Rozdział 1

391 22 3
                                    



Obudziłam się, słysząc nieprzyjemny głos budzika. Znalazłam po omacku telefon i spojrzałam na godzinę. Piąta trzydzieści. No to wstajemy. Podniosłam się powoli z łóżka, przecierając zaspane oczy. W takich chwilach, jak poniedziałkowe poranki, poważnie zastanawiam się nad zrezygnowaniem z treningów. Jednak powstrzymuje mnie przed tym kilka rzeczy. A mianowicie, zostałabym zamordowana przez moją przyjaciółkę, w dodatku kocham biegać i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Więc po dalszej analizie jednak wolę wstawać o tym świcie.

Podeszłam do szafy, wyciągając z niej szerokie jeansy i białą bluzę z nadrukiem. Chwyciłam jeszcze czystą bieliznę i udałam się do łazienki. Umyłam zęby i twarz, a następnie przebrałam się w przyszykowane wcześniej ubrania. Wyszłam z toalety i usiadłam przy toaletce w moim pokoju. Zrobiłam delikatny makijaż i rozczesałam swoje długie, ciemnobrązowe włosy. Zaplotłam dwa warkoczyki przy twarzy i ostatni raz spojrzałam w lustro. Chyba jest dobrze. Popsikałam się swoimi ulubionymi perfumami i spakowałam się do szkoły. Schowałam jeszcze do plecaka, strój do ćwiczeń i buty sportowe. Gdy wszystko miałam, chwyciłam telefon i zeszłam na dół.

Widok jaki tam zastałam wcale mnie już nie dziwił. Matka, leżąca w brudnych ubraniach na kanapie, a obok niej puste butelki po alkoholu. Codzienność. Prychnęłam cicho pod nosem i weszłam do kuchni. Nalałam sobie wody do butelki i schowałam ją do torby. Spojrzałam na zegar, wiszący na ścianie i zauważyłam, że jest już w pół do siódmej. Udałam się pośpiesznie do przedpokoju i założyłam buty. Na zewnątrz jest ciepło, więc nie zakładając kurtki wyszłam z domu. Założyłam słuchawki i puszczając ulubioną składankę piosenek, ruszyłam do szkoły. Chwilę przed siódmą dotarłam na miejsce. Weszłam do szatni i rozglądnęłam się za przyjaciółką.

—Becca? — zawołałam zdziwiona, nieobecnością dziewczyny.

—Nica! —usłyszałam wesoły krzyk i po chwili byłam już w objęciach koleżanki.

—Udusisz mnie —wybełkotałam, a Rebecca jeszcze mocniej mnie objęła.

—Tak się stęskniłam —rozczuliła się.

—Ja z tobą też —przyznałam, a dziewczyna w końcu mnie puściła.

—No właśnie! —krzyknęła nagle. -Nie widziałyśmy się, aż dwa dni!

Prychnęłam, widząc niedowierzającom minę przyjaciółki. Thomson obróciła się tyłem do mnie i płożyła swoje rzeczy na ławce.

—To nie jest śmieszne, Nica! —upomniała mnie, wyjmując czarny, sportowy top z plecaka. —Jak mogłaś do tego dopuścić?

—To ty pojechałaś w odwiedziny do babci! —udałam oburzoną i sama wyciągnęłam swój strój.

—No właśnie! —wydarła się, machając przed chwilą ściągniętą bluzkę. —To wszystko wina tej starej dziuni z siedmioma kotami!

Parsknęłam, widząc wściekłą Rebecce w samym staniku. Dziewczyna nagle się sztucznie zaśmiała i pokręciła z niedowierzeniem głową.

—A ja jej ciasto przyniosłam...

—Bec! — krzyknęłam, ale sama nie powstrzymałam delikatnego uśmiechu.

--Co tam? —zapytała zdziwiona.

—Twoja babcia, Becca —odparłam z politowaniem.

Kocham tą dziewczynę, ale nie mogę nic poradzić na to, że jest trochę odklejona od rzeczywistości. Trochę bardzo.

—A no racja —pokiwała głową z głupim uśmiechem.

Nie wróciłyśmy już do tego tematu, tylko szybko się przebrałyśmy i weszłyśmy na halę. Zastałyśmy tam już, czekającego na nas trenera.

—Thomson, Torres trzydzieści! —krzyknął pan Avis.

Obie padłyśmy na ziemie i zaczęłyśmy wykonywać „krokodylki" za spóźnienie. Nie nawidzę tego ćwiczenia, jak zresztą każdy, ale nasz trener chyba je kocha. Gdy skoczyłam, rozglądnęłam się po sali i zobaczyła, że wszyscy dziś przyszli. Oprócz mnie i Rebekki, była jeszcze Camille, Olivia, Rose i Maya. Czyli cała damska drużyna.

Trening minął mi szybko i jak zwykle przyjemnie. Uwielbiam to uczucie zmęczenia po skończonych ćwiczeniach. Tą satysfakcję z wszystkich zrobionych aktywności i spalonych kalorii...

—Nicolette, mogę cię poprosić na chwilę —usłyszałam głos pana Avisa, gdy już miałam wchodzić do szatni.

Trener stał przed drzwiami swojego gabinet i patrzył prosto w moje oczy. Mimo, że mężczyzna był wymagający i surowy, bardzo go lubiłam. Dało się z nim normalnie porozmawiać i pożartować. Skinęłam delikatnie głową i ruszyłam w stronę faceta. Weszłam za nim do pomieszczenia, a on zamknął drzwi. Wskazał ręką krzesło, dając mi znak abym usiadła i sam zajął miejsce naprzeciw mnie.

—W piątek są jedne z ważniejszych zawodów, jakie były organizowane —zaczął powoli trener, a ja momentalnie się skupiłam na tym co mówi. —Bieg długodystansowy, jesteś w nich najlepsza, zresztą jak w każdych.

Na słowa pana Avisa, pokiwałam głową, że rozumiem. Bardzo się podekscytowałam, bo już wiedziałam do czego zmierza. Kocham biegać, a tym bardziej na mistrzostwach.

—Chcę cię do nich zgłosić —dodał, a na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech. —Zgadzasz się?

—Tak, oczywiście —powiedziałam pośpiesznie.

—To super Nica, teraz skupiamy się w stu procentach na zawodach, zrozumiano? —zapytał trener.

—Jak zawsze —odparłam pewnie.

—We wtorki i czwartki nie ma treningów grupowych, więc możesz przyjść na indywidualny —oznajmił i spojrzał na mnie pytająco.

—Pewnie, przyjdę —zgodziłam się i podniosłam się z krzesła. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam za sobą głos mężczyzny:

—Jutro przymierzysz strój na zawody.

Stanęłam jak wryta. A co, jak ubranie okaże się za małe i będę musiała powiedzieć to panu? W dodatku, dowie się wtedy jaki rozmiar noszę i, że do najchudszych nie należę. Co jeśli uzna, że jestem za gruba?

—Nicolette? —głos trenera wyrwał mnie z letargu.

Potrząsnęłam głową, by odgonić nieprzyjemne myśli i odwróciłam się w stronę pana Avisa. Wymusiłam sztuczny uśmiech, jednak mężczyzna patrzył na mnie z podejrzeniem.

—Okej —wzruszyłam ramionami, jakby w ogóle mnie to nie obchodziło i wyszłam z gabinetu, żegnając się z trenerem.

Odpuścimy sobie, może dzisiaj obiad. Kolację z resztą też. Wytrzymam do środy nie jadząc. I tak oto, znowu wpadłam w błędne koło.

Why am I still here?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz