Walker56996 <3