-Sebastianie, wychodzimy do ogrodu. - Powiedział Daniel do mężczyzny, który zbierał właśnie brudne talerze po śniadaniu. Był on ubrany w czarny garnitur, pod spodem miał białą koszule bez żadnych wygnieceń, a przy szyi czerwoną muszkę. Bladą twarz pokrywało kilka zmarszczek. Krótkie, czarne włosy były idealnie ułożone.
-Proponuję zabrać płaszcze. Chmurzy się. -Odpowiedział grubym, spokojnym głosem.
-Dobrze. W takim razie, przynieś jeszcze płaszcze. - Mężczyzna skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
Po chwili Daniel i Anthony wyszli do holu. Czarodziej spojrzał na za dużą koszulę wystającą z zaciśniętych paskiem spodni elfa i się uśmiechnął.
-Wysłałem Margaret po jakieś ubrania do miasta. Wspominała tez coś o fryzjerze.
-Dziękuję - Powiedział i rumieńce pojawiły się na jego twarzy.
-To płaszcze, o które pan prosił. - Anthony wzdrygnął się, nie zauważył mężczyzny ani nie usłyszał jego kroków.
-Dziękuję, możesz odejść. - Sebastian odwrócił się i zniknął w jednym z korytarzy.
-Proszę, weź ten, jest cieplejszy. - Podał elfowi bordowy płaszcz. Nie miał żadnych zdobień, tylko dwie kieszenie po bokach.
Daniel zarzucił sobie na ramiona podobny, tylko ciemno zielony. Anthony założył swój, poczuł miękki materiał i miłe ciepło. Minęli schody i weszli do dużej sali. Na ścianie naprzeciwko drzwi znajdowały się dwa duże okna z zaokrąglonymi szczytami, a pomiędzy nimi dwuskrzydłowe, oszklone drzwi. Ruszyli w ich kierunku. Stukot obcasów niósł się po całym pomieszczeniu. Daniel machnął ręką i drzwi otworzyły się bezszelestnie. Wyszli na taras pokryty beżowym, kwadratowymi płytkami. Elf wciągnął powietrze nosem, poczuł przyjemny zapach kwiatów i ziół.
-Idziemy? - Spytał Daniel uśmiechając się.
-Pewnie!-Anthony odpowiedział z uśmiechem.
~~~~~~~~
Z każdym kolejny okrążeniem ogrodu rozmowa stawała się coraz bardziej swobodna. Daniel dowiedział się, że jest wiele rzeczy, których musi nauczyć Anthony'ego. Nie tylko o magii, ale także o jego kulturze. Elf przez większość życia był przetrzymywany, a w sierocińcu niewiele się nauczył.
-Może usiądziemy na chwile? - Daniel wskazał niewielką, drewnianą altanę w kształcie prostokąta, stojącą we wschodniej części ogrodu. Anthony skinął głową. Po chwili siedzieli na ławkach pokrytych miękkim materiałem.
-Panie Danielu? - Spytał elf przenosząc spojrzenie z kwiatów na mężczyznę.
-Mów mi Daniel.
-Więc... Danielu, jak nauczyłeś się magii?
-Um... Wszystko zaczęło się kiedy moi rodzice zmarli. Było to czterdzieści jeden lat temu, miałem wtedy pięć lat. Mieszkaliśmy w małym domku na wybrzeżu. Pewnej nocy wampiry nas napadły. Matka schowała mnie w szafie w pokoju gościnnym. Później słyszałem tylko ich krzyki. Znalazł mnie policjant i wtedy trafiłem do ciotki Łucji, jest ona bardzo starą czarodziejką. Nauczyła mnie podstaw magii, a później wysłała do szkoły, żebym mógł robić coś pożytecznego, tak twierdziła, mówiła, że praca pisarza, którym był mój ojciec, to nie praca. - Na twarzy Daniela pojawił się lekki uśmiech. - No i udało się jej, często współpracuję z rodziną królewską i pomagam wielu ludziom. Jestem jej za to bardzo wdzięczny. Wychowała mnie jak własnego syna, najlepiej jak mogła. No, robi się późno, jest pewnie koło szóstej. Kanapki, które przyniósł nam Sebastian nie wystarczyły do zaspokojenia mojego głodu. Chodźmy, karze podać kolację. Margaret pewnie już dawno wróciła i pewnie fryzjer na nas czeka. - Wstał i wyszedł z altany przeciągając się.