Rozdział 2

2 1 0
                                    

     Następny dzień w szkole zaczął się po prostu zajebiście. Od razu wpadłam na trzygłową hydrę.
-To przypadkiem nie twoje zdjęcie? - Amber zaśmiała się wrednie i rzuciła mi jakąś kartkę, która jak to kartka poleciała w zupełnie inną stronę, co najwyraźniej zirytowało Amber. Ale niestety dobry humor zaraz jej wrócił. - Bierz ile chcesz, mamy tego dużo. - Podała mi jedną kartkę, a jej przyjaciółki załatwiły mi deszcze papieru. Spojrzałam na to co mi podała. To było moje zdjęcie do dokumentów. Pomazane markerem.
-Hm, nieźle, ale osobiście dodałabym jeszcze kły i rogi. No i pewnie zeza. - Stwierdziłam, co zdecydowanie zdenerwowało Hydrę, która zaraz odeszła.
     Ruszyłam do swojej szafki, ale po drodze dopadła mnie Su.
-Yua! Twoje zdjęcie! - Zawołała na przywitanie i podstawiła mi pod nos jedno ze zdjęć porozwieszanych i porozrzucanych po całym korytarzu. I prawdopodobnie po całej szkole.
-Ah, tak, widziałam, jest zabawne. - Stwierdziłam i uśmiechnęłam się wesoło. Su spojrzała na mnie dziwnie. Faktycznie, pierwszy raz widzi jak się uśmiecham. Nie moja wina, że wczoraj miałam jeszcze gorszy humor niż zwykle.
-Wiesz kto mógł to zrobić? - Zapytała.
-Amber, Li i Charlott. - Odparłam, a widząc zdezorientowane spojrzenie Su dodałam. - Blondynka, Azjatka i szatynka, trzymają się razem.
-Zajmiemy się tym! - Zawołała bojowo Su.
-Ale po co? To zabawne. - Odparłam. Su potrząsnęła głową i złapała mnie za rękę, zanim się zorientowałam byłam już ciągnięta na dziedziniec.
     Klaun oczywiście tam był.
-Cześć. - Przywitała się Su, a ja milczałam.
-Fajne zdjęcie. - Kastiel zwrócił się do mnie i przystawił mi kartkę do twarzy. Chyba udaje, że to co się wczoraj stało przy szafkach nigdy nie miało miejsca.
-Co wy macie z tym przestawianiem mi zdjęć do twarzy? - Zapytałam ich. - Tak, fajne, ale mogły się bardziej postarać. - Kastiel popatrzył na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
-To nie jest zabawne! - Stanęła w mojej obronie Su. - To nie twoje pomazane zdjęcie jest porozwieszane po całej szkole.
-Wiesz, bardzo bym się zdziwił, gdyby ktoś postanowił tak się ze mną zabawić. - Odpowiedział. Ah, super, udowodnię mu jak bardzo się myli. Kiedyś. Jak nie zapomnę.
-Jak jesteś taki twardy, to może byś nam pomógł. - Kontynuowała rozmowę Su.
-W czym? - Zapytałam zdziwiona.
-Nawet gdybym chciał, to nie wiem kto to zrobił. - Zignorowali mnie. Bezczelnie mnie zignorowali.
-To te trzy głupie dziewczyny. - Odpowiedziała Su. Błagam, ona zachowuje się jakby to jej zdjęcie przerobiono i porozwieszano po szkole, uspokój się dziewczyno!
-Sporo tu głupich dziewczyn w okolicy. - Ja przepraszam, czy ty pijesz do nas?
-Amber i... jak je nazwałaś? - Suśka wreszcie zwróciła na mnie uwagę.
-Li i Charlott. - Odparłam.
-Właśnie! - Zawołała i z powrotem spojrzała na Kastiela.
-Hahaha, mówicie o siostrze Nataniela i jej koleżankach? To prawda, że w kategorii na najbardziej nadęte panienki mogłyby dostać Złotą Palmę... - Zaśmiał się Kastiel. Czekaj, czekaj, siostrze Nataniela? Sztywniak jest bratem Blondi? Nieźle.
-Kiedyś znajdę sposób żeby się zemścić! - Zapowiedziała Su. Przypomnij mi, czyje zdjęcie pomazały i porozwieszały po szkole? Bo z tego jak reagujesz można wywnioskować, że twoje. Lub jakiejś twojej bliskiej przyjaciółki.
-Chętnie to zobaczę. - Odpowiedział Kastiel.
     Su pociągnęła mnie z powrotem do budynku. Ciekawe ile jeszcze zostało do lekcji... Zaraz po wejściu do szkoły spotkałyśmy Kena.
-Cześć, Su! - Zawołał szczęśliwy na sam jej widok. Jest zabujany po uszy. - Cześć, Yua. - O, jednak mnie zauważył. I pamiętał moje imię, ok, tego się nie spodziewałam.
-Cześć, widziałeś xero? - Zapytała z miejsca.
-Jakie xero? - W odpowiedzi Su podała mu moje zdjęcie. Jasne, mi to pod nos podtyka, a jemu podaje jak człowiekowi. Ken spojrzał na zdjęcie, a następnie na mnie. - Yua, to...
     Uśmiechnęłam się lekko.
-Moje zdjęcie, tak. Jestem ciekawa czy planują więcej takich akcji, bo ta mnie naprawdę rozbawiła. - Powiedziałam, co go zdziwiło.
-Wiecie kto to zrobił? - Zapytał Ken.
-Amber i jej przyjaciółki! - Odpowiedziała wściekła Su. Ona zdecydowanie za bardzo to przeżywa.
-Oh, pomógłbym wam, ale trochę się ich boję... - Odpowiedział Ken i spojrzał w podłogę. Czemu się ich boi? To kwestia tylko tamtej akcji, gdy mu pomogłam, czy czegoś jeszcze?
     Chciałam go o to zapytać, ale Su pociągnęła mnie dalej. Następnym przystankiem najwyraźniej jest pokój gospodarzy.
-Wytłumacz jak to się stało, że zdjęcie z teczki Yua'e jest porozwieszane po całej szkole?! - Su od razu naskoczyła na Nataniela.
-C-co? - Zapytał, w odpowiedzi dostał xero przed twarz. Ha! Nie tylko mi tak robi! - Nie wiem jak to mogło się stać. - Su odłożyła zdjęcie na biurko, co natychmiast wykorzystałam, wyciągnęłam długopis i zaczęłam domalowywać rogi, kły i piracką opaskę.
-Nie możesz nic zrobić? Niech ten kto to zrobił za to zapłaci! - Su domaga się sprawiedliwości, ale po co ona to robi?
-Nawet nie wiem kto to zrobił. - Odpowiedział Nataniel.
-Jestem pewna, że to te trzy żmije! - Odparła Suśka.
-Jakie żmije? - Zdziwił się Sztywniak. Czy ona nie słuchała Kastiela, gdy mówił, że Amber to siostra Nataniela?
-Wiesz, te co trzymają się razem, Amber, Charlott i Li. W kaźdym razie wszystkie trzy to idiotki. - Z tym nie mogę się nie zgodzić.
-Wiesz co, Amber to moja siostra... Wiem, że bywa złośliwa, gdy jest w towarzystwie swoich koleżanek, ale mimo wszystko... - Chyba przegapiłeś, że to ona jest prowodyrką. - A poza tym, nie można nikogo oceniać po pozorach. - Po jakich, kurwa, pozorach?!
     W tym momencie Suśka zwróciła na mnie uwagę.
-Co robisz? - Zapytała marszcząc brwi.
-Poprawiam ich dzieło. - Stwierdziłam kończąc, a następnie pokazałam jej xero.
-Tak jest jeszcze zabawniej.
     Su i Sztywniak spojrzeli na zdjęcie, a zaraz potem Suśka wyciągnęła mnie siłą z pokoju gospodarzy.
-Muszę iść jeszcze do szafki. - Powiedziałam.
-Oh, ale usiądziemy razem na lekcjach? - Zapytała.
-Jak chcesz. - Odparłam i ruszyłam do szafki zostawiając Su pod salą A.
     Ledwo doszłam gdzie chciałam, gdy znowu zostałam zaatakowana.
-Ai! Wiesz kto jest odpowiedzialny za te zdjęcia?! - Eve złapała mnie za ramiona i przekręciła w swoją stronę, za nią stali Matt, Thaddee, Casar, Julie i Edith, wszyscy wyglądali na wkurzonych.
-Nie mówcie, że denerwujecie się przez te zdjęcia. - Powiedziałam patrząc na nich.
-Pewnie, że to przez to się denerwujemy! Widziałaś je?! Masz okropnie pomazaną twarz! - Zawołała Julie.
-To nic takiego, serio. Jak dla mnie to nawet zabawne. - Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem, ale się uspokoili. No, przynajmniej trochę.
-Widzicie? Ai uważa to samo co ja. - Podszedł do nas Francis, który najwyraźniej przysłuchiwał się rozmowie.
-Ale i tak pozdejmujemy te zdjęcia. - Zarządził Casar.
-Chce wam się to robić? Ledwo się znamy. - Zauważyłam, na co wszyscy spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
-Ale już się przyjaźnimy. - Odparł Matt, a gdy otworzyłam usta, by powiedzieć, że spędziliśmy ze sobą zaledwie dwie godziny, zakrył mi je dłonią i dodał. - I nie przyjmuję żadnych sprzeciwów.
     To nie liceum, to wariatkowo. Albo jakiś pieprzony serial w stylu My Little Pony. Wszyscy od razu się zaprzyjaźniają.
    Czwartoklasiści wreszcie mnie puścili i sami też poszli na lekcje i zbierać zdjęcia. Po drodze do klasy na szczęście zauważyłam Kastiela. Wreszcie jakaś normalna, nie tryskająca przyjaźnią osoba. Coś czuję, że będę go potrzebować, by do reszty nie zwariować.
     Su od razu mnie złapała i zaciągnęła do ławki, na całe szczęście wybrała ostatnią z rzędu przy ścianie. Nauczyciel przyszedł zaraz po dzwonku. Ogłosił, że w klasie pojawiły się dwie nowe uczennice i poprosił nas żebyśmy wstały i powiedziały coś o sobie.
     Su z entuzjazmem wstała, przedstawiła się i dalej nie słuchałam. Zajęłam się obserwacją klasy. Ehhh... lepiej być nie mogło. Trafiłam do tej samej klasy co Klaun, Hydra, Sztywniak i ciota. Czekaj, a Ken też nie jest przypadkiem nowy? Pewnie wczoraj uczestniczył w lekcjach, gdy my latałyśmy za papierami.
     W klasie był jeszcze jeden chłopak i siedem dziewczyn. Chłopak miał srebrna włosy i chyba dwukolorowe oczy, jego strój był w stylu wiktoriańskim. On tak na codzień, czy to jakaś specjalna okazja? Co do dziewczyn to są tak, jedna szatynka, jedna z kasztanowymi włosami (chyba, nie znam się na tym), dwie fioletowowłose, z których jedna ma jaśniejsze te włosy, druga ciemniejsze, jedna ciemnoskóra, jedna ruda, jedna z białymi włosami i w sukience al'a styl wiktoriański.
     Su usiadła i nadeszła moja kolej by coś powiedzieć. Wstałam.
-Jestem Yua i to wszystko co musicie o mnie wiedzieć. - Stwierdziłam i od razu usiadłam.
     Nauczyciel wydawał się lekko zdziwiony moją wypowiedzią, ale zaczął prowadzić lekcje. A uczniowie zaczęli gadać.
     Mniej więcej tak minął czas do obiadu. Na długiej przerwie Su wyciągnęła mnie z klasy, niestety na korytarzu złapał nas Hefalump.
-Chciałabym, żebyście chociaż trochę uczestniczyły w działalności szkoły. W związku z tym chciałabym, żebyście dołączyły do któregoś z licealnych klubów. - Po cholerę? W sensie, po cholerę mamy uczestniczyć w działalności szkoły? - Obecnie klub koszykówki i klub ogrodników potrzebują nowych członków. Zostawiam wam wybór, same zdecydujcie do którego z klubów wolicie dołączyć. - Jak już muszę, to niech to nie będzie nic co mogę zniszczyć.
-Ja wybieram klub koszykówki. - Ogłosiłam.
-To ja też! - Dodała natychmiast Su. Czemu ona się tak mnie uczepiła?
-Świetnie! W takim razie idźcie tam i zapytajcie w czym możecie pomóc. - Jasne, a mógłbyś, Hefalumpie, powiedzieć nam gdzie to jest?
-Ale nie wiemy gdzie to jest... - O, Suśka, wreszcie w czymś się zgadzamy! No, w pewnym sensie.
-Zapytajcie kolegów. Jestem pewna, że ktoś pokaże wam jak tam dojść. - A ty byś, kurwa, nie mogła?! Nie, lepiej zmuszać biednych nowych uczniów do interakcji z innymi.
     I dyra sobie poszła.
-Choć, może Nataniel będzie wiedział! - Powiedziała Su i pociągnęła mnie do pokoju gospodarzy. Chyba powoli się do tego przyzwyczajam.
     Po drodze wpadłyśmy na Ciotę.
-Ken, ty też będziesz pomagać w szkolnym klubie? - Zapytała Su.
-Tak! Dyrektorka mnie o to poprosiła. Jestem pewien, że też wybrałyście klub ogrodników, prawda? - E, e, e! Mnie proszę w to nie mieszać!
-W sumie to wolimy koszykówkę. - Odpowiedziała Su.
-Ah, gdybym wiedział... Myślicie, że mogę jeszcze zmienić zdanie? - Posmutniał Ken. Dobra, bo to się już robi dziwne, czemu, do cholery, mnie we wszystko mieszają?! Nie może sobie pogadać tylko z Suśką?! Niech używa liczby pojedynczej, nie jesteśmy zrośnięte!
-Nie! Ogrodnictwo do ciebie pasuje! - Zaoponowała zaraz Su. Ta, ogrodnictwo do niego pasuje... raczej masz dość tego, że wszędzie za tobą łazi.
-Dobrze mnie znasz. - Liczba pojedyncza! Dziękuję! - To prawda, że lubię rośliny. Mimo to, szkoda. Chciałbym być w tym samym klubie co wy. - I wracamy do zrośnięcia...
     Ken sobie odszedł, a Su znowu pociągnęła mnie do pokoju gospodarzy.
-Su? Yua? - Zapytał Sztywniak, gdy weszłyśmy.
-Ah, Nataniel. - Wielce elokwentna odpowiedź, brawo Suśka.
-Potrzebujecie czegoś? - Zapytał. Przynajmniej on umie prowadzić rozmowę.
-Znasz kogoś z klubu koszykówki? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie Su.
-Przyznaję, że nie za często zaglądam do klubów, nie za bardzo się orientuję. Przykro mi. - Świetnie to o tobie świadczy jako o gospodarzu tej szkoły.
     Su przeciągnęła mnie z powrotem do klasy.
-Cześć! Jestem Irys. - Przywitała się ruda laska z naszej klasy.
-Hej, wiesz może gdzie jest klub koszykówki? - Zapytała Su.
-Nie, przykro mi, ale idźcie na dziedziniec, tam na pewno jest Kastiel, zaprowadzi was do klubu koszykówki. - Odpowiedziała Irys. To przepraszam, ona też jest nowa? Jak może nie wiedzieć, chodząc do tej szkoły?
     I tym razem zostałam zaciągnięta na dziedziniec.
-Kastiel, musimy pójść do klubu koszykówki. Wiesz gdzie to jest? - Zapytała Su.
-Może. - Serio?
-A może nie? - Odparłam. I nie, nie wiem co mi strzeliło do głowy z tą odpowiedzią, ale go rozbawiła.
-Haha, tak, wiem. A więc? Co będę z tego miał, jak wam pokażę, gdzie to jest?
-Przyjemność z faktu towarzyszenia nam? - Zaproponowała Su.
-Haha i nic więcej? - Nie dam ci po mordzie? - W sumie to dlaczego szukacie tego klubu?
-Powiedziano nam, że musimy należeć do jakiegoś licealnego klubu. Czy coś w tym stylu. - Odpowiedziała Su.
-Ahaaa rozumiem, to znany sposób dyrektorki, aby pomóc nowym w zaaklimatyzowaniu się. - To czemuś, kurwa, się nie domyślił, skoro to taki znany sposób?
-No dobra, pokażesz nam w końcu jak tam dojść? Tak czy nie? - Zapytała Su.
-Słuchajcie, przyjdźcie później. Mam teraz coś do zrobienia, ale później mogę pokazać co drogę. - Czyli nas spławił. Fajnie.
     Kilka minut błąkałyśmy się po szkole (właściwie to Su się błąkała, a mnie ciągnęła za sobą), aż wróciłyśmy na dziedziniec.
-Chodźcie za mną. - O! Jednak nas zaprowadzi! - Zobaczycie, że to jest zaraz obok sali gimnastycznej, po lewej stronie. Mogłybyście same znaleść, - W sumie racja. - gdybyście się trochę wysiliły. - No właśnie, wysiliły, a ja staram się unikać wysiłku.
     Poszłyśmy za Kastielem.
-To po lewej z dziedzińca, po drugiej stronie znajduje się klub ogrodników. - Ah, chyba chodzi mu o ten ogródek. - Wiecie przynajmniej co macie robić? - Zapytał Kastiel.
-Ech... nie. - Odpowiedziała Su. Jak to nie? Mamy kogoś zapytać czy mamy w czymś pomóc. Nie wtrąciłam się jednak, tylko rozglądałam po sali gimnastycznej. Całkiem spora. Widziałam już ją wcześniej, ale nie przyglądałam się. Hm, mam dzisiaj jeszcze dwie godziny francuskiego, chyba na ten czas tu przyjdę.
-Ah ci z administracji... - Masz na myśli Hefalumpa? - Proszą was, żebyście przyszły pomóc w klubie nie udzielając żadnych informacji... - Co racja, to racja, dyra mogła bardziej skonkretyzować czego od nas oczekuje. - Już wiem. Chłopaki ciągle się skarżą, że brakuje połowy piłek do koszykówki. Możecie ich poszukać, to nie powinno być trudne. Myślę, że brakuje 5.
-Ok, tak zrobimy. - Zgodziła się Su i wyciągnęła mnie z sali gimnastycznej.
     Wjebali piłkę na drzewo.
-Jak ją zdejmiemy? - Zastanawiała się Su trzymając dwie pozostałe piłki, które były na dziedzińcu. Podeszłam do drzewa i w nie kopnęłam. Raz, drugi, trzeci... Wreszcie! Ta uparta piłka wreszcie spadła! Szybko ją złapałam i podeszłam do Su. - Choćmy poszukać w szkole. - Zarządziła i ruszyła do wejścia, ja poszłam za nią.
     W budynku wpadłyśmy na Sztywniaka.
-Nataniel widziałeś gdzieś może dwie piłki do koszykówki? - Zapytała Su.
-Nie, dlaczego? - Bo chcemy zbudować z nich fort. - Musicie pozbierać piłki dla klubu, tak? - Brawo, Sherlocku!
-Tak, szukamy ich... przynajmniej mamy jakieś zajęcie. - Czy ty wszędzie musisz szukać dobrych stron, Suśka?
-Tak, nie powinno wam to zająć wiele czasu. Powodzenia! - To czemu klub ma z tym taki problem?
     Za szafkami znalazłyśmy kolejną, a w sali A ostatnią. Ale... jak, do cholery, klub koszykówki wypieprzył piłki za boiska tak, że trafiły do szkoły? I dlaczego wcześniej nikt ich nie odniósł?
     Na dziedzińcu standardowo był Klaun.
-A więc, znalazłyście te piłki? - Zapytał.
-Znalazłyśmy pięć piłek. - Pochwaliła się Su. No chyba to widać, szczególnie, że ty starasz się utrzymać trzy na raz.
-No to na co jeszcze czekacie? - Ja czekam aż przestaniesz zagadywać Su. A właściwie, dlaczego nie pójdę sama? - Idźcie je odłożyć do sali gimnastycznej - Chyba raczej do schowka w tamtej sali. - i to będzie już koniec.
-Okej, już idziemy. - Zgodziła się Su.
     Odłożyłyśmy piłki do pojemnika gdzie były już inne.
-Nooooo, skończyłyśmy! - Zawołała Su wesoło. - Zaraz będzie dzwonek, chodźmy do sali.
-Ja nie idę. - Odparłam. Su spojrzała na mnie zdziwiona.
-Co? Jak to? - Zapytała.
-Nie idę na lekcje. - Widząc, że nadal wbija we mnie to spojrzenie dodałam. - Wrócę na matmę, obiecuję, po prostu potrzebuję dłuższej przerwy, ok?
-Niech ci będzie. - Zgodziła się wreszcie i poszła do wyjścia.
     Po chwili zastanowienia wyciągnęłam jedną z piłek, które dopiero co odniosłyśmy. Poszłam do sali i zaczęłam rzucać do kosza. Gdy robiłam rzut z mniej więcej środka boiska i trafiłam usłyszałam za sobą klaskanie. Obróciłam się.
-Brawo, masz naprawdę dobrą technikę. - Pochwalił mnie ciemnoskóry chłopak w czerwonej koszulce sportowej z numerem 10. - Jesteś w klubie koszykówki?
-Ta. - Odparłam.
-Nigdy cię tu nie widziałem. - Stwierdził.
-Bo w klubie jestem od dzisiaj, a w szkole od wczoraj. - Odpowiedziałam.
-Może zagramy? - Zaproponował. Hm, w sumie, co mi szkodzi. - Przegrany stawia picie.
-Spoko. - Zgodziłam się.
-Jakie zasady?
-Uliczna koszykówka. Do dziesięciu punktów. - Odparłam na co chłopak się uśmiechnął.
     Chłopak okazał się dość ciężkim przeciwnikiem, ale go pokonałam.
-Wow, gdzie nauczyłaś się tak grać? - Zapytał zdyszany chłopak siadając na ławce. Wyciągnął dwie butelki wody, jedną mi rzucił, a drugą odkręcił i się napił.
-Mam ośmiu starszych braci. - Odpowiedziałam jakby to wszystko wyjaśniało.
-Ilu? - Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ośmiu. - Uśmiechnęłam się. - No i jeszcze pięć sióstr, ale tylko jedna z nich lubi sport. - Wzruszyłam ramionami.
-Nieźle... - Stwierdził chłopak, usiadłam obok niego. - A tak w ogóle, jestem Dajan.
-A ja Yua, ale możesz mi mówić Ai. - Ta szkoła źle na mnie wpływa. Bardzo źle. Nie powinnam mówić o moim przezwisku!
-Yua? Pierwszy raz słyszę to imię. - Stwierdził. Wzruszyłam ramionami.
-Jest japońskie. - Powiedziałam.
-Pochodzisz z Japonii? - Zapytał zdziwiony.
-No. - Uśmiechnęłam się lekko. - I tak, wiem, że nie wyglądam. Jestem w połowie Amerykanką.
     Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
-Jesteś z tej szkoły? - Zapytałam, bo coś mi nie pasowało. Chłopak wyglądał, jakby był w moim wieku, ale była tylko jedna klasa pierwsza.
-Nie, chodzę do liceum sportowego, przychodzę tutaj w ramach wymiany między szkolnej na treningi koszykówki. - Wyjaśnił. - To był dobry mecz. Powtórzymy to kiedyś?
-Chętnie. - Fajnie mi się grało, a gdy pomyślę, że w dodatku uniknęła lekcji mam ochotę robić to częściej.
-To może za tydzień o tej samej godzinie? - Zaproponował.
-Okej. - Podniosłam się. - To do zobaczenia.
     Wyszłam z sali gimnastycznej i poszłam do szkoły. A przynajmniej planowałam, po drodze usłyszałam płacz dochodzący z klubu ogrodników, nawet ja nie jestem tak nieczuła by to zignorować.
     Za szklarnią siedziała skulona dziewczyna i trzęsła się od szlochu. Usiadłam obok niej, spięła się, gdy uświadomiła sobie moją obecność, ale ja tylko zaczęłam delikatnie głaskać ją po plecach. Dziewczyna powoli się rozluźniła i wróciła do płaczu. Nagle bez uprzedzenia rzuciła się i mnie przytuliła. Tak, ta szkoła to zdecydowanie wariatkowo. A najgorsze jest to, że jakoś bardzo mi to nie przeszkadza. W sensie to jak pojebana jest ta buda, sytuacja z dziewczyną mnie trochę zszokowała, bo kto znienacka przytula obcą osobę? (A kto głaszcze po plecach dla pocieszenia obcą osobę?)
     Objęłam dziewczynę i dalej głaskałam ją po plecach. Po kilkunastu minutach dziewczyna się uspokoiła. Odsunęła się ode mnie i na powrót oparła się o szklarnie.
-J-ja przepraszam... - Powiedziała cicho obejmując rękami kolana.
-Spoko. - Odpowiedziałam. - Co ci się stało?
-T-to... - Wyjąkała dziewczyna uciekając gdzieś wzrokiem.
-Jak nie chcesz to nie mów, po prostu czasem łatwiej wygadać się komuś obcemu. - Odpowiedziałam. Przez jakiś czas żadna z nas się nie odezwała.
-Moja najlepsza przyjaciółka kilka miesięcy temu miała wypadek. Od tego czasu jest w śpiączce. Jej stan się powoli poprawia, ale nadal się martwię, czasem mam takie małe wybuchy płaczu, to nic takiego. - Powiedziała cicho.
-Oh, przykro mi. - Odparłam. Rozpięła plecak i wyjęłam z niego tabliczkę czekolady, szybko połamałam ją na poziome paski i otworzyłam. - Na załamania nerwowe najlepsza czekolada. - Oznajmiłam i podsunęłam jej czekoladę. Wyjęła jeden pasek i lekko się uśmiechnęła. Ja też wyjęłam jeden pasek i jadłyśmy w ciszy. Do czasu.
     Już prawie cała czekolada zeszła gdy usłyszałyśmy głosy.
-Diana! Gdzie jesteś?! - Wołał jakiś chłopak.
-Nie drzyj się, jeśli tu jest, to ją znajdziemy. - Skarciła go dziewczyna.
     Moja towarzyszka wstała słysząc ich głosy. I oczywiście musiała mnie pociągnąć ze sobą.
-Hej. - Wyszła na dziedziniec, a zaraz potem osoby, które było przed chwilą słychać przypadły do niej.
-Diana, wszystko w porządku? - Zapytała dziewczyna.
-Tak, już tak. - Pociągnęła mnie trochę do przodu. - Pomogła mi się uspokoić.
-Cześć? - W co ja się, kurwa, wpakowałam?
-Cześć. - Chłopak się do mnie wyszczerzył. - Jestem Blais, a to Paulette. - Wskazał głową na szatynkę, która z nim przyszła.
-Wolę Paula. - Dodała sama zainteresowana dając Blaisowi kuksańca w ramię.
-Yua, w skrócie Ai. - Takie przedstawianie się już chyba weszło mi w nawyk.
-Diana, przyszła pizza, idziesz? - Zapytała Paula.
-Oh, tak jasne. - Odpowiedziała Diana i lekko się uśmiechnęła.
-No i ty, Ai, oczywiście, też idziesz. - Zarządził Blais łapiąc mnie za ramię i ruszając w stronę szkoły, dziewczyny poszły zaraz za nami.
-A to z jakiej racji? - Zapytałam, ale nie stawiałam oporu. Pizza to jednak pizza.
-Bo cię lubię. - Odpowiedział wesoło.
-Wiesz o mnie tylko jak mam na imię. - Odparowałam.
-I że pocieszyłaś Dianę. - Odparł.
-Posiedziałam przy niej i dałam jej czekoladę, nie wiem, czy można uznać to za pocieszenie.
-Można. - Zamiast Blaisa odpowiedziała Paula. Westchnęłam.
-Skoro tak mówisz.
     Okazało się, że idziemy do sali B. Siedziało tam sporo osób, prawdopodobnie cała klasa, ale nauczyciela nigdzie nie było, czyli mają okienko. Blais stanął na progu i zawołał.
-Hej, wszyscy, poznajcie Ai! - Pomachałam. Następnie Blais wepchnął mnie do klasy i usadził przy jednej z ławek. No i jakoś tak się stało, że poznałam ich całą klasę. Okazało się, że mam do czynienia z klasą drugą, która świętowała urodziny jednego z nich. Nikt nie był zdziwiony moim pojawieniem się, Brigett wyjaśniła, że Blais dość często przyprowadza obcych ludzi. No i najlepsza część, dostałam darmową pizzę!
     Przesiedziałam z nimi całą godzinę i pod koniec Fred i Charles ogłosili, że zostałam honorową członkinią ich klasy. Na co Blais odpowiedział, że był pierwszy i adoptował mnie do ich klasy, przez co zaczęli się sprzeczać.
     Na następnej lekcji już mieli zajęcia, więc musiałam iść. Za to ja miałam wtedy okienko. Na korytarzu zobaczyłam Nataniela i Su. Usiadłam za szafkami, tak by ich słyszeć, ale by oni mnie nie widzieli. W skrócie chodziło o to, że Nataniel musiał zdobyć podpis Kastiela na usprawiedliwieniu (najwyraźniej nie tylko ja wagaruję), ale nie specjalnie miał ochotę go widzieć, więc poprosił Su by go w tym wyręczyła. Suśka oczywiście się zgodziła. Czy ona nie zna Klauna? Przecież on tego nie podpisze, jeśli ktoś go siłą nie zmusi. Nawet ja to wiem, a jestem dość słaba w rozumieniu innych osób.
     Tak jak podejrzewałam Klaun nie chciał podpisać papierka, a Suśka latała między nim i Sztywniakiem. Wreszcie ten teatrzyk mnie znudził, więc, gdy Su akurat rozmawiała ze Sztywniakiem podeszłam do nich.
-Daj to. - Zabrałam jej usprawiedliwienie i ruszyłam do wyjścia ze szkoły. Nataniel zaraz mnie dogonił.
-Ej, co ty robisz? - Zapytał łapiąc mnie za ramię.
-Domyśl się. - Odpowiedziałam wyrywając mu się.
     Podeszłam do Kastiela i podałam mu usprawiedliwienie.
-Podpisuj. - Rozkazałam.
-Tamta nie wystarczyła, to teraz ciebie na mnie nasłał? - Prychnął Klaun.
-Nikt mnie nie nasyłał, po prostu zirytowało mnie to, że przez twoje przerośnięte ego Suśka lata w tą i z powrotem, więc wsadź je sobie do kieszeni i podpisz ten durny papier, jeśli nie chcesz powtórki z wczoraj. - Warknęłam na tyle głośno, że inni uczniowie, którzy nam się przysłuchiwali też to usłyszeli.
     Klaun zacisnął zęby, ale wyrwał mi usprawiedliwienie, wyjął długopis i je podpisał.
-I co? Tak trudno było? - Zapytałam gdy oddał mi papier. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do Sztywniaka i Suśki, którzy się przyglądali mojej "rozmowie" z Klaunem spod wejścia do szkoły.
-Proszę bardzo. - Wcisnęłam zdziwionemu całą akcją Natanielowi podpisane usprawiedliwienie i po prostu sobie poszłam. Niestety spokój nie był mi dany.
-Ai! Poczekaj chwilę! - Usłyszałam i niechętnie się odwróciłam. Gonił mnie Matt, a za nim szło trzech innych kolesi. - Widzicie? Mówiłam wam, że jest genialna! - Matt zwrócił się do swoich towarzyszy, a następnie do mnie. - Ai, poznaj proszę Mathieu, Raphaela i Eugene.
-Cześć. - Przywitałam się.
-Nieźle załatwiłaś Kastiela. - Powiedział rozpromieniony Mathieu, jakby fakt, że pokłóciłam się ze szkolnym bedboy'em był najlepszą rzeczą, jaka go dzisiaj spotkała.
-No, ale dziwne, że nie oberwałaś. - Stwierdził Eugene. Uśmiechnęłam się krzywo.
-Spróbowałby, a nie skończyłoby się to dla niego najlepiej. I on raczej o tym wie. - Odpowiedziałam.
-Albo cię lubi! - Na wpół zaśpiewał Matt. Wszyscy czworo spojrzeliśmy na niego jak na wariata.
-Skąd pomysł, że on jest zdolny do pozytywnym uczuć? - Zapytałam, co wywołało śmiechy u chłopaków.
-Chętnie pogadalibyśmy dłużej, ale musimy iść. - Powiedział Raphael.
-Czemu? - Zapytali jednocześnie Matt i Mathieu.
-Bo zaraz mamy sprawdzian. - Odpowiedział Eugene kierując się do schodów.
-Co? - Zawołali znowu jednocześnie Matt i Mathieu, po czym pognali za nim.
-Miło było cię poznać. - Raphael uśmiechnął się jeszcze do mnie zanim poszedł za przyjaciółmi.
     Poszłam do sali A, gdzie już czekała na mnie Su.
-Chodź, usiądziemy razem. - Pociągnęła mnie do ławki.
     Lekcja minęła dość szybko (głównie dlatego, że jednym uchem słuchałam muzyki) i był czas wracać. Rozstałam się z Su po wejściu do parku, bo okazało się, że nasze mieszkania są w zupełnie przeciwnych kierunkach.
     Po drodze zatrzymałam się w parku, usiadłam pod drzewem, założyłam słuchawki i wyjęłam książkę. Czytałam tylko kilka minut, bo przypałętał się pies. Stanął przede mną i się paczał. Schowałam książkę, zdjęłam słuchawki i powoli wyciągnęłam do niego rękę. Trochę zawarczał, ale gdy moja dłoń dotknęła jego grzbietu uspokoił się, a następnie zaczął machać ogonem i domagać się pieszczot.
-Ty tylko chcesz sprawiać wrażenie takiego groźnego, a tak naprawdę jesteś słodką kulką, tak? - Zapytałam ze śmiechem drapiąc psa za uchem, na co zaszczekał, jakby przyznawał mi rację, co wywołało u mnie wybuch śmiechu. - A może chcesz, żebym rzuciła ci patyk? - Zaproponowałam, psina od razu pobiegła po kijka, najwyraźniej wiedząc o co mi chodzi. Przyniósł patyk i mi go podał. Rzuciłam go jak najmocniej do małego zagajnika i z uśmiechem patrzyłam jak pies skacze za nim w krzaki.
     Niestety po chwili przyszedł Klaun, który skrzywił się na mój widok.
-Widziałaś tu gdzieś Owczarka Francuskiego? - Zapytał wyraźnie niezadowolony z faktu, że to na mnie wpadł.
-Nie wiem, nie znam tej rasy. - Wzruszyłam ramionami.
-Mniej więcej taki - machnął ręką - czarny z brązowymi plamami.
-A, w takim razie, owszem, widziałam.
-To gdzie poszedł? - Zapytał zniecierpliwiony Klaun.
-Tam. - Wskazałam ręką zagajnik, Kastiel chciał tem iść, jednak dodałam coś co go powstrzymało. - Ale zaraz wróci.
-Jak to "Zaraz wróci"? - Zapytał odwracając się z powrotem w moją stronę. I właśnie w tym momencie z krzaków wyskoczył wesoły piesek niosąc patyk. Podbiegł do mnie, położył przede mną patyk i zaczął skakać machając ogonem, mając nadzieję, że mu go znowu rzucę.
-Demon! - Zawołał zszokowany Klaun patrząc na psa. - Co ty wyprawiasz?! - Psina dopiero teraz zwróciła uwagę, że jest tu też jego właściciel i usiadła patrząc raz na mnie raz na Klauna. Za to Czerwona Małpa zwróciła się do mnie. - Coś ty zrobiła mojemu psu?!
-Nic. - Wzruszyłam ramionami, po czym się uśmiechnęłam. - No chyba, że uwierzysz, że jestem wiedźmą i go zaklęłam.
     Klaun warknął najwyraźniej nieskory do żartów.
-No, chętnie bym cię jeszcze po wkurzała i pobawiła się z twoim psem, ale powinnam już iść. - Stwierdziłam i odeszłam w stronę domu.
     W mieszkaniu byłam już po kilku minutach. Jeszcze przed drzwiami usłyszałam dwa głosy, które wyzywały się nawzajem od najgorszych i obrzucały się winą za coś. No, ciekawe co zniszczyli tym razem.
     Weszłam do środka i od razu uderzył mnie zapach spalenizny. I wszystko jasne. Weszłam do kuchni, a moi kochani bracia, których umiejętności kulinarna są na poziomie -10 nawet tego nie zauważyli.
-Jak wielkie są straty? - Zapytałam i dopiero wtedy odwrócili się od zlewu w którym najwyraźniej starali się doczyścić garnek.
-Patelnia i duży garnek. I firanki. - Odpowiedział Tsu.
-To wszystko jego wina, mówiłem mu, że to nie wyjdzie. - Dodał Taka.
-A co właściwie staraliście się zrobić? - Zapytałam próbując ułożyć z tego jakąś logiczną całość.
-Zupę i placki ziemniaczane. - Odpowiedział Taka wycierając ręce. Najwyraźniej uznali, że garnka nie da się już odratować.
-Aha. Ok. Jedno ważne pytanie, czemu, do cholery, robiliście to u mnie? - Tsu nagle mnie przytulił, oczywiście nie wytarł wcześniej rąk.
-Czekaliśmy na ciebie i zrobiłem się głodny. - Wytłumaczył Tsu, a w tym czasie Taka dołączył do uścisku. Chwilę tak staliśmy.
-Dobra, czego ode mnie chcecie? - Zapytałam. Spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Czemu mielibyśmy czegoś od ciebie chcieć? - Zapytał niewinnie Tsu.
-To czemu kopnął mnie ten zaszczyt, że na mnie czekaliście?
-Tęskniliśmy. - Odpowiedzieli jednocześnie jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. No, właściwie było.
-Ja za wami też. - Odpowiedziałam i znowu ich uściskałam

Słodki Flirt i jaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz