15. Arabella

2.5K 87 0
                                    

Następnego dnia budzę się obolała, ale jest to tak cholernie przyjemny rodzaj bólu, że uśmiecham się sama do siebie. Przeciągam się, a potem zwlekam z łóżka i idę do łazienki. Staję przed lustrem i przesuwam dłońmi po biodrach, na których widnieją siniaki w kształcie palców Matteo.

Skrzywiam się nieznacznie, przypominając sobie, jak mocno mnie złapał i pieprzył nad ranem, gdy wstałam do łazienki a ten baran poczołgał się za mną.

Następnie patrzę na twarz. Mam podkrążone oczy i zaczerwieniony nos, ale to nic.

Wskakuję pod strumień ciepłej wody, a następnie wychodzę i wskakuje w ciepły dres. Choć wyszłam dopiero spod gorącej wody, trzepię się cała z zimna. Ignoruję to i wychodzę z łazienki do sypialni, w której myślałam że zastanę Matteo.

Wzdycham krzyżując ręce na piersi.

Gdzie on polazł? Jest ósma dwadzieścia, może dostał pilny telefon z pracy? Albo dorwał go Fryderyk?

Schodzę na dół do jadalni, która kompletnie świeci pustkami. Kieruję się więc do garażu, z którego tak jak myślałam dobiegają męskie głosy.

- Horch 930V Cabriolet? Wow! Facet, tego się nie spodziewałem. - Lekko zachrypnięty głos mojego narzeczonego wywołuje u mnie dreszcze. Jest niski, idealny - jak zawsze z rana.

- Noo, niezłe cacko. - Fryderyk klepie czterokołowca po masce. - Biłem się o niego z jakimś pieprzonym szlachcicem! To auto jest w naprawdę dobrym stanie...

- A więc tak wydajesz zarobione pieniądze. - stwierdzam. - Ja bym pewnie wydała je na zakupach w Mediolanie czy coś, ale nie mam na to tyle czasu.

- Trzeba było nie zostawać szefem ogromnej grupy przestępczej, Bello. Twój Papa napewno nie miał by nic przeciwko temu. - Ciemnowłosy wzrusza ramionami podciągając nosem.

- Też jesteś chory? - pytam grzecznie, próbując nie dogryźć jakoś temu pacanowi.

- Chyba.

Wzdycham cicho, następnie podchodzę do samochodu i się nachylam. Gdy próbuję dotknąć czarnego lakieru, duża dłoń Licallo odpycha mnie na bok.

- Nie dotykaj bo po łapach będzie!

Metteo śmieje się, chowając twarz w dłoniach.

- Nie zjem Ci go, ani na niego nie nasram. - wzdycham poddenerwowana. - Chciałam tylko go dotknąć, tyle! - podnoszę trochę głos.

- W porządku - stwierdza sięgając do tylnej kieszeni po chusteczkę. - Ale nie. Jak chcesz pomacać to sobie sama kup.

- Oh, pierdol się. - wywracam oczami.

- Uważaj Arabello o co prosisz - mówi cicho. - Marzenia lubią się spełniać.

- A wczoraj narzekałaś że znów kogoś pieprzy. - odzywa się blondyn.

Posyłała obojgu mordercze spojrzenie i ruszam w stronę wyjścia z garażu. Mężczyźni uśmiechają się głupio i przybijają piątkę.

Okej, czyli od teraz trzymają razem? Ha! Szybko zmieniają o sobie zdanie.

Dziesięć minut po mnie do stołu dosiada się dwóch nowych kumpli, którzy cały czas toczą dialog na temat Horch jakiegoś tam kabrioletu. Wzdycham głośno, na co nawet nie zwracają uwagi, i unoszę do ust gorąca kawę. Ciepło cieczy rozchodzi się po całym moim ciele na co lekko się wzdrygam, i odstawiam kubek - z napisem Najlepsza córka na świecie.

Gdy kończę jeść już croissant'a i wstaję od stołu, mój telefon zaczyna wibrować na dębowym blacie stołu. Podnoszę go i odbieram połączenie, z myślą, że to kolejne coś, co może nieco poczekać.

Jednak to co słyszę doprowadza mnie do istnej furii, pierdolona Rose zaczyna działać, co nie oznacza nic, kurwa, dobrego!

Ruszam jak z procy biegiem do domu rodziców, nie patrząc na to że jest na minusie, a ja mam na sobie tylko głupi dres. Po kilku utrudnieniach jakie stwarzają goryle mojego ojca, udaje mi się wejść do środka.

- Twoi ludzie nie chcieli mnie wpuścić. - dyszę do ojca, który stoi przed drzwiami od piwnicy.

- To oznacza, że są lojalni, Diabełku. - mężczyzna ściąga czarną marynarkę zostając w samej kamizelce i koszuli. - Chodź, Victoria pewnie kończy już robotę.

Ogromne drzwi rozsuwają się, a wysoki krzyk dudni w uszach. Schodzimy razem po schodach w dół, gdzie moja matka właśnie torturuje i zabija powoli kolesia.

Facet wygląda jakby siedział tu tygodniami. A to zasługa niezastąpionej Victorii Licallo, która potrafi wyniszczyć w kilka godzin człowieka psychicznie i fizycznie tak, jakby siedział tu przynajmniej od czterech dni. - Nieznajomy ma opuszczoną głowę i cały ocieka krwią, jest ledwo żywy. Mama jeszcze przez chwilę coś do niego mówi, aż po chwili skręca mu z łatwością kark.

- Christianie... - spogląda na mnie niepewnie - możemy porozmawiać na osobności? - błaga męża wzrokiem.

- Tak kochanie, oczywiście. - uśmiecha się do żony i podaje jej ramię, które kobieta przyjmuje łapiąc z gracją.

Odeszli w dalszy kawałek piwnicy gdzie nikt ich nie usłyszy, i dyskutowali tam z jakieś dziesięć minut. Oboje wrócili z pokerowymi minami, nie ukazując żadnych emocji.

- Więc, Arabello... to jest większe gówno niż myśleliśmy. - Tata podchodzi do zwłok i powala je z krzesłem na ziemie. - Panna Rose nie chce mnie, Damona, czy jakiegoś innego Capo, Arabello. To znaczy wiesz, napewno nie pogardzi zabiciem mnie, ale... - brązowooki zaciska szczękę z całej siły. - Ta kobieta chce dorwać przede wszystkim ciebie i Lukę Castillo. Wie, że to wy stoicie na czele i...

- Czekaj, czekaj - przerywam mu gestem ręki. - Czy ona zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli zabije nas to jesteście jeszcze wy? Ty i Castillo nie jesteście na tyle staży, aby nie móc władać terytoriami.

- Damon nie przygotowywał swojej córki, a my nie mamy drugiego dziecka, Arabello. - rodzicielka kładzie dłoń na moim ramieniu. - Więc kto miałby później zająć nasze miejsce? Z czasem znalazłoby się kogoś, przygotowało, ale za dużo z tym zachodu. A ta suka wie, w jakiej jesteśmy sytuacji. - blondynka wyciąga spod nogawki spodni nóż i wbija wściekłe w zimne ciało, które patrzy na mnie martwym wzrokiem.

- Skontaktuj się z bliźniakami Castillo, mała. - Mężczyzna wymija mnie bez żadnego spojrzenia i wbiega po schodach na górę.

Kobieta przytula mnie i patrzy spojrzeniem szatana. Uśmiecha się chytrze i przejeżdża serdeczny palcem po kąciku różowych warg.

- Zrób to, co mówi twój ojciec. Gdyby to nic nie dało, pogadam z Emmą.

- Masz z nią kontakt? - otwieram szerzej ze zdziwienia oczy. - Wow, masz jaja. Jeżeli ojciec się dowie to nie ręczy za siebie.

- Wiem, dlatego gęba na kłódkę, Arabello. - unosi w moją stronę palec i rusza w stronę męża.

Huh, no dobra. W takim razie czas na skontaktowanie się z wrogą rodziną.

- A tak w ogóle po co to wszystko? To Camorra, matko! Nie powinniśmy im pomagać! - krzyczę za nią.

- Brak spiny z nowym Capo może nam oszczędzić wiele kłopotów. Uwierz mi, diabełku! - wyobrażam sobie jak się chytrze uśmiecha. - Idź do łóżka i wyzdrowiej! - krzyczy nim ogromne i ciężkie drzwi zasunął się za jej drobnym ciałem.

Queen of the mafia // Druga część dylogii: Rodzina LicalloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz