15.

69 6 10
                                    

Telefon zadzwonił. Podskoczyłam na krześle, a talia kart wypadła mi z rąk i rozsypała się na blacie stołu kuchennego. Zaklęłam pod nosem.

- Halo?

- Iris, Christopher zwariował. Muszę porozmawiać z moim synem. Pozwól mi go zobaczyć.

- Wykluczone. Powiedziałam ci już, że nie przekroczysz progu mojego domu. - zasyczałam wściekłe do słuchawki.

- To moje dziecko, nie twoje.

- Zgłoś to do odpowiednich służb, jeśli chcesz. Jestem ciekawa co powiedzą urzędnicy, kiedy im powiesz, że przetrzymuję pół - demona spłodzonego przez Asmodeusa. Przestań dzwonić. Nie radzę też mnie nachodzić. Uprzedzam, że zakupiłam broń. Nie zmuszaj mnie do jej użycia.

- Iris, on jest mój. To ciało z mojego ciała...

- On nie ma ciała. Osłabł i znika. I dzięki Bogu! - skłamałam, odkładając słuchawkę z głośnym trzaskiem.

Spokój, tylko spokój może mnie uratować. Łatwo mówić. Żyłam w ciągłym stresie od pięciu lat. Schudłam prawie piętnaście kilo, zrobiłam się drobna, drobniejsza niż kiedykolwiek.

Co powiedziała Olivia? "Christopher zwariował." Czyli kolejna osoba została skreślona z listy. Kiedy moja kolej? Peter jeszcze się trzymał, mimo koszmarów, swoje lęki leczył alkoholem. Stał się dla mnie obcym człowiekiem, nie pamiętam już kiedy ostatni raz rozmawialiśmy. Nie stać nas było na szastanie pieniędzmi, opłaty nas zżerały, a niedawno zostałam z rachunkami sama. Peter stracił pracę. Czułam się przygnieciona ciężarem życia. Czasem łapałam się na myśli, iż może byłoby lepiej, gdybym...

Nie. Musiałam wziąć się w garść.

Wróżyłam już dłuższy czas, a grono zadowolonych klientów stale rosło. Sama byłam zaskoczona trafnością moich przepowiedni i dlatego nie rozkładałam kart dla siebie. Wolałam nie wiedzieć co mnie czeka.

Damon...

Niedawno zauważyłam, że nikt go nie dostrzega. Nie zwracałam wcześniej na to większej uwagi, dopiero przy spotkaniu z klientką uświadomiłam to sobie. Stał przy kobiecie z rękami splecionymi z tyłu i patrzył na moją reakcję.

Przemknęło mi przez myśl, że jest szansa na jego całkowite zniknięcie. Ale oddziaływał na otoczenie, odsuwał krzesła, słyszałam jego kroki. Po głębszych rozmyślaniach, doszłam do wniosku, że podświadomie skupił się na chęci uwolnienia od tego domu, tym samym tracąc obraz swojej istoty. Zupełnie jakby pieczęć blokowała go coraz bardziej, choć on starał się z całych sił przeć na przód, ku wolności. Tak to sobie tłumaczyłam, ale czy to była prawda?

Co do Astarotha... Od czasu narodzin Damona nie widziałam go już. Nadal nie wiedziałam, co go łączyło z Peterem. Czy Olivia miała z nim kontakt? Nie było to wykluczone.

Ponownie przysiadłam do stołu i zebrałam karty. Przetasowałam je kilka razy z rzędu, zastanawiając się czy powinnam spojrzeć w przyszłość Petera. W końcu zamknęłam oczy, rozłożyłam je w wachlarz i wyciągnęłam jedną, jedyną kartę. Gdy zerknęłam lękliwie na znajdujący się na niej obrazek, moje policzki zwilgotniały.

Trumna. Nie musiałam wyciągać więcej kart, żeby wiedzieć, co to oznacza. Oj, Peter...

***

Czułem ból Iris, rozsadzał moje płuca i dławił w gardle. Kurczowo uczepiłem się następnego wspomnienia.

***

SAMOTNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz