Rozdział 5

1 1 0
                                    

Zanim w pełni wyszłam z włazu poprosiłam Elizeusza, by podał mi mój miecz. Kiedy miałam go już w dłoni postawiłam na ziemi pierwszy od dawna krok. Zrobiłam to dosyć niepewnie aczkolwiek ostrożnie. Rozglądnęłam się dookoła, nic jednak nie zauważyłam. Obracałam się od lewa do prawa, patrzyłam w górę i pod nogi, daleko za horyzont, gdy nagle zauważyłam czarną olbrzymią sylwetkę z czerwoną mazią wydobywającą się z ciała tego czegoś. Nie wiedziałam czy wołać resztę czy poczekać. Poczekałam chwilę i nic się nie rozwijało. Nie było ani gorzej jak tylko zwyczajnie. Żadnych głosów, żadnych dźwięków, spokojny normalny dzień, no może poza słońcem, które znowu świeciło nazbyt mocno jak na Manasteę. Przeszłam kilka kroków do przodu i znowu to samo zatrzymałam się i dokładnie się rozejrzałam dookoła siebie. Kiedy popatrzyłam ponownie na horyzont zobaczyłam jak dumnym krokiem w moją stronę zbliża się jakichś dwóch typów na koniach. Ubrani w szaty królewskie, trzymający w dłoni złote kielichy. Nie mógł to być nikt inny jak tylko nasi wrogowie, Wilfred i Gustaw. Gustaw trzymał podał swój kielich królowi i nabierając do płuc powietrza, zadął w róg. Gdy zwrócił nie tylko moją uwagę ale i uwagę mieszkańców, wyjął z torby, którą miał na ramieniu, zwinięty w rulon pergamin, rozwinął go i zaczął czytać.

Szanowny ludzie Mananasei,
   Jako, że pewnej nocy wasz człowiek, którego nazwaliśmy Włamywaczem z Manastei, wdarł się na nasz zamek,
niezauważenie wkroczył bez pozwolenia do komnaty mej żony, a królowej krainy Neverwick i ją zabił, jednoznacznie stwierdzam, że ja, król Wilfred i mój brat książę Gustaw wypowiadamy wam wojnę, która będzie dla was karą za usilne zabicie królowej. Jednakże chcemy was ostrzec, że to nie my ani nasi żołnierze nie będziemy z wami walczyć, a specjalnie na tą okazję spłodzeni przeze mnie Chakareni przyniosą waszą zagładę. Te miluśkie potworki, zniszczą całą waszą nędzną krainę. Nikt z was nie przeżyje, no chyba, że ktoś spróbuje ze mną zadrzeć ale i tak nie było jeszcze nikogo odważnego w historii, kto by pokonał wielkiego władcę Wilfreda.
   Wracając, oficjalnie ogłaszam, że moje wojska już są przy waszej krainie. Dziękuję, że mogłem was kiedykolwiek poznać, byliście dobrymi poddanymi jednakże teraz gińcie w imię moje i mojego kochanego.

Podpisał czcigodny ja,
Wilfred

Po tym jak Gustaw odczytał list od razu dało się słyszeć krzyki uciekających w panice ludzi oraz okrzyki walki Chakarenów. Z racji, że w Manastei mieszkali już tylko w większości starsi i niedołężni ludzie to Glafira postanowiła obronić miasto i zaczęła biec w stronę Chakarenów. To nie był dobry pomysł. Glafira nie spodziewała się, że zwykły miecz nie pomoże jej czegokolwiek wywalczyć więc użyła swojej nowej mocy. Zrobiła dokładnie to samo co zrobiła w piwnicy. Stanęła prosto, ręce trzymała wyprostowane wzdłuż talii, pięści zacisnęła, zamknęła oczy i skupiła się tylko na tym, by móc, której nie wiedziała jeszcze jak ją obudzić, przyszła do niej. Stała w pełnym skupieniu, co chwila wykręcała głowę do tyłu tworząc koła kiedy nagle moc przyszła. Jej dłonie i oczy znów pokryły się niebieskimi błyskami, na dole nosa pojawiła się krew. Gdy czuła, że moc jest silna wyciągnęła ręce przed siebie i dłońmi wykonywała ruchy jakby z tej elektryczności chciała utworzyć kulę. Im bardziej kręciła dłońmi tym większe stawało się koło. Kiedy było wystarczająco duże i zawierało największą moc, obrała za cel jednego z Chakarenów i skierowała całą moc kuli z dłoni prosto na niego. Potwór od razu to wyczuł, jednak siła rażenia była tak mocna, że nawet stwór, który został stworzony, by ich zabić, a samemu przetrwać, chybił i został zabity. Dziewczyna jednak szybko zorientowała się, że sama nie da rady przeciwstawić się tak potężnej armii i stwierdziła, że zawoła przyjaciół, by jak najszybciej rozprawić się ze stworami, a Wilfredowi i Gustawowi pokazać z kim mają do czynienia.

Pov. Glafira:

Biegłam. Nawet nie zauważyłam, że jeden z Chakarenów zaczął mnie gonić. Nie miałam jednak czasu, by się odwrócić i go zabić. Ostatkiem wszystkich sił dobiłam się do włazu. Potwór na szczęście nie wszedł za mną. Tylko machnął ręką (albo łapą) po czym pobiegł dalej. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, a co za tym idzie nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Wiedziałam dobrze, że nie ma czasu, bo ludzie giną, ale no cóż mogłam poradzić. Uspokoiłam się i od razu zaczęły się pytania.

-Glafi żyjesz? W porządku? Co tam się dzieje u góry? - Spytała Lilith- A mogłam iść ja.

-Ze mną wszystko w porządku, ale z Manasteą będzie gorzej dużo gorzej - Odparłam zasapana.- Szczerze to wołaj chłopaków i chodźcie na górę, bo sama nie dam rady.

-A co z tymi przygłupami zrobić? -

-Po ch..j nam oni tam na górze. I tak się do niczego nie przydadzą, no chyba, że stać cię na dwa pogrzeby-

-Racja-

-Dobra wracając, wołaj chłopaków, a ja idę dalej na górę, może jakoś się tam znajdziemy. A i cenna uwaga weźcie miecze, ale w głównej mierze walczcie kuszami lub łukami. Skurczysyny są silne-

-Okej, idź walcz, a my zaraz do ciebie przyjdziemy- powiedziała Lilith. - Chłopaki, Glafira nas potrzebuje-

-Była tutaj?! Jak się czuje? Jest cała, bezpieczna? - zmartwił się Leonardo

-Wyjdziesz na górę to zobaczysz, a teraz bierzcie łuki, kusze, miecze i wychodzimy na zewnątrz walczyć. Glafira wytłumaczy wam wszystko jeszcze raz tak jak wytłumaczyła to mnie. Tylko serio pośpieszcie się, bo ona sama nie da rady-

-A co z nami? - zapytał Gaspard

-No właśnie co z nami? - dołączyła się do pytania Iskra

-Wy zostańcie tutaj i dopilnujcie wszystkiego, żeby stało tak jak stoi. Myślę, że to i tak zbyt wymagające zadanie jak na wasz poziom umysłowy-
-No wiesz, czuję się teraz obrażony, wypraszam sobie takie słowa, zobaczysz jeszcze, że po tej wojnie to ja będę wielkim bohaterem i to mnie będziecie się kłaniać-

-Nie prawda bo to będę ja, a nie ty lalusiu- oburzyła się Iskra

-Ehh dzieci- powiedziała Lilith obracając oczami

Dziewczyna wyszła z bazy i tym razem zamknęła właz, żeby przypadkiem te dwa przygłupy jakimi są Gaspard i Iskrą nie postanowili wyjść. Właz niby miał instrukcję otwarcia i od strony zewnętrznej jak i wewnętrznej, jednak ich dwójka jest do tego stopnia przygłupia, że nawet z tak prostą instrukcją sobie nie poradzą. Lilith odetchnęła głośno, wstrząsnęła całym ciałem, naładowała kuszę i niczym słynny elf zaczęła strzelać do Chakarenów, przy czym ani jedna strzała nie chybiła. Reszta paczki radziła sobie całkiem nieźle, a to wszystko dzięki właśnie Lilith i Elizeuszowi, którzy nauczyli nas jak w walce wykorzystać to co mamy dookoła, a także jak korzystać z mieczy które zrobili dla nas tutejsi mieczarze. Mimo faktu, że w tej wojnie każdy z nas prócz Elizeusza i Lilith, walczył mieczem po raz pierwszy lub walczył łukiem po raz pierwszy, to i tak radziliśmy sobie dość nieźle. Cieszyliśmy się z każdego zabitego lub poważnie zranionego Chakarena. Co prawda brakowało nam jeszcze co najmniej dwóch ludzi jednak szybko przypomnieliśmy sobie, że tymi dwoma osobami są Iskra i Gaspard. W mgnieniu oka wypluliśmy nasze słowa co do pomocy tej totalnie odklejonej od życia dwójki. Teraz ważniejsze było to, by mimo nadchodzącego braku sił bronić krainy, która jest naszym domem.

Pizdun Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz