Kochani ojcowie

33 4 0
                                    

14.10.2017, godzina 03:48

O czwartej nad ranem miasteczko wciąż pogrążone było w mroku, dróżkę do ogromnej rezydencji Wilsonów na wzgórzu oświetlały tylko lampy samochodu, który prowadził Arthur Wilson, wściekły na swoich synów, jak nigdy wcześniej.

- Impreza w środku października. Nad jeziorem. Szczerze mówiąc, myślałem, że jesteście bardziej rozsądni. - powiedział, cały czas zerkając na bliźniaków w lusterku.

- Właściwie to nie do końca by-. - Lawrence nie miał szansy skończyć przez ojca, który natychmiast mu przerwał. Victor nie odezwał się słowem, wiedział, że i tak ostateczna rozmowa na temat nieodpowiedzialności, jaką się wykazali odbędzie się w gabinecie Arthura na końcu ciemnego korytarza.

- Wiecie, nie byłbym aż tak wściekły, gdyby chodziło o samą imprezę, czy jakkolwiek chcecie to nazywać, jestem wściekły przez wasze idiotyczne pomysły z wchodzeniem do wody, poza tym wszyscy byliście pijani. - teraz żaden z bliźniaków nie próbował kłócić się z ojcem, wszystko wyjaśnią podczas jutrzejszej rozmowy, przyjmą karę najprawdopodobniej w formie długiego szlabanu, a później rozejdą się do swoich pokoi.

Tyle że tym razem w całą sytuację wplątane jest morderstwo.

Dziesięć minut i trzy reprymendy później wszyscy opuścili samochód milcząc, taki stan rzeczy utrzymał się aż do otworzenia drzwi wejściowych, tam jeszcze bardziej wściekła (o ile w tej sytuacji dało się przebić Arthura) czekała matka bliźniaków, Violet Wilson w swoim drogim szlafroku, który ciągnął się aż do ciemnej podłogi. Victor miał wrażenie, że wzrok matki zaraz przebije go na wylot, bo niestety na nieszczęście chłopaka to jego wybrała sobie na pierwszą ofiarę.

- Co wy sobie wyobrażacie?! - Violet krzyknęła, nie była tak opanowana jak jej mąż. Podczas gdy on był tak wściekły, że aż spokojny, kobieta dawała upust swoim emocjom, czasem w bardzo agresywny sposób. Jakby mało było krzyków, ciszę panującą w domu zakłóciło jeszcze uderzenie. Victor przymknął oczy i złapał się za piekący policzek. To nie był pierwszy raz.

Z ust ich matki padły dwa słowa, których ostatnio zdecydowanie nadużywała ,,Do łóżek.'', oznaczało to koniec awantury, ale niestety tylko na parę godzin. Po śniadaniu dostaną jakże uroczyste zaproszenie do wspomnianego wcześniej gabinetu.

Bardzo powoli ruszyli na górę, jak pięcioletnie dzieci, które właśnie dostały szlaban. Cóż, właściwie ta wersja niedaleka jest od prawdy, poza jedną szczególnie ważną różnicą, oczywiście.

***

Kilka kilometrów dalej, w nieco mniejszym domu, właśnie trwała okropna awantura. Valentina Torrez, dobra uczennica z bardzo religijnymi rodzicami właśnie zakrywała twarz dłońmi, po pierwsze, żeby nie widać było jej łez, a po drugie, żeby znów nie dostała w twarz od ojca. Był nerwowy, bardzo, ale wciąż była córeczką tatusia, więc nie zrobiłby jej krzywdy. Nie zrobiłby, prawda?

Bynajmniej nie taką, którą byłoby widać.

W tym czasie matka dziewczyny stała w kącie z miną wyrażającą przerażenie, smutek oraz złość jednocześnie, ale nigdy nie sprzeciwiłaby się mężowi. Oczywiście, Alexander Torrez stanowił głowę rodziny i nieważne jak bardzo jego czyny nie podobają się Jasmine, ona i tak nie odważy się zwrócić uwagi mężczyźnie. Głównie, żeby nie podzielić losu Valentiny, przecież nikt nie lubi być okładany pięściami.

Ale jest w porządku, za kilkanaście minut wszystko wróci do przykładu idealnej, religijnej rodziny, którą przecież byli, kilka razy nawet Jasmine w lokalnej gazecie pojawiała się jako idealna pani domu, z której można brać przykład. W tej rodzinie nie ma miejsca na błędy, a już na pewno nie ma miejsca na wymykanie się z domu po osiemnastej.

UNDEADOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz