Lyall i Hope Lupinowie byli dobranym i szczęśliwym małżeństwem, które doczekało się pięknego i zdrowego syna - Remusa. Kolejnego głównego bohatera naszej książki. Lyall wyróżniał się wysokim wzrostem i posiadał włosy w odcieniu ciemnego blondu oraz brązowe oczy. Rzadko się golił, więc widywało się go ze szczeciną na twarzy przez większość czasu. Wielu ludzi mogłoby mu pozazdrościć wrodzonego intelektu i skromności. Hope, czarodziejka pochodzenia mugolskiego, była za to kobietą drobnej budowy o dużych, zielonych oczach, złocistych włosach i zniewalającym uśmiechu. Jeśli chodzi o charakter, często rozgadana, wesoła, życzliwa i zakochana w magicznych stworzeniach. Trudno więc się dziwić, że serce mężczyzny oszalało na jej punkcie. Zamieszkiwali małą, malowniczą wioskę przepełnioną w większości przychylnymi mugolom magami. Mały Remus rósł jak na drożdżach. Cechami zewnętrznymi przypominał obojgu swoich rodziców. Oczy miał dość charakterystyczne, bo widniały w nich dwa kolory. Zarówno zielony jak i brązowy. Tworzyły interesującą fuzję barw, zwłaszcza że w jednym oku widniało więcej zieleni niż brązu, a drugie praktycznie całe wypełniała druga barwa. Delikatne rysy twarzy odziedziczył po swej matce, po ojcu zaś dość wysoki wzrost i kolor włosów. Od maleńkości wykazywał też umiejętności magiczne, dlatego rodzice cieszyli się, że w przyszłości wyślą go do Hogwartu. Ich życie toczyło się spokojnie latami. Każdy dzień wypełniała miłość, troska i pogoda ducha, a również duma z syna, który nie tylko szybko zaczął czarować. Opanował też mówienie rychlej niż większość dzieci w jego wieku. Miał zaledwie pół roku, gdy ułożył swoje pierwsze zdanie. Radości nie było końca. Do dnia, w którym Lyall nakazał Ministerstwu zatrzymać wilkołaka - Fenrira Greybacka. Pracując w Ministerstwie, a konkretniej w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, obowiązywało go dochodzenie dotyczące wszelkich niebezpieczeństw z tego zakresu. Fenrir zagrażał przede wszystkim dzieciom, które zabijał z zimną krwią, ale stosował też inny wariant. Przemieniał je w podobnych sobie. Lupin nienawidził wilkołaków i gdyby tylko mógł, sam wyeliminowałby je wszystkie bez wyjątku. Nie wierzył on w pojęcie "dobry wilkołak". Nie istniały takie. Każdy był zepsuty, nikczemny i żądny krwi. Organ władzy zgodził się zatrzymać Greybacka i zamknąć w celi. W ludzkiej postaci wydawał się być co najmniej niepozorny, ale Lyall przecież czytał Proroka Codziennego. Zabójstwa i porwania nie wzięły się znikąd. Nie mógł dopuścić do tego aby namnożyło się ich więcej. Niewinne dzieci cierpiały i umierały, a prasa zrobiła z tego sensację. Dopiero on musiał zareagować, bo nikt się do tego nie kwapił. Po paru dniach przetrzymywania oskarżonego w celi, Minister ustalił datę i godzinę przesłuchania. Sam Lyall zjawił się tam jako świadek, choć wcześniej kłócił się ze współpracownikami. Obiecali mu, że przetrzymają go w zamknięciu do następnej pełni, ale się z tego nie wywiązali. Niestety, nie miał wystarczających wpływów żeby coś wskórać. Abraxas Malfoy - jeden z głównych sędziów rządu - wytknął mu w twarz, iż powinien być wdzięczny, że w ogóle zgodzili się jakkolwiek spełnić prośbę zdrajcy krwi z marginesu społecznego. Z jakiegoś powodu zabójca został również uniewinniony przez Ministra i całą świtę, czego pan Lupin nie mógł znieść. Wystarczyło im zapewnienie, że mężczyzna to zwykły mugol, który nie skrzywdziłby żadnego dziecka i kilku lewych świadków z jego strony. Jak tylko Nobby Leach - Minister Magii - oczyścił Fenrira z zarzutów i stuknął drewnianym młotkiem o podest, ojciec Remusa zerwał się ze swojego miejsca i z furią wskazał palcem na dzieciobójcę:
- To oszust! Nie rozumiecie tego!? Czy naprawdę zaślepiła was jego historyjka? Co niewinny mugol robiłby w magicznej wiosce? Zbierał kwiatki? Otwórzcie oczy! - wołał.
- Ależ jak widać znalazł się tam przez przypadek, panie Lupin. Nie ma co siać paniki. Jeżeli sprawca porwań wciąż jest na wolności, schwytamy go... - uspokajał go Leach ze swojego piedestału w auli przesłuchań.
- On jest tutaj! Stoi przed wami! - upierał się Lyall, wskazując na smukłego bruneta o pokornej minie, który właśnie zeznał że nie wie, co tu robi - On przed wami stoi... Kłamie prosto w oczy. Jest świadom tego, co zrobił i nie przyznaje się do tego. Zasługuje na karę śmierci. Tacy jak on nie mają prawa życia. Trzeba ich tępić.
Po tych słowach praktycznie każdy w sali zachłysnął się powietrzem i otworzył szerzej oczy. Nikt nie dowierzał w to, co słyszy. Wszyscy wykluczali lykantropię u Greybacka, więc stwierdzili, że Lupin w danej chwili odnosił się do mugoli, a w końcu jego własna żona się od nich wywodziła.
- Panie Lupin, zdaje pan sobie sprawę, że im więcej pan mówi to tym bardziej się pogrąża? Chyba nie chce pan trafić do Azkabanu... - wtrącił Abraxas ze swojego miejsca, obrzucając go oceniającym spojrzeniem.
- Ty akurat nie powinieneś się wypowiadać na ten temat, Abraxas - warknął Lyall.
- Dość! - przerwał Minister, waląc ponownie młotkiem w mównicę - Wystarczy tego. Wyrok pana Greybacka odroczony. Wszyscy wracają do domów. Żadnych dyskusji.
Słowo się rzekło, a walka Lyalla o dobro swojego syna i innych dzieci poszła na marne. Czuł się bezsilny. Co z tego, że miał swoje stanowisko w ministerstwie jeśli nikt nie traktował go poważnie? Kompletnie podważyli jego autorytet. Puścili jego słowa mimo uszu. Nie miał dowodów, a w domu oskarżonego nie znaleziono również niczego, co wzbudzałoby podejrzenia. Sprytnie się maskował. Mimo wszystko mężczyzna miał nadzieję, że w końcu go zdemaskuje i udowodni innym, że się mylili.
Od ostatnich ataków Fenrira Greybacka minęło pięć miesięcy. Nastała kompletna cisza. W Proroku Codziennym nie wspominano o niczym nadzwyczajnym. Ojciec Remusa miał cichą nadzieję, że ktoś usunął tego mordercę i już nie zagrozi żadnej niewinnej istocie. Nie oznaczało to jednak, że spoczął na laurach. Stale dopraszał się o kolejne przesłuchania owego człowieka, dopraszał się również o zamknięcie go w celi w trakcie pełni. Na marne. Nikt nie chciał go wysłuchać i żadne argumenty nie przemawiały do nikogo, a już na pewno nie do samego Ministra Magii. Lyall próbował szukać wilkołaka na własną rękę, lecz nie potrafił go wytropić. Zdawało się, że zmienił miejsce zamieszkania lub zupełnie gdzieś przepadł i słuch o nim zaginął. Niestety, on nadal żył. Co gorsza planował atak na małego Remusa, który w obecnym roku skończył pięć lat. Nikt nie wiedział, że Greyback poniekąd współpracował z najmroczniejszym czarnoksiężnikiem wszechczasów. Lordem Voldemortem. Ten bezwzględny czarodziej dążący do oczyszczenia świata od mugolaków zbierał popleczników wszędzie, gdzie się tylko dało. Nawet wśród potworów. Fenrir zawarł z nim układ. Współpraca w zamian za możliwość zakażania dzieci wilkołactwem. Zło nigdy nie odpoczywało.
Pewnej nocy, pięcioletni Lupin leżał w swoim łóżeczku przebrany w piżamę, czysty i gotowy do snu. Jego matka czytała mu na dobranoc bajkę o skaczącym garnku, gdy ten słuchał jej uważnie i zachwycał słowami zapisanymi na kartkach. Hope doskonale potrafiła oddać emocje, które towarzyszyły baśniom. Właśnie dlatego synek nie zmrużył oka dopóki nie wysłuchał jej do końca.
CZYTASZ
𝓗𝓾𝓷𝓬𝔀𝓸𝓬𝓲 𝓲 𝓣𝓪𝓳𝓮𝓶𝓷𝓲𝓬𝓪 𝓡𝓮𝓶𝓾𝓼𝓪
FanfictionTom pierwszy z mojej serii o Huncwotach. Postanowiłam inspirować się oryginalnymi nazwami JK Rowling, aczkolwiek moja wersja nie będzie się trzymała powieści kanonicznej w stu procentach. Opowiem o przygodach Huncwotów z roku na rok ze swojej własne...