Rozdział 2

266 20 5
                                    



Opuściłam powoli budynek szkoły, kierując się w stronę domu. Tylko czy ja miałam w ogóle dom? Dom, powinien kojarzyć się z kochającą rodziną, gromadką dzieci i psem. Dla mnie jednak był tylko budynkiem pełnym wspomnień. Tylko, że nie tych miłych, a wręcz przeciwnie. Tych wywołujących dreszcz na mojej skórze.

Nie chciałam tam wracać. Tak bardzo nie chciałam...

Większość osób, nie może doczekać się końca lekcji i powrotu do swoich mieszkań. Ja jednak, o wiele bardziej wolałabym siedzieć w szkole, niż wracać do tej kobiety. Tak, nie nazwę jej matką, bo ją nie jest. Dla mnie jest ona, tylko i wyłącznie osobą, która mnie urodziła. Nikim więcej.

Wzdrygnęłam się na samą myśl, zobaczenia jej niemal czarnych tęczówek, które niestety musiałam po niej odziedziczyć. Od razu przypomniała mi się jedynka za brak zadania, którą dostałam na biologii. Poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach, myśląc o tym, co może czekać mnie w domu.

I wspominania, jak na zawołanie wróciły wróciły.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk rozbijającego się szkła o podłogę. Od razu, spojrzałam na swoje ręce, w których jeszcze przed chwilą trzymałam kubek z gorącą herbatą. W mgnieniu oka przeniosłam wzrok na dół, gdzie ujrzałam rozbite naczynie i rozlany napój. Mimowolnie moje oczy się zaszkliły i nie mogłam unormować oddechu. Próbowałam się uspokoić, ale nie umiałam.

Kucnęłam przy szkle ze szmatką w dłoni i starałam się jak najszybciej posprzątać. Jednak na marne. Usłyszałam czyjeś kroki i już wiedziałam, że mam przesrane.

—Co znowu zrobiłaś?! —nie wytrzymałam i popłakałam się na głośny krzyk rodzicielki.

—Ja, ja prze... —próbowałam się tłumaczyć, jednak trudno było mi wypowiedzieć nawet jedno zdanie.

—Ty gówniaro! —wrzasnęła kobieta, przerywając mi. -Przed chwilą myłam całą podłogę!

—Mogę posprzątać, naprawdę przepraszam —zapewniłam ze łzami w oczach, patrząc z zimnych kafelek na matkę.

—Nie! Dość już narobiłaś —podeszła do mnie i szarpnęła mnie za bluzę, ciągnąc do góry. —Zejdź mi z oczu, nie chce Cię tu widzieć!

Posłusznie się podniosłam i popatrzyłam przepraszającym wzrokiem na kobietę. Ja naprawdę nie chciałam...

—Nie słyszałaś?! —nie wytrzymała i znowu do mnie podeszła.

Chwyciła mnie za ucho i ciągnąc mnie za nie, udała się, aż do mojego pokoju. Tam dopiero mnie puściła, a ja upadłam na dywan, chwytając się za obolałe miejsce. Wydusiłam z siebie głośny szloch, na co spojrzała na mnie z obrzydzeniem. Kucnęła obok mnie i umieściła swój wzrok, prosto w mojej zapłakanej twarzy.

—I o co ryczysz? —zapytała, zimnym tonem. —To ja powinnam płakać, przez to ile roboty mi narobiłaś.

I znowu to się stało. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim policzku, a potem już tylko przeszywając mnie ból. Własny rodzić mnie uderzył. Matka, dała mi z otwartej ręki prosto w twarz. Zdusiłam w sobie krzyk, do czego z resztą byłam już przyzwyczajona. Bo przecież to moja codzienność. Zasługuję na to. Nie jestem nic warta.

Kobieta potem wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. A ja słuchałam jak obraża mnie z kuchni, robiąc sobie przy tym coraz to głębsze kreski...

Wyrwałam się z zamyślenia dopiero, gdy wpadłam na czyjś twardy tors. Spojrzałam w górę i zobaczyła, stojącego przede mną Alexandra.

—Skarbie, co się dzieje —zapytał z przejęciem. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie, nie wiedząc o co chodzi blondynowi.

—Płaczesz —niemal wyszeptał i przetarł delikatnie, opuszkiem palca moje policzki.

Rzeczywiście. Nawet nie wiem kiedy, łzy wypłynęły z moich oczów. Musiała za bardzo, zatracić się w przykrym wspomnieniu.

—Coś wpadło mi do oka —palnęłam głupio, wiedząc, że go i tak nie oszukam.

—Kochanie co się stało? —nie poddawał się chłopak. —Pędziłaś tak szybko, że aż się przestraszyłem.

—Musiałam się zamyślić —odparłam, co nie do końca było kłamstwem.

—Nica —ponaglił mnie, czekając na wyjaśnienia.

—Boje się, jak zareaguje na jedynkę —przyznałam na jednym wdechu.

Alex i Rebecca, to jedyne osoby, którym powiedziałam prawdę o matce. Dlatego też, chłopak od razu zrozumiał, o co mi chodziło. Objął mnie ramionami, przybliżając jak najbliżej swojego ciała. Jedną z dłoni, uspokajająco gładził moje plecy, a drugą trzymał na moich włosach. Staliśmy tak chwilę, a ja powoli zaczęłam się uspokajać. Gdy mój oddech całkowicie się unormował, przyjaciel mnie puścił i podał mi swoją rękę. Chwyciłam ją od razu i razem ruszyliśmy przed siebie.

Alexander o nic nie pytał, za co byłam mu wdzięczna. Resztę drogi, jak się okazało do jego domu, przebyliśmy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. Chłopak dopiero przed samymi drzwiami, wyplątał nasze dłonie z uścisku i sięgnął do kieszeni spodni. Wyciągnął z nich klucze, wybrał odpowiedni i otworzył nim zamek. Duża, szara płyta ustąpiła, a Alex pokazał mi gestem ręki, abym weszła pierwsza. Watson, wszedł odrazu za mną, zamykając drzwi.

Udałam się na górę, do pokoju przyjaciela. Był on duży i bogato urządzony. Na przeciw wejścia, znajdowało się wielkie okno i wejście na balkon. Po prawej stronie, stała ogromna, szara szafa, a obok niej lustro i monstera. Zaś po lewej znajdywało się łóżko, a po jego obu stronach szafki nocne. Białe ściany rozjaśniały całe wnętrze, a szara, drewniana podłoga, ładnie komponowała się z meblami. W dodatku, na środku leżał puchaty dywan, na którym zawsze lubiłam siedzieć. Dzisiaj też miała na to ochotę, dlatego zajęłam miejsce na środku białego, okrągłego materiału. Po chwili do środka sypialni wszedł też chłopak. Popatrzył na mnie zmartwionym wzrokiem i kucnął obok mnie.

—Wszystko dobrze? —zapytał przejęty.

—Tak, jest okej —zapewniłam, ale po chwili wypuściłam głośno powietrze i też spojrzałam na Alexandra. —Boję się.

—Wiem słoneczko —objął mnie ramieniem. —Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

—Tak bardzo bym chciała, aby wszystko było normalnie —nie wytrzymała i wybuchnęłam płaczem. —Teraz będzie jeszcze gorzej, bo nie wróciłam do domu.

I tak spędziłam całe popołudnie na rozmowie z chłopakiem, którego kochałam nad życie. Naprawdę, za takiego przyjaciela można, by zabić.

Why am I still here?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz