Wczorajszy wieczór był wspaniały, nawet Jack był taki inny, niestety wszystko, co dobre musi się skończyć, wiec witam poniedziałek, najgorszy dzień tygodnia.
-Carl! Szybciej! Śniadanie na stole!
-Zaraz zejdę!
Powiedziawszy to, ubrałam ulubiony komplet niebieskiego dresu, pomalowałam lekko rzęsy i próbowałam rozczesać włosy... no właśnie próbowałam. Po nieudanych próbach związałam je w luźnego koka i zeszłam na dół.
Na śniadanie Bill zrobił omlety na słodko i do tego kawę, dla mnie latte, dla Jackoba espresso macchiato, a dla siebie zwykłą czarną jak dusza Jacka kawę.
Po posiłku poszłam na górę spakować potrzebne mi książki i popędziłam na rowerze do szkoły, bez zbędnych pytań, Jack chodzi do szkoły całkowicie w inną stronę a Bill nie mógł mnie odwieźć, jak zwykle.
po dwóch cholernie nudnych lekcjach przyszedł czas na lekcję wychowania fizycznego, na której dziewczyny nie ćwiczą tylko siedzą na trybunach i patrzą na drużynę ruggby, a najbardziej na Robinsona... kapitana Dylana Robinsona, największe ciacho w szkole, nie dla mnie oczywiście, Dylan to mój przyjaciel, został kapitanem w tym roku i jest ze mną w klasie, przez fakt, że jest moim jedynym przyjacielem, widuję się z nim dosyć często, moi bracia nie martwią się ewentualnym romansem, bo Robinson jest gejem, nieziemsko przystojnym gejem. Wszystkie laski w szkole popadły w depresje, gdy się dowiedziały, że nie jest hetero, ale ten fakt nie przeszkadza im, by dalej się do niego ślinić.
Po jakże ciekawym W-fie nastąpiła matma... nie cierpię tej baby. Może i rozumiem matematykę, ale tego babska nigdy nie zrozumiem a mowa o Pani Roberts... najgorszej wiedźmy w tej szkole.
minęło 15minut lekcji a ja już zasypiałam, z tego stanu wybudziło mnie wibrujące urządzenia w mojej kiszeni, niezainteresowana lekcją sprawdziłam kto do mnie pisze, okazał się to być Dylan i Bill, od Dylana dowiedziałam się, że a przerwie się zrywamy z lekcji a od Billa, że będziemy mieć gościa... bardzo ważnego gościa.
po jakże nudnej lekcji, wyszłam na parking gdzie czekał na mnie Dyl, i parę jego kumpli.
-Siemka mała- przytuliłam się z nim na powitanie i ruszyliśmy przed siebie, naszą miejscówką do wagarów jest kawiarnia, niedaleko mojego domu, razem z Dylanem lubimy tu przesiadywać, gdy coś nas dręczy.
Po wybraniu stolika zdecydowaliśmy się coś zamówić, każdy powiedział co chce a ja poszłam do kasy. po zamówieniu i zapłaceniu odebrałam nasze zamówienie i ruszyłam do stolika, w międzyczasie przetwarzałam sobie wczorajszy wieczór i na kogoś wpadłam wylewając na siebie zawartość kubeczków.
-Tylko nie na koszule!- głos jakiegoś chłopaka dotarł do moich uszu -rodzice cię nie nauczyli by patrzeć pod nogi smarkulo?
Po tych słowach spojrzałam na chłopaka, miał brązowe włosy, usta wykrzywione w grymasie, zaciśniętą szczękę, ale najbardziej moją uwagę przykuły jego oczy, jedno o kobaltowym, ale wcale nie ciemnym tylko jasnym odcieniu kobaltu, a drugie o zielonym wpadającym troszkę w szarość kolorze oczy, był dobrze zbudowany o czym świadczył każdy napięty mięsień odznaczający się na białej koszuli, był w wieku Jackoba może o rok starszy, czyli pewnie miał 17 lat.
-też powinieneś patrzeć przed siebie, poza tym trochę milej- sarknęłam pod nosem, ale chyba to usłuszał.
-zaraz mam ważne spotkanie, nie mogę się zjawić z plamą na koszuli- powiedział już spokojniej.
-zawsze się nosi ubrania na zmianę, bardzo przepraszam, że wylałam na ciebie kawę, ale to nie było umyślne- powiedziałam pewniej, chłopak tylko prychną i kierował się do wyjścia z budynku i ja, gdy już łapał za klamkę powiedziałam.
-Już cię nie lubię.
Hejka! Oto drugi rozdział i totalnie nikt nie czyta tej książki, ale mi się nudzi więc ją piszę.
CZYTASZ
Smarkula
Roman pour AdolescentsOpowiadanie jest o 16-letniej Carl Bennet, Która nigdy nie wiedziała, czym dokładnie zajmuje się jej rodzina. Nie interesowało jej to, ale gdy powoli zaczęła się o wszystkim dowiadywać i zaczęła łączyć fakty, cały jej świat się obrócił o 180 stopni.