14.

42 5 2
                                    

QWASER_ATHOSA: Mimo, że piosenka mało ma wspólnego z tym tekstem i tak polecam wam świetną nutkę, a jest nią DISTURBED - DOWN WITH THE SICKNESS. Jest moc <3

__________

Ciekawość wygrała. Następne wspomnienie wpłynęło, a ja nie zerwałem połączenia. Zaciekawiła mnie postawa Iris. Od samego początku uważałem ją za zło konieczne, potrzebne mi do przetrwania kolejnego dnia, a prawda była z goła inna. Chciałem poznać jej myśli, chciałem wiedzieć jak ona sama mnie postrzegała. Nigdy wcześniej nie próbowałem wedrzeć się do jej głowy, sam nie wiem dlaczego...

Spojrzałam na podejrzanie ciche małe zawiniątko z głębokim smutkiem. Do czego się przyczyniłam? Moja moralność sięgnęła zera, a jeszcze teraz miała spaść poniżej tej wartości. Byłam złym człowiekiem. Bóg mi nie wybaczy.

Usłyszałam złowrogi skrzekliwy rechot. Włosy na moim karku stanęły dęba, lecz nie wykonałam żadnego ruchu. Starałam się opanować. To tutaj sprowadziliśmy dwa straszliwe twory, Astarotha i Damona, w tej piwnicy. Nie widziałam cuchnącej bestii, ale wyczuwałam jej obecność. Nie miałam pojęcia czego mogła chcieć, co takiego cieszyło ją w tej sytuacji? Radował ją mój strach? To było możliwe.

Podeszłam pospiesznie do zakrwawionej kanapy. Obok zawiniątka znajdowało się łożysko wraz z nieodciętą pępowiną. Gdy przyjrzałam jej się bliżej, zauważyłam, że niebieskie żyły spiralnie ją otaczające jeszcze pulsowały. Dziecko nie wydało żadnego dźwięku, podświadomie miałam nadzieję, że może powoli umierało. Nie musiałabym brudzić sobie rąk morderstwem. Jednak gdy odchyliłam kocyk moje nadzieje ulotniły się w momentalnie. Oczy niemowlaka były duże, ciemne jak oczy demonicznego ojca. Wpatrywały się zaciekawione w sufit, na którym znajdowały się równo rozmieszczone lampki. To z pewnością nie było spojrzenie zwykłego noworodka, było niebywale bystre i uważne. Ale chłopiec nie wydawał się być świadomy swojego istnienia, w każdym razie nie wydawało mi się, żeby tak było.

Dotknęłam skóry, zaczerwienionej jeszcze po trudach porodu. Była aksamitnie gładka, cieplutka i miła w dotyku. Przypomniał mi się okres niemowlęcy Huberta i ogarnęło mnie dziwne uczucie tęsknoty za czymś, co już dawno minęło i nie wróci. Mały brązowooki szkrab nie był ani w połowie tak piękny, jak to dziecko leżące na tej przeklętej kanapie. Moje palce przesunęły się na delikatną szyjkę i zamknęłam oczy. Mój oddech przyspieszył, słyszałam już niecierpliwy głos Petera dyskutującego zawzięcie o czymś z Christopherem. To tylko chwila, dajesz Iris.

- Zrób to, Iris. - wyskrzeczał mi do ucha ohydnie śmierdzący oddech Astarotha. Oczy nabiegły mi łzami od odoru i z przerażenia. Damon nadal uparcie milczał, nawet nie ruszał się. To był demon. Trzeba było go unicestwić. Dla dobra nas wszystkich. Dla mojego dobra.

- Zmiażdż ten uroczy, pulchniutki karczek. Iris, zrób to. Nie czekaj, wiesz, że musisz to zrobić. To tylko kwestia czasu, kiedy pokaże pazurki. Zaciśnij dłoń na tym słodziutkim gardełku. No, już!

- Odejdź, precz demonie! W... imię... Jezusa... Chrystusa... Precz!- wyrzęziłam z trudem, przełykając spływającą do gardła flegmę i pociągając nosem, z którego zaczęło kapać. Podniosłam powieki, mrugając raz po raz, by pozbyć się słonej cieczy utrudniającej mi widok. Damon wpatrywał się we mnie spokojnie. Całe moje postanowienie jeszcze sprzed paru chwil, wycofało się w głąb mojej głowy. Jak mogłam zabić tak malutką istotkę? Obwiniałam go za to, że się narodził, ale to ja, Peter, Olivia, Christopher i ta banda kasiastych wykolejeńców sprawiliśmy, że przyszedł na świat.

Astaroth chuchnął w moją twarz oparem zgnilizny, rozkładającego się mięsa oraz czegoś złowrogiego, co wywołało we mnie ściśnięcie w żołądku. Odsunęłam się od kanapy i zwymiotowałam resztki kolacji, jęcząc przy tym z obrzydzenia. Smak wymiocin na języku wywołał kolejne torsje, potem jeszcze raz i następny, aż w końcu nie miałam czym wymiotować. Opadłam roztrzęsiona na podłogę i zasłoniłam twarz w rozpaczy.

SAMOTNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz