5.

72 7 0
                                    

Usiadłam przy jedynym wolnym stoliku w stołówce i sięgnęłam do torby po telefon, jednocześnie wpychając do ust chrupiącego nuggetsa. Szybko odblokowałam ekran i przeszłam do skrzynki odbiorczej, gdzie czekało na mnie pięć smsów od mamy.

"Cześć, córeczko! Co u ciebie? Przepraszam, że ostatnio niewiele się odzywałam, ale miałam urwanie głowy w biurze. Problemy z fakturami i takie tam. Dogadujesz się z tatą?"

Cholera, nie widziałam dwóch poprzednich wiadomości, a były wysłane wczoraj. No, tak. Byłam zbyt wzburzona zachowaniem Damona i swoim przede wszystkim. Spąsowiałam na samą myśl o tym, co się między nami wydarzyło i tym razem posmakowałam sałatki. Była zaskakująco dobra.

" Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś, Susanne? Staram się zaakceptować twoje wybory, ale wiesz jaka jestem, Hubert wykrzyczał mi w twarz, co o mnie sądzicie. Pracuję nad sobą. Odezwij się."

Westchnęłam ciężko, widząc trzeciego smsa dostarczonego z samego rana.

"Pierwszy dzień w nowej szkole... Tak za tobą tęsknię, Susanne."

" Za twoim ojcem też. Ale nie mów mu tego, nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę z nim, poza tym lepiej, żeby na razie nie wracał do domu. Niech ma na ciebie oko."

"Kocham cię, córeczko."

Brzmiało to żałośnie i tak w istocie było, więc czym prędzej wystukałam wiadomość, by ją uspokoić.

"Mamo, miałam wyciszony telefon od wczoraj. W szkole jest ok, większość nie zwraca na mnie uwagi, a jak już to interesuje ich mój akcent. Zadzwonię do ciebie po południu, zarezerwuj dla mnie czas. Też cię kocham."

Obok mnie usiadły dwie dziewczyny, jedna dosyć wysoka, czarnoskóra, przy kości, ale ładnie zbudowana, z włosami ułożonymi w lśniące, sprężyste loczki. Druga była jej przeciwieństwem. Drobna, niska, miała androgyniczną urodę, a podkreślała to dodatkowo krótka, jasna fryzura. Obie uśmiechały się szeroko i szczerze, więc również się uśmiechnęłam.

- Hej, nowa. Jestem Sarah, a to Margaret. - wyższa z nich kiwnęła głową w stronę blondynki i zgrabnym ruchem wskazała na stolik w środku sali. - Te trzy suczki rozsiewają o tobie ploty, dziewczyno. Byłyśmy ciekawe czy to prawda.

Spojrzałam w tamtą stronę i napotkałam skrzywione miny owych plotkar. Nie wyróżniały się niczym szczególnym, ot zwykłe nastolatki takie jak ja.

- Susanne. Co o mnie gadają? - zapytałam, trochę zawiedziona. Pierwszy dzień i problemy jak dawniej. Znowu miałam być odrzutkiem? Szkolnym klaunem? O nie, tylko nie to.

- Podobno w domu Lewisów straszy. - odezwała się Margaret. Miała przyjemny, aczkolwiek trochę chrapliwy głos. - To prawda?

- Tylko to? - zdziwiłam się.

- Gadają też o jakichś satanistycznych spotkaniach, jak z filmu "Dziecko Rosemary".

Zaśmiałam się głośno, ale nie widziałam reakcji przy środkowym stoliku. Mogłam tylko wyobrazić sobie jak pospolite rysy twarzy tężeją z niezadowolenia. Takie osoby zazwyczaj nie miały interesującego życia, a ich codzienna rutyna to napawanie się widokiem poniżanej ofiary.

- Cóż, czy straszy? Nie, nie sądzę. Co do tych dziwnych spotkań, nic mi nie wiadomo na ten temat. - skłamałam nadzwyczaj gładko. - Jedynie babcia wróży z kart, może zazdroszczą, że idzie jej interes i zarabia kokosy. Innego wytłumaczenia nie widzę.

Sarah ożywiła się, a Margaret założyła ręce na piersi i posłała plotkarom kpiący uśmieszek. Wydawały się być po mojej stronie, co mnie bardzo ucieszyło. Oby tylko nie odwróciły się ode mnie prędzej czy później.

SAMOTNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz