Drogi Idioto! Jeśli nadal to czytasz, musisz być bardzo znudzony. Albo wścibski. Moje trzecie oko mówi, że to i to.
Kłamię. Moje trzecie oko nie istnieje. Jak dobrze, że wróżbiarstwo to idealny przedmiot dla kłamców i pisarzy (mam Wybitny!). Zgadnij którym z tych dwóch jestem.
Zastanawiałem się jak powinienem zacząć swoją historię. Chciałem, żeby była wciągająca, ale nie mogłem zacząć od środka. I od początku też nie — niezbyt pamiętam moment, gdy wyciągali mnie z brzucha matki (ale obstawiam, że było odjazdowo).
No więc uznałem, że zacznę od najstarszego wspomnienia. Każdy takie ma. U innych jest to coś dużego jak pożar domu w wieku trzech lat, a u innych posikanie się w gacie. U mnie to poznanie najlepszego przyjaciela.
Żebyś zrozumiał, co się stało, muszę przedstawić ci suche fakty z mugolskiego świata — to było u nich dwudziestolecie międzywojenne. Ta, międzywojenne. Wojna niedawno znowu się rozpoczęła i nadchodzi też do nas. Ale o tym kiedy indziej, jeśli starczy mi tuszu i kartek (oraz jeśli przeżyję na tyle długo, by móc powiedzieć Ci wszystko).
Mama miała kilku znajomych, którzy potrzebowali pomocy. Uciekli od wojny, byli w obcym kraju, ledwie znali język i z pieniędzmi też było niezbyt. Więc przygarnęła ich pod swój dach (cholerni Puchoni i ich złote serca, co?).
Pośród tych ludzi był taki śmieszny chłopak w moim wieku. Ciągle nucił coś pod nosem, miał zabawny akcent i dostał pokój naprzeciw mojego (mamy duży dom, naprawdę duży. Ale to tak na marginesie).
Nie zdradzę tu jego imienia ani nazwiska — nie jestem głupi, wiem, że Karteluszki mogły wpaść w niepowołane ręce — ale będę nazywać go Złotym. Początkowo miałem zamiar mówić mu Kamień, ale Złoty brzmi ładniej, prawda?
Ludzie odchodzili z domu matuli. Stawali na nogi i usamodzielniali się. Ale matka Złotego była inna. Ona miała jakiś cel. Co jakiś czas wracała do Polski, ich rodzinnego kraju, i pomagała mugolom, jak mogła. Jako jedna z nielicznych wierzyła, że wojna już nie wróci i uda im się odbudować kraj. Ona wierzyła w ludzi, a moja mama wierzyła w nią, więc jej pomagała. W trakcie jej wyjazdów Złoty mieszkał u nas i... cóż. Staliśmy się braćmi.
Pamiętam, że zawsze, gdy wyjeżdżała, najpierw spędzali kilka dni u nas. Matula lubiła rozmawiać z Panią Złotą, a Złoty lepiej się czuł u nas, jeśli wcześniej mama mu towarzyszyła. Pani Złota zawsze wyjeżdżała rankiem, gdy wszyscy jeszcze spali, a nocami przed tym z pokoju Złotego dobiegał jej śpiew. Śpiewała mu kołysanki — czasem po angielsku, a czasem w tym słowiańskim języku, który brzmi jak szelest liści i zawodzenie wiatru. Złoty nigdy nie był w Polsce i właściwie, nawet nie jestem pewien, czy Pani Złota się tam wychowała, czy po prostu ciągnęło ją do korzeni (wydaje mi się, że to drugie), ale uczył się języka. Robił to tylko dla tych kołysanek. Najbardziej lubił tę jedną o królu, księżniczce i paziu. Uspokajała go, więc ja też ją lubiłem.
Gdy Złoty mieszkał u nas, czasem odwiedzała go dalsza rodzina (ponownie: nie mogę zdradzić Ci ich nazwisk, ale opowiem o nich, bo zasługują na każde dobre słowo). Wujek — nie wiem, czy naprawdę był wujem dla Złotego, ale wszyscy tak na niego mówiliśmy — zawsze przywoził wypieki własnej roboty. Jego żona również była niezła w gotowaniu, a mama zawsze dziwiła się jej ogromnemu talentowi do magii niewerbalnej — potrafiła przygotować posiłek dla pięciu osób, nie wypowiadając nawet pojedynczego zaklęcia i przy tym nie upuścić ani sztućca!
Wujek Złotego czasem opowiadał nam o Polsce (tej, którą znał przed wybuchem pierwszej wojny. Nigdy nie mówił o latach, które spędził na wojnie. Nigdy też o to nie pytaliśmy. To nie był przyjemny temat). Wziął też udział w wydarzeniach ważnych dla naszego, magicznego, świata. Jak na mugola niezły był z niego twardziel, co?
Pamiętam, że raz zjawili się razem z przyjaciółmi — siostrą ciotki Złotego oraz jej mężem (powinienem nadać im jakieś imiona, co? Ale to zbyt wielcy ludzie, by nazywać ich głupimi zdrobnieniami, więc po prostu postaraj się nadążać). Jeden z nich był wielkim magizoologiem (nie dlatego, że był gruby. Po prostu był wspaniały!). To on obudził moją miłość do magicznych stworzeń. Dzięki niemu wiem, czego chcę od życia i, cholera, chrzanić tych, którym się to nie podoba. Zamierzam latać z hipogryfami, słuchać śpiewu feniksów i usypiać z widokiem smoków pod powiekami.
CZYTASZ
Sztorm w Karteluszkach: Opowieść Króla • HP Fanfiction
Fanfic❝Nie chcemy, aby śmierciożercy bujali się na naszej oponie❞. Było dokładnie tak, jak przewidział Szaradzista. Nad Wyspami Brytyjskimi zawisła groźba wojny. Lord Voldemort powrócił. A Rozella zapierała się rękami i nogami, nadal naiwnie wierząc, że s...