Przyśnił mi się.
Całą noc marzyłam o zielonych oczach wpatrzonych w moje, o silnych ramionach owiniętych wokół talii, o wszystkim co dotyczyło Conor'a Miller'a. Musiałam przyznać, że to było dość ciekawe przeżycie, a szczególnie kiedy w porywie namiętności rzucił mnie na łóżko, zerwał ubrania i układając się w kołysce moich nóg próbował...
- Sophie, wstawaj! Już siódma!
- Już mamo!
Fakt, sen był świetny, ale pora wrócić do rzeczywistości.
Poranki u Martin'ów wyglądają jak w każdym normalnym domu. W kuchni od wczesnych godzin porannych urzęduje mama, która szybko szykuje śniadanie dla trzyosobowej rodziny. W tym czasie tata czyta poranną gazetę, roszkosujac się czarną kawą. I w tym wszystkim jestem ja, nastoletnia córka - śpioch, ze zdolnością szybkiego przebrania i załatwienia porannej toalety.
- Cześć tato, cześć mamo - ucałowałam rodziców na powitanie i zajęłam swoje miejsce przy stole. Szybko nałożyłam sobie jajecznicę.
- Witaj córeczko - odpowiedział tata, odkładając na bok gazetę. - Jak wczorajsze rozpoczęcie roku?
- Dobrze. Po apelu byłam z ludźmi z gazety wysprzątać klub. Trochę się tego nazbierało.
- Mama mówiła mi, że dołączyła do was Melanie.
- Tak, w końcu ją zwerbowałam. Nie było łatwo.
Szybko pochłaniałam zawartość talerza, bo zgodnie z zegarem ściennym miałam dosłownie pięć minut.
- Naprawiłem Ci kierownicę w rowerze. Nie powinna już tak zgrzytać.
- A kiedy to zrobiłeś?
- Wczoraj, po powrocie z pracy.
Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się do taty. Na pewno był strasznie zmęczony, ale znalazł siłę by naprawić mój rower. Cały on, potrzeby innych nad własne.
- Dziękuję.
- Drobiazg.
Zjadłam ostatni kęs jajecznicy, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka rowerowego. To Mel czekała już na podjeździe.
- Lecę. Nie chcę się spóźnić drugiego dnia szkoły.
- Poczekaj chwile Sophie.
Spojrzałam na tatę, który ruchem głowy wskazał na mamę. Sięgała po pudełko leżące od jakiegoś czasu na lodówce.
- Wiemy, że jest jeszcze trochę czasu do twoich urodzin - zaczęła. - Ale ustaliliśmy z tatą, że już teraz przyda się do gazetki.
- Co to jest? - zapytałam, gdy wręczyła mi pakunek.
- Otwórz.
Rozerwałam taśmę zabezpieczającą zawartość i zerknęłam do środka. Był to nowiutki aparat z zestawem kliszy.
- To... Dla mnie?
Spojrzałam na rodziców. Nie mogłam uwierzyć, że zdecydowali się kupić mi coś tak drogiego.
- Tak, wszystkiego najlepszego córeczko.
Odstawiłam prezent ostrożnie na stole i po kolei ich przytuliłam, dziękując po stokroć. Teraz mogłam wzbogacić moje artykuły o zdjęcia, co znacznie polepszy ich odbiór u czytelników.
- Sophie! Szybko, bo się spóźnimy!
Usłyszałam Melanie z podwórka. Szybko pożegnałam rodziców i zgarniając aparat ze stołu wybiegłam z domu.
- Możemy jechać.
Ruszyłyśmy naszą starą trasą prosto do szkoły.Dostarłyśmy na miejsce chwilę przed dzwonkiem. Widziałam po minie Mel, że nie była z tego zadowolona.
- Co cię tak długo zatrzymało? Czyżby twój tata znów opowiadał Ci różne anegdoty z kopalni?
- Nie. Coś lepszego. Zobacz!
Pokazałam jej zawartość paczki, którą wniosłam do szkoły. Widziałam jak oczy Melanie zaświeciły się na widok aparatu.
- Wybaczam to prawie spóźnienie. Testowałaś go już?
- Jeszcze nie. Pomyślałam, że na długiej przerwie wkradniemy się na dach budynku i zrobimy kilka zdjęć okolicy.
- Kapitalny pomysł!
Posłała w moją stronę szeroki uśmiech. Schowałam pudło do swojej szafki i wyciągnęłam z niej potrzebne książki. Ruszyłyśmy do klasy.Pierwszą lekcją była biologia w najbardziej przerażającej sali w całej szkole. Roiło się w niej od wypchanych zwierząt czy róznego rodzaju robactw zatopionych w formalinie. Na sam widok dostawałam ciarek. Właśnie dlatego pociągnęłam Melanie w stronę pierwszych ławek, by nie widzieć tego paskudztwa.
- W sumie jest tu dość nastrojowo - zignorowałam jej wypowiedź. Wyciągnęłam z torby piórnik z przyborami wraz z dodatkowym zeszytem. Postanowiłam, że w tym roku nie przegapię żadnych nowinek krążących po klasie. Każda plotka mogła mi posłużyć jako świetny materiał na artykuł. Usiadłam prosto i zaczęłam nasłuchiwać co dzieje się wokół mnie. Głównie rozmowy na temat wakacji: kto gdzie był, z kim i co widzieli.
- Wiecie, że w lesie pojawiły się wilki? - usłyszałam.
- U nas? Coś ty.
- No tak! Wujek znalazł kilka pogryzionych zwierząt przy potoku.
- Przestań. Od lat nie było w naszym lesie żadnego wilka. I teraz niby miały się pojawić? Za głośno tu dla nich.
- Poważnie ci mówię.
Wilki w naszym spokojnym lesie były nowością. Niestety nie pisałam nigdy o miejscowej faunie i florze, więc na nic mi była ta informacja. Może jakby kogoś zaatakowały czy zagryzły, to miałabym o czym pisać.
- Sophie?
- Hm? - odwróciłam się w stronę Mel.
- O czym myślisz?
- O niczym konkretnym.
- Jesteś jakąś rozkojarzona.
- Chyba nadal nie mogę wyjść z szoku po dzisiejszym poranku. Rodzice naprawdę mnie zaskoczyli.
- Fakt, świetny prezent.
Widziałam, jak Mel wyciąga swój szkicownik.
- Chyba nie zamierzasz rysować na lekcji?
- Zamierzam. Pan Thomas i tak nie zauważy. Za bardzo buja głową w chmurach. Z resztą dasz mi później spisać. Prawda?
Zrobiła do mnie słodkie oczy, układając dłonie w geście modlitwy.
- Pewnie tak. Przynajmniej będziesz miała zajęcie, jak będę biegać po dachu z aparatem.
- Dziękuję.
Otworzyła szkicownik. Z początku dużo rysunków roślin, klika przedmiotów codziennego użytku, jednak na ostatnich stronach mnóstwo szkiców wilków. Już miałam zapytać ją o to, kiedy do klasy wszedł pan Thomas. Był on dość wysokim mężczyzną w średnim wieku, o bardzo luźnym ubiorze. Nie tracił czasu na powitanie i od razu zaczął temat dzisiejszych zajęć. Starałam się skupić na jego słowach, jednak myślami mimowolnie odpływałam do swojego snu. Conor Miller zawrócił mi w głowie, nie wymieniając że mną żadnego słowa. Ba! Nawet nie wie o moim istnieniu. Zaczęłam to sobie tłumaczyć buzującymi hormonami czy innym nastoletnim głupstwem. To nie tak, że nie chciałam żadnego romatycznego uniesienia. Po prostu nie miałam na to czasu. Szkoła, praca i gazetka szkolna zajmowały większą część doby.
Zrezygnowana odłożyłam długopis. Spojrzałam za okno, za którym było widać boisko, a za nim rozciągał się las. W sumie to całkiem ciekawe, że te krwiożercze zwierzęta powróciły w nasze strony. Rosnące miasta raczej odstraszają zwierzęta niż je przyciągają. Może mają gdzieś tu w okolicy swój matecznik? Czy coś tam.
- A odnośnie naszej szkolnej tradycji, jakim jest camping przy wodospadzie, to w tym roku jest odwołany.
Klasa zaniosła się oburzeniem. Nikt nie był zadowolony z tego pomysłu. Nawet Melanie oderwana od szkicowania buczała razem z resztą.
- Niestety tak zarządził dyrektor. Ostatnio znaleziono w lesie zagryzione zwierzęta. Przykro mi dzieci, ale najważniejsze jest wasze bezpieczeństwo.
Obserwując reakcje klasy wpadłam na świetny pomysł. A gdyby tak udowodnić, że w lesie nic nam nie zagraża i dopuścić do campingu? Stałabym się bohaterką szkoły. Wystarczyłoby wykazać, że te zwierzęta to jakiś wybryk tutejszych śmieszków. Znałam drogę do potoku, mogłabym się tam udać nawet w nocy i na pewno bym nie zabłądziła. Aparat też już miałam, więc mogłam spokojnie zadbać o dowody w postaci zdjęć. Potrzebne mi było tylko towarzystwo. Tak na wszelki wypadek.- Uważam, że to głupi pomysł - skwitowała mnie Mel, jak opowiedziałam jej o moim planie. Czekałam z jego przedstawieniem aż do długiej przerwy.
- Dlaczego? - zapytałam, montując kliszę w aparacie. Na dachu byłyśmy tylko we dwie, więc spokojnie mogłyśmy przeprowadzić rozmowę bez zbędnych świadków.
- To niebezpieczne!
- Bzdury pleciesz. Od lat kręcimy się po lesie i nigdy nam włos z głowy nie spadł.
- Tak, ale teraz są w nim niebezpieczne stworzenia, które raczej nie przepadają za ludźmi.
- Poważnie w to wierzysz? Że niby teraz powróciły? Mel, w okolicy nie było żadnego wilka od ponad piętnastu lat. Na bank, to jakiś protest naszych lokalnych ekologów. Przecież wiesz, jak bardzo nie chcieli tego nowego przejścia w kopalni. Że to niby doprowadzi do zapadliska czy coś.
- Po pierwsze mają rację, a po drugie, to nie zabiliby tych niewinnych zwierząt.
- A słyszałaś o pojęciu "mniejsze zło"? Założę się, że powtórzą swój wyczyn.
- Czyli cię nie przekonam?
Stanęłam z aparatem przy schodach pożarowych. Zrobiłam nim kilka testowych zdjęć.
- Nie. Wybieram się tam wieczorem i liczę na to, że pójdziesz tam ze mną.
- To niebezpieczne.
- Nonsens. Nasz las jest całkowicie bezpieczny i zamierzam to udowodnić. Bardziej martwię się jakością zrobionych zdjęć, ale myślę, że jak poświęcimy ich latarkami, to będzie wszystko widać.
- Że niby kogo?
- Ekologów, a niby kogo?
Zrobiłam też kilka zdjęć boiska, na którym chłopaki grali w koszykówkę. Byłam ciekawa, jak aparat utrwali obiekty w ruchu.
- No nie wiem. Wciąż uważam, że to kiepski pomysł, ale lepiej żebyś nie szła tam sama.
- Dziękuję. Postawie ci za to obiad u wujka. A jak wszystko pójdzie po mojej myśli, to dorzucę deser.
- Jasne. A teraz wybacz, bo mam wenę. Szturchnij mnie, jak zadzwoni dzwonek.
Mel założyła słuchawki na uszy i włączyła walkman'a. Wróciła do rysowania istot, które przed chwilą były tematem naszej rozmowy. Teraz mogłam się skupić na testowaniu nowego aparatu. Krążyłam po dachu i szukałam ciekawych obiektów do sfotografowania. Maszt szkoły świetnie wyglądał na tle budynków centrum miasta. Kilka neonów widzianych z daleka ożywiła ogólny obraz, który postanowiłam zamknąć w kliszy. Później jednak skierowałam swoje oczy w stronę linii drzew. Nasz las był głównie iglasty, choć gdzie nie gdzie majaczyły liście. Roiło się w nim od małych zwierząt, takie jak wiewiórki, zające czy bobry. Praktycznie żadnych drapieżników, bo ich rolę przejęli lokalni myśliwi. Pasztet z zająca uchodzi tu za miejscowa potrawę i przysmak. Nawet w moim domu często gości na stole. Niestety nie przepadam za tym rarytasem. Wolę zjeść hamburgera w knajpie.
Przez kolejne minuty narobiłam tyle zdjęć, że na bank brakowało mi miejsca na kliszy. Niestety nie mogłam jej teraz zmienić by nie prześwietlić fotografii. W samą porę zadzwonił dzwonek. Przed nami tylko trzy godziny zajęć, a potem godzina w szkolnej gazetce. Dziś mieliśmy ustalić kto i jakim artykułem zajmie się w tym miesiącu. Oczywiście musiałam zatwierdzić mój pomysł przed całą grupą, by mógł zostać zrealizowany. W myślach już szykowałam argumenty popierające mój temat, bo wiedziałam, że jedna osoba będzie próbowała mnie pogrążyć. Ethan na bank nie przegapi okazji by zrobić ze mnie głupka.