7. Wyruszamy na wycieczkę.

389 32 3
                                    

Czując, że jest tuż za mną nawet się nie łudziłem ile jeszcze czasu mi zostało. Wolność kończyła się wraz z podmuchem wiatru, który anioł spowodował. Treacher wylądował za moimi plecami. Odwróciłem głowę w momencie w którym jego skrzydła schowały się, wraz ze zwinnym ruchem ramion. Uśmiechał się znudzony, mrużąc przy tym oczy, jakby nie do końca dowierzając w to co przed chwilą ujrzał.

-Nie! - krzyknąłem wyciągając do niego zdrowa rękę, próbowałem zatrzymać jego pospieszny krok w moją stronę. O dziwo zadziałało. Zwolnił i prawie całkowicie się zatrzymał. Ręce skrzyżował opierając je na swojej klatce piersiowej - Nie ma mowy, że mnie powstrzymasz, kiedy już spierdoliłem się z okna.

Wziąłem trzęsący się oddech, wciąż nie mogąc powstrzymać przypływu adrenaliny. Spojrzałem na okno, wystająca z niego prowizoryczna lina powiewała, końcówka była lekko ubrudzona krwią. Nie mogę uwierzyć, że wyjebałem z trzeciego piętra.

- Właśnie, skoro już o tym wspominasz - spogląda wymownie na rozłożony materac, który zdążył już całkowicie zatopić się w nawet najmniejszych kawałkach piasku - To było niezmiernie głupie - wywracam oczami, zupełnie nie zgadzając się z jego zdaniem - I zdecydowanie nieprzemyślane.

Jak śmiał właściwie tak mówić?! Nie po to spędziłem dobrą godzinę na planowanie dobrego węzła żeby mógł mnie utrzymać. Z góry chciałem bardzo podziękować mojej nauczycielce w podstawówce, która finalnie przekonała mnie na obóz dla młodych skautów. To musiałem jeszcze obliczyć czy aby na pewno wystarczy mi materiału do samego dołu. Oficjalnie się jebnąłem w tych kalkulacjach ale czy to była wina nie przemyślanego planu? Nie. To była tylko i wyłącznie zasługa moich ocen z matematyki.

- Chciałbyś - mruknąłem pod nosem, darując sobie uwalniania moich myśli.

Kącik ust Treachera uniósł się ku górze. Coraz bardziej bałem się jego wiecznie dobrego humoru. Chłopak żył w Piekle. Dosłownym i tym w przenośni. Na codzień żył z demonami, był ich jebany dowódcą. Jego księciem był Axel który na prawo i lewo emanuje negatywizmem i chęcią zabicia, cóż oprócz mnie to pewnie każdego kto chociaż delikatnie mu podpadnie. Nie miałem nigdy rodzeństwa ale chociażby z filmów mogę wywnioskować, że rola młodszego brata jest w głównej mierze workiem treningowym, zazwyczaj bardziej emocjonalnym niż fizycznym. Czyżbym wymienił już wszystko? A nie. Zostaje jeszcze fakt, że w jakiś bliżej mi nie znamy sposób, ich ojciec chyba nimi gardzi.

Chociaż co ja mogę się tam znać. Może u aniołów to inaczej wygląda. Może rodzą się z jakąś dominującą cechą. Axel urodził się  z wiecznym kijem w dupe a Treach robi za wysokie słoneczko, wiecznie rozpromienione.

- Możemy już przejść do sedna? - znudziła mnie analiza psychologiczna. Znudziła mnie właściwie cała ta sytuacja - Spróbujesz zabrać mnie stąd siłą czy zamierzasz jedynie gadać jakieś bzdury?

- Mam Cię zabrać stąd siłą? - uniósł brew - Nie mówiłeś przed chwilą, że Cię nie powstrzymam? Gdzie się ukryła ta pewności siebie?

Oparłem rękę na biodrze. Widział mnie jak walczyłem z jego bratem i wątpił w moją upartość.

- Dlatego powiedziałem "spróbować" - wywróciłem oczami. Nie dość, że ma problemy z głową to jeszcze nie słucha ze zrozumieniem - Będę z Tobą walczyć.

Tym razem się zaśmiał.

- Ah tak? Myślisz, że mógłbyś mnie pokonać?

Nie. Kurwa oczywiście, że nie. Znokautował by mnie zanim zdążyłabym mrugnąć. Nie bez powodu był generałem i mimo tego, że z Axel'em wytrzymałem dość długo to byłem pewien, że nie jestem w stanie tego powtórzyć. Tam walczyłem o życie, wolność, zemstę. Przed Treacherem nie byłbym w stanie wytworzyć tych samych emocji. Nie gdy patrzyłem na jego niewinne spojrzenie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 19 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz