Yuki zmierzyła raz jeszcze odległość jaka dzieliła ją od celu. Poprawiła kąt strzału, wzięła poprawkę na wiatr oraz upewniła się, że jest niewidoczna. Naciągnęła cięciwę, uspokoiła oddech i puściła dłoń. Strzała pomknęła przed siebie z cichym świstem. Yuki już w tym momencie wiedziała, że strzała dosięgnie celu. Jej zdobycz podskoczyła w miejscu i zaraz padła na ziemię z niewyraźnym piskiem. Yuki uśmiechnęła się szeroko do siebie z triumfem na ustach. Rzadko się zdarzało aby chybiła. Wyszła z krzaków i podeszła do rogatego królika. Strzała tkwiła w jego piersi, lekko brocząc sierść krwią. Dziewczyna uklękła i krótko wyrecytowała z szacunkiem przeprosiny i podziękowanie. Następnie wyjęła ostrożnie pocisk i obwiązała linką zwierzę, aby łatwiej było je nieść. To był udany dzień. Upolowała dwa króliki oraz jednego skiru, nielotnego ptaka, który wspaniale pasował do potraw, które ostatnio polubiła. Zadowolona chwyciła wszystkie swoje zdobycze oraz łuk i kołczan, i wyszła z zagajnika.
Ledwo przeszła parę metrów i z drugiej strony wyszedł kolejny łowca. Yuki uśmiechnęła się do niego.
- Widzę, że tobie też dopisało szczęście, Kion!
Chłopak wyszczerzył się szeroko i uniósł z dumą wędkę, na której wisiał pęk kilku ryb.
- A jakże! Chyba idzie mi coraz lepiej. Ta nowa wędka jest doskonała!
Yuki przechyliła głowę z lekkim uśmiechem.
- Wciąż nie rozumiem dlaczego nie łapiesz ryb własnoręcznie. Po co masz pazury jak nie do takich rzeczy?
Kion odwzajemnił uśmiech i oparł wędkę o ramię.
- Yuki, już z tuzin razy ci to tłumaczyłem. Po pierwsze: tak jest zabawniej, a po drugie, nie masz pojęcia jaki to świetny test cierpliwości. A jednocześnie siedzenie w ciszy i spokoju relaksuje.
Dziewczyna ziewnęła szeroko.
- Nuda.
Kion uśmiechnął się szerzej.
- Tak samo mógłbym zapytać ciebie: po co ci te polowania skoro w domu dostajesz tyle jedzenia, ile zechcesz?
Yuki zaśmiała się znowu.
- I ty też wiesz dobrze, że to uwielbiam. Nie dla zwierzyny, ale dla samej przyjemności i ekscytacji z polowań i ćwiczeń z łukiem. Nie wyobrażam sobie siedzieć na kuprze i spać z nudów, gdy można robić takie ekscytujące rzeczy.
Kion skinął głową.
- Tak wiem, naprawdę masz duszę prawdziwej wojowniczki.
Yuki uśmiechnęła się i pogładziła swój łuk palcami.
- Gdyby tylko jeszcze ojciec myślał to samo, co ty.
- W końcu i on to zauważy, jestem pewien – Odparł chłopak.
Oboje skierowali się do wyjścia z lasu i jednocześnie zaczęli się zastanawiać nad kolejnym polowaniem.
- Może pójdziemy teraz na andu? Chcę w końcu zapolować na coś większego – Zaproponowała Yuki.
- Sam nie wiem. Jesteś pewna, że jesteś już na nie gotowa? Pamiętaj, że andu są bardzo niebezpieczne jeśli je sprowokujesz...
Dziewczyna machnęła ręką.
- Tak, tak, wiem. Dla mnie to nadal zwykłe, przerośnięte jelenie i nic więcej. Co z tego, że mają cztery rogi? Jestem od nich szybsza.
Kion westchnął.
- Czasem naprawdę się zastanawiam, skąd w tobie tyle zawziętości.
Yuki roześmiała się i lekko klepnęła przyjaciela w ramię.
- Znasz mnie przecież, im większe wyzwanie, tym mocniej się nakręcam.
Kion uśmiechnął się i tylko pokręcił głową z rozbawieniem.
Gdy wyszli z lasu, zaczęli mijać liczne trawiaste pagórki. Yuki podbiegła i wspięła się na jeden z nich. Rozłożyła ręce i odetchnęła głęboko.
- Ale cudownie!
Po czym usiadła na trawie, a lekki wiatr powiewał jej białymi włosami. Kion usiadł obok niej.
- Tak, przyjemnie tutaj. Idealne miejsce na odpoczynek po polowaniu.
- Ach, chciałabym codziennie tu przychodzić. Ale czasem obowiązki mi na to nie pozwalają – Powiedziała z irytacją dziewczyna.
- I tak przeważnie wymykasz się z domu, gdy twój ojciec jest zajęty. Wszyscy w wiosce zdążyli to zauważyć - Odparł Kion.
Yuki roześmiała się.
- Fakt. Choć pewnie ojciec i tak już dawno wie o moich eskapadach. Nic nie poradzę, że tak kocham łucznictwo. Nie chcę rozczarować mojego klanu, ale też nie mogłabym porzucić swojego marzenia. No trudno, najwyżej wszyscy mnie za to znielubią.
Wzruszyła ramionami i popatrzyła przed siebie zamyślonym wzrokiem. Z kolei Kion spojrzał na nią. Po raz kolejny stwierdził, że dziewczyna nawet sama nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo się wyróżnia na tle klanu. Być może i nie tylko ich klanu. Nie dość, że była jedynym kotołakiem o białym jak śnieg futrze, to jeszcze była wyjątkowa pośród większości młodych kobiet: wesoła, nieco szalona i w dodatku bardzo wojownicza. To wszystko sprawiało, że Yuki była obecnie największym obiektem westchnień młodych mężczyzn w klanie. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca odrzuciła zaloty pięciu wojowników, którzy próbowali zaimponować jej licznymi trofeami ze swoich walk. Ale Yuki nie jest taka jak inne kobiety. Nie robi to na niej wrażenia. Zawsze się wtedy denerwuje i mówi, że nikt nie zna jej tak dobrze, aby rozumiał jej uczucia. Jednakże ktoś rozumiał ją doskonale. On.
Kion popatrzył na przyjaciółkę, która wciąż kontemplowała widoki przed sobą. Przyjaźnią się od dzieciństwa. Są sobie bardzo bliscy i jednocześnie jeden dobrze rozumie drugiego. Wiedział, że Yuki traktuje go jak brata. Ale on... Chłopak westchnął cicho pod nosem. Był ciekaw czy kiedyś odważy się powiedzieć jej, co naprawdę czuje...
W tym momencie Yuki spojrzała na niego unosząc brwi.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? Coś się stało?
Kion potrząsnął głową lekko zarumieniony.
- Nic, nic. Tylko rozmyślałem. Powinniśmy już wracać. Nim twój ojciec zacznie cię szukać.
Yuki podniosła się i przeciągnęła.
- Pewnie masz rację. Nie chcę znowu słyszeć, gdzie się szwendałam aż do nocy.
Chłopak uśmiechnął się i chwycił swoją wędkę.
Po jakimś czasie, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, dotarli do wioski. Jak na największy klan pośród ich rasy przystało, wioska nie była znowuż taka maleńka. Była to dobrze rozwinięta osada, usytuowana w dolinie otoczonej z jednej strony lasem, a z drugiej skalnymi szczytami pełnymi wodospadów. Klan był dobrze chroniony nie tylko dzięki swemu położeniu, ale i grupie świetnie wyszkolonych wojowników. Każdego roku do nauki przystępują nowi, utalentowani młodzieńcy, którzy pragną chronić te piękne miejsce. Ale są też i tacy, którzy szkolą się dla przygód. Każdy w wiosce wiedział, że Yuki z chęcią dołączyłaby do grupy wojowników, dlatego całymi dniami wymyka się z domu, aby trenować strzelanie z łuku. Jednakże ze względu na swój status wciąż nie może zrealizować tego marzenia. Ale Kion przypuszczał, że w końcu dziewczyna i tak zrobi swoje. W sumie nie dziwił jej się. Bycie wojownikiem rzeczywiście jest ekscytujące, choć niebezpieczne. Ale doskonale wiedział jakie wyjątkowe doświadczenia niesie ze sobą ta profesja. W końcu sam się szkoli na wojownika. Yuki zawsze mu zazdrości tych treningów, więc czasem uczy ją kilku przydatnych ruchów. Jednakże jej ojciec z pewnością nie pochwala upodobań swojej córki.
Równo z tą myślą, gdy szli przez wioskę, nagle podbiegł do nich jeden ze strażników. Skłonił się nisko Yuki i wysapał poważnie:
- Panienko, książę oczekuje ciebie w domu.
Yuki westchnęła ciężko.
- Nic nowego. Spodziewałam się tego. Zaraz przyjdę, chcę tylko z Kionem oporządzić nasz łup...
Strażnik odchrząknął taktownie.
- Obawiam się, że będzie musiało to poczekać. Książę chce panienkę widzieć teraz. Natychmiast.
Yuki znowu westchnęła z irytacją i spojrzała na Kiona.
- Wybacz. Chyba faktycznie musi to zaczekać.
Kion uśmiechnął się lekko.
- Nic nie szkodzi, rozumiem to.
Oboje podążyli za strażnikiem do domu Yuki.
Kiedy w wiosce przeważały domy w większości zbudowane podobnie, dom księcia klanu można by nazwać pałacem, choć nim nie był. Była to dość spora rezydencja. Od frontu stanowił największy budynek złożony z dwóch pięter, natomiast dwa pozostałe budowały lewe i prawe skrzydło rezydencji. Poza tym dom otaczał ogród pełen kwitnących drzew i kolorowych rabatek. Ów rezydencja słusznie wyróżniała się w całej dolinie. Yuki kochała ten dom. Dawniej mieszkała w nim cała królewska rodzina, a obecnie była tylko ona i przywódca klanu, jej ojciec. To też był powód, dla którego często spędzała czas poza rezydencją. Tylko w ten sposób mogła poczuć się choć trochę mniej znudzona otaczającą pustką i ciszą. Jednakże teraz przeczuwała, że jej ojciec ma dość już jej samowolki i przygotowywała się na poważną rozmowę. Ale umiała radzić sobie z jego surowymi zasadami. Cokolwiek usłyszy dzisiaj, i tak od razu wróci do Kiona, aby zrobić ucztę we dwójkę z upolowanej zdobyczy.
Gdy strażnik przekroczył próg rezydencji, Yuki wciągnęła głęboko oddech i zwróciła się do przyjaciela, siląc się na uśmiech:
- Zaraz wracam.
Kion skinął głową.
- Poczekam na ciebie.
I stanął obok wejścia.
Dziewczyna weszła do budynku i z ponurą miną podążyła za strażnikiem. Minęła służących, którzy z szacunkiem skłonili się jej, a wypolerowana posadzka cicho odbijała miękkie kroki jej i mężczyzny. W końcu ten zatrzymał się przed drzwiami do kolejnego pomieszczenia i tylko krótko wskazał dłonią aby weszła do środka. Yuki znowu złapała oddech i otworzyła drzwi. Gdy wkroczyła do pokoju, natychmiast do jej uszu dobiegł niski, poważny głos:
- A więc w końcu jesteś.
Yuki zamknęła za sobą drzwi i krótko rozejrzała się. Książę stał przy oknie i nawet nie spojrzał na córkę. Już fakt, że wezwał ją do gabinetu, w którym normalnie przyjmuje sojuszników i interesantów klanu, świadczył o tym, że nie będzie to wesoła pogawędka. Dziewczyna stanęła pośrodku pokoju wysoko unosząc głowę.
- Tato.
- Znowu zniknęłaś na cały dzień z domu. Nie będę pytać, co robiłaś. I tak nie jest to dla mnie już nic niewiadomego. Wiem, że codziennie chodzisz na polowania z tym chłopcem. Choć w twoim przypadku nie jest to konieczne i potrzebne.
Yuki zacisnęła lekko usta.
- Skoro to wiesz, to na pewno nie muszę podawać ci powodu, dla którego to robię.
- Wiem, że możesz się czuć samotna. Rozumiem to, ale zapominasz, że twoje obowiązki są ważniejsze niż szlajanie się po lesie - Odparł coraz poważniejszym tonem.
- A ty najwyraźniej już zapomniałeś, że nie jestem małym dzieckiem. Nie mam zamiaru siedzieć i uczyć się haftować koronki. Wolę robić bardziej pożyteczne rzeczy.
- Dość tego, Yuki – Powiedział mężczyzna i dopiero teraz odwrócił się do niej.
Książę Kamau był wysokim i umięśnionym kotołakiem o hebanowo czarnym futrze. Jego twarz zdobiła długa blizna biegnąca od czoła aż do policzka, a brązowe oczy surowo patrzyły na córkę.
- Wiesz dobrze, że nie pochwalam twojego zachowania. Zrobiłaś się jeszcze bardziej zbuntowana niż zwykle. Nie wiem czy to wpływ tego chłopca, czy nie, ale coraz częściej uciekasz od odpowiedzialności.
- Kion to mój przyjaciel, jego w to nie mieszaj. Przyjaźń z nim daje mi dużo radości. Jest mi bardzo bliski – Odparła Yuki z lekką złością.
Książę zmrużył oczy.
- Właśnie przypuszczam, że aż nazbyt bliski. Poza tym dowiedziałem się, że chcesz zostać wojowniczką.
Yuki drgnęła i zacisnęła mocniej usta. Była pewna, że ojciec w końcu dowie się o jej planach...
- Koniec tej zabawy, Yuki. Podjąłem decyzję – Dodał surowo – Jak sama zauważyłaś, nie jesteś już dzieckiem. Twoim obowiązkiem jest dobro klanu. Dlatego dwa dni temu rozmawiałem z wodzem klanu Huan Ying. Jego syn również jest już w odpowiednim wieku co ty, a więc za miesiąc odbędzie się wasz ślub.
Yuki rozwarła szeroko oczy i poczuła, jakby ktoś oblał ją wiadrem zimnej wody.
- Co takiego?!
- Ślub. Nie rób takiej zdziwionej miny. Od wielu lat nasze klany zawierały małżeństwa pomiędzy dziedzicami rodów. To zaszczyt, który nie tylko jednoczy klany ze sobą, ale również podtrzymuje dobre relacje i współpracę w razie problemów.
- A ja to nie mam już w tej sprawie nic do powiedzenia?? - Powiedziała dziewczyna, coraz mocniej zaciskając dłonie.
- To ważne, aby królewska córka związała się z kimś, kto ma na celu dobro wszystkich klanów kotołaków – Odparł chłodno Kamau – Wiem, że odrzuciłaś już propozycje małżeńskie pół tuzina wojowników o zaszczytnych osiągnięciach. Małżeństwo z synem Wielkiego Wodza pozwoli tobie utrzymać wysoką pozycję wśród klanów i zapewni stabilną przyszłość.
Yuki spuściła głowę czując jak gniew i ból rozsadza jej serce.
- A nie pomyślałeś o tym co ja bym czuła? Mam poślubić kogoś, kogo nawet nie znam?!
- Ale ja go znam i wiem, że to dobry młodzieniec. Inteligentny, poważany przez wszystkich i przede wszystkim będzie w przyszłości doskonałym wojownikiem. Wie o swoich obowiązkach. Przygotowania do ślubu już się zaczęły.
Yuki znowu zacisnęła usta.
- Poza tym nie masz już innego wyboru, droga córko – Mówił dalej książę – Jeśli go nie poślubisz i nie spłodzisz następnego dziedzica, nasz klan upadnie. A ze wszystkich społeczności naszej rasy to właśnie Shri Lan jest największym i najbardziej szanowanym klanem. Sama jedna go nie ochronisz. A Czarne Kły tylko czekają aż klan osłabnie, aby go podbić.
- Od tego właśnie mamy świetnych wojowników, którzy go chronią! - Odparła Yuki podnosząc znów głos – A gdy sama zostanę wojowniczką, będę mogła zarówno utrzymać nasz klan, jak i go chronić! A też i inne klany nam pomogą.
- Mylisz się, grupa wojowników to zbyt mało, a jeśli Shri Lan osłabnie, wkrótce to samo może czekać pozostałe klany, aż w końcu każdy z nich upadnie.
- To niech upadną. I tak nie wezmę tego ślubu.
Kamau zrobił krok w przód i nagle uderzył pięścią w ścianę domu, aż pojawiła się dziura w drewnie.
- Dosyć! Jesteś księżniczką! To twój obowiązek, aby klan rozwijał się dalej i nie obchodzą mnie twoje wymysły! Weźmiesz ten ślub i koniec dyskusji!
Yuki spojrzała mu prosto w oczy i krzyknęła:
- W takim razie wolę zrzec się tego tytułu niż poślubić kogoś, kogo nie kocham!!
Rzuciła na ziemię swoje łupy i gwałtownie odwróciła się wybiegając z pokoju. Kamau zastygł na chwilę w miejscu, zaskoczony tym wybuchem, po czym jego wzrok padł na leżące na ziemi martwe zwierzęta. Nagle poczuł ucisk w środku i zmarkotniał kręcąc do siebie głową.
Yuki biegła przed siebie czując jak łzy zbierają jej się pod powiekami. Nie zwracała uwagi na zdumione spojrzenia służących, jak i wartowników stojących przy drzwiach. Wybiegła gwałtownie z domu, na co Kion, który wciąż czekał na nią w pobliżu, poderwał się i zbliżył. Ale Yuki i na niego nie spojrzała, tylko dalej biegła nie zatrzymując się. Chłopak od razu zorientował się, że coś poszło nie tak. Najwyraźniej rozmowa okazała się bardziej poważna niż zakładali. Czyżby jej ojciec ją ukarał? Bardzo był ciekaw co zaszło, a sądząc po jej zachowaniu, z pewnością to coś niedobrego. Nie wahając się już dłużej, pobiegł za nią.
Yuki kierowała się w ich ulubione miejsce, gdzie często przesiadywali z dala od innych mieszkańców wioski. Była to niewielka skała ukryta wśród krzewów i wysokich traw, ale na tyle duża, że była świetnym punktem obserwacyjnym i widokowym. Zawsze tam przychodzili, gdy nie polowali lub by po prostu posiedzieć i odpocząć. I gdy Kion w końcu dogonił dziewczynę, ta siedziała na skale i obejmowała kolana patrząc gdzieś przed siebie. Podszedł do niej i zobaczył jak po jej policzku spływają łzy. Serce mu ścisnęło.
- Yuki, co się stało? Czy... czy ojciec cię ukarał? Co powiedział?
Yuki otarła szybko policzki i nie patrząc na niego odparła bez ogródek:
- Za miesiąc wychodzę za mąż.
Kion zesztywniał i zamrugał oczami niedowierzająco.
- Co?? Za mąż? Jak to? Ale za kogo??
Dziewczyna pokręciła głową i znowu otarła oczy. Nawet jej uszy oklapły zupełnie ze smutku. Kion usiadł obok niej.
- Ja też byłam zaskoczona.
I opowiedziała mu o rozmowie z przywódcą klanu. Kion słuchał uważnie próbując jednocześnie przetrawić jej słowa.
Gdy skończyła, na chwilę zapadło między nimi milczenie. W końcu Kion powiedział cicho:
- Przykro mi. Naprawdę. Twój ojciec nie powinien cię zmuszać do związania się z kimś, kogo nie kochasz, ani nawet nie znasz. To nie w porządku.
- Uważa, że to dla dobra klanu. Bo będąc księżniczką muszę mieć dobrego partnera. A on nie chce nawet słyszeć o tym, że jestem wystarczająco silna, by sama zadbać o klan – Powiedziała Yuki.
- Rozumiem jak bardzo ważna jest przyszłość klanu, ale przecież zawsze możesz kogoś znaleźć, kto ci się spodoba. Twój ojciec nie jest jeszcze pozbawiony sił i daleko mu do tego. Dlaczego tak szybko postanowił zaaranżować ślub?
Yuki prychnęła ze złością.
- Bo sądzi, że dzięki temu przestanę bawić się w wojowniczkę i skupię się na nowych obowiązkach. I by mnie odciągnąć od przyjaciół – Dodała cicho – Nie rozumie, co naprawdę czuję. Nikt nigdy tego nie rozumie. Dla wszystkich jestem tylko księżniczką, której głównym zadaniem jest spłodzić następnych przywódców klanu i nic więcej. To niesprawiedliwe!
Znowu zaczęła płakać i ukryła twarz w kolanach. Kion milczał nie wiedząc co powiedzieć. Sam czuł smutek w sercu, że Yuki bierze niedługo ślub. Choć od początku wiedział, że nie miał żadnych szans, w końcu był tylko początkującym wojownikiem. I choć dla Yuki osiągnięcia i hierarchia nie jest ważna, jej ojciec to już zupełnie co innego. Nie mówiąc już o tym, że wciąż nie odważył się wyznać jej swoich uczuć. Ale tliła się w nim iskierka nadziei. A teraz zgasła. Jednocześnie jego serce rozdzierało współczucie do Yuki i wszystko w nim się wyrywało, aby jej pomóc. Ale nie wiedział jak. Dawno już nie widział, by tak bardzo płakała...
Położył dłoń na jej ramieniu i bez słowa cierpliwie czekał, aż dziewczyna się uspokoi. Za to ona miała poczucie, że całe jej życie runęło jak domek z trawy w jednej chwili.
W końcu Yuki przestała płakać i otarła twarz.
- Wybacz, że mnie widzisz taką. Księżniczka powinna z dumą unieść głowę i nie okazywać łez.
Zaśmiała się słabo.
- Przestań, nic się nie stało – Odparł od razu Kion – Rozumiem co czujesz i to dobrze, że nie zgadzasz się z decyzją ojca, bo ona jest okropna.
- Ale nic nie zrobię. To oczywiste, że dobro klanu jest dla mnie ważne. Tak naprawdę nie chcę aby upadł. Ale jeśli rezygnacja z tytułu pozwoliłaby mi robić to, co kocham, a nie to, co muszę... - Westchnęła ciężko – Sama już nie wiem co robić.
Kion znowu dotknął delikatnie jej ramię i uśmiechnął się.
- Masz jeszcze trochę czasu. Jestem pewien, że znajdzie się jakieś rozwiązanie. Wierzę w ciebie i wiem, że dasz radę. Jesteś wspaniałą księżniczką.
Yuki spojrzała na niego i również się uśmiechnęła.
- Dziękuję, że jesteś przy mnie. Dzięki tobie czuję się znacznie lepiej. Nie zniosłabym gdybyś miał przeze mnie kłopoty.
- Yuki, dla mnie najważniejsze jest abyś była szczęśliwa. Od tego są przyjaciele, by się wzajemnie wspierać – Uśmiechnął się szerzej chłopak.
- Masz rację. W końcu znamy się od dawna. Nikt tak długo nie znosi moich szaleństw i humorów co ty.
Kion zaśmiał się i udał, że się zastanawia.
- No cóż, przyzwyczaiłem się.
I oboje zaczęli się śmiać ze wzajemnych żartów.
Siedzieli tak razem aż do zachodu słońca, po czym Yuki powiedziała:
- Cóż, z kolacji dziś chyba nic nie wyjdzie. Zostawiłam swoje łupy w domu, gdy wybiegłam po rozmowie z ojcem. Na pewno już je wyrzucił.
Kion podniósł się i otrzepał z trawy.
- No trudno, zawsze możemy wybrać się jutro po nowe. Albo spróbuję szybko coś przyrządzić z ryb, które złowiłem w rzece.
Yuki spuściła wzrok i znowu posmutniała.
- Mam nadzieję, że ojcu nie przyjdzie na myśl, aby ktoś mnie pilnował bym nie chadzała na polowania.
- Phi, tego nie może ci zabronić. Przecież to nic złego.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- To prawda. I tak zawsze znajdę sposób, aby wymknąć się z domu.
- Właśnie – Odparł wesoło Kion - A więc chcesz spróbować moich ryb?
- O ile ich nie spalisz to czemu nie.
Chłopak mrugnął do niej okiem.
- Bez obaw. Specjalnie dla ciebie wyjmę też z nich wszystkie ości. Nie chcemy w końcu, aby księżniczka się którąś zadławiła.
Yuki roześmiała się otwarcie i klepnęła lekko przyjaciela w ramię.
I tak już w dobrych humorach skierowali się do domu Kiona, aby zjeść kolację i jeszcze choć trochę urozmaicić ten dzień. Przez całą drogę biały ogon Yuki kołysał się raźno, zapominając już o całym smutku.
Ostatecznie dziewczyna wróciła do rezydencji królewskiej bardzo późno. Najchętniej zostałaby aż do rana u Kiona, byle tylko nie wracać do domu. Ale nie byłby to dobry pomysł. Nie chciałaby, aby sprawy się pogorszyły jeszcze bardziej. Mimo wszystko Yuki starała się nie natknąć na przywódcę klanu. Nie miała ochoty go widzieć, ani z nim rozmawiać. Jego decyzja wciąż sprawiała jej ból i była jeszcze na niego zła. Tak więc wracając do domu, po cichu przemknęła przez wielki hol i wślizgnęła się do swojego pokoju. Wszyscy domownicy dawno spali, więc nikt jej nie zauważył.
CZYTASZ
Strzała Tygrysa
FantasyYuki od dawna marzy o tym, by zamiast zajmować się straszliwie nudnymi obowiązkami, chwycić za łuk i dać się ponieść przygodzie. Jednakże jej status utrudnia realizację owego marzenia. Szczególnie, że na jej barkach ciąży cała przyszłość klanu. Ale...