Siedziałam na dość wygodnym musze przyznać samolotowym fotelu. Przeglądałam zdjęcia Miami słuchając naprawdę durnej (choć ją uwielbiałam) muzyki Janoskians, ale co poradzisz? Poprawiała mi humor. Szczególnie "Real girls eat cake". Taki głupi tytuł a jak potrafi rozbawić!
Byłam w samolocie już dwie godziny co chwila zerkając na zegarek i modląc się w duchu, aby nie było żadnej katastrofy. Kto wie co się może stać? Bądź co bądź ja chce jeszcze troche pożyć!
Zostało mi jeszcze jakieś sześć godzin lotu i naprawdę nie miałam pojęcia co robić! Nagle wpadłam na wprost przegenialny pomysł pokroju małej znudzonej pięciolatki i zaczęłam kopać fotel naprzeciwko.
1...
2...
3...
- Co ty dziecko wyprawiasz?! - wydarł się w moją stronę mężczyzna mniej wiecej po czterdziestce.- No ja nic. Nuuudzi mi się - spuściłam głowę i wypchnęłam dolną wargę, dzięki czemu wygladałam niczym naburmuszony dzieciak, który nie dostał cukierka od babci.
- To znajdź sobie jakieś twórcze zajęcie! - dodał po czym gwałtownie się odwrócił i założył słuchawki.
6 godzina w samolocie a mi zaczęło chcieć się jeść. No kurde jestem strasznym żarłokiem! Moze nie widać po moich 54kg, ale jakbym mogła to pochłonęłabym zawartości wszystkich lodówek i restauracji świata! Po jakichś pięciu minutach od moich mięsno-cukierkowych fantazjach obok mnie pojawiła się stewardessa.
- Mogłabym prosić o kawałek jakiejś dobrej pizzy i muffinke czekoladową? - zapytałam najmilej jak umiałam kobiety, która uśmiechała się do mnie tym znienawidzonym i sztucznym (chodź musze przyznać) całkiem ładnym uśmiechem.
- Oczywiście, prosze chwilke poczekać - odpowiedziała na co lekko kiwnęłam głową.
Po niespełna dziesięciu minutach przeszedł mój obiadek (a może śniadanie czy kolacja nie wiem, nie orientuje się w strefach czasowych), który zaczęłam pałaszować robiąc przy tym brudu co niemiara. Zanim się spostrzegłam pizzy już nie było, a na mojej koszulce z logiem Room 94 był mały kawałek kukurydzy. Dokładniej to na Dean'ie. Na kroczu. Eh ten pech.
Po ośmiu godzinach tego diabelskiego lotu wkońcu wydostałam się na zewnątrz. Przed lotniskiem stało chyba 48362939 taksówek i dwa razy więcej rodzin czekających na swoich przyjaciół czy kij wie kogo.
Ignorując ściskające się pary i płaczących z tęsknoty za swoimi dziećmi rodziców pokierowałam się do najbliższej taksówki.- Dzień dobry - przywitał mnie miły, starszy mężczyzna z tupecikiem. No cóż wiek robi swoje - do kąd jedziemy? - zapytał
- Dzień dobry. Prosze do Hilton Miami Hotel - odpowiedziałam uśmiechając się słodko.
- Proszę bardzo panienko - zaśmiał się poprawiając czapkę na swojej łysinie.
~*~
Po około trzydziesto minutowej drodze taksówkarz zatrzymał się przy hotelu. Znaczy to hotelem było nazwane, jak dla mnie to był pałac bez wież. Podałam Nelsonowi (bo tak miał na imię łysek) należytą sumę pieniędzy, po czym wysiadłam z pojazdu i wyciągnęłam swoje walizki.
- Prosze wakacje bądźcie wspaniałe - szepnęłam sama do siebie wpatrując się w bezchmurne niebo. Po chwili ocknęłam się i ruszyłam do drzwi wejściowych, przy których moj bagaż odebrał jakże uroczy młodzieniec imieniem Drake.
Główny korytarz był przepiękny; żyrandole z kryształkami, sklepik ze słodyczami i restauracja. Czy mogę prosić o coś lepszego?
- Dzień dobry - podeszłam do recepcji i przywitałam zgrabną kobietę ubraną w firmowy uniform.
- Witam panią w naszym hotelu! W czym mogę służyć? - zapytała kobieta ukazując szereg lśniących zębów.
- Moje nazwisko Miller. Mam rezerwację - odpowiedziałam najmilej jak umiałam.
- Oczywiście, chwileczkę... O tak! Pani Maisie Miller rezerwacja na cały miesiąc! - odparła entuzjastycznie na co pokiwałam twierdząco głową.
- Prosze oto klucze do pani pokoju. W razie jakiejkolwiek potrzeby proszę zgłaszać się do mnie, lub kierownika hotelu - uśmiechnęła się i podała mi klucze z bryloczkiem na którym był wygrawerowany numer 319.
- Dziękuje bardzo - odpowiedziałam i zabrałam swoją walizkę, po czym pokierowałam się do windy, do której jak mogłam już zauważyć kierowało się czterech osiłków mniej wiecej w moim wieku. Chociaż zachowywali się jak intelektualne niedorozwoje, no ale to pomińmy.
- Ej Michael ty parówo moze najpierw zapytasz damy na ktore piętro? - zapytał koleś o ciemnej karnacji wyglądający troche jak Azjata do tego kolesia chyba z fioletowymi włosami.
- Ahh no tak! Gdzie moje maniery? Luke na które piętro? - zapytał nijaki Micheal a blondyn Luke popatrzył na niego jak na idiotycznego dziesięcio latka.
- Widziałeś co mam w spodniach więc nie wyśmiewaj mojej męskości GORDON! - niebieskooki lekko podniósł głos, a ja zakryłam usta ponieważ rozbawiło mnie to co powiedział natomiast Micheal czy tam Gordon już nie wiem zrobił się cały czerwony jak taki mały pomidorek i wcisnął guzik z numerem 3.
- Skąd wiesz że ma 3 piętro? - zapytałam
- Z tego jaki masz numer pokoju druga koleżanko wnioskuję, iż będziemy mieszkać obok siebie - odpowiedział uśmiechając się głupkowato. - Tak wogole Micheal jestem. Ten z kolczykiem to Luke, prawie Chińczyk Calum a ten z telefonem i długimi palcami to Ashton jest - Dodał a każdy chłopak z osobna oprócz Ashton'a uśmiechnął się szeroko i machnął mi łapą tuż przed twarzą.
- Miło mi ja jestem Maisie - usmiechnęłam się przyjaźnie i nawet nie mogłam nic dodać bo odezwał sie Michael z tęczowym pawiem na głowie:
- Maisie to jak... - rozmarzył się na chwile patrząc w sufit - księżniczka kucyków mieszkająca w Ponolandii - odparł a ja popatrzyłam na niego jak na idiotę z problemami psychicznymi.
Po chwili usłyszałam "dryń!". Wyszłam z windy i skierowałam się długim korytarzem do mojego pokoju. Oczywiście jak już Michael przewidział, pokój chłopcy mieli dokładnie obok mnie.
Boże, żeby oni nie sprowadzali żadnych panienek na noc, bo będę słyszała 3/4 odgłosów!
~*~
Zmęczona po całej podróży postanowiłam iść się wykąpać. Wzięłam ze sobą ręcznik i udałam się do łazienki.
Po jakiejś godzinie wyszłam z wanny świerza i pachnąca kwiatami po czym opatuliłam się ręczniczkiem. Gdy chciałam włożyć na siebie moją sukienkę przypomniałam sobie, że ja głupia zostawiłam ją w walizce. Wyszłam wiec z pomieszczenia tylko w czarnej koronkowej bieliźnie, podeszłam do walizki i zaczęłam w niej grzebać wyrzucając przy okazji połowę jej zawartości na ziemie.- MAISIE CZY NIE MIAŁABYŚ MOŻE...?! - krzyknął uradowany któryś tam z chłopaków wbiegającego do mojego pokoju. Jak mnie zobaczył to oczy powiększyły mu sie conajmniej trzy razy, a ja byłam bardziej czerwona niż Micheal w windzie.

CZYTASZ
Love Poison || l.h
Fiksi PenggemarMaisie i Luke poznają się na wakacjach. Przezywają młodzieńczą miłość i rozchodzą się w swoich kierunkach nie urywając kontaktu. Co się stanie, gdy Luke ujrzy w nowej szkole swoją ukochaną w objęciach innego?