3.1 Poudawajmy więc dobrą osobę

1.2K 81 17
                                    

Nawet nie znała jego cholernego adresu. Odwiedziła pub, w którym widzieli się pierwszy raz ale była godzina pierwsza po południu czasu ziemskiego. Tylko alkoholicy odwiedzali w tym czasie bary. Gdzie zatem był wredny doktorek?

– No tak! – Klepnęła dłonią w czoło, na co jakaś kobieta popatrzyła się na nią dziwnym wzrokiem. W tych godzinach ludzie pracowali. – Szpital św. Tomasza – przypomniała sobie w jednej sekundzie, co było zapisane w jego aktach. Nie miała bladego pojęcia, gdzie to jest, za to miała swój wewnętrzny transport. Musiała tylko zlokalizować jakieś ustronne miejsce bez ciekawskich spojrzeń.

Zaledwie kilka minut później znajdowała się już na trawie wśród okazałych drzew. Przeszła kilka kroków w kierunku ścieżki i zobaczyła, że stoi przed sporej wielkości budynkiem. Uśmiechnęła się, widząc na nim ogromny napis, mówiący że znalazła się dokładnie w tym miejscu, w którym powinna być.

Weszła pewnie do środka. Rozejrzała się na boki i odnalazła po prawej stronie recepcję.

– Dzień dobry. – Nachyliła się do okienka. – Szukam doktora Davida Shaffera.

– Specjalizacja? – Kobieta spojrzała na nią niechętnie. Madi przez chwilę się zastanawiała. Musiała przyznać, że niezbyt obchodziły ją aż takie zawiłości swoich zleceń.

– Onkologia?

– Drugie piętro, lewo skrzydło.

Ziemski zmysł topograficzny zawsze ją zawodził. Wydawało jej się, że narobiła kilka kilometrów po tych korytarzach zanim odnalazła właściwy oddział. Pchnęła wielkie szklane drzwi i weszła w kolejny długi hol. Przełknęła ślinę. Białe ściany, względna cisza i pełno drzwi. Coś jej to przypominało... Poczekalnię. Aż się wzdrygnęła na to trafne porównanie. Zdecydowanie nie polubi się z tym miejscem.

– Pomóc pani w czymś? – Przechodząca obok pielęgniarka zagadnęła Madi, która właśnie rozglądała się wokół.

– Szukam doktora Shaffera.

– Shaffer jest na dziecięcym. W głąb korytarza, za kolejnymi drzwiami.

Madi skinęła i udała się we wskazaną stronę.

Dzieci...? Brrr. Małe brudzące pomioty. Rozwrzeszczane, absorbujące i przyprawiające o ból głowy. Dlaczego akurat tutaj musiał pracować? W czymś co nie dość, że przypominało jej Poczekalnię, czyli miliardy godzin w zawieszeniu, to jeszcze z bachorami?

– Madi? – Usłyszała głos z boku. Obróciła głowę, by nadziać się wprost na niebieskie tęczówki przystojnego lekarza. Cholera, nawet w roboczym uniformie wyglądał dobrze. A może ten błękitny kubraczek (idealnie współgrający z głębią oczu) i granatowe tenisówki nadawały mu jeszcze większego seksapilu? Dziwne...

– Madi? – powtórzył ze zdziwieniem, podczas gdy ona podziwiała jego smukłą sylwetkę, lustrując ją z góry na dół.

– David! – odpowiedziała radośnie, ocknąwszy się zauroczenia i przy okazji dając sobie mentalnego kopniaka za brak zahamowania. – Cześć. Jak miło cię widzieć.

– Ciebie również – odparł, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Jakby jeszcze sam nie wiedział, czy naprawdę cieszy go jej widok. – Dobrze wiedzieć, że nic ci nie jest. Ostatnio zniknęłaś tak nagle... – Jego ton stał się surowy.

– Przepraszam. – Udała skruchę. Podeszła dwa kroki w jego stronę, by zerknąć na niego spod rzęs. – Chyba byłam strasznie pijana.

Jak trafić do piekła - 19.04.24Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz