Śmiechy więziennych hien rozchodzą się echem po celach, gdy strażnik prowadzi długim korytarzem szakala — samotnika i odrzutka, który idzie wolno z rękoma spiętymi przed sobą. Dopiero brzęk zamka i głośne skrzypnięcie otwierających się drzwi prowadzących do celi sprawia, że jego rozbiegane myśli w końcu nabierają sensu. Wyraz jego twarzy nie zdradza żadnych emocji i nawet po odejściu strażnika i zatrzaśnięciu przez niego celi, ignoruje siedzących przy rozłożonej planszy szachów współwięźniów, którzy od razu skupiają na nim swoją uwagę.
— Jak tam spotkanie z żoną, Szakal?
Głośny wybuch śmiechu drażni uszy Seungcheola. Nie reaguje jednak na złośliwości współwięźniów i tylko kładzie się na plecach na twardym materacu. Podkłada sobie jedno ramię pod głowę, a drugą dłoń układa na piersi, przekręcając wokół palca pierścionek z dziesięcioma wypustkami. Jego usta poruszają się przy każdym przekręceniu pierścionka, ale wypowiadane słowa nie są przeznaczone dla uszu innych więźniów.
— Musisz w końcu zrozumieć, dlaczego twoja żona nigdy nie przychodzi, Szakal. Wiesz, dlaczego? Ponieważ jesteś taki sam jak my. Niczym się nie różnimy! W końcu nawet i pies wariuje i gryzie swojego właściciela. Jesteśmy równi!
Seungcheol zaciska mocno palce na pierścionku, aż bieleją mu kostki. Cyniczny śmiech atakuje go ze wszystkich stron i sam już nie wie, czy to nie wymysł jego wyobraźni. Pragnie odpowiedzieć, i to bardzo. Pragnie zaprzeczyć i powiedzieć, że on taki nie jest — jest inny i nigdy nie zbliży się do poziomu oprychów, których sam wsadził za kratki, ale prawda jest taka, że rzeczywistość jest brutalna i ilekroć stara się pochwycić jasnej i optymistycznej myśli, przygniata go ciężar realiów.
Kiedy ostatni raz widział Sieun? Widzi ją w snach, a jej obraz pojawia się w jego głowie za każdym razem, gdy zamyka powieki, ale kiedy widział ją naprawdę? Prawda jest taka, że odwiedziła go tylko raz, na samym początku.
Seungcheol zamyka oczy, by przywołać do siebie to wspomnienie i odświeżyć wygląd żony w swojej pamięci.
Tego dnia lał deszcz.
Seungcheol nerwowo stuka palcami o blat stołu, przedrzeźniając swoim rytmem dudniący deszcz, który tego dnia nie zamierza przestać padać. Ucisk w żołądku mężczyzny rośnie z każdą chwilą, a drżąca pod stołem noga co chwila uderza kolanem w spód blatu. Wydaje mu się, że czeka w tym pomieszczeniu dobrą godzinę, choć minęło dopiero kilka minut, odkąd strażnik przyprowadził go tu i kazał mu zaczekać.
Głośnym westchnieniem stara się uspokoić i pozbyć się nieznośnego ucisku. Przez cały ten czas skupia swój wzrok na umeblowaniu pokoju przeznaczonego na odwiedziny. Jest tu stół z krzesłami, z boku stoi kanapa. Pomieszczenie to jest o wiele przyjaźniejsze od celi, tym bardziej, że musi dzielić ją z szumowinami, którymi tak bardzo gardzi.
Przeciągłe skrzypnięcie drzwi, które rozlega się za jego plecami od razu sprawia, że prostuje się na krześle. Jego kolano przestaje zderzać się z blatem stołu, a palce wystukiwać nerwowy rytm, gdy widzi strażnika w towarzystwie jego żony. Sieun jest tutaj. Kłania się strażnikowi i mówi mu coś cicho. Widok kobiety jest największym prezentem dla Seungcheola i aż podnosi się od stołu, by móc otworzyć ramiona. Wykonuje jednak tylko krok, ponieważ do jego uszu docierają słowa wypowiedziane przez stojącą w otwartych drzwiach Sieun.
— Proszę nie odchodzić. Za chwilę stąd wyjdę — zwraca się do strażnika, by następnie unieść wzrok i przekroczyć próg.
W końcu patrzy na męża, ale nie tak, jak by tego sobie życzył Seungcheol. Kobieta zaciska palce na torebce, którą przed sobą trzyma. Włosy spięte ma spinką z klamerką, a ubrana w długą i zwiewną sukienkę z guzikami wygląda uroczo. Stoi jednak w miejscu i nie zmniejsza dzielącego ich dystansu. Cisza, która zapada obnaża szybki rytm dudniącego serca w piersi mężczyzny.