Powrót do zdrowia zajął mi dłużej niż zakładałam. Gorączka powracała wieczorami przez cały tydzień, pozbawiając mnie energii. Organizm odmówił posłuszeństwa.
Było jeszcze coś, ktoś co noc wchodził do mojego pokoju i przy mnie siedział. Z początku myślałam, że to mama sprawdza czy wszystko dobrze, ale kiedy trzeciego dnia poczułam szorstką dłoń na czole, zmieniłam zdanie. To też nie mógł być tata, bo wyjechał służbowo do innego miasta. Ktoś przy mnie czuwał, a ja wykończona gorączką nie mogłam zobaczyć kto. Nieznajomy siedział w ciszy i tylko mnie głaskał. Podświadomie wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Nie zamykałam też okna na noc, bo chyba oczekiwałam jego przyjścia. Kompletnie nie rozumiałam tego uczucia.
W czwartek czułam się na tyle dobrze, że mama postanowiła zostawić mnie samą w domu. Chciała spędzić wieczór ze swoimi koleżankami w knajpce wujka. Na szczęście miałam zajęcie na całą noc w postaci zadań domowych z całego tygodnia. Melanie, mimo swojego oderwania od otaczającej jej rzeczywistości, stanęła na wysokości zadania i wszystko pięknie notowała. Oczywiście w jej zapiskach zdarzały się liczne bazgroły, ale grunt, że były czytelne. Planowałam spędzić wieczór w książkach.
- Sophie, wychodzę! - usłyszałam z dołu.
- Jasne! Miłej zabawy!
Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami, wskazywał dwudziestą.
- Pamiętaj by zamknąć drzwi, zanim położysz się spać!
Nie planowałam iść do łóżka. Raz, miałam dużo do nadrobienia, a dwa czekałam na mojego tajemniczego, nocnego gościa. Jeżeli dobrze kojarzyłam, to pojawiał się gdzieś pomiędzy godziną dwudziestą drugą, a północą. Skąd to wiem? Po księżycu, który w tym czasie oświetlał pokój. Był taki jeden wieczór, gdzie rozchyliłam nieco sklejone powieki i zobaczyłam w oknie tarczę księżyca. Pamiętałam też moment ponownego zaśnięcia z ciepłą dłonią na policzku. Zadrżałam na samo wspomnienie.
Odłożyłam chemię na bok, zerkając w stronę okna. A co jeśli ta osoba okaże się szurniętym psychopatą, który lubi oglądać młode, śpiące dziewczyny? Przecież to absurd. Kto o zdrowych zmysłach wchodziłby do cudzego domu i obserwował jednego z domowników wijacego się w gorączce? To jest po prostu chore. Kierując się zdrowym rozsądkiem zamknęłam okno i zasłoniłam firanką. Jednak wysoka gorączka zaszkodziła moim szarym komórkom, bo na tak długi okres straciłam zdolność logicznego myślenia.
- Jaka ja jestem głupia.
Usiadłam ponownie za biurkiem, ale nie sięgnęłam po kolejny podręcznik. Próbowałam na spokojnie przeanalizować swoją sytuację. Coś w tym wszystkim było mocno nie tak.
Najpierw te przeogromne wilki z polany, później sytuacja na ratuszu, a teraz te nocne odwiedziny. Coś czaiło się w naszych, dotychczas spokojnych lasach. Coś nienormalnego.
Spojrzałam na książkę, którą Mel wypożyczyła dla mnie z miejskiej biblioteki. Na jej okładce widniał wytłoczony napis: "Wampiry i inne mistyczne stwory". To jasne, że nie wierzyłam w ten stek bzdur, ale czułam potrzebę poznania tego absurdalnego wymysłu ludzkości. Szczególnie interesował mnie jeden temat - wilkołaki. Według lektury te stwory nie należały ani do świata ludzi, ani zwierząt. Były naznaczone klątwą wilkołactwa i zmieniały swoją postać każdej nocy. Szczególnie ważna dla nich była pełnia księżyca, kiedy to mogli dać opust swoim krwiożerczym zachciankom. Podobno żyli w puszczach i na wysokich terenach leśnych. Było też kilka szkiców pół-ludzi, pół-wilków stojących na tylnych łapach. W niczym nie przypominały stworów z tamtej nocy.
Usłyszałam dziwny hałas za oknem, coś jakby ujadanie psa, a później głośne warknięcie. Zgasiłam lampkę przy biurku i po cichu skierowałam się w stronę odgłosów. Zanim przesunęłam odrobinę firankę, to kucnęłam tak, aby nie było mnie widać od strony ulicy. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Do momentu, gdy zobaczyłam czarnego wilka przechadzającego się środkiem drogi. Szedł spokojnie, zerkając po domach z wysoko uniesionym pyskiem, jakby czegoś szukał. Znieruchomiałam, gdy stanął pod moim oknem. Usiadł żałośnie skomląc, a moje serce drgnęło na ten dźwięk. Jakiś cichy głosik w mojej głowie kazał mi iść do niego i go pocieszyć. Zignorowałam go. Zerknęłam na szafkę nocną, gdzie leżał aparat. Teraz miałam idealny moment na sfotografowanie tego stwora. Delikatnie opuściłam firankę i na kolanach podeszłam do łóżka. Szybko chwyciłam aparat, pamiętając tym razem o wyłączeniu flesh'a. Niczym komandos przeczołgałam się z powrotem do okna, a po uchyleniu firanki zobaczyłam... puste podwórko. Wilk zniknął.
- Gdzie...?
Usłyszałam hałas dobiegający z dołu, jakby drapanie. Coś dobierało się do frontowych drzwi. Do tych samych drzwi, których nie zamknęłam na klucz. Zanim zdarzyłam cokolwiek zrobić z korytarza dobiegł kolejny dźwięk - odgłos opuszczonej klamki. Ktoś wszedł do domu.
Zawiesiłam aparat na szyi i wstałam. Odgłos ciężkich kroków odbijał się echem od ścian. Miałam dwie opcje, albo szybko zamknąć drzwi do pokoju i tym samym dać znać włamywaczowi gdzie jestem, albo znaleźć szybko jakąś kryjówkę. Wybrałam drugą opcję. Przez chwilę pomyślałam o łóżku, ale to miejsce było zbyt oczywiste, tak samo, jak szafa. Jednak czas się kończył i należało coś wybrać. Postanowiłam zaryzykować przejście korytarzem, by przejść do łazienki. Stamtąd przez okno mogłam wejść na dach garażu. A z dachu, to już łatwa droga na podjazd. W myślach zmówiłam szybki paciorek i cicho uchyliłam drzwi. Ktokolwiek wszedł do domu, to wciąż buszował na dole. Na palcach weszłam na korytarz, ostrożnie stawiając kroki szlam w stronę łazienki, znajdującej się przy schodach. W myślach powtarzałam, jak mantrę "tylko nie skrzyp, tylko nie skrzyp...". Niestety podłoga nie była mi tego dnia przychylna i na ostatnim kroku wydała z siebie tak głośny dźwięk, że głuchy by usłyszał. Zupełnie, jak włamywacz z dołu. Na dole schodów dostrzegłam parę zielonych, zwierzęcych oczu. Do łazienki miałam pół metra, ale strach popchnął mnie w kierunku wejścia na strych. Zanim wilk wszedł na piętro, ja już wchodziłam po opuszczonych schodach na górę. Nie zdarzyłam jednak wciągnąć ich z powrotem. Szybko schowałam się za starym fotelem, licząc na cud. Wybłagałam. Wejście na strych było za wąskie dla potężnego wilka, który, próbując wejść, skomlał niczym poranione zwierze. Obserwowałam jego poczynania z bezpiecznej odległości zza zakurzonego mebla. Raz za razem próbował się dostać na górę, jednak bez skutku. W końcu, zdezygnowany oparł łeb o tylne łapy, wydając z siebie żałosny dźwięk. Nim zdążyłam pomyśleć, wstałam. Pysk stwora od razu wystrzelił w moim kierunku, skomląc jeszcze głośniej.
- Idź sobie - usłyszałam swój niepewny głos. Wilk tylko poruszył łbem, próbując się jakoś tu wślizgnąć. Był zdesperowany. W końcu jego przednia część wyszła z otworu i przestał się ruszać. Nie wiedziałam o co chodzi, póki nie zobaczyłam, jak w panice szura przednimi łapami o podłogę. On utknął.
- O rany!
Skoro zaklinował się w przejściu, to nie miałam dokąd uciec. Ugrzęzłam razem z nim.
- Spokojnie - podeszłam do wilka powoli, wyciągając przed siebie ręce. Bestia wyciągnęła w moją stronę pysk, wywołując atak paniki. Pisnęłam ze strachu, a on ponownie zaskomlał i zaczął się wiercić. Wiedziałam, że jeżeli nie przestanie, to utknie na dobre.
- Stop, przestań - spróbowałam jeszcze raz. I tym razem ochoczo zbliżył paszczę. Opanowałam strach, pozwalając by nosem dotknął mojego brzucha. Wąchał mnie. To go uspokoiło. Momentalnie, na tyle ile mógł, wtulił się we mnie. Wyglądał tak bezbronnie. Kucnęłam przy nim, a on ułożył łeb na kolanach. Zaczęłam go głaskać po czarnym futrze. To było niesamowite uczucie. Jak sen. Przytuliłam twarz do miękkiej sierści, słuchając pomrukiwań zwierzęcia. Strach wyparował. Czułam tylko błogi spokój.
- Nie mam pojęcia czym jesteś, ale masz bardzo milusie futerko.
Zwierz uniósł głowę, patrząc mi prosto w oczy. Widocznie spodobał mu się komplement.
- Niestety musisz stąd wyjść, zanim przyjdzie moja mama. Tylko, jak cię stąd wydostać? - zapytałam sama siebie, zerkając na otwór, w którym utknął. Wilk tylko mnie obserwował. Przez chwilę rozważałam kilka opcji, ale bez odpowiedniego sprzętu nie mogłam ich zrealizować. Jednak najlepsze rozwiązanie, to najprostsze rozwiązanie.
- To może trochę zaboleć.
Całym ciężarem swojego ciała naparłam na łeb zwierzęcia i zanim zdążył jakkolwiek zaprotestować, to już turlał się po schodach na dolne piętro. Lekko oszolomiony wilk, pokręcił łbem.
- Mam nadzieję, że nic sobie nie złamałeś?
Zbiegłam za nim, zostawiając sobie drogę ucieczki na strych. Lepiej nie ryzykować. Stwór spojrzał na mnie, a w jego oczach coś się zmieniło. Teraz jego spojrzenie przypominało ludzkie. Wyglądał jakby był zaskoczony moim widokiem. To naprawdę dziwne.
- Dasz radę wstać? - spytałam. Coś podpowiadało mi, że to zwierze rozumie co do niego mówię. I chyba to coś miało rację, bo wilk wstał z dumnie wypiętą piersią.
- Świetnie. Zuch chłopak.
Poklepałam go po grzbiecie, co wywołało przyjemne dla ucha pomrukiwanie. Przez dłuższą chwilę pozwalał mi na dotykanie jego futra, co i mi sprawiało radość. Niestety naszą sielankę przerwało wycie innego wilka. Stwór nastroszył uszy, nieco się ode mnie odsuwając. Nasłuchiwał. Kiedy wycie ucichło, zwrócił pysk w moją stronę.
- Co? - zapytałam, licząc, że mi w jakiś magiczny sposób odpowie. Ten tylko patrzył. Wyglądał, jakby się wahał. Dotknęłam jego pyska.
- Co jest? - spytałam ponownie, a on wtulił nos w moją szyję. Głośno oddychał, jego mokry nos trochę mnie łaskotał. Trwało to dłuższą chwilę. Z cichym warknięciem zrobił kilka kroków w tył i ruszył w stronę wyjścia, a ja za nim. Stanął dopiero na betonie przed domem. Posłał mi zirytowane spojrzenie, a ja wiedziałam o co mu chodzi.
- Nie martw się. Tym razem zamknę.
Skinął tylko łbem i zniknął w zaroślach.
A ja stałam, patrząc przed siebie.
Co... To... Do... Cholery...Było?