Rozdział 8

625 26 0
                                    


— Wróć dziś po zajęciach — poradziła Jolie. — Zarezerwowałam stolik w Marlowe. Mam dla ciebie niespodziankę.

Wygrzebałam z torebki butelkę wody i chwyciłam telefon w dłoń.

— Niespodziankę? Wiesz, że ich nie lubię.

Naprawdę za nim nie przepadałam. Odkąd Jolie z mamą zorganizowały mi przyjęcie niespodziankę w podstawówce, to słowo wywoływało u mnie poczucie strachu. Nosiłam wtedy aparat na zęby i grube, okrągłe okulary. Uważałam, że byłam okropna. Jak każda dziewczyna w tym wieku miałam całą masę kompleksów. Pamiętam, że tego dnia dostałam piłką prosto w twarz, podczas gry w zbijaka na WF-ie. Wyglądałam więc jak pomidor, a moim okularom brakowało jednego szkła. Jakie było moje dziwienie, gdy w śród gości, których zaprosiła mama był nasz sąsiad, który bardzo mi się podobał. Gdyby moja buzia nie była już czerwona, to w tamtym momencie taka by się stała. Od tego czasu mam uraz do wszelkich niespodzianek.

— Cóż... — westchnęła. — Mam nadzieję, że ta ci się spodoba.

— Niestety, ale to będzie musiało poczekać — mruknęłam, odkręcając butelkę. — Mam coś do załatwienia.

— Nie możesz tego przełożyć?

— Przykro mi. — Allisa szła w moją stronę z posępną miną. — Muszę kończyć. Do zobaczenia.

— Rezerwacja jest na 18! — rzuciła jeszcze.

Rozłączyłam się i napiłam wody. Przyjaciółka przystała i oparła głowę o moje ramię. Rzadko widziałam ją w takim stanie. Zazwyczaj była pełna energii i zarażała wszystkich uśmiechem. Jej humor więc lekko mnie zaniepokoił. Czasami czułam się jak jej starsza siostra. Chociaż była młodsza jedyne o trzy lata.

— Hej, co się dzieje? — zapytałam strapiona i objęłam ją lekko, jednocześnie gładząc plecy.

— Ten egzamin... — zaczęła. — Co, jeśli go zawale? — wymamrotała.

— Czemu miałabyś go zawalić? Na pewno jesteś świetnie przygotowana.

— To pierwszy egzamin u Cowana. — Spojrzała na mnie niepewnie, ale zaraz jego głowa znów opadła na mnie. — Co, jeśli zrobię błąd w jakimś prostym pytaniu?

— Spójrz na mnie — poleciłam spokojnie, na co brunetka powoli uniosła głowę. — Uczyłaś się i zdasz ten egzamin. Nie ma innej możliwości. Nie pozwól, żeby jakiś tam profesorek stanął ci na drodze.

— Może masz rację. Po prostu chcę bybyli ze mnie dumni.

Uśmiechnęłam się lekko, nie komentując. Domyśliłam się, że mówi o swoich rodzicach. Presja jaką na niej wywierali to innego rodzaju ciężar. Jasne opłacali jej mieszkanie, studia i wszystkie zachcianki, ale w zamian za to oczekiwali idealnej córki, którą usiłowali stworzyć. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak się czuła stale próbując sprostać ich oczekiwaniom. Chociaż sama niejednokrotnie mówiła, że medycyna to jedynie jej wybór, trudno było nie mieć co do tego wątpliwości. W końcu oboje jej rodziców było lekarzami. To mówiło samo przez się.

Rozejrzałam się. Na korytarzu uzbierał się już całkiem niezły tłum. Atmosfera była napięta. Widać było, że każdy był lekko poddenerwowany. I to wszystko za sprawą jednej osoby. Od czasu zastępstwa, każdy już zdążył się przekonać jakim człowiekiem jest Hunter Cowan. I nikt nie chciał z nim zadzierać. Był wręcz prawdziwym postrachem wśród studentów. Surowy i bezwzględny.

Ludzie stopniowo cichli, a rozmowy zostały przerwane. Mężczyzna stawiał pewne kroki, by w końcu wejść na aule. Wszyscy ruszyli za nim niczym na ścięcie. Uśmiechnęłam się pocieszająco do przyjaciółki, a ona odpowiedziała mi tym samym. Wcale się nie stresowałam. Chciałam tylko mieć to już z głowy. Bardziej martwiła mnie wizyta w gabinecie Huntera pod koniec dnia. Jak miałam subtelnie zapytać o Eliasa i tamtą kobietę? Tym bardziej, że Cowan był specyficznym człowiekiem o czym zdążyłam się już przekonać. Najwyżej odeśle mnie z kwitkiem. Nie miałam nic do stracenia.

Please, destroy me (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz