Lipiec 1994
Pory popołudniowe na Florydzie były słoneczne przez praktycznie połowę roku, a przez resztę czasu pogoda potrafiła dawać nam nieźle w kość. W końcu jest to jeden ze stanów, który słynie ze swoich częstych huraganów oraz katastrof pogodowych. Moje życie, mój azyl i cichy kąt znajdowały się w Miami, tuż u boku mojej żony, Jenny, oraz naszego malutkiego synka, Tommiego. Młody miał zaledwie 2 latka, a już potrafił robić rzeczy, których nie nauczyli się jeszcze jego rówieśnicy.
Czasami cofałem się w przeszłości i próbowałem znaleźć moment, w którym moje życie stało się taką bajką. No dobrze, może przesadzam pod tym względem. Swoją bajkę rozpoczynałem dopiero po powrocie do domu, jednak moja firma była zupełnie inną sprawą. Poświęciłem temu większość swojego życia i totalnie dziwię się, że moja żona mnie wtedy nie zostawiła, co więcej, że zechciała mieć ze mną dziecko. W głębi duszy, naprawdę kochałem tę kobietę, ale nasze małżeństwo, jak zresztą każde, miało swoje wzloty i upadki. Czasami upadki przechodziły bez żadnego szumu, lecz muszę przyznać, iż bywały też sytuacje, w których ocieraliśmy się o separację, która zapewne mogłaby skończyć się rozwodem.
Niestety, teraz nadszedł czas upadku naszego małżeństwa. Co więcej, nie upadała jedynie nasza relacja, lecz także moja firma, o której troszkę opowiem. Była to placówka z tradycjami, jak to zawsze mawiał mój ojciec, jednak tradycji nie było tam już wcale. Stojąc na czele tego całego cyrku, zauważyć mogłem jak każdy po kolei obrabia dupy swoim współpracownikom, udając, że wszystko jest idealnie. Żyjemy w czasach 90, jednak firma istnieje już od ponad 100 lat, stąd ta wielka tradycja, o której zawsze mawiał mój ojciec. Sam osobiście nigdy nie czerpałem żadnej satysfakcji z prowadzenia owej placówki. Nie miałem nigdy w zwyczaju rządzenia ludźmi czy też utrzymywania przy życiu tej firmy, jednakże pozostawiony byłem bez wyboru. Prawo w naszej rodzinie działało po części tak jak prawa w rodzinie królewskiej. Można się śmiać, ale rownież u nas jako najstarszy syn, byłem przygotowywany do roli mężczyzny w rodzinie, gdy zabraknie już moich rodziców. Nie kończyło się tylko na tym. Moje dzieciństwo polegało na ciągłych wizytach w firmie ojca i nauce najnowszych oprogramowań i reguł, dzięki którym moglibyśmy przechytrzyć naszych klientów. Trudno aż uwierzyć jak wiele luk w prawie pojawia się w każdym kodeksie. Luk, dzięki którym bez problemu można oszukać niewinnych ludzi. Nie chciałem takiego życia, jednak tak jak najstarszy członek rodziny królewskiej, tak samo i ja, musiałem zaakceptować los jaki czeka mnie któregoś dnia.
Spędzając praktycznie połowę swojego dzieciństwa w tej placówce, dowiedziałem się jak okropny był mój dziadek. Firma ta zbudowana była nie na ciężkiej pracy, jednak na sprycie moich przodków. Z dokumentacji było jasno widać, że dziadek czerpał wszelkie dochody z nieruchomości oraz innych firm odbieranym ludziom za dawane im pożyczki. Dlatego też, nigdy nie było wiadomo, czy trafi się na dobrego Teda czy złego. Zapomnieć również wspomniałem, że od pokoleń imieniem nadawanym dla najstarszego mężczyzny w rodzie, jest Ted. Dlaczego więc nazwałem mojego synka Tommy? Odpowiedź jest prosta, jednak nigdy nie była ona zaakceptowana przez moją rodzinę. Nie chciałem dla niego przyszłości, którą ja nazywam teraźniejszością. Nie chciałem, żeby całe swoje dzieciństwo spędził w zupełnie innym pokoju w firmie ojca, nie widząc nawet swojego rodziciela, ponieważ właśnie tak to wyglądało. Ja i tato nie widywaliśmy się w firmie, a w drodze powrotnej często nawet nie rozmawialiśmy. Pewnego dnia zapytałem go jednak o informacje, których dowiedziałem się czytając zestawienie dawnych dokumentów naszej rodzinnej placówki.
- Tato. - mężczyzna spojrzał na mnie, ale na jego twarzy malował się gniew, iż przerwałem mu w czasie jazdy, jednak po chwili ta złość zniknęła - Mógłbym zadać Ci pytanie odnośnie mojego dziadka i naszych przodków w ogóle?
- Jasne synku, możesz śmiało pytać - oczy miał zmęczone, włosy ledwo już widoczne przez swoje łysienie, a usta popękane.
Wyszliśmy z firmy stosunkowo późno. Na dworze robiło się już ciemno, w sumie nie wiem czemu miałoby być jasno, gdyż była to już noc. Nie chcąc skłamać, podejrzewam, że wskazówki zegara wskazywały pierwszą. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy faktycznie chcę znać odpowiedź na moje pytanie, ale wiedziałem, że jest to jedyna szansa, ponieważ później możemy nigdy nie wrócić do tej rozmowy.
- Będąc dziś w firmie natknąłem się na dokumentację dziadka. - teraz nie było już odwrotu, więc kontynuowałem - Widziałem, że nasze dziedzictwo nie jest zbudowane na ciężkiej pracy, tylko cierpieniu ludzi, którzy naiwnie pożyczali od nich pieniądze, dając często swoje domy i firmy w zastaw. - łzy zaczynały napływać mi do oczu. Nie chciałem wierzyć, że moi przodkowie byliby zdolni do czegoś takiego. - Tato, czy to prawda? Czy nasza rodzina faktycznie tak zbudowała swoje terytorium?
- Ochhh synku, przecież wiesz, że nie zawsze jest łatwo w życiu. Zresztą nie ma nic złego w tym, żeby skorzystać na głupocie i naiwności innych ludzi.
Nie chciałem wierzyć w to, co właśnie usłyszałem od mojego ojca. Czy on był tym samym potworem? Czy też czerpał swoje pieniądze w taki sposób? Zresztą nie ma nic złego w tym, żeby skorzystać na głupocie i naiwności ludzi. Te słowa miałem utkwione w głowie na długie lata. Nagle zobaczyłem ciemność, a obok mnie leżał mój martwy ojciec. Wokół znajdowało się pełno ludzi, którzy patrzyli czy któreś z nas przeżyło zderzenie czołowe z ciężarówką. Przeżyłem jedynie ja, Ted Moyer, który w wieku 18 lat stać miał się głową firmy i mężczyzną, który zajmie się swoją rodziną.
Grzebiąc w swojej przeszłości czuję, że mogłem przeżyć wszystko inaczej. Teraz miałem 30 lat, więc minęło już 12 lat od tego tragicznego wypadku, jednak słowa mojego ojca wciąż krążą mi w pamięci. Mniejsza z tym, kiedyś mądra pisarka napisała w jednym ze swych dzieł, że przeszłość jest dobrym miejscem na odwiedziny, jednak złym na stały pobyt. Nie chciałem rozpamiętywać zbytnio tego co się stało. Teraz liczyło się tu i teraz. Postanowiłem, że postaram się odbudować moją relację z żoną, stawiając moją firmę na drugim miejscu. Nie spodziewałem się wtedy, iż duchy przeszłości mogą dać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie, a moi przodkowie mogli narobić sobie więcej wrogów, niż kiedykolwiek mógłbym sobie wyobrazić. Teraz jedynie ja musiałem mierzyć się z tymi problemami, gdyż nie chciałem narażać mej matki czy też reszty mojej rodziny, na tak ogromne niebezpieczeństwo.
CZYTASZ
it didn't have to end this way
ActionMIja 15 lat od okropnego zabójstwa właściciela dobrze prosperującej firmy na Florydzie. Po tym czasie na wolność wychodzi jego żona, która postanawia oczyścić swoje imię i odnaleźć uprowadzonego syna. Jednak czy chłopiec będzie chciał słuchać czegok...