3

159 8 2
                                    

Biegnę środkiem pasa biegowego bieżni, starając się zachować wyprostowaną postawę. Skupiam się na ćwiczeniu, nie spuszczając wzroku z rozległego widoku wyniosłych, bogato oświetlonych wieżowców biurowych, rozpościerającego się za przeszklonym frontem siłowni, przed którym umieszczono urządzenie. Po raz kolejny redukuję obciążenie ramion, pleców oraz szyi. Po raz kolejny redukuję postawę, odczuwając uciążliwe skutki rozkojarzenia.

Tuż po opuszczeniu firmy poprzysięgłam sobie, że Kelldan Gaham nie zdoła zawładnąć moimi myślami, że nie cofnę się pamięcią do incydentu w windzie. Nie będę rozpamiętywać ciężaru jego dłoni na moje ręce. Zniewalająco miękkich warg zachłannie spijających każde słowo z moich. Ciepła ciała, stanowczo napierającego na mnie... Przyrzekłam to sobie i złamałam słowo w chwili, gdy tylko wsiadłam do samochodu. Potem złamałam je po raz drugi, kiedy wróciłam do domu, podczas kąpieli, a teraz cały mój wieczorny trening właśnie trafia szlag, bo gdy tylko przymykam powieki, znów go widzę. Widzę tą intrygującą twarz. To pragnienie, wyzierające z oczu, które tak usilnie starał się skryć.

– Cholera! – warczę, potykając się o własne nogi.

– Co się dziś z tobą dzieje?

– Nic – burczę jak rozkapryszony dzieciak, znów łapiąc równowagę. Odgarniam ze zroszonego potem czoła kilka pasm włosów wyswobodzonych z karb jedwabnej gumki i zadzieram podbródek.

– Jak nic? Przecież widzę, że czymś się zadręczasz – drąży El, biegnąca na sąsiedniej bieżni. Zna mnie wystarczająco długo by wychwycić w moim zachowaniu i sposobie wymowy nawet najmniejszą zmianę emocjonalną. Posiadanie tej niezwykle przydatnej umiejętność mogę przypisać także sobie.

Wyczuwam na sobie jej spojrzenie. Nie odwzajemniam go. Nie czuję takiej potrzeby.

– Love – naciska.

– Mylisz się – odparowuję pośpiesznie, przechodząc do truchtu.

– Myślisz o nim, prawda? – pyta nieoczekiwanie pomiędzy gwałtownie łapanym przez usta powietrzem. Tak głośno, że zwraca na siebie uwagę jednego ze świetnie zbudowanych mężczyzn, podnoszącego sztangę nieopodal.

Zazwyczaj takie przyglądanie się nie spotyka się z moim sprzeciwem. Nawet gdy staje się nachalne. Zainteresowanie to naturalny odruch ludzki. Zwłaszcza w takim miejscu. W otoczeniu pięknie wyrzeźbionych męskich i kobiecych ciał, w nierzadko kusych, obcisłych strojach, nie sposób utrzymać myśli na wodzy. Nie sposób skupić się wyłącznie na wykonywanym ćwiczeniu. Jesteśmy istotami skrajnie uczuciowymi. Ekscytuje nas piękno. Perfekcja. Lubimy patrzeć. W tym momencie jednak wolałabym, aby nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zwłaszcza po słowach El, których dźwięk wywołał we mnie dreszcz.

Nie wiem, skąd ma informacje na temat niemoralnego zachowania Gahama. Nie mam pojęcia, jak dowiedziała się, że nie mogę przestać o nim myśleć. Nie wspominałam jej o naszym spotkaniu w windzie. Nie zrobiłam tego tylko z jednego powodu: sytuację tę uznałam za jednorazowy wybryk, który nigdy już nie będzie miał prawa bytu. Wybryk, który nie powinien również zajmować myśli El. Byłam pewna, że nikt nie zdołał zauważyć tego zdarzenia. Może jednak się myliłam?

– Posłuchaj... – podejmuję, starając się nie zdradzić drżenia w głosie. Nie do końca wiem, co miałabym w tym momencie powiedzieć. Nie znam ilości informacji, jakie posiada. – Ja...

– Nie rób tego, Love – wtrąca. – Nie obwiniaj się. Należało się mu.

A więc o tym mowa.

Dyskretnie wypuszczam powietrze przez usta i rozluźniam spięte mięśnie.

Spokojniejsza odwracam głowę w jej stronę, w momencie, w którym schodzi z bieżni. Wyłącza urządzenie i sięga po bidon z wodą mineralną, stojący tuż obok maszyny do ćwiczeń. Instynktownie czynię to samo.

Kelldan. Lekkomyślna namiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz