Katy, is that you? #2

38 6 0
                                    

Już z samego rana Natalie wsiadła do samochodu. Wzięła ze sobą kubek gorącej kawy, włączyła radio i ruszyła. Cieszyła się, że wreszcie gdzieś pojedzie, pozna nowe osoby, najzwyczajniej wróci do gry.

     Będąc już prawie na miejscu, spojrzała na nawigację w swoim telefonie. Parking był pięćset metrów od hotelu. Westchnęła i uśmiechnęła się sama do siebie.

     Wysiadła z auta, wyjęła walizkę z bagażnika i wąskim, podniszczonym chodnikiem udała się w stronę starego budynku. „No tak. Czego mogłam się spodziewać?" — pomyślała, przyglądając się pożółkniętym ścianom i brudnym oknom podmiejskiego hotelu.

     — Dzień dobry, jestem detektyw Natalie Dowell — przywitała się z recepcjonistką w podeszłym wieku, kiedy weszła już do środka.

     Chwilę zastanawiała się, czy wyjąć swoją odznakę, ale postanowiła sobie darować. Nie używała jej od dłuższego czasu, jednak nie był to powód, aby pokazywać ją teraz, komu popadnie.

     — Witam panią — odpowiedziała kobieta. — Pokój numer osiem na drugim piętrze. — Wręczyła jej klucz.

     Natalie wdrapała się po schodach na górę, otworzyła drzwi i dokładnie tak, jak się spodziewała, okazało się, że przez następne dni będzie musiała mieszkać w ciasnej klitce.

     Przebrała się w coś bardziej eleganckiego niż jeansy, do kieszeni spodni wcisnęła komórkę, wzięła torbę i poszła w stronę komisariatu.

     — Jestem już na miejscu — powiedziała, przyłożywszy telefon do ucha.

     — I jak? — spytał Will.

     — Mniej więcej tak, jak to sobie wyobrażałam. Zaraz wejdę na posterunek i zobaczymy... Może tam mnie coś zaskoczy.

     — Życzę powodzenia! Napisz, jak dowiesz się czegoś ciekawego.

     — Jasne. A teraz muszę kończyć, bo stoję przy wejściu. Hej!

     — Do usłyszenia.

     Rozłączyła się, po czym mocno szarpnęła za drzwi i pewnym krokiem weszła do środka. Jej oczom ukazało się miejsce niczym z lat siedemdziesiątych. Zielone ściany, stare, brązowe meble, drewniana, błyszcząca podłoga, która wyglądała, jakby była tak śliska, że codziennie wywraca się na niej co najmniej dwadzieścia osób i szklane, zakurzone lampki stojące na każdym biurku. Jedyne, co nie pasowało do tego całego obrazu to komputery, które i tak miały co najmniej dziesięć lat.

     — To ona, proszę bardzo — powiedział jakiś mundurowy do drugiego, patrząc na Natalie.

     — Współpracowałaś z mordercą dzieci, brawo! — krzyknął policjant opierający się o okno i zagwizdał.

     Detektyw przyspieszyła kroku i rzucając wrogie spojrzenie każdemu, kto krzywo się na nią spojrzał, wreszcie dotarła do gabinetu komisarza. Weszła do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi.

     — Dzień dobry — wydusiła z siebie, ciężko oddychając. — Niektórzy już zdążyli się ze mną przywitać, bardzo mili ludzie.

     — Prawda? — odparł mężczyzna przy kości. Chyba nie zrozumiał sarkazmu. — Zdecydowałem się jednak przydzielić pani własny gabinet, żeby miała pani więcej swobody. I nazywam się Stanley Knutson. — Podał rękę Natalie.

     — Natalie Dowell. — Uścisnęła jego dłoń i rzuciła wymuszony uśmiech.

     — Rozumiem, że już wszystko pani wie i jest gotowa zacząć pracę w tym momencie.

Who, what, where, when?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz