2. Piach

104 7 6
                                    

Piach, to pierwsze co ukazuje się moim oczom po przebudzeniu. Nawet nie jestem w stanie dojrzeć jego końca. Otula mnie każdym swoim ziarenkiem, a ja czuję się jak otumaniony, pozbawiony rozumu.

Pamiętam most, szum wody, skok i moją rozpacz. Sam nie wiem gdzie trafiłem. Tajemnica zagnieździła się tutaj na dobre. Być może to sen lub śpiączka. Może rzeczywiście nie żyje. Z pewnością nie jest to realny świat. Nigdy nie widziałem tak mocnego słońca i krwistego nieba. Nie jest tu upalnie jak można by się spodziewać. Cisza w pewien sposób miażdży moje bębenki, a bezczynność i bezradność mojej osoby zaczyna mnie drażnić.

Rozglądam się po bokach poszukując czegoś co choć w małym stopniu nakieruje mnie na to gdzie jestem. Nie czuje się tutaj bezpieczny. To wszystko mnie przytłacza.

Moją uwagę przykuwa małe, niepozorne biurko. Co ono tutaj robi? Nie sądzę, że ktoś poza mną się tutaj znajduje. Jestem sam na tym pustkowiu.

Decyduje się wstać i podejść do niego nieco bliżej. Z pewnością nie jest ono magiczne choć to co dzieje się chwilę później przeczy moim słowom.

Na drewnianym blacie nagle pojawia się niezliczona ilość listów z czego wszystkie są zaadresowane do mnie. Nadawcą jest... To chyba trochę niemożliwe. Nagle brakuje mi słów.

Od Pete Phongsakorn Saengtham.

To pełne imię mojego chłopaka, którego pochowałem miesiąc temu. Jego śmierć była powodem mojego samobójstwa.

Kierowany ciekawością chwytam za list oznaczony cyfrą jeden i zaczynam czytać.

----------------------

Ktokolwiek to czyta... Mam szczerą nadzieję, że to ty Vegas. Wysłałem ten list do ciebie. Być może nigdy nie będziesz miał go w własnych rękach. Warto spróbować. Czuję, że dłużej nie wytrzymam tej samotności... Jestem zagubiony i jakkolwiek to zabrzmi boli mnie cała dusza. Mój umysł nie działa poprawnie. Mogłem jechać wtedy wolniej. Porsche zadzwonił do mnie prosząc o pomoc jednocześnie wogóle nie tłumacząc co się dzieje. Bałem się, że coś mu się stało. Za oknem szalała wtedy burza. Było ślisko ale i tak pojechałem. Nie zauważyłem momentu w którym pies znalazł się przed moim autem. Gwałtownie skręciłem i trafiłem w drzewo. Czułem jak uchodziło ze mnie życie. Dlaczego nie otrzymałem wtedy pomocy? Chciałem zadzwonić w pierwszej kolejności do ciebie ale moje dłonie były zmiażdżone. Dusiłem się poduszką powietrzną, która nie zadziałała tak jak powinna. Jedna z metalowych części mojego samochodu przebijała moje płuco na wylot. To tak kurewsko bolało... Moje ciało było w ogniu po tym jak silnik uległ zapaleniu.
Nie wiem gdzie jestem, ani dlaczego wszędzie walają się stosy kartek i ogromne ilości kopert. Muszę to jakoś wykorzystać. Proszę, nie bądź na mnie zły. Wiesz jak bardzo Cię kocham, prawda? Nic w mojej głowie nie jest na miejscu. Obiecuję, że kolejny list będzie nieco jaśniejszy od tego. Narazie czuje jakbym umierał powtórnie. Muszę odpocząć. To wszystko nie ma sensu. Jak się stąd wydostać? Nie mam zielonego pojęcia.

Twój na zawsze, Pete.

----------------------

Przyciągam ten kawałek papieru do swojej piersi. W tym samym momencie potok łez zalewa moją wychudzoną twarz. To jedyne co mi po nim pozostało. Nie chce czytać kolejnych listów w obawie o to, że zbyt szybko się skończą. Po krótkiej chwili tekstura papieru ulega zmianie, a przeczytany list zaczyna kruszyć się w moich rękach.

Trafiłem do miejsca gorszego od piekła. To miejsce lubi mój ból. Ono tylko czeka na to aż będę cierpiał coraz mocniej.

Listy do utraconego [Vegas x Pete]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz