Jak człowiek

147 17 13
                                    

Hank przebudził się w środku nocy, czując irytującą suchość w ustach. Przez kilka sekund pragnienie walczyło w nim z lenistwem, nim ostatecznie westchnął ciężko, godząc się z okrutnym losem. Tak, będzie musiał wstać, odbyć wyprawę do kuchni i przynieść sobie szklankę wody. Życie bywało czasami takie trudne.

Wciąż półprzytomny, dźwignął się niezgrabnie i oparł na łokciach, zbierając siły do ostatecznego wygrzebania się spod ciepłej kołdry. Przetarł powieki z cichym pomrukiem zaspania. Jego oczy dopiero przyzwyczajały się do ciemności. W mroku pokoju dostrzegał jedynie niewyraźne zarysy mebli, a przy swoich nogach znajomy kształt zajmującego nieprzyzwoicie dużo przestrzeni, psiego cielska.

Wyciągnął dłoń przed siebie, aby pogłaskać Sumo po głowie. Bydlak miał oczywiście swoje własne posłanie, ale czasami i tak pakował mu się do łóżka, śliniąc się na pościel i okazjonalnie miażdżąc swojemu właścicielowi stopy. Hank przywykł już do tego, że przynajmniej kilka razy w miesiącu jest zmuszony dzielić przestrzeń do spania z psem wielkości małego niedźwiedzia.

Przez chwilę błądził ręką w powietrzu, usiłując po omacku odszukać ciężki łeb bernardyna, nagle zamarł jednak, natrafiwszy na coś... zdecydowanie zbyt mało kudłatego, żeby mogło być głową albo jakąkolwiek inną częścią ciała Sumo.

– Kurwa! – Zszokowany wrzask porucznika rozdarł ciszę pogrążonej w mroku sypialni.

Hank jak oparzony zabrał rękę i w pierwotnym odruchu odsunął się od potencjalnego źródła zagrożenia. Jego serce zastygło, a potem przyśpieszyło gwałtownie, łomocząc w piersi jak młot. W popłochu sięgnął do włącznika nocnej lampki i już wkrótce ciemność pokoju rozproszyło słabe, ciepłe światło żarówki.

– Connor, ja pierdolę. – Porucznik odetchnął głęboko. Przerażenie odeszło, a ulga rozlała się po jego organizmie, rozluźniając wszystkie napięte mięśnie. – Co ty, kurwa, odpierdalasz? – Strach ustąpił miejsca zupełnej dezorientacji.

Android leżał na boku w nogach jego łóżka, z kolanami podciągniętymi pod brodę i jak gdyby nigdy nic, przypatrywał mu się spokojnie, nie zdradzając większych oznak zdziwienia. Dopiero po chwili podniósł się powoli, siadając na materacu z lekko rozbitą miną.

– Dobry wieczór, Hank – przywitał się z nim uprzejmie. – Zarejestrowałem twoje wybudzenie, ale nic nie mówiłem, bo wyglądałeś, jakbyś zamierzał od razu znowu się położyć – poinformował tak, jak gdyby to, że nie odezwał się wcześniej, było najbardziej zagadkowym i wymagającym wyjaśnień aspektem całej sprawy. – Nie chciałem ci przeszkadzać – doprecyzował jeszcze, pozwalając sobie na łagodny uśmiech.

Hank nadal oddychał ciężko, stopniowo wyciszając się po szoku, jakiego doznał. Przez chwilę marszczył brwi, zastanawiając się, czy to aby na pewno nie jakiś durny sen.

– Ale co ty, do cholery, robisz, kurwa, w moim łóżku? – zdołał wyrzucić z siebie nieskładnie, na wpół zirytowany, na wpół zagubiony.

Przywykł już trochę do tego, że Connor miewa swoje dziwactwa i czasami nie do końca odnajduje się jeszcze w subtelnościach złożonych norm społecznych, ale chyba nawet średnio zaawansowany toster powinien umieć ogarnąć, że wskakiwanie współlokatorowi do łóżka to raczej nie do końca dobry pomysł. A co dopiero taka inteligentna istota jak on!

– Och. – Ciche westchnięcie wymsknęło się spomiędzy warg Connora. Android milczał kilka sekund z zamyśloną miną. – Przyszedłem do ciebie i patrzyłem, jak śpisz – odpowiedział w końcu, choć teraz zabrzmiał już trochę mniej pewnie.

Hank rozchylił usta w wyrazie niedowierzania. Po jego pierwotnej senności nie zostało nawet śladu, ale i tak odniósł niejasne wrażenie, że to on rozkojarzył się i źle coś zrozumiał.

Jak człowiek | Hank x Connor | ▲ Detroit: Become Human ▼ | one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz