Rozdział 3

161 9 1
                                    

Stoję na malutkiej scenie. Słyszę gwar i pijane głosy niemieckich oficerów. Za chwilę kurtyna podniesie się, a ja zacznę prezentować swe wiersze. Niesfornie poprawiam bardzo krótką różową sukienkę, chwytam za mikrofon, a chłopcy podnoszą czerwoną kurtynkę.

Słyszę brawa i wyczuwam skupienie. Przejeżdżam wzrokiem po widowni i z wielkim zdumieniem zatrzymuję go przy stoliku po lewej stronie. Leon i Ewa. Co oni tu robią?

Poważnieję. Włączam mikrofon i z nutą namiętności w głosie deklamuję:

"Modre oczka twe,
w których dziś gubię się,
pełne są morskiego blasku,
tłumią szum wojny wrzasku"

Patrzę prosto na Leona. Kręcę loka, bujając biodrami w rytm mojego akompaniamentu. I znów:

"Kasztanowe włosy twe,
w słońcu miłością mienią się,
dając życiu nowy sens,
który właśnie zgubił mię"

Urywam. Uśmiecham się nonszalancko i wyobrażam sobie, że jesteśmy sami. Ja. Leon. I nic więcej. Żadnych Niemców. Żadnej wojny. Przeżyłam mu buziaka i mrugam do niego, bo to już czas, by zejść ze sceny do jakiegoś oficera. Najlepiej obrzydliwego grubasa, bo tacy są najnaiwniejsi.

Schodzę więc ze sceny przy pomocy mojego "ochroniarza" i podchodzę do porucznika w średnim wieku. Ledwo powstrzymuję odruch wymiotny.

Siadam na jego stoliku. Czuję na sobie wzrok Ewy, która trzyma za mnie kciuki, bo wie, jak to jest i wzrok Leona, pełen zazdrości.

— Jak się pan nazywa, poruczniku? — pytam, przyciągając go do siebie za krawat.

— Hermann Schutt.

Siadam mu na kolanach. Niemal czuję jego podniecenie. Śmierdzi papierosami, wódką i polskimi dziwkami. Uspokajam się w duchu i zaczynam śpiewać, a po chwili cały dom otwarty ze mną:

"Vor der Kaserne, von dem grossen Tor,
stand eine Laterne und steht sie noch davor,
so woll'n wir uns da wieder steh'n,
bei der Laterne woll'n wir steh'n,
wie einst Lili Marleen,
wie einst, Lili Marleen..."

Zauważam, że nawet Ewka śpiewa. No cóż, Marlene Dietrich to dobra kobieta, więc się jej nie dziwię.

Widzę jak patrzy na mnie ten cały Hermann. Wyciągnę pistolet i od razu zacznie śpiewać. Szepczę mu więc do ucha:

— Pokój 414.

I odchodzę, kręcąc zalotnie biodrami.

Na zapleczu od razu zauważam Irenę. Podbiegam do niej, już nie powstrzymując łez. Jak dobrze, że zgodziła się przyjść ze mną.

— Nienawidzę tego rodzaju akcji — wzdycham i podchodzę do toaletki, próbując naprawić rozmazany makijaż.

Inne dziewczyny przygotowują się do swoich występów. Nikt poza wtajemniczonymi nie wie, że za chwilę będę rozbrajać ów porucznika.

Gdy maluję usta szminką, słyszę podniesiony głos Kellera. Pewnie nie chcą ich wpuścić, myślę. Wstaję więc i wraz z Irką podchodzimy do wejścia na zaplecze. Nie myliłam się. Leon i Ewa sterczą i wykłócają się z ochroniarzem.

— Przepraszam, czemu pan ich nie wpuszcza? Mówiłam wczoraj, że przychodzą do mnie przyjaciółka i alfons. Tym razem przymknę na to oko, ale kolejnego razu nie chce widzieć.

Wciągam Leona do środka, a Ewę Irka. Uśmiecham się do nich przelotnie, po czym żegnam ochroniarza słowami:

— Przyjdzie tu niejaki Hermann Schutt. Pokaż mu, proszę, gdzie jest pokój 414. Masz go wpuścić.

𝘄𝗼𝗷𝗲𝗻𝗻𝗲 𝗱𝘇𝗶𝗲𝘄𝗰𝘇𝘆𝗻𝘆 ‎ ꒰  𝒎𝒐𝒏𝒕𝒉 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz