❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑽𝑰.

319 23 2
                                    

   Ludzkie życie było niesprawiedliwe i wiedział o tym każdy, nie ważne jakiej był narodowości lub w jakim był wieku. Byli ludzie obdarzeni talentem i tacy co na sukces ciężko pracowali, byli ludzie piękni o naturalnej urodzie i tacy, którzy do społecznych standardów się nie zaliczali, byli też bogaci, którzy byli w posiadaniu wszystkiego i byli ludzie biedni, nie posiadający kompletnie nic.

Życie po prostu było niesprawiedliwe.

Powiadało się też, że człowiek był kowalem własnego losu ale mogłoby się wydawać, że większość z nas była tylko wykuwanym narzędziem w dłoniach manipulującego nami dowolnie kowala. I właśnie takim owym kowalem było Bonten, najgroźniejszy gang w kraju jak i nie na świecie, który wykuwał swoje żelazo w taki sposób jak im się tylko podobało.

I mimo, że byłaś teraz bogata, i mimo że byłaś piękna to i tak nie równało się z tym, że byłaś wolnym człowiekiem. Co prawda nie doznałaś jeszcze toksyczności członków gangu ale nawet sam głupi fakt, że nie mogłaś wyglądać jak chciałaś, udowadniał ci, że tym wolnym człowiekiem nie byłaś.

Stałaś się ptaszyną w ich złotej, pięknej klatce i to wyłącznie od nich zależało jak wiodło się twoje życie. Ale dopiero później uświadomiłaś sobie wszystko. 

Nowa, lekka fryzura i lśniące włosy, aż przykuwały uwagę przechodniów kiedy to czekałaś na Kakucho pod salonem. Przypatrywali ci się jakby widzieli dzieło sztuki, wcielenie afrodyty, arcydzieło. Czułaś się trochę skrępowana, ale sama nie mogłaś zaprzeczyć, że wyglądałaś nieziemsko. Fryzjer wykonał dobrą robotę. No i nie można było zapomnieć o twoim ubiorze, o sukience, która podkreślała twoje kobiece kształty i przyciągała nie jednego mężczyznę. 

Po chwili podjechał po ciebie czarny samochód Hitto i sama postanowiłaś wsiąść do auta, bo nie uważałaś się za jakąś księżniczkę, której należało otworzyć drzwi. Czarnowłosy zagwizdał na twój widok i zasypał cię falą komplementów, przez które delikatnie się zawstydziłaś. Po drodze zabrał cię jeszcze do ekskluzywnej restauracji, a następnie odwiózł pod same drzwi willi.

— Ja muszę jechać dalej, mam niedokończone sprawy. — rzekł Kaku kiedy wychodziłaś z auta i posłał ci przepraszający uśmiech, że nie mógł spędzić z tobą więcej czasu. — Ale Haitani powinni się za jakąś godzinę zjawić więc nie będziesz sama. Nie opuszczaj rezydencji.

— Jasne, dziękuje za obiad i całą resztę. — odezwałaś się posyłając mu skromny uśmiech i zamykając za sobą drzwi.

Kakucho odjechał, a ty podreptałaś do dużego domu i pierwsze co zrobiłaś to zdjęłaś z siebie te przeraźliwie wysokie obcasy. Odetchnęłaś z ulgą kiedy to bose stopy zetknęły się z powierzchnią zimnych kafelek. 

I co teraz masz zamiar robić? Jesteś sama w tej willi, ponieważ Kokonoi pojechał do swojego wieżowca do biura! Cały dom dla nas!

~ Nie rozpędzaj się tak. Nie mam zamiaru leniuchować na kanapie. Jeszcze raz muszę się upewnić czy zapamiętałam wszystkie pokoje no i chciałabym zobaczyć swoją sypialnię.

Nuuuuda. Poróbmy coś ciekawego! Wychlejmy cały alkohol z barku i wskoczmy nago do basenu!

~ Ta i co jeszcze? Frytki do tego?

Czemu by nie?

~ Ależ ty upierdliwy! Daj mi odetchnąć.

Dom, mimo że był piękny to jednak miał w sobie niepokojącą aurę, tak jakby straszyły w nim duchy. Ponieważ sufity były wysoko a pomieszczenia przestronne, panowało tu straszliwe echo i przeciąg. Nie wiedziałaś, czy wytrzymałabyś tu na dłuższą skalę. Willa na pewno nie przypominała ciepłego, domowego mieszkania, a raczej opustoszały i zamrożony zamek. Twierdzę bez wyjścia.

𝑬𝒏𝒅 𝒐𝒇 𝒕𝒉𝒆 𝒕𝒊𝒎𝒆 ❀ 𝑺𝒂𝒏𝒐 𝑴𝒂𝒏𝒋𝒊𝒓𝒐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz