❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑰𝑿.

363 29 9
                                    

   Pewnego kwietniowego popołudnia, kiedy płatki wiśni rozkwitały, a ty rozpoczynałaś drugą klasę liceum, czarne tęczówki wpatrywały się w te twoje z ogromną czułością. Była sobota, bardzo piękna sobota, ponieważ słońce miło ocieplało twoją skórę, a na twych udach Mikey ułożył swoją głowę jak miał to w zwyczaju. Postanowiliście urządzić sobie piknik rozkładając jasny kocyk obok kwitnących wiśni. Jak zwykle głaskałaś go po blond bujnych włosach i uśmiechałaś się do chłopaka najpiękniej jak potrafiłaś. On również nie widział świata po za tobą. Liczyłaś się tylko ty. W tych jego czarnych oczach umiał dostrzec tylko ciebie. I mimo, że były takie ciemne to i tak zatapiałaś się w nich czując się bezpiecznie. A teraz?

Nienawidziłaś tych oczu. Tych przeklętych czarnych tęczówek, które skanowały twoją osobę i przeszywały na wylot. Czułaś się źle pod ich spojrzeniem. To nie był już ten kojący, miły wzrok, który sobie przypomniałaś, gdy podczas wspólnego pikniku w klasie drugiej liceum, Mikey jednym spojrzeniem obdarował ci całą miłość, a następnie całowaliście się za drzewem.

Te oczy cię już nie adorowały. One cię już dawno przestały kochać.

Z transu wybudził cię Hajime, który złapał cię za ramię i poprowadził w stronę stoliku, gdzie siedzieli pozostali członkowie Bonten. Nie byłaś w stanie sztucznie się uśmiechnąć więc przybrałaś obojętny wyraz twarzy i odwróciłaś od Sano wzrok, który siedział po środku na krześle i opierał brodę na splecionych dłoniach. I mimo, że obserwowałaś pozostałych gości, to wciąż czułaś na sobie te palące czarne oczy. Nie odrywał od ciebie wzroku jakby chciał wyczytać wszystko.

Obeszliście stół a Kokonoi odsunął ci krzesło byś mogła usiąść po prawej stronie Manjiro. Zasiadłaś przy stole patrząc na talerz przed sobą, a Mikey pozostał na patrzeniu przed sobą. Nie zaszczycił cię już ani jednym spojrzeniem. I dobrze.

Po lewej stronie przywódcy Bonten siedział Haruchiyo, następnie Ran i Rindou. A od twojej prawej po kolei Kokonoi, Kakucho i Takeomi. Przy waszym stole panowała cisza, której nikt nie miał zamiaru zakłócać, nawet już w jakimś stopniu naćpany Sanzu.

Siedziałaś tuż obok niego. Obok tego bezdusznego potwora. Nie znałaś go, nie wiedziałaś kim był.

Ciszę przerwał kelner, który podszedł rozdać wam lampki szampana. Kiedy znalazł się obok ciebie, oprócz lampki zabrałaś mu całą butelkę i puściłaś mu przy tym oczko by odszedł. Na raz wypiłaś pierwszą lampkę po czym zaczęłaś radośnie nalewać sobie drugą. Wiedziałaś, że na trzeźwo byś tu nie wytrzymała.

— Chyba nie masz zamiaru wypić całej butelki? — odezwał się sucho Mikey, a ty szyderczo się uśmiechnęłaś.

— Owszem. Mam taki zamiar. — oznajmiłaś i już chciałaś upić łyka, lecz białowłosy chwycił za twój nadgarstek próbując zabrać ci kieliszek.

— Oddaj.

— Nie.

Sano zmarszczył brwi, nie lubił kiedy ktoś mu się sprzeciwiał, szczególnie że byłaś to ty i robiłaś to przy pozostałych członkach, którzy zmieszali się tą sytuacją, bo przecież jak można było sprzeciwić się szefowi Bonten?!

Wyszarpał ci kieliszek, którego zawartość rozlała się odrobinę na obrus, a ty posłałaś mu złowrogie spojrzenie. Nie mogłaś mu pozwolić na wygraną więc chwyciłaś za butelkę i już chciałaś napić się z gwintu, kiedy to Mikey ponownie spróbował zabrać ci alkohol. Szybko jednak odsunęłaś rękę wystawiając szampana w stronę Hajime, a głowę obróciłaś ku Manjiro. Twój wyraz twarzy mówił, że byłaś wściekła.

— Chcesz dostać w drugi policzek? — zapytałaś i uniosłaś jedną brew.

Wszyscy członkowie Bonten rozszerzyli szeroko oczy nie dowierzając w to co usłyszeli. Ranowi nie udało się powstrzymać parsknięcia, które opuściło jego usta, a zbulwersowany Sanzu, aż wstał i położył obie dłonie płasko na stole.

𝑬𝒏𝒅 𝒐𝒇 𝒕𝒉𝒆 𝒕𝒊𝒎𝒆 ❀ 𝑺𝒂𝒏𝒐 𝑴𝒂𝒏𝒋𝒊𝒓𝒐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz