Prolog

357 19 3
                                    




W Norze unosił się kwaśny zapach potu i tanich papierosów. Przeszłam leniwie przez maleńką salę kierując się w jedyny pusty kąt. W tej zatęchłej dziurze nigdy nie było tak tłoczno jak dzisiaj. Podejrzewałam, że to przez zbliżający się nowy sezon Ulicznych Potyczek. Były to najważniejsze zawody pięściarskie w pół światku. Każdy mógł wziąć w nich udział, jednak większość bała się zmierzyć z zeszłorocznym mistrzem. Krwawy Roch posyłał na deski przeciwników jednym ciosem, a jeśli ktoś był na tyle głupi, by wstawać, o własnych siłach nie schodził z ringu.

Oparłam się plecami o chłodną ścianę obserwując spod wypłowiałej różowej grzywki konkurencję.  Napakowani faceci o wątpliwych umiejętnościach. Kilku okładało się na matach w parterze, a dwójka ćwiczyła na ringu. Reszta dopingowała zaciekle walczących albo obstawiała zakłady na marne grosze.  Przewróciłam oczami widząc jak przy źle wyprowadzonym ciosie wyższemu strzela nadgarstek, przekreślając jego dalszą „karierę". Zwinął się z bólu jęcząc przy tym jak zraniony kociak.  

— Amatorzy — mruknęłam pod nosem zniesmaczona. Większość nawet nie dojdzie do pół finału. Schyliłam się powoli i wyjęłam z torby stare, popękane rękawice. Miałam je od dziecka i stanowiły mój jedyny dobytek oprócz ubrań, które nosiłam na sobie. Przez długi czas były dla mnie za duże, stworzone by chronić męską rękę. Wsunęłam dłoń w sztywną skórę oplatając nadgarstek sfatygowanym paskiem. W końcu do nich dorosłam i od kilku lat pasowały, jak ulał.

Pierwsze uderzenia w ciężki worek pozwoliły mi zapomnieć o wydarzeniach z dziś. Ten dzień był naprawdę do bani. Ledwo uciekłam przed glinami z opuszczonego budynku, w którym nocowałam, tym samym straciłam swoją kolację, której nie zdążyłam spakować. Do tego musiałam na cito znaleźć nowy nocleg, bo zbierało się na deszcz. Powinnam zająć się tym od razu, ale chciałam choć na chwilę przestać martwić się jutrem. Wyrównałam oddech wyprowadzając serię ciosów w wątpliwej jakości worek wypełniony jakimiś szmatami. Nisko na nogach unikając niewidzialnych pięści krążyłam wokół niego wprawiając go w ruch wahadłowy. Ledwo się rozgrzałam, a już ktoś postanowił mi przerwać.

— Spadaj stąd mała, zrób miejsce dla profesjonalisty — tępy osiłek szturchnął mnie mocno w ramię wytrącając z równowagi. Zatoczyłam się do tyłu jednak szybko złapałam pion. Zacisnęłam pięści.

— Dla kogo? — uniosłam brew rozciągając usta w pobłażliwym uśmiechu.

— Powiedziałem zjeżdża... — nie zdążył dokończyć, bo moja pięść trafiła go prosto między oczy. Może i był większy, i silniejszy, ale ja byłam za to szybsza. Odskoczyłam do tyłu o włos unikając jego ciosu.

— Chciałem po dobroci — sapnął i natarł na mnie. Przez chwilę udawało się mi się unikać jego ciosów. Wyprowadziłam nawet kilka szybkich prostych w jego brzuch, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Cofałam się pod ścianę uskakując przed jego pięściami. Jedna trafiła mnie z bok wyduszając z moich płuc powietrze. Sądził, że po tym trafieniu odpuszczę, jednak się przeliczył. Strzepnęłam ramiona wracając do walki ze zdwojoną siłą.  Starałam się wyłapać jego tempo i w najlepszym momencie uderzyć. Nie musiałam długo czekać. Źle wyprowadzony sierpowy zablokowałam ramieniem i ignorując przeszywający ból, uderzyłam w jego podbródek całą swoją mocą. Trzasnęły zęby, a on zatoczył się do tyłu. Tak właśnie się kończy lekceważenie przeciwnika.   Uderzenie było na tyle silne, że ogłuszyło go na chwilę. To jednak wystarczyło, bym szybką serią ciosów posłała go na deski. Zdyszana oparłam dłonie na kolanach patrząc z góry na swojego przeciwnika. Lepszego treningu nie mogłam sobie wymarzyć. Rozmasowałam obolałe ramię. Ktoś leniwie zaczął klaskać, a ja zorientowałam się, że oczy wszystkich na sali skupione są na mnie. Zainteresowanie moją osobą na szczęście szybko jednak minęło, a ja zdjęłam zakrwawione rękawice. Lepiej zmyję się stąd zanim ten osiłek się ocknie.

Wrzuciłam rękawice na dno torby, gdy podszedł do mnie elegancik w średnim wieku. Zaszczyciłam go przelotnym spojrzeniem. Zaczesane gładko włosy, przystrzyżona broda, koszula, krawat.  Rzadko się tutaj takich widuje. Przerzuciłam torbę przez ramię kierując się w stronę wyjścia.

— Dała panienka niezły popis — ruszył za mną jak cień. Panienka? Chyba mnie z kimś pomylił. Zignorowałam go wychodząc na zatłoczoną ulicę. Powoli zapadał zmrok i musiałam zacząć szukać bezpiecznego schronienia. Nocą lepiej nie pałętać się samemu w tej okolicy. Narzuciłam na głowę kaptur, bo z nieba zaczęły spadać pierwsze kropelki deszczu. Zajebiście.

— Widzę, że do rozmownych panienka nie należy. To może lepiej. W każdym razie mam dla panienki ofertę pracy — odchrząknął i wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki wizytówkę, ale nawet na nią nie spojrzałam.

— Nie kurwię się — poprawiłam torbę na ramieniu obserwując kątem oka jego postać. Z wrażenia, aż się zachłysnął.

— Co? Nie! Oczywiście, że to nie o taką pracę przecież chodzi — w jego głosie usłyszałam zniesmaczenie. Blada twarz pokryła się rumieńcem jakby pierwszy raz o czymś takim słyszał. Parsknęłam śmiechem zatrzymując się w pół kroku.

— To czego ode mnie chcesz w takim razie krawaciarzu? — zachodziłam w głowę co taki odstawiony jegomość mógł mi zaproponować. Na kilometr śmierdziało to czymś nielegalnym.

— Córka biznesmena potrzebuje tymczasowo ochrony. Dobrze płatna, łatwa robota — wcisnął mi w dłoń kartonik. Rzuciłam na niego okiem chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o potencjalnym pracodawcy. Niestety widniał tam tylko numer telefonu.

— Czyli mam niańczyć jakaś rozpuszczoną córeczkę tatusia za hajs? Odpada koleś. Powiedź swojemu panu, że musi radzić sobie sama. Niech się na jakaś samoobronę zapisze czy coś — wzruszyłam ramionami rzucając mu pod nogi zmiętą wizytówkę. Po twarzy przemknął mu cień zniecierpliwienia, ale szybko się opanował.

— Może to cię przekona — tym razem z kieszeni wyjął plik pieniędzy. Musiało tam być dobre kilka stów.

— Płatne za każdy dzień z góry. Umowa próbna na pierwszy tydzień. Jak się sprawdzisz zostaniesz na stanowisku do odwołania — wręczył mi pieniądze od tak, a mi opadła szczęka. W życiu nie miałam takiej kwoty w ręce. A miałabym zarobić jeszcze więcej? Przecież po tygodniu mogłabym wynająć sobie własne mieszkanie i w końcu zjeść ciepły posiłek... Powinnam zapytać, dlaczego ja, jak mnie tu znalazł, czy mnie śledził, ale z moich ust wyrwało się tylko:

— To, kiedy zaczynam? — wcisnęłam pieniądze do skarpetki ignorując zaskoczone spojrzenie faceta. Z taką kasą lepiej nie chodzić w kieszeni. Nie byłam pewna czy dobrze robię zgadzając się w ciemno, ale te pieniądze były mi naprawdę bardzo potrzebne.

— Jutro staw się pod ten adres — wręczył mi kolejną wizytówkę. Czy on miał je na wszystkie okazje? Skinęłam głową odwracając się na pięcie. Nadal nie docierało do mnie co się tutaj właśnie wydarzyło. Do jutra miałam trochę czasu, by przemyśleć czy aby na pewno dobrze robię zgadzając się. Nim zniknęłam zza zakrętem usłyszałam jeszcze:

— Mam prośbę. Niech panienka weźmie porządną kąpiel i doprowadzi się do porządku. Mile widziane byłoby również jakieś niepodarte ubranie.

Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc jak delikatnie sugeruje mi bym nie wyglądała jutro jak bezdomna, którą przecież byłam. Ponownie poprawiłam zsuwającą się z mojego ramienia torbę, mocniej naciągnęłam na twarz kaptur i ruszyłam poszukać sobie jakiegoś spokojnego noclegu. W tej części miasta słowo spokojne graniczyło z cudem, ale może w przydrożnym motelu coś się znajdzie. Miałam tylko nadzieję, że nie pożałuję podjętej przeze mnie decyzji i nie wpakuję się w jakieś kłopoty, które zdawały się wszędzie za mną podążać.


Od autorki:

Witam wszystkich bardzo serdecznie! Jeśli tu trafiłeś to znaczy, że tak samo jak mnie do głębi poruszyła Cię historia przedstawiona w serialu Arcane. Mam nadzieję, że prolog dobrze się czytało i zostaniesz przy tej książce na dłużej, by poznać dalsze losy naszej walecznej Vi.

Dwa Światy [Vi x Caitlyn]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz