4. Gdzie jest Santi?

10 0 0
                                    

"Wszystkich obecnych uczniów, których nazwiska zaraz zostaną wyczytane, proszę o niezwłoczne stawienie się w biurze dyrektor Tanteos.

Leonardo Alexander..."

Leo westchnął ciężko upychając książki od matematyki do szafki na korytarzu. Kilka papierków niesfornie wypadło na zewnątrz, lecz chłopak szybko je podniósł i zamiast wyrzucić do śmietnika, jak zrobiłaby reszta normalnych ludzi, wepchnął je jeszcze głębiej w odmęty swojego schowka.

Renan oparł się ramieniem o szafkę obok nasłuchując kolejnych nazwisk. Tak jak się spodziewał, wkrótce wybrzmiały imiona większości uczniów Aviry, w tym również jego i Andy'ego.

- Dziwne, myślicie że chodzi o imprezę? - zapytał Andy z pełnym skupieniem odwijając papierek ze swojego lizaka.

- Na dobrą sprawę może chodzić o wszystko. Wyczytali prawie połowę uczniów.

- Tsa - cmoknął Andy, - niby tak, ale jedyna rzecz która łączy wszystkie te osoby to impreza Santi, Ren.

Ten tylko wzruszył ramionami nonszalancko.

- Zakład, że Szeryf chce pociągnąć wszystkich do odpowiedzialności za straty?

- Musiałaby mieć poinstalowane kamery w chacie albo coś w tym stylu - mruknął Leo.

- Mogę się założyć o piwo, że ma - odparł Hiszpan z lekkim uśmiechem. Nie przejmował się zbytnio tym wezwaniem. Wiedział że nie zrobili nic złego, a przynajmniej niczego nie uszkodzili, pomijając straty moralne wszystkich uczestników imprezy, którzy mieli to nieszczęście oglądać nagiego Leo.

- Myślisz, że zamkną cię za obnażanie się? - zaśmiał się Ren, na co Leo zdzielił go po głowie.

- To nie jest zabawne.

- A właśnie, że jest. Droga Pani Szeryf mogła zobaczyć jak odprawiasz Magic Mike'a w jej basenie - dźwięk cichego 'au' zatonął w oglosach szkolnych, gdy Leo po raz kolejny ale dużo mocniej tym razem uderzył kumpla. - Będę miał siniaka...

- Jeszcze słowo a będziesz miał śliwę pod okiem - odgryzł się Alexander, zmierzając ku biurze dyrektorki. Usłyszał tylko, jak Renan mruczy pod nosem coś bardzo przypominającego słowo 'kutas', ale postanowił to zignorować.

Kolejka uczniów stojących przed biurem Tanteos była naprawdę pokaźnych rozmiarów. Z jednej strony chłopcy obawiali się tego wezwania, lecz z drugiej cieszyli się na opuszczenie lekcji języka hiszpańskiego. Carrero to w ogóle nie było potrzebne, zaś Andy i Leo nie byli największymi zwolennikami języków obcych, a zwłaszcza samego nauczyciela, który przy każdej sposobności próbował ich upokorzyć.

Po pół godziny od wejścia pierwszego ucznia nadeszła kolej na ich rocznik. Któryś z pierwszaków rzekł coś do swoich znajomych i zaczęły się nasilone szepty. W momencie, gdy Leo miał już zapytać o co chodzi, wyłoniła się sekretarka gwałtownie uciszając wszystkie rozmowy.

Przed chłopakami było jeszcze dobre piętnaście osób, więc zdawali sobie sprawę, iż jeszcze chwilę to potrwa nim to oni zostaną wezwani, i nim czegokolwiek się dowiedzą.

Cóż, nic bardziej mylnego.

Z biura wyłoniła się Panna De Clare wołając czyjeś imię. W tym samym momencie Andy szturchnął Leo dość boleśnie pod żebra.

- Wołają nas.

- Co? - zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na kobietę w drzwiach.

- Powtarzam, Leonardo Alexander, Andy Graham, Renan Carrero.

W CIENIU - Dzieci innego świata Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz