IV

6 1 0
                                    

13 lipca 2019

pierwsza dzielnica Paryża

Stół zawibrował pod wpływem dzwoniącego telefonu. Rozbity w drobny mak ekran czarnego Iphone'a 8 zaświecił się, ukazując nieznany numer. Karol raczej wolałby uwierzyć, że faktycznie tak jest, ale sytuacja, gdy patrzył na niego ślepo, aż by miał przestać dzwonić, by móc powrócić do tego, co robił zapętlała się już na tyle często, że mógłby go wyrecytować na pamięć. Wolał wierzyć w to, że fakt, że nie wklepał go do książki kontaktów jakkolwiek usprawiedliwiał to, że nigdy go nie odbierał.

Jako, że już podniósł głowę, aby zobaczyć, kto dzwoni, postanowił, że pieprzy to ukrywanie się przed ignorowaniem swojej pracodawczyni, więc kliknął czerwoną słuchawkę.

Jego głowę przeszył rozdzierający ból. Coś starało się wygotować ostatnie pojedyncze komórki mózgowe, którym udało się do tej pory uniknąć zagłady pod jego czaszką. Rozejrzał się po pokoju. Był jasny jak cholera, bo nie zasłonił żaluzji, ale słońce nie zmieniło jego rytmu snu.

Wytrzeźwiał. Po pięciu dniach następujących jedno w trakcie lub od razu po drugim ciągów. Gdy zszedł z fety po dwunastu godzinach, nie wytrzymał dwóch godzin i kupił pięć gietów zioła. Po kilkukrotnym spizganiu się jak mała kurwa i jednej dobrej drzemce zapomniał po co właściwie miał siedzieć w domu i poszedł do klubu. To było ostatnie co pamiętał, ale woń kwasów żołądkowych krok po kroku układała się w jakąś podziurawioną całość. Zobaczył rozdeptaną kroplę wymiocin na parkiecie i od razu podniósł się na łóżku. Nasilenie się bólu od razu nakazało mu się z powrotem położyć, ale przemógł się. Jeżeli chciał poznać tajemnicę tego, dlaczego jego siostra go nienawidzi, to najpierw musiał odkryć tajemnicę obrzyganej posadzki. Krok za krokiem dotarł do łazienki, która mniej więcej tłumaczyła je obie. Wyglądała jak pobojowisko. Plamy rzygów porozrzucane po podłodze, zapchana wanna i w końcu umazana żółcią toaleta. Musiał chyba zrzucić trzy kilo wagi wypluwając z siebie to wszystko.

Tak też wyglądał. Spojrzał w żałosne odbicie w lustrze i zastanowił się, czy nie powinien roztrzaskać sobie o nie głowy. Nie golił się od tygodnia, więc ze skóry na jego szczęce wyrastały włosy, które jego brat zawsze nazywał zapałkami powtykanymi w gówno. Doły pod oczami przypominały wąwozy, a na koszulce miał plamy podobne do tych na podłodze.

- Ja pierdolę - westchnął i schował twarz w dłoniach.

Kochał się nad sobą użalać, ale nawet na to nie miał już siły. Zawsze był żałosną kupą gówna, kiedyś po prostu tak nie wyglądał. Kiedyś wkładał każdą cząstkę siebie, żeby nikomu nie przeszło to przez głowę, gdy na niego patrzył. Czar pryskał w momencie, gdy otwierał mordę.

Złapał kołnierz brudnego t-shirtu i go zdjął. Jedynie dziesiątki tatuaży wyglądały tak, jak zawsze. Nie zmieniały się, przynajmniej nie na tyle, by to zauważył. Najstarsze były z okresu, gdy miał szesnaście lat. Na początku je ukrywał, ale po czasie zaczął stosować zasadę, że jeśli komuś nie przypadną, to co niby z tym zrobi?

Odwrócił się tyłem do lustra. Jego plecy były tak samo oznaczone tuszem, co klatka piersiowa. Nie wiedział właściwie po co to zrobił. Właściwie, to wiedział, ale nie mówił tego na głos. Spojrzał na nieco rozmyte już literki kilkanaście centymetrów nad jego miednicą przechodzące pod podejrzanie prostym kątem względem jego kręgosłupa.

Ona była powodem. Powodem, dlaczego robił cokolwiek. Ona zaprowadziła go do wszystkiego, co miał w życiu. Tego, czego nie miał też. W takim samym negatywnym sensie, co pozytywnym. Oksana była tym światłem jego życia i ogniem w jego trzewiach. Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażał sobie spędzenia dnia bez niej, a był tutaj, dwa lata później. Nie byłby w tej sytuacji, gdyby była z nim. Może i by był, ale z nią nie byłby narażony a tak krytyczne patrzenie na siebie. Powiedziałaby, że zdarza się. Pomogłaby mu posprzątać syf i położyła się z nim w świeżej pościeli.

Przecież byli tak szczęśliwi razem. On był szczęśliwy. Dlaczego zdecydował kiedykolwiek się od niej odwracać? Myślał, że jego życie się ułoży? Kupa gówna zawsze zostanie kupą gówna. Tylko ona była w stanie go ocalić. Nie Katya. Ona tylko mu dodawała problemów.

Oksana. Oksana była jedynym dobrym, co mu się przytrafiło.

Oksana. Oksana. Oksana.

Dzieci moskiewskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz