W biegu zakładałam dżinsowe spodnie i zatrzymałam się przy otwartej szafie w poszukiwaniu bluzki. Nieplanowane wyjścia mają to do siebie, że są nieplanowane, jak głupio by to nie zabrzmiało. Ja nigdy nie byłam szybka w decyzjach dotyczących ubioru i potrafiłam przez cały dzień kombinować, co ubrać dnia następnego. Telefon Ilony popsuł mi plany, ale cieszyłam się, że w końcu zgrały nam się terminy. Odkąd zajmowała się obłożnie chorą mamą, miała bardzo ograniczone życie towarzyskie.
–Naprawdę nie masz nic przeciwko, że wychodzę? – zawołałam do Karola.
–Leć skarbuś. – Niespodziewanie objął mnie od tyłu i mocno do siebie przycisnął. – Ja pogram z chłopakami w czołgi.
–No tak, klan cię potrzebuje. – Pokręciłam tyłkiem, na co od razu zareagował i łapiąc w obie dłonie biust, zaczął całować mnie po szyi.
–Jeszcze słowo i nigdzie nie pójdziesz. – Brzmiał tak podniecająco, że miałam coraz większą ochotę zostać.
–I co, zrezygnujesz dla mnie z gry?
–Nie, ale ty mogłabyś mnie czasem wesprzeć spod biurka. – Wcisnął dłoń w miseczkę stanika i złapał palcami sutek.
–Oo… – Jęknęłam cicho i poczułam przyjemny skurcz w podbrzuszu. – Przy takim wsparciu porażka gwarantowana.
–W czołgi na pewno, ale w innej grze byłbym zwycięzcą. – Zaczął rozpinać mi spodnie i jednym ruchem ściągnął mi je z tyłka.
Odruchowo spojrzałam na zegarek i ucieszyłam się, że miałam jeszcze chwilę do wyjścia. Od razu wypięłam do niego tyłek i poczułam jak napierają na mnie jego palce. Wsunął je powoli, delikatnie i ostrożnie. To w nim kochałam, zawsze zaczynał powoli, by później słuchać moich pełnych bólu jęków. Oparłam dłonie o zamknięte drzwi szafy i przyjmowałam pocałunki, jakimi mnie obdarowywał. Mój facet, idealny i jedyny na świecie. Stanowczym ruchem objął mnie w pasie i przestawił bliżej stołu. Tam było nam wygodniej. Brał mnie od tyłu i za każdym razem robił to perfekcyjnie, mocno, ale nie brutalnie. Śpieszył się i boleśnie zacisnął palce na moich biodrach, nadając mi odpowiednie tempo. Kołysałam się i popiskiwałam, ponieważ zaczęłam już odczuwać ból połączony ze zbliżającym się orgazmem. Wspięłam się na palce i jeszcze mocniej wypięłam pośladki. Wtedy czułam go intensywniej i głębiej. Zacisnęłam zęby, nie chcąc krzyczeć i w końcu poczułam przyjemność zalewającą mnie po końcówki włosów. Karol doszedł zaraz po mnie i ostrożnie się ze mnie wysunął.
–Muszę się teraz umyć – wydyszałam bezsilnie i położyłam się na stole.
–Nie musisz. – Pochylił się i pocałował mnie w kark. – Przecież i tak nikt ci tam nie będzie zaglądał.
Lekko się podniosłam i spojrzałam na siebie. Po nadal drżących udach spływała sperma i szybko sięgnęłam chusteczkę, nie dopuszczając, by stróżka dotarła do spodni.
–Dzięki wielkie – burknęłam i powoli poszłam do łazienki.
Kiedy wróciłam, Karol uruchamiał już kompa. Ten facet był niemożliwy, co to za przyjemność strzelać wirtualnymi pociskami do wirtualnych czołgów? Dziecinada, ale skoro to lubił… Ubrałam się ponownie i już gotowa objęłam Karola za szyję i mocno pocałowałam w policzek.
–Te, panienko! – zawołał, zanim wyszłam. – A dokąd ty w ogóle idziesz, co?
–Do Mimozy. – Poruszyłam palcami na pożegnanie i wyszłam.
Pod blokiem czekała już na mnie Ilona, oczywiście odwalona jak milion dolców. Rzuciłyśmy się sobie na szyje i przez chwilę piszczałyśmy jak dwie kretynki. Zrezygnowałyśmy z taksówki i poszłyśmy w stronę ulubionego lokalu. Przez całą drogę nadawałyśmy jak dwie katarynki, przekrzykując się i śmiejąc w głos, ale już dawno nie miałyśmy tak świetnego humoru.
Mimoza wypełniona była po brzegi ludźmi. Przepchnęłyśmy się do baru, ale nie było szansy na to, żeby gdziekolwiek usiąść.
–Stara spadamy! – Ilona wydarła mi się do ucha.
–Co to ma być? – zawołałam do znajomego barmana, który podawał nam wódkę.
–Koncert – krzyknął, mrużąc oczy. – Ale chujnia straszna, bo same małolaty poprzychodziły.
–Dzięki! – Skrzywiłam się, bo wyszło, że my to już staruchy.
Co chwilę ktoś nas popychał i serio nie było przyjemnie. Ilona szarpnęła mnie za rękę i głową wskazała wyjście z klubu. Poszłam za nią bez protestów.
–To nie na moje lata – odezwała się i uniosła dłoń do jadącej w naszą stronę taksówki. Wsiadłyśmy, kiedy tylko się zatrzymała. – Do Red Velvet. – Ilona odezwała się do taryfiarza i zapięła pasy.
–Laska to na drugim końcu miasta. – Marudziłam.
–I co? Nogi cię rozbolą?
No niby nie. Wzięłam głęboki oddech i poczułam nieprzyjemny, trochę złowrogi dreszcz. Wzdrygnęłam się i ujrzałam na ręce gęsią skórkę.
–Co? – Ilona przysunęła się do mnie.
–Nie nic, tak jakoś.
Nie chciałam mówić, że mam jakieś dziwne przeczucia. Zresztą sama nie wiedziałam jakie. To miał być udany wieczór i nie chciałam zawracać sobie głowy jakimiś pierdołami.
W Red Velvet nie było takich tłumów i spokojnie znalazłyśmy sobie miejsca przy barze. Nie bywałyśmy tu zbyt często i sama nie wiem dlaczego.
–No to opowiadaj szczęściaro, jak się żyje razem? – Na to pytanie opuściłam zawstydzony wzrok.
–Lepiej niż osobno, przynajmniej mamy siebie, kiedy chcemy.
–Uhu! – Zacieszała. – Miłość kwitnie, seksy trzy razy dziennie, to może i bejbuś niedługo.
–Przestań. Nie myślimy o tym. – Odwróciłam głowę i gdzieś w oddali mignął mi patrzący na mnie facet. Chciałam go znaleźć, ale nie udało mi się i od razu wróciłam myślami do rozmowy. – Ja nie chcę mieć dzieci, to znaczy nie teraz, może za parę lat. Karol też nie naciska, zresztą on sam jest jak dziecko, tylko pieluch nie trzeba mu zmieniać, bo i cycek i butelka pasują.
–Zazdroszczę.
–Młoda jesteś, masz czas! – Parsknęłam, bo była starsza ode mnie o dwa lata.
–Mądralo… – Uniosła kieliszek i wypiłyśmy kolejkę.
Na zmianę tańczyłyśmy i gadałyśmy, ale ja miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Po północy zaczęło to być po mnie widać. Zanim powiedziałam o tym koleżance, ktoś oparł się o moje plecy.
–O, przepraszam panią bardzo – odezwał się wysoki, dość dobrze zbudowany facet, na oko starszy ode mnie z pięć, siedem lat.
–Nic się nie stało. – Uśmiechnęłam się.
–Ma pani piękny uśmiech. – To mnie zaskoczyło i nerwowo poprawiłam się na krześle.
–Dziękuję. – Starałam się brzmieć nieprzyjemnie, żeby mnie zostawił.
–Mogę panią porwać na jeden kawałek? – Wyciągnął do mnie dłoń. Nie było w nim nic groźnego, a jednak miałam jakieś obawy. Zerknęłam na Ilonę i tylko na migi dała mi znać, że mnie obserwuje.
Niepewnie dotknęłam wyciągniętej do mnie dłoni i dałam mu się poprowadzić na parkiet. Powoli objął mnie ramieniem, a ja aż zdrętwiałam. Niesłychanie szybko mój lęk zamienił się w podekscytowanie. Było w nim coś, czego nie rozumiałam i nigdy nie czułam. W ciągu sekundy przestałam się go obawiać, a zaczął mnie interesować. Nie wiem czy to za sprawą zapachu, czy dotyku, ale było w nim coś przyciągającego i pociągającego. Był wyjątkowo czarujący, a pewnym spojrzeniem rozpalał mnie z każdą chwilą bardziej.
–Już się mnie nie boisz? – spytał dość nagle i nieprzerwanie mi się przyglądał. Było w tym coś kuszącego i serio podobał mi się. Miał piorunujące spojrzenie. – Adrian.
–Karina.
–Wow, wyjątkowe imię dla wyjątkowej kobiety. – Pochylił się do mnie, ale szybko zareagowałam.
–Sorry, nie będziemy się całować.
–A. Ok, przepraszam. Nie nalegam. W sumie…
–Co?
–To ostatnio dość rzadkie, żeby dziewczyna odmówiła.
–Mam faceta, kocham go i jest mi z nim dobrze – odparłam groźnie. – Nie potrzebuję przygód.
–Imponujące. – Uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki. – Nie chcę ci niczego psuć. – Obrócił mnie w piruecie i znowu objął. – Też nie szukam przygód, ale znajomymi chyba możemy być?
–Znajomymi? Tak bez haczyka?
–Bez. To duże miasto, ale kto wie, może się jeszcze gdzieś spotkamy.
–Kto wie. – Moje usta same wygięły się w szerokim, trochę uwodzicielskim uśmiechu.
–Wyglądasz za dobrze, żeby ot tak o tobie zapomnieć.
–Nie rozpędzaj się. – Chciałam od niego odejść, ale przycisnął mnie do siebie i spojrzał na mnie z góry. Biła od niego stanowczość, której nie umiałam się oprzeć.
–Nie przesadzaj, nie będę cię napastował. Po prostu mówię, że jesteś bardzo ładna i żaden zdrowy na umyśle facet nie zapomni takiej kobiety. – Przechylił mnie mocno w tył i zatrzymał się tuż przed moją twarzą. – Ty o mnie pewnie jutro zapomnisz.
–No nie wiem. – Zmarszczyłam brwi, bo było mi to głupio przyznać, jak bardzo na mnie działał.
–Będzie mi ogromnie miło, jeśli w twojej pamięci zostaną choć szczątki wspomnień o facecie z knajpy. – Podniósł mnie i po pocałowaniu w dłoń odprowadził do baru. Czułam się bardzo dziwnie. Czułam się zdobywana, ale nie tak na siłę, tylko subtelnie i trochę staromodnie, i podobało mi się to.
Adrian od razu zniknął w tłumie, ale już po chwili zobaczyłam go, obracającego inną. Byłam zazdrosna, bo chciałam być na miejscu tamtej. Ilona kopnęła mnie lekko w piszczel i od razu na nią spojrzałam. Nie musiałam się nawet odzywać, bo znała mnie za dobrze, by ukryć przed nią cokolwiek.
–Ty nie przesadzaj, przystojny jest, ale…
–To ty nie przesadzaj. – Wyśmiałam ją. – Co ty myślisz, że wystarczy mnie parę razy w tańcu obrócić i rozłożę nogi?
–Tak przy nim wyglądałaś. – Była szczerze zaniepokojona, lecz ja chyba bardziej.
–Daj spokój. – Uniosłam kieliszek z czystą. – Nie kryję, że nieźle się prezentuje i potrafi zrobić wrażenie, ale ja mam w domu młodego boga, który zaspokaja wszystkie moje potrzeby. – Mrugnęłam okiem i lubieżnie oblizałam usta. – Dosłownie wszystkie, nawet nie wiesz, co potrafi zrobić, nie wchodząc do środka.
–Z kim ja się zadaję? – Zrobiła minę, jakby wymiotowała i uniosła szkło. Zanim wypiła swoją wódkę, spoważniała. Przez chwilę patrzyła przed siebie, po czym wychyliła kieliszek. – Zmiana lokalu. – Zarządziła nagle i wyjęła portfel. – Tu się robi zbyt tłoczno.
–Co ty gadasz? – Chciałam się rozejrzeć, ale złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia.
–Chodź, chodź!
–Czekaj, to chociaż siku polecę! – Na siłę odwróciłam się za siebie i zamarłam na widok Karola. Dotarło do mnie, dlaczego kazała mi wyjść. Był tak zajęty ślinieniem się z jakąś laską, że mnie nawet nie zauważył. Obojętnie podeszłam bliżej nich i po prostu czekałam, aż skończą. Chyba się nie zapowiadało, bo byli na siebie tak napaleni, że mało się nie pieprzyli. Moja dusza jak i wyobrażenie idealnego związku z sekundy na sekundę się rozpadały. Całe moje dotychczasowe życie legło w gruzach, a ja wciąż na to patrzyłam i nie umiałam przestać. W końcu się od siebie oderwali, ale nadal słodko patrzyli sobie w oczy. Karol pierwszy oderwał od niej nieco zamglone spojrzenie i wbił wzrok we mnie. Natychmiast puścił swoją panienkę, ale nie podszedł do mnie. Cała dygotałam, moje szczęki zaciskały się do bólu, a na policzkach poczułam niechciane łzy. Nie potrafiłam dojść do siebie, stałam jak słup soli i czekałam na nie wiadomo co. Chciałam się po prostu obudzić.
–To nie tak! – Jego głos był nerwowy i obcy. To nie był już mój facet.
–Oczywiście – wydukałam.
–Kochanie, to błąd, popełniłem błąd, słyszysz? – Złapał mnie za ramiona.
–Ja też. – Załkałam. – Ja tak cię kocham, chciałam za ciebie wyjść – mówiłam nieprzytomnie. – Jesteś moim światem, a ty…Ty… Co zrobiłam źle, co? – Nie przestawałam patrzeć mu w oczy.
Karol pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z klubu. Chłód odbił się na mnie nieprzyjemnym dreszczem. Stałam i po prostu na niego patrzyłam. Pękało mi serce i miałam wrażenie, że zaraz po prostu padnę jak długa.
–Kochanie, to wszystko nie tak.
–Co ona ma, czego ja ci nie dałam?
–Skarbuś, to przygoda, nie wiem, chciałem sprawdzić czy działam na inne, głupie, ale…
–Działasz?
–One nie działają na mnie. – Tłumaczył się, a ja miałam przed oczami jak ją całował.
–Mnie tak nigdy nie całowałeś. Mnie tylko ruchałeś przy każdej okazji i tyle. Dopiero teraz przyszło mi to do głowy. – Gwałtownie odwróciłam się do przechodzącego obok Adriana. – To koniec.
–Kochanie, nie mów tak, wróćmy do domu, porozmawiajmy. – Złapał mnie za rękę, ale szybko nią szarpnęłam.
–Nigdzie z tobą nie pójdę.
–Nie wygłupiaj się, jeden błąd, nic wielkiego!
Spojrzałam na stojącego niedaleko Adriana. Opierał się o jakiś samochód i palił papierosa, wiedziałam, że czeka na rozwój wydarzeń, a mi było przed nim strasznie głupio.
–Jeśli dla ciebie to nic wielkiego, to nie mam o czym z tobą rozmawiać. – Udawałam wyluzowanie, choć rozpadałam się z rozpaczy.
–Przestań histeryzować! – Podniósł głos, a Adrian w tym samym momencie wyrzucił niedopałek i zrobił krok w naszą stronę.
–Histeryzować? – wydarłam się, zwracając uwagę innych osób. – Pieprzyłeś jakąś laskę, będąc ze mną, i to ja histeryzuję? Jesteś skończonym skurwielem i tyle! Nie jesteś wart ani mnie, ani tego, co chciałam ci dać! – Karol szarpnął mnie za rękę do swojego auta. Piszczałam i wierzgałam, szukając wzrokiem przyjaciółki. Kiedy do mnie biegła, ktoś oderwał mnie od Karola. Adrian jednym ciosem zwalił go z nóg, a mnie złapał za ramiona.
–Wszystko ok?
–Tak. – Dopiero wtedy zaczęłam płakać.
–Chodź, odwiozę cię.
Pokiwałam głową, ale zanim zrobiłam krok, na mojej drodze stanął mój, już, były. Próbował przyciągnąć mnie do siebie, a tym razem stanęła przed nim Ilona. Każdy z każdym zaczął się szarpać. Karol krzyczał na mnie, Ilona na niego, a ja tylko bardziej płakałam. Ręce Adriana zaciskały się na mnie coraz mocniej i odruchowo zaczęłam się w niego wtulać.
–Nie znajdziesz sobie nikogo innego, zobaczysz! – Karol wykrzyczał mi w twarz, a ja, sama nie wiem dlaczego, odwróciłam się do stojącego przy mnie Adriana i wspinając się na palce, objęłam go za szyję i wpiłam się w jego usta. Całowałam go coraz mocniej i głębiej, drżałam w jego objęciach, a kiedy oddał pocałunek, dosłownie dotknęłam nieba. Miał w sobie coś wyjątkowego. Oplótł mnie ramionami i mocno przycisnął do siebie. Dawno nikt mnie tak nie całował, chyba nigdy. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, wciąż na mnie patrzył, a ja kolejny raz przepadłam w głębi jego źrenic.
–Przepraszam – szepnęłam. – Nie powinnam.
–Dziękuję, nawet o tym nie marzyłem. – Ponownie uraczył mnie uśmiechem. – Chodź już. – Pociągnął mnie za rękę, a ja odwróciłam się do wpatrzonych w nas Ilony i Karola.
–Odezwę się – zawołałam do przyjaciółki i wsiadłam do niskiego, sportowego auta.
Pierwszych kilka minut jechaliśmy w absolutnej ciszy. Kiedy wóz zwolnił, odwróciłam się do kierowcy. Zatrzymał się na poboczu i oboje wysiedliśmy. Nawet nie wiedziałam gdzie byłam. Adrian spokojnie oparł się o maskę i zapalił papierosa. Poczęstował mnie, ale ja jak dotąd nie nauczyłam się palić. Pokręciłam głową i stanęłam obok niego.
–Co zamierzasz? –zapytał, ale tylko wzruszyłam ramionami. Sama nie wiedziałam co zrobić. Nawet nie miałam gdzie zamieszkać, bo mieszkanie, które wynajmowaliśmy, było na jego nazwisko, a adres Ilony znał. – Masz gdzie spać?
–Czytasz mi w myślach, czy powiedziałam to na głos?
–A która odpowiedź jest dla mnie lepsza?
–Żadna – westchnęłam przygnębiona sytuacją. – Nie mam gdzie mieszkać, nie mam za bardzo za co żyć, bo pierwszą wypłatę dopiero dostanę. – Zaśmiałam się z tej bezsilności. – Jaka ja jestem głupia! Myślałam, że dorwałam księcia!
–To nie głupota. – Objął mnie ramieniem i dotarł do mnie ostry zapach jego perfum zmieszany z gorzkawym dymem tytoniowym. – Tak bywa w miłości. Nie twoja wina, to on spierdolił.
–Nie! – zawołałam i zaczęłam przed nim krążyć. – Osaczałam go. Naciskałam na wynajęcie wspólnego mieszkania. Snułam jakieś palny na przyszłość, bo zdawało mi się, że skoro mnie pieprzy, to mnie chce na stałe! Ja go tak naprawdę nigdy o to nie spytałam!
–A to trzeba o to pytać? – Jego podniesiony głos od razu mnie przystopował. – Zamieszkał z tobą, przepraszam za słownictwo, używał cię i co? To do czegoś zobowiązuje. Byłaś mu oddana, dbałaś o wasz związek, a on docenił jak chciał. Nie gniewaj się, ale to prawda! – Wyrzucił peta i podszedł bliżej mnie. – Ciesz się, że teraz się o tym dowiedziałaś. Jak chcesz, to przenocuj u mnie. Mam trzypokojowe mieszkanie, znajdzie się łóżko i jakaś koszulka do spania. Jutro na chłodno zdecydujesz co dalej.
–Nie powinnam ci dupy zawracać .– Peszyłam się, kiedy tak przede mna stał. – Dziękuję za pomoc.
–Nie masz gdzie spać, wsiadaj, nic ci nie zrobię. – Lekko mnie pociągnął, ale nie ruszyłam się z miejsca.
–Nie znam cię.
–Serio? To musiałem cię z kimś pomylić. – Patrzył mi długo w oczy i oboje wybuchliśmy śmiechem. Serio byłam załamana, a on potrafił rozbawić mnie jednym zdaniem. – Daj spokój, jestem zmęczony. Po prostu położymy się spać, a rano zrobisz co zechcesz.
–Dlaczego to robisz? Przecież nie musisz.
–Nie mam nic ciekawszego do roboty. Jedziesz? – Otworzył drzwi auta.
–Ale jak będę chciała wrócić…
–Obrażasz mnie. – Udał urażonego. – W każdej chwili będziesz mogła wyjść, no bez takich. Chodź, bo późno. – Kiwnął głową i w końcu mu uległam.
Faktycznie podjechaliśmy do centrum i Adrian zaparkował auto tuż przed blokiem. Od razu spojrzałam na adres i starałam się go zapamiętać. Idąc do jego mieszkania, spotkaliśmy wychodzącą z domu sąsiadkę. Adrian się z nią przywitał, po czym wsunął klucz w zamek.
–W piekarni pracuje – odezwał się zaraz po tym jak weszłam do mieszkania. – Współczuję jej tak codziennie o świcie na nogach. To co? – Nie dał mi przerwać. – Dam ci jakąś koszulkę, co? Będzie ci wygodniej. – Otworzył drzwi niewielkiego pokoju. – Pokój masz dla siebie, tu jest łazienka. – Wskazał dłonią białe drzwi. – Nie wiem czy coś jeszcze.
–Nie rób sobie kłopotu.
–Nie robię, to przyjemność. – Objął mnie ramieniem i dotknął ustami mojej skroni. – Ale uśmiechnij się chociaż.
Patrząc mu w oczy, wygięłam lekko usta, ale jego spojrzenie nie dawało za wygraną. Chciałam zareagować, jednak on zrobił to pierwszy. Wsunął palce w moje włosy i lekko mnie do siebie przyciągnął. Nie musiał używać siły, bo sama tego chciałam. Przez chwilę tylko na mnie patrzył, po czym bez najmniejszego wysiłku połączył nas w pocałunku. Muskał moje usta delikatnie jak piórkiem. Tylko ich dotykał i łaskotał, to ja pierwsza rozchyliłam wargi i zaprosiłam go do siebie. Nie odmówił. Niepewnie wsunął we mnie język i oparł go o mój. Było wyjątkowo. Wstrzymałam oddech, chłonąc każdym zmysłem tego faceta i pierwszy raz czułam się tak dopieszczona. Drgnęłam, kiedy oparł dłoń na mojej talii i już po chwili przesunął ją niżej. Nie chciałam, żeby się ode mnie odsuwał. Było we mnie mnóstwo sprzecznych emocji. Wiedziałam, że to zemsta na Karolu i chęć udowodnienia sobie, że nie jestem najgorsza, ale z drugiej strony każda sekunda w jego ramionach była więcej warta niż wszystko inne. Nasze mlaśnięcia były ciche, jakby wstydliwe, a spragnione pieszczot ciała coraz mocniej na siebie napierały. Moja kobiecość coraz przyjemniej dawała o sobie znać, ale z całych sił ukrywałam podniecenie, które buzowało we mnie niczym gorąca lawa i modliłam się, żeby nie ulec. W końcu nasze pocałunki zwolniły, a usta, z cichym cmoknięciem, oderwały się od siebie.
–Nie potrafiłem się opanować. Przepraszam. – Ciche westchnięcie przyjemnie owionęło moje usta. Bałam się odruchów jakie przy nim miałam.
–Nie szkodzi – wydyszałam, a moje pulsujące wargi wygięły się w skromnym uśmiechu. – Ale pozwól, że pójdę już spać.
–Oczywiście. – Niby się zgodził, lecz nadal trzymał dłonie na moich biodrach. Próbowałam się odsunąć, ale tylko zacisnął powieki i oparł nas o siebie czołami. – Cholera, nie wiem co się dzieje. W życiu żadna dziewczyna tak na mnie nie działała jak ty. Nie wiem jak się zachować. – Zaczął całować mój policzek i powoli schodził na szyję. To było cudowne.
–Przestań – wyszeptałam wbrew sobie.
–Nie chcesz?
–Nie – odparłam, udając pewność siebie. Zawiedziony opuścił głowę i dopiero po chwili jego dłonie się ze mnie zsunęły. – Nadal mogę przenocować?
–No pewnie.
–Nie wejdziesz? – Mój głos nagle się złamał.
–Nie. – Tym razem uniósł dumnie głowę. – Podobasz mi się i z chęcią spróbowałbym ciebie całej, ale nie upadłem tak nisko, żeby robić to bez twojej zgody. Szkoda, że masz o mnie takie zdanie.
–Nie gniewaj się. Jestem rozbita, nie wiem co robić, co myśleć.
–Rozumiem. – Dotknął kciukiem mojej twarzy. – Powiedz tylko… Pozwolisz mi się bliżej poznać?
–Pogadamy o tym rano, dobrze? Teraz mam za dużo w głowie – mówiłam w głowie, myślałam w cipie. Moja wagina krzyczała o niego i bałam się, że jeszcze chwilę z nim spędzę, a sama zacznę go błagać o zerżnięcie do bólu.
Twarzą do niego zrobiłam krok w tył i weszłam do przyjemnie urządzonego pokoju. Adrian delikatnie się uśmiechnął i zniknął w korytarzu. Podeszłam do okna i spojrzałam na śpiące miasto. Gdzieś tam był mój facet, ten, którego sama sobie wybrałam i wydawało mi się, że go znałam. Gdzie był ten moment, który powinien dać mi do myślenia. Gdzie popełniłam błąd? Byłam pewna, że to mój błąd, znaliśmy się tak długo, że nie mógł nagle stwierdzić, że coś jest nie tak.
–Nie zadręczaj się. Nie miałaś na to wpływu. – Uśmiechnęłam się na słowa stojącego za mną Adriana. – To była jego decyzja. – Objął mój brzuch i przytulając się do moich pleców, lekko mną zakołysał. – Nie zasłużył na ciebie i nie zasługuje na twoje zamartwianie się. – Bałam się odwrócić, bo na bank skończylibyśmy w łóżku. Mój żal wyłączył mi zdrowe myślenie i zanim nasza znajomość miała wejść na wyższy poziom, chciałam ochłonąć. Chyba to rozumiał, pocałował mnie w czubek głowy i szepnął czułe “dobranoc”.
Zostałam sama w obcym domu, z obcym facetem i z rozmyślaniami nad swoją przyszłością. Gdy światło w korytarzu zgasło, odwróciłam się i od razu mój wzrok zatrzymał się na tkwiącym w zamku kluczu. Przekręciłam go, ale nie wyjęłam.
Obudził mnie intensywny zapach kawy. Leniwie podniosłam się z łóżka i spojrzałam na wyciszony telefon. Miałam milion połączeń od Karola, ale chyba do reszty zidiociał, jeśli myślał, że oddzwonię. W skrzynce miałam wiadomości od Ilony. Od razu jej odpisałam, że nic mi nie jest i że nie zrobiłam głupoty. Chciałam dopisać, że jeszcze jej nie zrobiłam, ale odpuściłam takie żarty. Założyłam wczorajsze ubrania i ogarnęłam włosy przed małym lustrem. Po wejściu do kuchni uśmiechnęłam się na widok stojącego przy patelni faceta. Bujał ciałem do muzyki z radia i musiałam przyznać, że to był interesujący widok. On sam mnie interesował, bo było na co patrzeć. Koszulka z krótkim rękawem podkreślała jego ciało, które wczoraj kryło się pod długim rękawem koszuli. Zacisnęłam dłoń na ustach, kiedy zaczął śpiewać do drewnianej łopatki jak do mikrofonu, ale gdy zaczął udawać gitarzystę, nie wytrzymałam i prychnęłam śmiechem, dopiero wtedy mnie zauważył. Od razu rzucił łopatkę na patelnię i wytarł dłonie o spodnie.
–Sorry, że przeszkodziłam w recitalu.
–Co? A tak, nie. – Wyglądał jakby nie wiedział jak się zachować. – Jajecznicę smażę.
–Chyba palisz. – Pociągnęłam nosem.
–O kurwa! – zawołał i zaczął skrobać patelnię. – Zaraz zrobię drugą, bo ta się trochę zeschła.
–Nie trzeba, tylko kawy poproszę.
–Robię najlepszą jajecznicę na ścianie zachodniej. – Uniósł dumnie głowę.
–Nie wątpię, ale nie rób sobie kłopotu.
–To zaszczyt, musisz spróbować. – Jarał się tym jak dzieciak i wyjął z lodówki jajka. – Najlepsza jest z czosnkiem, ale na początek dnia nie będę ci proponował, więc cebulka i szynka szwarcwaldzka.
–Naprawdę… – Czułam się coraz bardziej zakłopotana.
–No chyba odwdzięczysz mi się jakoś za pomoc? – Spojrzał na mnie tak dziwnie chłodno i nagle się zaśmiał. – No to zjesz ze mną śniadanie. – Mrugnął okiem i wyjął z szafki drugą patelnię.
Pierwszy raz facet dla mnie gotował. Przy nim wyłapywałam te drobnostki, którymi różnił się od Karola. Podczas smażenia ciągle coś do mnie mówił, ale ja byłam myślami daleko. Poruszałam leżącym na blacie notesem i podskoczyłam dopiero kiedy Adrian kucnął przy moich nogach.
–Bardzo go kochałaś?
–Kochałam? – zawołałam z uśmiechem. – Ja go nadal bardzo kocham. Moje uczucia się nie zmieniły, szkoda że on nie powiedział mi o swoich, byłoby prościej. Nie poczułabym się jak gówno.
–Jesteś bardzo wartościowa i cenna. Na pewno znajdzie się ktoś, kto cię doceni.
–Ty? – Zadrwiłam i przestraszyłam się własnych słów.
–Ja chętnie, ale ty mnie nie chcesz. – Cmoknął mnie w kolano i wrócił do patelni.
Zanim wszystko przemyślałam, miałam przed twarzą talerz z pięknie wyglądającą jajecznicą. Idealnie taką jak lubiłam, ze ściętym białkiem i rzadkim żółtkiem. Do tego Adrian postawił świeże pomidorki, rzodkiewki i chrupiące bułki. Śniadanie godne randki, co z tego skoro to nie on powinien mnie tak traktować.
–Gdzie mieszkasz? – Na jego pytanie podniosłam trochę przelękniony wzrok. Patrzył mi w oczy, jakby moja reakcja go zaskoczyła, ale milczał, dopiero po chwili przewrócił oczami i ciężko westchnął. – Jadę dziś na chwilę do pracy, podwiozę cię. Nie potrzebuję adresu, tylko chociaż dzielnicę.
–Na Roztokach.
–No to nie po drodze, ale… – Zmarszczył czoło i wziął z szafki telefon. Przez chwilę coś pisał i nie przestawał jeść. Kiedy odłożył telefon, kolejny raz posłał mi urocze spojrzenie. – Załatwione, podwiozę cię.
–Jak nie po drodze…
–Zmienię tylko kolejność planów, nic się nie stanie. Naprawdę, nie patrz tak na mnie. Jedz, bo za godzinę musimy wyjść.
–Jasne. – Spojrzałam w talerz i wzięłam kęs jajecznicy. Faktycznie była wyborna, a w towarzystwie warzyw i Adriana można było ten posiłek zaliczyć do luksusowych.
W drodze przez miasto Adrian do kogoś zadzwonił i po przejechaniu kilku skrzyżowań zjechał na niewielki parking. Przez szybę patrzyłam jak rozmawia z jakimś facetem i nagle obaj spojrzeli na mnie. Dziwnie się poczułam, ale Adrian szeroko się do mnie uśmiechnął, a stojący przy nim mężczyzna poklepał go po ramieniu. Po podaniu sobie dłoni Adrian wsiadł do samochodu.
–Sorki, myślał, że jesteś moją dziewczyną. – Patrzyłam jak się rumieni i opuściłam wzrok. – To teraz do ciebie.
Jechał powoli, rozglądał się po ulicach, a kiedy na siebie spojrzeliśmy, kiwnął głową w stronę schowka.
–Mam coś dla ciebie. – Uśmiechnął się szeroko jak jeszcze nigdy. – Otwórz.
Przez chwilę się wahałam, ale w końcu uchyliłam wieko. Niczego nie znalazłam. Pochyliłam się bardziej w stronę deski i w tej samej chwili poczułam bolesne ukłucie w szyję. Pisnęłam przerażona i obejrzałam się na Adriana.
–Nie mam wyjścia, wybacz. – To ostatnie, co usłyszałam.
Po odzyskaniu przytomności nadal bałam się otworzyć oczy. Próbowałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Auto, którym jechaliśmy zwolniło, a ja bałam się jeszcze bardziej. Kiedy się zatrzymaliśmy, wstrzymałam oddech, ale nie na długo. Poczułam na policzku znajomy dotyk i poderwałam się na fotelu.
–Nie śpisz? – Adrian westchnął i wpatrywał się w moje oczy.
–Co ty mi zrobiłeś? – Zaczęłam płakać, choć nie chciałam pokazywać strachu.
–Przepraszam, chciałem zrobić ci niespodziankę. – Wyciągnął do mnie dłoń.
–Nie dotykaj mnie! – Mój głos się łamał od drżącej ze strachu szczęki.
–Karina, daj spokój, to był delikatny środek usypiający, nie zrobił ci nic złego, a przed nami… – Zawiesił głos i kiwnięciem głowy wskazał mi szybę.
Moim oczom ukazał się przygotowany jak na randkę duży koc, na którym leżały poduszki.
–Odwieź mnie do domu! – Podniosłam głos. – Chcę do domu, słyszysz?!
–Mówiłaś, że nie masz dokąd pójść. – Bezczelnie się ze mnie naśmiewał.
–Nie twoja rzecz! Wypuść mnie psychopato! – krzyknęłam i poczułam na policzku jego uderzenie. Pisnęłam z bólu i chciałam dotknąć skóry, jednak złapał mój nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie.
–Posłuchaj, nie masz większego wyboru. Wysiądziesz teraz ze mną i spędzimy tu miłe popołudnie, a później zobaczymy.
–Co się z tobą stało? – Załkałam.
–Nic. – Uniósł kącik ust w mrocznym uśmiechu. – Zapraszam, to będzie udany dzień. – Przez chwilę tylko na niego patrzyłam, a kiedy chciałam się odezwać, złapał mnie palcami za szczękę. – I bez numerów, nie masz dokąd zwiać. – Dał mi chwilę, ale wiedziałam, że nie czekał na odpowiedź. – Będziesz się słuchać?
W odpowiedzi pokiwałam szybko głową i jedyne o czym myślałam, to żeby móc uciec.
Zaraz po wyjściu z samochodu złapał mnie za rękę i na siłę szarpnął w stronę rzeki. Miałam wrażenie, że zaraz mnie do niej wepchnie. Wyrzucałam sobie, że zaufałam obcemu facetowi, Ilona mnie ostrzegała. Przypomniałam sobie o telefonie w torebce i uznałam, że to moja jedyna szansa. Musiałam jakoś dać jej znać. Pozwoliłam poprowadzić się do ułożonych na ziemi poduszek i spokojnie usiadłam. Milczeliśmy i wciąż miałam nadzieję, że to koszmarny sen.
Kiedy poczułam jego dłoń na swojej nodze, gwałtownie się odsunęłam. Adrian zacisnął mocniej palce i przybliżył się do mojej twarzy.
–Mówiłaś, że będziemy mogli się bliżej poznać. Mamy szansę. – Zaczął mnie całować, ale nie reagowałam, chciałam tylko, żeby mnie puścił. Nie zrobił tego. Popchnął mnie na koc i czułam go na sobie coraz bardziej. Jego ciężar odbierał mi chwilami dech, a jednak niczego nie zrobiłam. Strasznie się bałam. Kiedy oparłam dłonie na jego barkach, by móc go odepchnąć, chwycił moje nadgarstki i mocno docisnął je do ziemi. Wykręcał mi ręce, a kolanem rozchylił mi nogi. Broniłam się odruchowo i kręciłam głową, starając się krzyczeć.
–Idiotka – warknął i zacisnął palce na mojej szyi. – Jesteśmy tak daleko od ludzi, że nikt cię tu nie usłyszy. Drzyj się, ile chcesz, ale tylko ja mogę ci pomóc.
–Puść mnie. – Płakałam coraz ciszej. Zaskoczył mnie, gdy dotknął ustami mojego policzka. Muskał go, jak za pierwszym razem, jakby chciał mnie zdobyć. Jego wargi powoli zjechały niżej na szyję, później dekolt.
–Dobrze ci będzie, wiesz? – mruknął i gdyby powiedział to wczoraj, na pewno bym mu uwierzyła. – Poznamy się bliżej, przywykniemy do siebie.
–A jak nie?
–Przywykniemy – szepnął i sięgnął ręką do moich spodni. Chciałam się szarpnąć, ale od razu dostałam w twarz. Krzyknęłam, ale nie zwracał na mnie uwagi. Rozpiął mi spodnie i jednym ruchem obrócił mnie na brzuch. Łapałam, co się dało, żeby przynajmniej trochę się odsunąć. Docisnął moje plecy kolanem, pozbawiając mnie szansy na ruch i zdarł ze mnie spodnie. Nie czekał na nic. Podciągnął moje biodra i zaczął je głaskać. Już nie płakałam, wyłam, tłumiąc głos leżącą przede mną poduszką, a im bardziej się wyrywałam, tym bardziej mnie trzymał. Poczułam go w sobie tak boleśnie, że krzyknęłam. Piszczałam i prosiłam, żeby przestał, lecz to go tylko nakręcało. Brutalnie wbił się we mnie kolejny raz i łapiąc moje ręce, wykręcił mi je na plecy. Prosiłam Boga o ratunek, ale nie nadszedł. Ruchy Adriana były coraz szybsze i bardziej gwałtowne, a po moich udach zaczęło coś spływać. Przestałam reagować, przestałam się szarpać, po prostu czekałam aż skończy. Pod koniec przyspieszył tak bardzo, że sam zaczął dyszeć i jęczeć, aż w pewnym momencie wbił się głęboko i zatrzymał. Dygotałam z wysilku i bólu.
–Mówiłem, że będzie ci dobrze – wydyszał i pochylił do mnie. Jego fiut wciąż we mnie tkwił, a każdy ruch sprawiał mi okropny ból. –Było? – Nie odpowiedziałam, co miałam odpowiedzieć? – Było?! – Szarpnął moje wygięte na plecy ręce.
–Nie – odparłam cicho, wierząc, że to koniec mojej męczarni. Kiedy tylko mnie usłyszał, przycisnął moją twarz do ziemi. Nie mogłam oddychać, a z nosa zaczęła lecieć mi krew.
–Było?! – Usłyszałam go tuż przy uchu.
–Tak.
–Co tak?
–Dobrze mi było. – Nie ukrywałam płaczu. On na niego nie reagował, a mnie dawało to jakieś ukojenie.
Wyszedł ze mnie i od razu poczułam jak jego nasienie spływa mi po nogach. Obrzydziło mnie to do tego stopnia, że uniosłam głowę i puściłam pawia. Nie mogłam się powstrzymać. Adrian natychmiast podszedł do mojej twarzy i delikatnie pomógł mi się podnieść. Poddałam mu się, bo i tak nie miałam siły na walkę. Otarł mi usta i podał butelkę z resztką wody. Był przy tym bardzo czuły i cichy. Jakby siedziało w nim dwóch ludzi. Wyciągnął do mnie rękę, chcąc otrzeć mi twarz, ale szybko odskoczyłam. Syknęłam z bólu, a w jego oczach dostrzegłam szczery żal. Kim był ten facet? Ukradkiem zerknęłam na swoje ciało i zasłoniłam się miękką poduszką.
–Przyniosę ci jakieś chusteczki – szepnął i pogładził mój policzek.
Chciałam uciekać, jednak najpierw rozejrzałam się po okolicy. Niczego tu nie było. Przede mną woda, po bokach gęsty las, za mną samochód Adriana. Jedyne wyjście jakie miałam, to przeczekanie i danie znać Ilonie. Usłyszałam za plecami szelest liści, ale się nie odwróciłam. Spojrzałam na chusteczki w dłoni Adriana i niepewnie je wzięłam.
–Może ci pomóc? – spytał cicho, jakby mnie przed chwilą nie zgwałcił, a znalazł zgwałconą.
–Dam radę. – Udawałam opanowanie, nie chciałam go bardziej drażnić.
Pieprzony, odwrócił się, gdy zaczęłam wycierać uda! Po wszystkim wyciągnęłam rękę po spodnie. Chwycił je przede mną i podał. Patrząc mu w oczy, odebrałam ubranie i powoli naciągnęłam na obolałe nogi.
–Chcę do domu. – Moje usta same wygięły się w podkówkę. – Nikomu nie powiem, przysięgam.
Adrian kucnął przed moją twarzą i znów się do mnie uśmiechnął. Nie wiedziałam co myśleć, czego się chwycić, żeby się ratować. Założył mi kosmyk włosów za ucho i cmoknął mnie w czoło.
–Pojedziesz – westchnął. – Odpocznij i pojedziemy.
–Nie jestem zmęczona, możemy…
–Odpocznij! – krzyknął i od razu się skuliłam. – Przyniosę coś do picia.
Nie czekałam, aż sam upomni się o moją odpowiedź i kiwnęłam głową. Odszedł dopiero po chwili i powiodłam za nim wzrokiem. Kiedy otworzył bagażnik i zniknął mi z oczu, sięgnęłam ręką do torebki. Robiłam to jak najciszej i dalej pilnowałam czy nie wraca. Jak na złość nie mogłam wymacać telefonu i odruchowo odwróciłam głowę. Szybko grzebałam między pierdołami, których nie wiem skąd się tam tyle wzięło.
–Tego szukasz? – Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu i z przerażeniem spojrzałam na swojego smartfona, którego trzymał w palcach. – Serio myślałaś, że zostawię ci telefon?
–Powiedz czego ode mnie chcesz.
–Niczego. – Stał nade mną wyluzowany i zadowolony siebie. – Nie przedstawiasz dla mnie żadnej wartości.
–To czemu to zrobiłeś? – Powstrzymywałam płacz.
–Tak sobie. Chciałem. Nie bierz tego osobiście. – Niespodziewanie wziął zamach i rzucił moim telefonem na środek rzeki. Nawet nie zdążyłam się odezwać. Po prostu gapiłam się w miejsce gdzie utonął. – To, żeby nam nikt nie przeszkadzał.
Zbliżył się do mnie, a ja zaczęłam przesuwać się na kocu. Nic sobie nie robił z mojego strachu. Jeszcze szerzej zaczął się uśmiechać i dopiero wtedy zauważyłam, że w dłoni miał strzykawkę. Zostawiając na kocu torebkę, poderwałam się z ziemi i zaczęłam biec przed siebie. Nie miałam z nim szans, a jednak nie mogłam nie spróbować. Gałęzie uderzały mnie w twarz, ale z nadzieją uciekałam dalej. Gdy nagle upadłam na ziemię, wiedziałam, że jestem przegrana. Adrian docisnął mnie najpierw nogą, a kiedy krzyknęłam z bólu, szarpnął mnie za włosy i podniósł.
–No i po co ci to? – zapytał spokojnie. – Mówiłem, że jesteś już zdana tylko na mnie. Twojej psiapsi napisałem w twoim imieniu, że wrócisz za kilka dni, kto wie…– Zawiesił głos. – Może wrócisz.
–Zostaw mnie! – zawołałam na całe gardło, na co odwrócił mnie twarzą do drzewa i mocno mnie do niego przycisnął. Kora raniła mi twarz, a biodra Adriana przylgnęły do moich pośladków. Wierzgałam, ale to nie miało sensu, był zbyt silny. Chwycił mnie za włosy i kilkukrotnie uderzył moja twarzą w drzewo.
–Uspokoisz się, czy chcesz więcej?
–Uspokoję. – Płakałam bezsilnie.
–Fajnie – szepnął, dotykając ustami mojego ucha. – Bądź grzeczna, a nic ci nie zrobię. – Jego pocałunki mnie brzydziły. – Zobaczysz, będzie ci jak w niebie. Chcesz tego? – Zanim odpowiedziałam, kolejny raz uderzył moją twarzą w drzewo. – Chcesz?
–Chcę – wyjąkałam. Myślałam, że to koniec, ale zacisnął jedną dłoń na mojej piersi.
–No jęcz skoro ci dobrze, na co czekasz? – Nie wiedziałam czego chciał, ale bałam się przeciwstawić. Kiedy jeszcz mocniej zacisnął palce, cicho jęknęłam. – Głośniej. – Zacisnęłam powieki i jęczałam w głos przy każdym jego ruchu.
Po kilku najdłuższych w moim życiu minutach znów poczułam ukłucie. Tym razem było moim wybawieniem. Patrzyłam z niepokojem na Adriana, a obraz z każdą chwilą bardziej się zamazywał.
Zanim otworzyłam oczy, poczułam okropny ból głowy, twarzy, brzucha… Bolało mnie absolutnie wszystko, a to znaczyło, że moje wspomnienia nie były snem. Leżałam na czymś miękkim i pachnącym. Poruszyłam ręką, a do moich uszu dotarł szelest pościeli. Niepewnie uchyliłam powieki i nie otwierając ich do końca, rozejrzałam się po pokoju. Był dobrze urządzony. W oknach wisiały długie firany, na podłodze leżał puchaty dywan, a i meble nie wyglądały na stare. Coś mi nie pasowało. Z bólem próbowałam usiąść i cicho jęknęłam. Byłam głodna i brudna, ale bałam się o cokolwiek prosić. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Opierając się o komodę, podeszłam do okna i spojrzałam na biegające przed domem psy. Wokoło nic nie było, żadnych domów, żadnych dróg. Krzywiąc usta, podeszłam do drzwi i złapałam klamkę. Pisnęłam, czując rażący mnie prąd i odskoczyłam.
–Bez mojej zgody nie wyjdziesz. – Gwałtownie rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale Adriana nigdzie nie było. – Jesteś zdana na mnie. – Zaśmiał się w głos i dopiero wtedy zwróciłam uwagę, że dźwięk był z głośnika.
–Wypuść mnie! – krzyknęłam i cofnęłam się do łóżka.
–Jak będę chciał. – To był zupełnie inny facet, niż ten, którego poznałam.
–Czego chcesz? Pieniędzy?
–Może zauważyłaś, ale pieniądze mam.
–To powiedz czego! – mówiąc, dyskretnie się rozglądałam, szukając głośnika i kamer.
–Niech pomyślę… – Zamilkł, ale nie na długo, usłyszałam głośne warknięcie, jakby sama myśl o tym go podniecała. – Chcę widzieć jak płaczesz, jak się boisz. Chcę patrzeć na krew płynącą z twoich ran, jak słaniasz się z wycieńczenia i jak błagasz o śmierć. Nie zabiję cię i nie dam ci samej się zabić.
–Co ci zrobiłam? – Płakałam, okrywając się pościelą.
–Nic. Nie chodziło mi o ciebie. Chodziło mi o kogokolwiek, a ty sama do mnie przyszłaś. Ułatwiłaś mi zadanie. Wystarczyło dać ci odrobinę czułości i powiedzieć, że jesteś ładna. I wiesz? Jesteś pierwszą laską, która była tak łatwa. Zazwyczaj schodziło mi ze dwa, trzy dni, a ty już pierwszego wieczora chciałaś mi wejść do łóżka. Trochę żałuję, że od razu nie zaciągnąłem cię do sypialni, miałbym porównanie między seksem, kiedy ty chcesz, a tym kiedy ja.
–Jesteś chory – szepnęłam, mając nadzieję, że nie usłyszy.
–Nieprawda, jestem sobą, nie ukrywam tego, co lubię i szybko się o tym przekonasz. Teraz odpocznij, później zjemy obiad.
–Adrian proszę!
–Prosić też będziesz później, dobranoc. – Nagle rolety w oknach zaczęły opadać, a w pokoju zapadła ciemność.
Wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać. Żałowałam, tak strasznie żałowałam kłótni z Karolem, gdyby nie to, byłabym w swoim mieszkaniu, a nawet jeśli nie, to byłabym cała i zdrowa. Teraz byłam w rękach psychola, zdana na jego humor i nie znająca najbliższej przyszłości. Po omacku szłam przez pokój i sama nie wiedziałam czego szukałam. Chyba bardziej czegoś, czym mogłabym zrobić sobie krzywdę niż ratunku.
–Laska, ja cię widzę! – Zagrzmiał w głośniku groźny głos i od razu kucnęłam. – Natychmiast się kładź, bo do ciebie przyjdę, chcesz? – W panice zaczęłam wracać do łóżka i od razu na nim usiadłam. – Miałaś się położyć. – Przeczuwałam, że nie kazał mi tego zrobić bez powodu. Z zaciśniętymi zębami położyłam się na poduszkach i czekałam. – Rozbierz się – mówił bez emocji. – No już! – Podciągnęłam bluzkę i odłożyłam ją obok siebie. – Stanik też. – Zaczęłam płakać, bo dotarło do mnie, co tym razem mnie czeka. Z bólem sięgnęłam za plecy i rozpięłam haftki. Kiedy mój biust był nagi, kazał zdjąć mi spodnie i bieliznę. Nie zrobiłam tego od razu. Myślałam, że przeczekam, ale gdy krzyknął, rozpięłam spodnie i szybko je ściągnęłam. Było mi tak strasznie wstyd. Leżałam jak kłoda, a w uszach słyszałam dudnienie bijącego jak oszalałe serca. – Pokaż co umiesz – mruknął cicho, ale wiedziałam, że wcale nie stał się łagodniejszy. On się podniecał moim widokiem i tym, że robiła co mi kazał.
–Mam się… – Urwałam, przełykając głośno ślinę.
–Dokładnie. Zrób to tak, jak lubisz. Powoli lub szybko, palcami albo czym tylko chcesz, chyba że mam ci pomóc, to mów.
–Nie! – zawołałam odważnie, ale chciałam ograniczyć nasz kontakt.
–No to już!
Drżąc ze strachu, powiodłam dłonią w dół ciała. Zatrzymałam się przy pępku, ale kiedy usłyszałam jak Adrian głośno oddycha, wiedziałam, że nie mam szans. Zacisnęłam powieki i wcisnęłam dłoń między uda. Jeszcze nigdy tak bardzo się siebie nie brzydziłam. Chciałam mieć to za sobą. Poruszyłam palcem, odnajdując najwrażliwsze miejsce i na nim się skupiłam. Byłam sucha i wcale nie dawało mi to przyjemności.
–Rozłóż nogi. – Zarządał i bez zwłoki spełniam ten rozkaz. Przełknęłam z trudem ślinę i jeszcze mocniej docisnęłam palce do łechtaczki. Bałam się, że jak to będzie zbyt długo trwało, to do mnie przyjdzie. Próbowałam na siłę się podniecić, ale nawet piękne wspomnienia nie pomagały. Zostało mi udawanie. Zaczęłam coraz głośniej dyszeć i prężyć ciało, a kiedy byłam już zmęczona, wygięłam plecy i wyjęczałam udawany szczyt. Po kilku sekundach opadłam i szybko oddychając, modliłam się o wybawienie. – Nieźle. – Usłyszałam cichy, trochę mruczący głos. – Całkiem nieźle. Nabrałem na ciebie ochoty, wiesz? – Zamarłam na jego słowa. – Jest jedno ale. Nie sądzisz chyba, że uwierzyłem, że doszłaś naprawdę. Wiem, że udawałaś, żeby mieć to z głowy. To nie było mądre zagranie, bo… – Zawiesił głos, a ja zacisnęłam dłoń na ustach. – Bo teraz ja zrobię to za ciebie i nie przestanę, aż nie wykrzyczysz w orgaźmie mojego imienia.
Nie zdążyłam zareagować, jak usłyszałam trzask. Później była już tylko cisza. Spodziewałam się, że do mnie idzie i w przypływie odwagi, jednak nadal po omacku, zaczęłam szukać czegokolwiek, czym mogłabym go przynajmniej ogłuszyć. Byłam pewna, że nie było tam niczego niebezpiecznego, lecz może chociaż ciężkiego. Szperałam w szafce i jedyne, co znalazłam, to jakąś butelkę. Nie wiedziałam co to, bo nie miało regularnego kształtu, ale w dotyku przypominało perfumy. Musiało wystarczyć. Zanim podniosłam się z podłogi, poczułam uderzenie w tył głowy.
–A ta swoje. – Adrian pociągnął mnie lekko za włosy, zmuszając tym do wstania. – Nic mi nie zrobisz. – Poprowadził mnie z powrotem do łóżka i z całej siły na nie rzucił. Klęknął nade mną, a kiedy już myślałam, że mnie uderzy, wyrwał mi z ręki szklany flakon. – Widzę, że wybrałaś już sobie zabawkę na dziś.
–Nie, proszę! – zawołałam i zaczęłam się wyrywać. Dostałam w twarz, ale to nic w porównaniu z tym, co mnie czekało. Bił mnie w głowę i brzuch. Kuliłam się ile mogłam, ale i tak robił co chciał. Nie było części ciala, której nie miałabym uszkodzonej, a kiedy usłyszałam nad głową metaliczny brzęk, wpadłam w panikę. Piszczałam i kopałam, ale ten facet był zbyt silny. Każdą z rąk przypiął do ramy łóżka, a gdy byłam unieruchomiona, pochylił się do mojej twarzy. – Dobrze ci będzie – szepnął i wsunął dłoń między moje nogi. Zacisnęłam je, ale to było na nic. Najpierw wkładał we mnie tylko palce. Robił to powoli, jakby sprawiało mu to radość. Później przyspieszył i dokładał co chwilę jeden palec. Ból stawał się coraz bardziej nieznośny, a mój płacz przerodził się w krzyk. Miałam wrażenie, że wkładał we mnie całą pięść. Odetchnęłam, kiedy zabrał rękę, ale zrobił to tylko na chwilę. Chłód szkła paradoksalnie przyniósł mi ulgę. Westchnęłam głośno, kiedy butelka wypełniła moje ciało i odwróciłam głowę na bok. Bolało mnie już wszystko i przestałam walczyć. Nie miałam szans. Przyjmowałam następne bolesne ruchy i czekałam na koniec. Drgnęłam, kiedy Adrian oparł usta na moich piersiach i zaczął je pieścić. Miałam ochotę zwymiotować. Lizał mnie i przygryzał sutki, a kiedy wciąż nie reagowałam, wpił się w moje usta. Jego ruchy wewnątrz mnie przybrały na sile, a język penetrował mnie coraz głębiej. Kiedy wyjął ze mnie flakon, poczułam przyjemny luz i głośno odetchnęłam, jednak dla niego to nie był koniec zabawy. Oblepioną moim śluzem, i pewnie krwią, butelką zaczął pocierać moją łechtaczkę. W życiu nikt mnie tak nie upokorzył jak on. Zamknęłam oczy i próbowałam zapanować nad odruchami.
–Poznam, kiedy będziesz szczytować – wyszeptał przy moich ustach, jak czuły kochanek, a ja miałam ochotę napluć mu w twarz. Nie zrobiłam tego ze strachu. poruszał się coraz szybciej i coraz mocniej dociskał do mnie butelkę. Kiedy poczułam skurcze w podbrzuszu napięłam mięśnie, dając mu znać, że jestem bliska końca. Nie wierzyłam, że to się stanie, bo nie było w tym grama przyjemności, a jednak moje ciało zdecydowało inaczej. Pogłębiłam oddechy, które po chwili zaczęły się urywać, aż w końcu ochrypnięty i pełen rozpaczy jęk wyrwał się z mojego gardła. Piszczałam z bólu, ale jego dłoń coraz mocniej się do mnie dociskała. W końcu wyrzucił butelkę i zamienił ją na swoje palce. Wkładał je we mnie szybko i brutalnie. Czułam coraz silniejsze rozpychanie i byłam pewna, że nie tylko jego palce we mnie były. Krzyczałam, zalewając się łzami, ale nic na niego nie działało.
–Pamiętasz co miałaś zrobić, żebym przestał? – Jego twarz była tuż przy mojej. – Zrób to, a przestanę!
Nie pamiętałam. Niczego nie pamiętałam, i to mnie paraliżowało, bo bałam się tych tortur. Nie zwalniał tempa, a ja czułam się coraz słabsza. Próbowałam wrócić pamięcią do każdego wypowiedzianego przez niego słowa i nagle wszystko zrozumiałam.
–Adrian! – wykrzyczałam na całe gardło i ostatkiem sił oderwałam plecy od łóżka. Zamilkłam, kiedy nagle zwolnił ruchy i powoli położyłam się ponownie. Było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie. Kiedy wyciągał ze mnie rękę, usłyszałam ohydne mlaśnięcie. Nie chciałam myśleć co zostawił między moimi nogami. Ból był okropny, a perspektywa kolejnych dni wręcz mnie zabijała. Dotknął mokrą od moich płynów dłonią mojego policzka i nakierował twarz na siebie. Znów był blisko. Moje przesuszone wargi owiewały jego szybkie oddechy, a ja czułam jak odpływam.
–Dobrze ci było? – zapytał szeptem. Nie miałam nawet siły odpowiedzieć, a chciałam mu przytaknąć, obawiając się kolejnej takiej sesji. – Było?! – Szarpnął moją głową.
–Było – odparłam ledwo przytomna.
–Jak było?!
–Jak w niebie. – Sama nie wiem, dlaczego użyłam właśnie tych słów, ale chyba pierwszy raz powiedziałam to, co chciał usłyszeć. Chwycił moją twarz w obie dłonie i przyciągając lekko do siebie, dotknął moich ust. Nie czekał aż odwzajemnię pocałunek. Delikatnie sam go pogłębił i po chwili odłożył moją głowę na poduszkę.
–Śpij dobrze skarbie. – Jego szept zdawał się być teraz trochę dalej ode mnie, ale mi było już wszystko jedno. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć.
Nie wiedziałam czy się obudziłam, czy odzyskałam przytomność, ale z trudem uchyliłam powieki. Ból całego ciała nie pozwalał mi na najmniejszy ruch, a musiałam jeszcze wstać. Tym razem w pokoju panował półmrok. Okna nadal były zasłonięte, ale było w ścianach kilka wbudowanych lampek. Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie i zaczęłam płakać. Nawet łzy mnie bolały. Ręce miałam już wolne. Spojrzałam na strupy na nadgarstkach i wzięłam oddech na odwagę. Dopiero wtedy odchyliłam kołdrę. Nawet nie wiedziałam co mam pomyśleć. Na pościeli były ślady krwi, nie mówiąc już o moich nogach. Bydle! Chciałam zgiąć kolana, ale na to też nie mogłam jeszcze sobie pozwolić. Płacząc, podparłam się na rękach i krzywiąc usta, starałam się usiąść. Po podparciu się o komodę lekko się podniosłam, jednak zabrakło mi sił, by wstać. Upadłam, uderzając twarzą w podłogę i po chwili z nosa pociekła mi krew. Otarłam ją nadgarstkiem i widząc po drugiej stronie pokoju uchylone drzwi do łazienki, próbowałam przeczołgać się w tamto miejsce. Do drzwi dotarłam resztką siły i z ulgą usiadłam na zimnych kafelkach. Już nawet na płacz nie miałam siły. Doczołgałam się do wanny i głośno dysząc, udało mi się do niej wejść. Od razu odkręciłam wodę i nie reagowałam na to, że była lodowata. Skierowałam delikatny strumień ze słuchawki prysznicowej na swoje nogi, a później krocze. Ból przeszył moje ciało i mocno oparłam głowę o brzeg wanny. Woda była ciągle zimna, nawet wtedy kiedy oznaczenie kranu wskazywało inaczej. Pozbawił mnie możliwości porządnego umycia się. Miałam to gdzieś. Czułam się brudna i żadna woda nie była w stanie tego zmyć. Uniosłam słuchawkę wyżej i opłukałam twarz oraz szyję i brzuch. Na więcej nie miałam siły. Zakręciłam wodę i sięgnęłam po ręcznik. Okryłam się nim, ale nie miałam ochoty wracać do pokoju. Czekały tam na mnie wspomnienia, których nie chciałam przywoływać. Znów ogarnął mnie sen. Nie wiedziała ani która jest godzina, ani ile czasu nie jadłam. Zamknęłam oczy i czując ogarniającą mnie błogość, zasnęłam.
Obudził mnie brak możliwości ruchu. Szarpnęłam ręką, ale była do czegoś przymocowana. Natychmiast otworzyłam oczy i spojrzałam na siedzącego pod ścianą Adriana.
–Jak się czujesz? – Znów udawał troskliwego.
–Dobrze – odparłam cicho i spojrzałam na swoje ręce. – Czemu mnie związałeś?
–Żebyś się nie kręciła. – Zerwał się z fotela, a ja odruchowo wcisnęłam plecy w łóżko. Niewiele to pomogło. Miał mnie całą i bezbronną. Najpierw tylko mi się przyglądał, a później powoli zsunął ze mnie kołdrę. Dopiero wtedy poczułam, że moje nogi też są unieruchomione. Wciąż byłam naga, a jego wzrok był zbyt lubieżny, bym mogła sądzić, że mi odpuści. Z przygryzioną lekko wargą powiódł wzrokiem w dół mojego ciała i z obleśnym uśmiechem zatrzymał się na podbrzuszu. Kiedy przy mnie usiadł, starałam się odsunąć. Niestety, oparł się dłońmi po obu stronach mojej głowy i powolnym ruchem klęknął nade mną. Nie zwracał uwagi, że kolanami gniótł moje dłonie, najwyraźniej widok mojego bólu sprawiał mu radość. Czułam, że zaraz mi coś zrobi i nie chciałam dać po sobie poznać lęku. Nie pomyliłam się. Patrząc mi w oczy, rozpiął spodnie i zaczął je zdejmować. Zaczęłam się trząść na samą myśl o nim, a widok jego penisa jeszcze bardziej wzmagał obrzydzenie.
–Jesteś zmęczona, prawda? – spytał dość niespodziewanie i od razu kiwnęłam głową. – To ci dziś odpuszczę – roześmiał się – i nic nie będę kazał ci robić.
–Dziękuję – wyszeptałam łamiącym się głosem.
–Wyręczę cię – warknął i od razu oparł się tak, by móc włożyć mi członka do ust. Kręciłam głową na boki, nie dając za wygraną, choć byłam na straconej pozycji. Krzyczałam i piszczałam, naiwnie wierząc, że da mi spokój, ale on złapał mnie mocno za szczęki i na siłę otworzył mi usta. Miałam wrażenie, że zaraz mi je rozerwie. Palcami ucisnął język, wywołując we mnie odruch wymiotny. Nakierował się znowu i tym razem poczułam go w ustach. Był nabrzmiały i wchodził mi aż do gardła. Krztusiłam się i nie mogłam swobodnie oddychać. Łzy spływały mi po skroniach, ale przestałam się wyrywać. Pieprzył moje usta, w zasadzie to je gwałcił. Robił to brutalnie i szybko. Bolały mnie szczęki i przełyk, a on nie przestawał, pastwił się nade mną i robił to z satysfakcją. Czułam kwaśny smak jego spermy, a ślizgający się po moim języku kutas zdawał się być coraz większy i twardszy. Nie miałam jak się odsunąć, a uderzenia w tył gardła stały się jeszcze bardziej bolesne. Słyszałam własne bulgoczące oddechy i brzydziłam się siebie. Zaczął we mnie pulsować i po kilku sekundach wylał we mnie nasienie. Nie wyszedł od razu, czekał aż wszystko połknę i zrobiłam to bez najmniejszego zawahania, nie chciałam mu się narażać. Był już miękki, ale nadal we mnie tkwił. Kiedy poczułam jak się ze mnie wysuwa wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
Słyszałam jak wstaje z łóżka i się ubiera. Miałam nadzieję, że wyjdzie, ale znów usiadł koło mnie i delikatnie otarł chusteczką kąciki moich ust i skronie.
–Zjesz coś?
Zaskoczona jego słowami otworzyłam oczy i wbiłam w niego wzrok. Nie wiedziałam, która odpowiedź jest prawidłowa. Wygięłam usta w podkówkę i starałam się nie płakać.
–Chce mi się pić – szepnęłam przepraszająco.
–Przyniosę ci. – Położył delikatnie dłoń na mojej obolałej szczęce i potarł kciukiem policzek.
Kiedy wyszedł, szarpnęłam lekko ręką, ale pas na nadgarstku nawet nie drgnął. Adrian wrócił po kilku minutach, trzymał w ręce małą butelkę z wodą i talerz. Postawił wszystko na szafce przy łóżku i uwolnił mnie z pasów. Od razu roztarłam bolące nadgarstki. Adrian pomógł mi usiąść i podał mi wodę. Ręce mi się trzęsły i nie byłam w stanie pić. Sam przyłożył butelkę do moich ust i pozwolił mi wziąć kilka łyków. Od razu poczułam ulgę. O jedzeniu też nie miałam co myśleć, ale nie czekał na nic. Nabił na widelec kawałek mięsa i mi go podał. Nawet nie zastanawiałam się czy jest dobre, po prostu żarłam bez opamiętania. Z każdym kęsem, uśmiech Adriana się poszerzał, a dla mnie to nie wróżyło niczego dobrego.
Po obiedzie, który zjadłam z ogromnym apetytem, Adrian ponownie przykuł mnie do łóżka. Tym razem zrobił to kajdankami z dłuższym łańcuchem, co nie krępowało tak moich ruchów. Znów zgasił światło i zostawił mnie samą. Leżałam wciąż naga, bo nie pozwolił mi się ubrać, i zastanawiałam się nad ucieczką. Musiało być jakieś wyjście. Przypomniałam sobie o szklanej butelce, którą tu wcześniej znalazłam i pomyślałam, że szkłem mogłam podciąć sobie żyły. Pamiętałam, że mnie podgląda i musiałam jakoś uśpić jego czujność. Narazie cieszyłam się spokojem.
Poderwałam się gwałtownie, czując na nagiej skórze dotyk i przerażona patrzyłam na głaszczącego mój brzuch Adriana. Nie patrzył na mnie. Wiódł wzrokiem za swoją dłonią, która niebezpiecznie zjeżdżała w dół. Zaczęłam się trząść, ale nawet nie pisnęłam. Wsunął ją między moje uda i poruszył palcami. Odruchowo napięłam mięśnie, a jego mruknięcie zwiastowało kolejne cierpienie.
–Podoba ci się? – westchnął. – To bardzo dobrze. – Dopiero teraz podniósł na mnie wzrok. – Mi też się podoba. – Podparł się i odwrócił w moją stronę. – Podoba mi się, kiedy jęczysz z bólu, kiedy płaczesz i trzęsiesz się ze strachu. Podnieca mnie to, wiesz Karinko? Lubię zapach twojej krwi i twojego lęku. Dlatego… – Zawiesił głos i podpierając się na rękach, zawisł tuż nad moją twarzą. – Dlatego skarbie będę długo cię tu trzymał, by móc długo na ciebie patrzeć i się tobą cieszyć. – Jego głos brzmiał jak w najgorszym horrorze. Wpatrywaliśmy się w siebie, a kiedy jego wzrok opadł na moje usta, jeszcze bardziej cofnęłam głowę. Chwycił zębami moją wargę i lekko ją przygryzł, po czym pociągnął i puścił. Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech, a ja jeszcze bardziej się tego bałam. Moje gardło coraz bardziej wysychało, a serce tłukło boleśnie w żebra. Zacisnęłam w nerwach usta, jakbym chciała je przed nim schować, lecz on tylko się uśmiechnął. Znów się o mnie oparł i mimo że nie reagowałam, to sam głęboko mnie całował. Jęczał przy tym i wzdychał, a ja prosiłam Boga, żeby mnie ratował. Kiedy znudziły mu się jednostronne pieszczoty, chwycił moje włosy i mocno za nie szarpnął. Zrozumiałam i oddałam pocałunek. Bez emocji i bez zaangażowania, po prostu poruszałam językiem w rytmie, który sam nadawał.
–Mogłoby być lepiej – szepnął, kiedy w końcu się ode mnie oderwał, ale nie puścił moich włosów. – Nauczysz się. – Znów zabrzmiał groźnie. – Pomogę ci zapamiętać to, co mówię! – Zaczął mnie szarpać i odpinać kajdanki.
Z bólem stanęłam przy łóżku i zawstydzona próbowałam się jakoś zasłonić, ale on nie zwracał uwagi na moją nagość. Wyciągnął mnie za rękę na korytarz i wlókł za sobą. Każdy krok sprawiał mi ból. Po przejściu kilkunastu metrów otworzył drzwi, za którymi były schody w dół, i z całej siły mnie popchnął. Zachwiałam się i nie mogąc utrzymać równowagi, stoczyłam się na sam dół. Cud, że nie straciłam przytomności. Ból i tak nie mógłby być większy, niż był. Płacząc, podparłam się na rękach i starałam się klęknąć. Posadzka była tu lodowata i zakurzona. Rozejrzałam się wokoło i z przerażenia cofnęłam się w najciaśniejszy kąt. Pomieszczenie wyglądało jak sala tortur. Był tam metalowy stół jak w prosektorium i kilka metalowych szafek. Aż bałam się myśleć, co skrywały. Skuliłam się pod ścianą i dygotałam z zimna. Próbowałam coś wymyślić, musiał być sposób na uratowanie się z tego koszmaru. Objęłam podkulone nogi rękami i oparłam czoło o kolana. Tak strasznie się bałam i tak strasznie żałowałam tego, co zrobiłam. Z każdą spędzoną tu godziną traciłam nadzieję na powrót do normalności. Śmierć, tylko ona mogła mnie ocalić.
Skrzypnięcie zamka u drzwi na górze poderwało mnie z podłogi. Zaczęłam się rozglądać za kryjówką. Zrobiłam kilka kroków, ale Adrian zdążył do mnie dobiec i uderzyć czymś twardym w tył głowy. Padłam na podłogę i wtedy zaczął mnie kopać. Nie patrzył czy to brzuch, plecy czy twarz, po prostu się na mnie wyżywał.
–Myślałaś suko, że stąd uciekniesz? – Szarpnął mnie za włosy i skierował na siebie moją twarz. Splunęłam na niego krwią i szybko tego pożałowałam. Bił mnie tak, że straciłam możliwość poruszania kończynami. Po prostu kołysałam się od kolejnych ciosów. Nie dał mi stracić przytomności i sama się dziwiłam, że byłam w stanie tyle znieść. Czułam jak opuchnięta skóra szczypie i wręcz pęka. Kiedy skończył, pochylił się nade mną i zmęczony dyszał. – Nie polepszyłaś sobie sytuacji, koleżanko. – Zacisnął palce na mojej krtani i gdybym mogła mówić, to błagałabym o to, by mnie udusił. Zamknęłam z bólem powieki, bo brakowało mi już powietrza i słyszałam w uszach pisk i głuche dudnienie.
Nie wiedziałam czy zostawił mnie tam samą, czy tylko odszedł, ale mnie nie ruszał. Brałam płytkie oddechy, bo one bolały mnie najmniej i próbowałam dostrzec cokolwiek, co dałoby mi szansę na ratunek. Niczego nie znalazłam. Słyszałam jak Adrian chodzi po piwnicy i w końcu znów przyszedł do mnie. Delikatnie i powoli wziął mnie na ręce i po chwili moje plecy dotknęły czegoś lodowatego. Domyślałam się, że to ten metalowy stół. Przekręciłam głowę na bok i zauważyłam leżące na niewielkiej metalowej tacy opatrunki.
–Opatrzę cię. – Nie reagowałam już na te jego zmiany nastroju i nie próbowałam ich zrozumieć.
Nakierował moją twarz do światła z wiszącej nade mną lampy i zaczął przemywać mi rany. Co chwilę pytał czy mnie nie boli, a ja musiałam kłamać, że nie. Po wszystkim znów przypiął mnie pasami do stołu. Już się nawet nie broniłam. Nie zależało mi na niczym. Byłam ledwo przytomna i nie reagowałam na nic, co działo się wokół mnie. Utrata krwi powodowała senność i otumanienie.
Ocknęłam się i spojrzałam na stojącego nade mną ze skalpelem Adriana. Przeraziłam się i szarpnęłam rękami, a brzęk klamry wypełnił echem pomieszczenie.
–Ładna jesteś, wiesz? – Wiedziałam, że nie oczekiwał odpowiedzi. Przytaknęłam energicznym kiwnięciem głowy i czekałam. – Bardzo nie lubię, jak moja kobieta się komuś podoba. – Kontynuował. – Nie lubię, jak ktoś w myślach pieprzy moją kobietę, strasznie mnie to nakręca i robię się niemiły – mówił jakby do siebie i patrzył na ostrze skalpela. – Może niepotrzebnie jestem zazdrosny, ale tak jest i raczej tego nie zmienię. A ty… – Znów spojrzał na mnie i dotknął językiem ostrza. – Ty nie będziesz się już nigdy nikomu podobała.
Zacisnęłam zęby, na widok błysku światła w zbliżającym się do mnie skalpelu i zaczęłam krzyczeć. Ciął skórę na mojej twarzy od czoła, przez łuk brwiowy aż do policzka. Powoli zatapiał ostrze w skórze i czułam każdy milimetr cięcia. Każda komórka pękała pod naciskiem narzędzia+, a w mojej głowie dudniło koszmarne skrobanie. Wyrywałam się, ale on nie przestawał. Śmiał się w głos i przeciągnął ostrzem kolejny raz. Mój pisk był coraz głośniejszy, a ciepła krew spływała po mnie strumieniami. Było mi coraz słabiej, aż w końcu, po kolejnym przecięciu skóry, zapadłam w ciemność, z której nie chciałam się budzić.
Śnił mi się mój krzyk i strach. Niewyobrażalny ból jakiego doświadczałam każdego dnia i śmierć patrzącą mi w oczy. Cierpiałam fizycznie i psychicznie, a nic nie zapowiadało zmian.
Łzy spłynęły mi po policzkach, zanim jeszcze otworzyłam oczy. Nawet dobrze nie mogłam tego zrobić, bo były opuchnięte. Jęknęłam cicho i poruszyłam palcami u rąk, a później całymi dłońmi.
–Pospałaś trochę. – Usłyszałam głos gdzieś w oddali. – Podałem ci leki nasenne.
Bałam się samego brzmienia jego głosu. Nie potrafiłam z niego wyczytać zamiarów. Jedyne, co się zmieniło, to brak pasów na rękach, bo na nogach dalej je miałam. Poza tym chyba nadal byłam w piwnicy na metalowym stole. Moje usta szczypały od przesuszenia i pęknięć. Delikatnie je oblizałam i usłyszałam zbliżające się do mnie kroki.
–Dam ci wody – powiedział dość obojętnie i oblał moją twarz chłodnym płynem. Podtapiałam się i desperacko próbowałam wziąć oddech. Dyszałam ciężko i uchyliłam powieki. Stał nade mną jak kat. – Chcesz zobaczyć swoją nową buźkę? – Wyszczerzył się w uśmiechu i zanim zdążyłam zaprzeczyć, pokazał mi duże lusterko. Wybuchłam płaczem na widok szram jakie na mnie stworzył. Pieprzony zwyrol pociął mi całą twarz. Byłam pokryta zaschniętą krwią i w sekundę cała treść żołądka podeszła mi do gardła. Zwymiotowałam na siebie, a Adrian nie spieszył się z pomocą. Wdychałam ostry i kwaśny zapach własnych wymiocin. Dopiero po kilku minutach podszedł do mnie i wylał na mnie wodę. Specjalnie lał mi ją na twarz i mimo że pragnęłam śmierci, to instynkt robił swoje i szarpałam na boki głową. Krztusiłam się i dyszałam, próbując wyrównać oddech, lecz wciąż czułam szczypiący ból w klatce.
–Będziesz jeszcze uciekać? – warknął i wbił coś ostrego w moje ramię. Krzyknęłam na cały głos i poczułam spływającą po skórze krew.
–Nie będę! – zawołałam z bólem. – Przepraszam!
–Czemu ci nie wierzę, co? – wysyczał i obrócił narzędzie w ranie.
–Przysięgam!
Nagle wyszarpnął mi z ręki skalpel i otarł go z krwi o moje usta.
–Masz ładne usta, takie pełne i miękkie. Idealne. Je też jeszcze poprawię, będą bardziej smakowite.
–Błagam… – szlochałam cicho, choć wiedziałam, że to go zdenerwuje.
–O co kochanie? Chcesz jeszcze?
–Nie! – zawołałam i pisnęłam z bólu. Tym razem trafił w przedramię. Czułam jak ostrze porusza się pod skórą. Zaciskałam powieki i czekałam aż skończy.
Przenikał mnie chłód, trzęsłam się i płakałam, choć już nie miałam łez. Umierałam z wycieńczenia, a nie wiedziałam, że to nadal nie koniec.
Adrian wrócił późno. Byłam głodna i słaba. Obraz przed moimi oczami poruszał się bardzo powoli, wszystko się kołysało i zamazywało. Nie potrafiłam wyostrzyć wzroku.
–Cieszysz się, że mnie widzisz?
–Tak – odpowiedziałam, nie czekając, aż zapyta ponownie. Miałam problemy z artykulacją, moje wargi były popękane i zdrętwiałe, a gardło suche. Nie miałam nawet siły przełknąć śliny. Moja głowa kołysała się bezwładnie, za każdym razem kiedy Adrian mną poruszył, ale nie reagowałam. Mógł robić, co chciał, ja miałam dość.
–Nie śpij skarbie. – Klepnął mnie mocno w twarz, ale to w niczym nie pomogło, czułam ból, a jednak nie umiałam zebrać w sobie siły, żeby się chociaż poruszyć. – Mam coś, co cię obudzi. – Byłam pewna, że poda mi jakieś leki czy narkotyki, ale nie tym razem. Złapał mój nadgarstek i mocno go przytrzymał, po czym przycisnął do skóry coś gorącego. Zawyłam, cierpiąc, ale nie miałam już siły na walkę. Docierał do mnie smród palonego białka, a nic nie mogłam zrobić. Krzyczałam coraz głośniej. Echo moich jęków odbijało się od ścian i wracało boleśnie do moich uszu. Pastwił się dalej. Miałam dziury w rękach, nogach i brzuchu. Kuliłam się tyle, ile pozwalały mi pasy i wyłam z rozpaczy. Słyszałam jak żar syczy w kontakcie ze skórą, a palący ból był coraz bardziej nieznośny. Bezsilnie leżałam torturowana i odpłynęłam, kolejny raz marząc o szybkiej śmierci.
Uchyliłam powieki i nasłuchiwałam odgłosów wokół siebie. Nikogo nie było. Szarpnęłam ręką, która wciąż była przypięta pasem, poczułam lekki luz. Z całej siły zaczęłam ciągnąć ją do siebie. Krew przestała do niej dopływać, ale się nie poddawałam. To była jedyna szansa jakiej nie mogłam zmarnować. Zaciskałam z całej siły zęby, aż w końcu moja dłoń wyszarpnęła się z uwięzi. Poruszyłam nią i cieszyłam się, że palce mam sprawne. Od razu odpięłam pas z drugiego nadgarstka i rozglądając się wokół siebie, cicho usiadłam. Na siebie nie patrzyłam, nie chciałam oglądać tego, co ze mną zrobił. Teraz myślałam tylko o ucieczce. Odpięłam nogi, ale przeliczyłam swoje siły i zamiast zejść ze stołu, po prostu z niego spadłam. Chłód posadzki przyniósł mi ulgę na poranionym ciele. Nie zwracając uwagi na ból, podniosłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nie mogłam wrócić na górę. Przeszłam wzdłuż ściany przez wszystkie zakamarki, aż dotarłam do niewielkiego okienka pod sufitem. Wdrapałam się po jakichś starych gratach i najciszej jak umiałam, otworzyłam lufcik. Nie miałam pewności czy się w niego zmieszczę, ale nie mogłam odpuścić. Sama nie wiem skąd wzięłam tyle siły, ale złapałam ramę i pomagając sobie nogami, podciągnęłam się wyżej. Za oknem było ogrodzenie i drzewa. Modliłam się, żeby się udało. Raniąc sobie żebra i rozdrapując zaschniętą krew, przecisnęłam się przez niewielki otwór i usiadłam pod ścianą. Starałam się nawet nie oddychać, żeby nikt mnie nie zauważył. Na dworze był już zmierzch, więc miałam szansę na ucieczkę. Musiałam znaleźć jeszcze sposób jak wydostać się poza ogrodzenie. Na kolanach podeszłam bliżej muru i wciąż skulona szukałam wyjścia. Z daleka dostrzegłam leżące opony od samochodu. Natychmiast do nich podeszłam i popchnęłam je bliżej, musiało się udać. Teraz nie zwracałam już na nic uwagi, wspięłam się po nich i raniąc się drutem kolczastym przeskoczyłam na drugą stronę. Nie wstałam od razu. Leżałam chwilę dla oddechu, jak również dla wybadania, czy ktoś mnie nie widział. Nie słysząc niczego, podparłam się na rękach i znów bezsilnie upadłam. Obawiałam się, że nie dam rady uciec zbyt daleko. Zebrałam w sobie wszystkie siły jakie mi zostały i podpierając się, podniosłam ciało. Szłam powoli, nie chcąc robić hałasu, ale z każdym krokiem nadzieja mi wracała tak, jak energia. Szłam coraz szybciej i coraz głębiej w las. Nieważne dokąd, byle jak najdalej od tego miejsca. Kiedy usłyszałam szum opon na asfalcie, zwolniłam i ostrożnie wychyliłam się zza drzew. Kolejne mignięcie świateł mnie przestraszyło i od razu kucnęłam. Bałam się, że Adrian mnie znajdzie, a z drugiej strony potrzebowałam pomocy. Kiedy doszłam do jezdni, schowałam się za pniem i czekałam na kogoś, kto wzbudzi moje zaufanie. Z ulgą wbiłam spojrzenie w zbliżający się do mnie samochód policyjny. Zaczęłam machać, nie zwracając uwagi, że byłam naga. Auto natychmiast się zatrzymało, a ze środka wyszedł dość spory mężczyzna.
–Co ty tu robisz? – zawołał i wyciągnął broń.
–Niech mi pan pomoże.
–Co się stało?
–Jeden facet mnie… – Urwałam nagle i spojrzałam na siebie. – Błagam, niech mi pan pomoże! – Płakałam w głos, a on niepewnie rozejrzał się we wszystkich kierunkach.
–Chodź, odwiozę cię w bezpieczne miejsce. – Zanim do niego doszłam, wyjął koc i mi go podał.
Kiedy usiadłam z tyłu, zaczęłam płakać ze szczęścia. Myślałam, że nigdy nie zdołam uciec. Zamknęłam oczy i dopiero po chwili przyszło mi do głowy, że ten mężczyzna o nic nie pytał, niczego nikomu nie zgłaszał. Spojrzałam na niego, ale był spokojny i nawet na mnie nie zerkał. Zaczęłam dyskretnie rozglądać się po wnętrzu auta, ale nie znalazłam niczego podejrzanego.
Po kilku minutach spojrzałam na drogę, w którą wjechaliśmy. Prowadziła do lasu. Zaczęłam panikować, ale nie zdążyłam niczego zrobić. Brama na końcu drogi się otworzyła, a ja zobaczyłam stojącego na podwórku Adriana palącego papierosa. Zaczęłam krzyczeć i szarpać drzwi, ale na ratunek było stanowczo za późno. Policjant, szarpiąc mnie za rękę, wywlókł mnie z radiowozu.
–Stary, pilnuj tych swoich zabawek! – warknął głośno i rzucił mnie na trawę. – Wiesz co by się stało, jakby ktoś inny ją znalazł?
–Będę pilnował. Dzięki, należy ci się premia. – Adrian cicho mruknął i podszedł do mnie, kucając przy głowie. Szarpnął mną, odwracając na plecy i pochylił się nade mną. – A obiecałaś, że nie będziesz uciekać. Nieładnie. Teraz sobie o tym porozmawiamy… Długo.
Poczekał, aż samochód wyjedzie z posesji i kiedy tylko brama ponownie się zamknęła, usłyszałam charakterystyczny, głośny gwizd. Zacisnęłam powieki, słysząc coraz głośniej szczekające psy. Już wiedziałam co mnie czeka. Ostatkiem sił zasłoniłam ciało, ale to, co zdarzyło się po chwili, przeszło moje wyobrażenie. Psy rzuciły się na mnie, a ich zęby co chwilę szarpały moją skórę. Nie byłam w stanie się obronić. Krzyczałam, błagając o pomoc, ale nie wierzyłam, że ją dostanę. Psie pazury kilkukrotnie zahaczały o moją twarz, raniąc boleśnie i głęboko. Szarpały mnie do kości i miałam wrażenie, że odgryzają mi kawałki skóry. Przestałam z nimi walczyć. Nie miałam już siły. Skuliłam się i czekałam, aż mnie zagryzą. W końcu Adrian je zawołał i mogłam odetchnąć. Każdy ruch mnie bolał, każdy oddech rozrywał mi płuca, a cieknąca z ran krew osłabiała mój organizm. Nie poruszałam się. Rozluźniłam napięte do bólu mięśnie i bezwładnie opadłam na trawę. Leżąc, widziałam nogi zbliżającego się do mnie Adriana. Kopnął mnie, a głuchy jęk, który wyrwał się z moich ust był bardziej bolesny niż poprzednie. Potrzebowałam pomocy, a dostałam tylko kilka kolejnych uderzeń. Zaczął ciągnąć mnie po ziemi za rękę, nie zwracając uwagi czy to trawa, czy beton. Wyrywał mi ją ze stawu. Zdzierał mi bezlitośnie skórę i nie zwracał uwagi na mój krzyk. Nic go nie obchodziło. Próbowałam wstać i podpierałam się na ręce, ale to nie skutkowało. W końcu rzucił mnie na podłogę w domu i gdzieś wyszedł. Już nawet płakać nie miałam siły. Mój niemy krzyk był gdzieś we mnie, rozrywał mi serce, a ból wyłączał myślenie. Byłam odarta ze wszystkiego, ze wstydu i godności. Znów go usłyszałam i odruchowo zaczęłam się zasłaniać.
–Chodź. – Wziął mnie od razu na ręce. – Muszę obmyć ci rany.
Nie próbowałam się wyrywać. Poddałam mu się i kolejny raz uwierzyłam, że chce mi pomóc. Wszedł ze mną na rękach do niewielkiego pustego pomieszczenia o białych ścianach. Niepewnie się rozejrzałam, bo było tu chłodniej niż w reszcie domu. Adrian posadził mnie tym razem na podłodze, a po chwili podparł dłonią moje obolałe i pogryzione plecy i pomógł się położyć. Opatrywał mnie ostrożnie i powoli. Każdą ranę obmywał, a słtłuczenia smarował maścią. Kiedy skończył i nade mną stanął, nie poruszyłam się. Zamknęłam oczy i czekałam, aż mnie po prostu dobije.
–Odpocznij teraz. Później zjemy kolację. – Podciągnął w górę moją głowę i pocałował mnie w czoło.
Drzwi za nim trzasnęły, a ja podniosłam rękę na wysokość oczu. Była pokaleczona i sina. W kilku miejscach nie miałam fragmentów skóry. Zacisnęłam na ustach dłoń i wybuchłam płaczem. Trzęsłam się, a mój krzyk zdawał się być bardziej żałosny niż do tej pory. Chciałam wyrzucić z siebie cały żal i ból, liczyłam, że to mi pomoże.
–Boże pomóż – krzyczałam z całych sił, których miałam już niewiele.
–On cię nie słyszy. – Głos Adriana odezwał się w głośnikach. – Ale ja i owszem. Do zobaczenia.
Zamknęłam oczy i w tym koszmarze cieszyłam się, że dał mi chwilę spokoju. Domyślałam się, że później zacznie się gehenna, ale teraz czerpałam, ile się dało z ciszy. Poczułam coś dziwnego, zrobiło się jeszcze chłodniej i dopiero po jakimś czasie doszło do mnie, że jestem w chłodni. Jęcząc z bólu, usiadłam pod ścianą i rozejrzałam się po wnętrzu. Było tu kilka kratek przypominających wentylację, lecz one wydmuchiwały powietrze. Zimno łagodziło ból, jednak odbierało mi siły. Nie poruszałam się, siedziałam skulona i starałam się nawet nie ruszać głową. Trzęsłam się coraz bardziej, a po kilkunastu kolejnych minutach przestałam czuć dłonie i stopy. Chowałam twarz w podkulone kolana i chuchałam sama na siebie, by nieco się ogrzać. Chwilami traciłam świadomość, a może usypiałam, nie wiedziałam. Coraz trudniej było mi utrzymać się w tej pozycji i osuwałam się po ścianie. Nie mogłam się nawet poprawić. Byłam sztywna i zmarznięta. Nawet oczu już nie otwierałam. Gdy upadłam, wydałam z siebie tylko ciche syknięcie.
W końcu zaczęło mi się robić cieplej, a to oznaczało upragnioną śmierć. Ból ogarnął każdy fragment mojego ciała. Bezmyślnie poruszyłam palcami i zaskoczyło mnie, że jest to możliwe. Ból się nasilał, a powietrze wokół mnie było wyczuwalnie cieplejsze. Kutas nie pozwolił mi umrzeć. Zmuszając się, podniosłam powiekę. Leżałam w tym samym pokoju, co pierwszego dnia. Mózg podpowiadał mi, by się poddać i nie walczyć, jednak instynkt kazał mi próbować do ostatniego oddechu. Musiał być sposób, a on musiał kiedyś popełnić błąd. Ta myśl dawała mi siłę na trwanie w tym bagnie, które on nazywał niebem.
Trzaśnięcie drzwi pokoju napięło moje nerwy. Wręcz czułam jak moje mięśnie zastygają w bezruchu. Nie otwierałam oczu, bo nie chciałam go widzieć. Niestety szarpnięcie za włosy zmusiło mnie do tego.
–Dobrze ci? – spytał, lecz nie oczekiwał odpowiedzi. Zaczął rozpinać swoje spodnie, a ja powoli zamknęłam oczy. To, co mnie czekało, było chyba najmniejszym złem, jakiego mógł się wobec mnie dopuścić. Rozrzucił na boki moje niewładne jeszcze nogi i klęknął między nimi. Najpierw przesunął dłonią od mojego brzucha aż do piersi. Zacisnął na nich palce i poruszył kciukami sutki. – Tak dobrze? – Nie słysząc odpowiedzi, ścisnął je i zrobił to stanowczo zbyt mocno. – Dobrze?
–Dobrze – jęknęłam i poczułam szczypanie pod powiekami.
Znów się mną bawił, a jedną dłoń włożył między moje uda. Napięłam mięśnie, ale to go tylko rozochociło. Z głośnym mruknięciem wcisnął palce głębiej. Nieprzyjemne tarcie zmusiło mnie do zaciśnięcia powiek, ale nawet nie myślałam o tym, żeby się skarżyć. Robił to coraz szybciej i mocniej. Poruszał gwałtownie palcami, a usta oparł na moim biuście. Lizał i ssał moje sutki, a po chwili wyjął ze mnie palce i zastąpił je swoim członkiem. Jednym ruchem był we mnie i nie robiąc żadnych przerw, po prostu mnie pieprzył. Dyszał i jęczał, a ja trzęsłam się z przerażenia i wstydu.
Kiedy skończył, podparł się na rękach przy mojej głowie i zbliżył swoją twarz do mojej. Owiewał swoim oddechem moje spierzchnięte i popękane usta, a po chwili się o nie oparł. Całował mnie najpierw powoli, jakby mnie uwodził, jednak moje wargi były opuchnięte od ran i bolesne. Nie sprzeciwiałam się, nie było w tym sensu. Każdy jego ruch był dla mnie niekończącym się koszmarem, a pogłębiający się pocałunek spowodował krwawienie warg. Ostrożnie się odsunęłam, ale szybko to zauważył i z jeszcze większą siłą na mnie naparł.
–Lubię smak twojej krwi, wiesz? – Na jego słowa mój żołądek boleśnie się zacisnął. Musiał to zauważyć, ponieważ specjalnie lekko się ode mnie odsunął, tak że dobrze go widziałam, otarł palcem krew z moich ust, po czym go oblizał. Sam widok mnie obrzydzał, ale robiłam wszystko, by mu tego nie pokazać. Kiedy w końcu zostawił mnie w spokoju, moje nerwy odpuściły. Niczego tak się nie bałam, jak jego bliskości. Dopóki stał kilka kroków ode mnie, byłam szczęśliwa.
–Cieszę się, że wróciłaś. – Kucnął przy mnie i złapał moją obolałą dłoń. – Obiecałem pokazać ci niebo. – Pocałował posiniaczoną skórę. – Dlaczego mi nie ufasz?
–Ufam. – Nie miałam siły się z nim kłócić.
–Chcesz zostać?
–Tak.
Nie zwracał uwagi, że płakałam. Cmoknął kilka razy moją dłoń i ciągle coś mówił, jednak ja niczego nie rozumiałam. Było mi słabo, a dźwięki docierające do mnie były przytłumione. Jedyne, co byłam w stanie wyłapać, to określenie “jak w niebie” to ono towarzyszyło mi odkąd tam byłam.
–Masz wolne popołudnie. – Uśmiechnął się szeroko a ja w duchu odetchnęłam. – Wykąp się i ubierz, w szafie masz już wszystko przygotowane. Zapraszam cię na obiad.
Trzasnął za sobą drzwiami, a ja jeszcze długo nie mogłam dojść do siebie. Gdzieś w głowie tłukła mi się myśl, że coś się zmienia, może na lepsze? Może myślał, że mnie złamie, a widząc, że się nie dałam, po prostu mnie wypuści? Nie wiedziałam, ale nie traciłam wiary. Tylko ona mogła mi pomóc.
Obolała od pogryzień usiadłam na łóżku i próbowałam utrzymać się w pionie. Kołysanie w mojej głowie ustąpiło, kiedy wypiłam kilka łyków soku z kartonu stojącego na szafce przy łóżku. Pomagając sobie krzesłem, poszłam w stronę łazienki. Poszłam to zbyt wiele. Zajęło mi to kilka długich minut i musiałam podpierać się wszystkim, co stało mi na drodze. I tak byłam zadowolona, bo mogłam pierwszy raz od dawna, załatwić swoje potrzeby w samotności. Widok w lustrze mnie przeraził. Byłam sino czerwona i opuchnięta. Ślady cięć na twarzy były zaschnięte. Opuściłam wzrok na swoje ręce, nie wyglądały lepiej, skóry w niektórych miejscach po prostu nie miałam, a dziury po zębach psów były jeszcze bardzo bolesne. Nie miałam siły, żeby wejść do wanny i skorzystałam z prysznica. Przez ten koszmar i ilość środków nasennych jakie mi podawał, straciłam poczucie czasu. Nie wiedzialam, kiedy ostatnio się myłam. Niestety ból był nie do zniesienia. Opłukałam ciało wciąż zimną wodą, ale tym razem przyniosła mi ulgę. Próbowałam się odprężyć, choć przez chwilę przestać myśleć, o tym, co się ze mną działo i przede wszystkim, co mnie jeszcze czekało.
Tak, jak mi kazał, wyjęłam z szafy zapakowane w pokrowiec ubrania. Zdziwiło mnie, że była to koronkowa sukienka na cienkich ramiączkach, do tego czerwona, bardzo skąpa bielizna i szpilki. Poczułam ulgę, zakładając na siebie majtki. Odkąd tam byłam, nie miałam na sobie niczego. Nagość była moim codziennym strojem. Dlatego, kiedy mogłam zasłonić swoją intymność, poczułam się jak człowiek. Usiadłam na łóżku, bo na stojąco nie byłam w stanie założyć butów. Stopy miałam tak spuchnięte, że nie było mowy o wciśnięciu ich w ciasne szpilki. Poza tym nie miałam czucia w palcach i ciężko mi to szło. Słysząc kroki za drzwiami, zaczęłam się bardziej spieszyć, co wcale nie pomogło. Nie podniosłam wzroku, kiedy Adrian się przede mną zatrzymał i trzęsącymi się dłońmi usiłowałam sobie pomóc. Chciało mi się płakać, ale Adrian kucnął i sam na siłę włożył stopę w but. To samo było z drugim, pomógł mi go włożyć i z czułym uśmiechem przeplótł cienki pasek przez zapięcie.
–Gotowa? – Wstał i podał mi dłoń. – Zapraszam.
Oparłam się na nim i pozwoliłam wyprowadzić z pokoju. Zeszliśmy na parter. Stał tam nakryty do posiłku stół i nic poza tym, żadnych mebli i dodatków. Adrian zatrzymał mnie przy wysokim krześle i elegancko mi je odsunął, po czym pomógł usiąść. Kiedy zajął miejsce naprzeciwko mnie, od razu nalał nam wino.
–Nie jestem zachwycony twoją ucieczką. – Jego ton był wyniosły. – Ale to już pewnie wiesz. – Podniósł na mnie pytające spojrzenie.
–Wiem.
–Bardzo nie lubię stosować przemocy… – Wyszczerzył się mściwie, co nie zwiastowało niczego dobrego. – Ale nie dajesz mi wyboru. Nie wiem, ile czasu tu jeszcze spędzisz, ale z pewnością będzie to czas spędzony przyjemnie… – Zawiesił na chwilę głos i upił wina. – Obiecałem, że będzie ci jak w niebie, prawda? Ja dotrzymuję słowa. Jeszcze nie raz i nie dwa się o tym przekonasz, zobaczysz.
Wstrzymałam oddech na samo wspomnienie tego nieba, które mi fundował. Udawałam zadowolenie i spojrzałam w talerz, na którym leżało jedzenie.
–Smacznego skarbie. – Zaszczycił mnie słodkim uśmiechem, którego szczególnie się obawiałam.
Nie chcąc go drażnić, zaczęłam jeść. Nie smakowało mi, ale nie wybrzydzałam, byłam przekonana, że to głód zaburzył mi smak. Każdy kęs pobudzał bardziej mój żołądek i głód zamiast maleć, to rósł. Przestałam nawet gryźć, a zaczęłam mniejsze kawałki po prostu łykać. Z pełnymi ustami sięgnęłam kieliszek i opróżniłam go w sekundę.
–Przepraszam – odezwałam się cicho, widząc wbite we mnie ciemne oczy Adriana.
–Nie ma sprawy. Cieszę się, że apetyt ci dopisuje. – Uniósł kieliszek jak do toastu i upił łyk. – Jakiś pożytek z twojej poprzedniczki.
–Nie rozumiem – wyjąkałam.
–Gdyby nie ona, nie jedlibyśmy takich pyszności. – Wierzyłam, że dziewczyna to ugotowała. Nie dopuszczałam do siebie myśli innej niż ta, chociaż mój żołądek boleśnie przypomniał mi dziwny smak tego mięsa. – Dotarło? Bądź grzeczna, a nie skończysz jak ona. – Powstrzymywałam wymioty, a jego psychopatyczny uśmiech był jednoznaczny. Zacisnęłam dłoń na ustach, bojąc się, że zwrócę wszystko na stół. W końcu nie wytrzymałam i odwracając się za siebie, wylałam z siebie wymiociny. Płakałam, krztusząc się, a kiedy poczułam za sobą obecność Adriana, chlusnęłam kolejny raz. – Żadnego szacunku do posiłku – mruknął wyraźnie zły i uderzył mnie w tył głowy. Spadłam z krzesła prosto we własne wymiociny i starałam się oprzeć na rękach. Kopnął mnie tak, że upadłam na bok i już wiedziałam, że szybko nie przestanie. Nie pomyliłam się. Kopał i rzucał mną na zmianę. Podczas ostatniego upadku moja ręka niefortunnie się podwinęła i usłyszałam dziwne chrupnięcie. Tępy ból rozlał się po całym ramieniu, ale Adrian nie reagował na mój krzyk. Próbowałam tę rękę zasłaniać i choć trochę się bronić, ale nie przestawał. W końcu chwycił stojące przy stole krzesło i uniósł je nad głowę, później był tylko ból i ciemność.
Obudził mnie straszny ból całego ciała. Przypomniałam sobie, co zaszło, i odruchowo chciałam wstać. Szarpnęłam głową i od razu uderzyłam nią w stół. Tym razem miałam nie tylko spięte ręce i nogi, ale także pas przez klatkę piersiową. Oddychałam ciężko, próbując się mimo wszystko uspokoić. Dopiero kiedy chciałam poruszyć nogami, zauważyłam, że są w dziwnym położeniu. Podniosłam głowę, ile tylko zdołałam, i z przerażeniem powiodłam wzrokiem po swoim ciele. Znów byłam naga, lecz nie to było najgorsze. Siedziałam na fotelu ginekologicznym, a każda z moich nóg była przypięta do ramy. Szarpałam nimi, chcąc się uwolnić, lecz to sprawiało mi tylko większy ból. Nie wiedziałam czy rękę mam złamaną, czy tylko stłuczoną, ale nie mogłam nią poruszyć.
–Po co ci to było, co? – Echo rozniosło się po piwnicy i zaczęłam się rozglądać. – Trzeba było siedzieć cicho i nie brudzić mi salonu. Za dobry byłem. – Stanął przede mną i wzruszył ramionami. – Dogadzałem ci, dbałem o ciebie, ale najwyraźniej niepotrzebnie, bo ty nie umiesz dostrzec moich starań. – Podszedł jeszcze bliżej i zaczął bawić się kosmykiem moich luźnych włosów. – Nie jesteś warta tego, co ci dawałem i co jeszcze mogłem ci dać, wiesz? Było ci przecież dobrze, niczego ci nie brakowało. – Z każdym wypowiedzianym zdaniem bardziej się do mnie nachylał. – A jednak mnie nie doceniłaś – wyszeptał. – W takim razie nie zasługujesz na dalsze przyjemności, a to oznacza, że nie potrzebujesz już tego, co daje ci przyjemność. – Nie odsuwając się nawet na milimetr, spojrzał w stronę moich nóg.
Nie wierzyłam, że zdolny jest do takich rzeczy, ale gdy zobaczyłam na stoliku obok siebie narzędzia chirurgiczne, zamarłam. Zaczęłam krzyczeć, kiedy ode mnie odszedł, ale nie pierwszy raz miał mnie gdzieś. Spokojnie stanął między moimi nogami i z uwagą przyglądał się mojemu ciału. Wrzeszczałam z całych sił, ale on tylko głośniej się śmiał. Kiedy wziął do ręki skalpel, zaczęłam kopać i piszczeć tak głośno, że ochrypłam. Nic nie zapowiadało ratunku. Ostry ból rozdarł moje krocze, a krzyk wypełnił piwnicę. Trzęsłam się, kiedy skalpel kolejny raz zatapiał się w moim ciele i zaciskając z całej siły zęby, starałam się nie krzyczeć. Nie dałam rady długo wytrzymać, to było nie do zniesienia.
–Błagam! – krzyczałam na cały głos i zalewałam się łzami. – Proszę, nie rób tego!
–Zaraz kończę – odezwał się cicho i ponownie wbił skalpel w moją kobiecość.
Kolejny przeraźliwy jęk wyrwał się z moich ust. Szarpałam się i darłam z bólu i bezsilności, a krople potu zaczęły spływać mi po twarzy. Kiedy rzucił skalpel na metalową tackę, miałam nadzieję, że to koniec tortur. Nie przewidziałam, że weźmie się za szycie. Znów zaczęłam się szarpać i drzeć. Krew ciurkiem spływała po mojej skórze. Dostałam drgawek i mimo chęci nie mogłam tego powstrzymać. Było mi jednocześnie niedobrze i słabo. Pisnęłam z bólu, ponownie czując głębokie ukłucie. Moje błagania go nie ruszały, a krzyk wręcz wprawiał w dobry nastrój. Gwizdał pod nosem, wbijając we mnie igłę z nicią chirurgiczną i bez żadnego miłosierdzia szył to, co przed chwilą sam rozcinał. Leżałam już w bezruchu, ciężko dysząc i szeptem żebrząc o litość. Po skończonym zabiegu, który zdawał się trwać godzinę, zostawił mnie samą. Łkałam cicho, bojąc się, żeby mnie nie usłyszał, a bolesne pulsowanie między nogami nie pozostawiało mi złudzeń. Zostałam brutalnie okaleczona i pozostawiona sobie samej. Odebrał mi wszystko, zdrowie, godność i człowieczeństwo. Nie byłam w stanie zrobić niczego. Spięta pasami mogłam jedynie patrzeć w sufit i czekać na kolejny zadawany mi ból i kolejne upokorzenia.
Wciąż krwawilam, wręcz słyszałam każdą kroplę spadającą na podłogę. Liczyłam, że ten stan się dłużej utrzyma. Była szansa na śmierć. Coraz wolniej zamykałam oczy. Nie chciałam tracić kontaktu i wbrew rozumowi broniłam się przed snem.
Ocknęłam się, słysząc nagły hałas i zawiedziona musiałam przyznać, że nadal żyłam. Nieprzytomnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, a widząc obok siebie tego psychola, nawet nie drgnęłam.
–Ładnie wyglądasz jak śpisz. – Nieznacznie się do mnie nachylił. – Cieszysz się, że mnie widzisz?
–Nie. – Pierwszy raz odważyłam się sprzeciwić, bo i tak niewiele mogłam stracić. Uderzył mnie w twarz, tak że głowa obróciła mi się na bok. – Nienawidzę cię. – Kontynuowałam resztką sił i w dupie miałam, co mi za to zrobi. – Jesteś zjebanym psychopatą. – Kolejny raz mnie uderzył i kolejny raz odwróciłam do niego głowę. W ustach już czułam metaliczny posmak krwi. – Jesteś zwyrolem, który leczy swoje kompleksy cierpieniem innych. – Tym razem zacisnął palce na moim gardle. – Jesteś popierdolonym tchórzem, który nie potrafi zabić, tylko zamęcza swoje ofiary – wydyszałam. – No dalej, zakończ to… Pokaż, że masz jaja. – Mimo strachu nie przerywałam spojrzenia. Nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony i nie umiał tego ukryć. Powoli zaciskał palce jeszcze mocniej. Czułam ból oczu i pieczenie w przełyku. – No już… Nie masz siły?
–Jeśli myślałaś, że mnie tym sprowokujesz, to się pomyliłaś. – Uderzył moją głową w stół na którym leżałam. – Nie zabiję cię. Długo będę patrzył jak konasz, ale zanim to nastąpi, pozbawię cię możliwości mówienia. – Wyszczerzył się, a mnie sparaliżował strach. Zostawił mnie samą tylko na chwilę i wrócił z kolejnym zastrzykiem. Bez zastanowienia wbił mi igłę w szyję i już po kilku sekundach straciłam władzę w ciele. Mogłam poruszyć tylko gałkami ocznymi. Adrian poczekał aż lek dobrze zacznie działać i pokazał mi niewielki metalowy przedmiot. – Wiesz co to jest? To imadło chirurgiczne, inaczej zwane igłotrzymaczem. Jak sama nazwa wskazuje, służy do trzymania igły. A to jest igła. – Podniósł mi przed oczy zagiętą igłę. – A wiesz co będzie, jak połączę oba te elementy i dodam do nich nić? Uzyskam zestaw, którym raz na zawsze pozbawię cię możliwości mówienia. Nić nie jest rozpuszczalna, a nie wyjęta w odpowiednim czasie, wrośnie w twoją skórę i zostanie tam na długo. Już nigdy niczego do mnie nie powiesz, a szkoda, lubiłem twój krzyk.
W myślach próbowałam się wyrwać, jednak moje mięśnie nawet nie drgnęły. Leżałam jak kłoda i czekałam na egzekucję. Nie zrobił tego od razu. Przez chwilę trzymał mnie w niepewności, wiedząc, że czekanie mnie dobija. Kiedy chwycił w palce moją wargę, krzyknęłam. Niestety wszystko działo się wyłącznie w mojej głowie. Nie wiedziałam co mi podał, ale czułam wszystko. Ból, który mi zadawał, był nie do opisania. Czułam spływające łzy i ból napinanych mięśni, które mimo wszystko były nieruchome. Krzyk w mojej głowie nie ustawał, a kolejne przebicie skóry jeszcze bardziej go potęgowało. Nić tępo przeszła przez obie rany, a szarpnięcie zmusiło mnie do kolejnego niemego krzyku. Każda rana bolała mnie bardziej. Nawet nie próbował robić tego delikatniej, na siłę szarpał wargi i po kilka razy poprawiał każdy szew. Każdy z nich osobno wiązał, a ja mogłam jedynie modlić się, by nie udusiła mnie krew, która spływała mi do gardła. Po wszystkim zlitował się nade mną i podał mi jakiś zastrzyk.
Śnił mi się jego wzrok, przenikliwy i zimny. Bałam się go i z pokorą przyjmowałam wszystko co mi robił, jakbym była czemuś winna. Nie litował się nade mną, katował mnie i z zimną krwią patrzył jak konam w jego rękach. Nagle zaczęłam się przed nim bronić, a kiedy wbiłam w jego ramię igłę ze strzykawką, obudziłam się i nie mogąc wziąć oddechu, przypomniałam sobie co się ze mną działo.
Nie miałam na nic siły, nawet na to, żeby rozglądać się po tej cholernej piwnicy. Zaszyte usta były opuchnięte i wciąż czułam smak krwi. Zamknęłam przesuszone oczy i starałam się poruszać ciałem. Kończyny wciąż miałam zdrętwiałe, ale mogłam wykonać delikatne ruchy. Sprawiały mi ogromny ból, a instynktownie napinane mięśnie parzyły jak ogniem. Korzystając z czasu spokoju i braku obecności tego psychola, starałam się odpocząć. W mojej głowie kłębiły się głupie myśli o ucieczce. Na samo wspomnienie ostatniej próby, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, ale nie mogłam pozbyć się tego z głowy. Odruchowo zaczęłam wodzić wzrokiem po ponurym pomieszczeniu, szukając czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Jak na złość wszystko było daleko ode mnie i do tego pozamykane w szafkach. Musiałam poczekać na sprzyjające okoliczności, ale byłam pewna, że muszę spróbować.
Długo nikt do mnie nie przyszedł. Nawet nie słyszałam, żeby chodził po domu. Zmęczona głodem i bólem znów zamknęłam oczy. Chciałam się już nie obudzić. Miałam dość i modliłam się o śmierć, mogła być w męczarniach, ale niech by się to skończyło.
Nagły ostry ból przeszył moje ciało i odruchowo chciałam krzyknąć. Naderwana szwami skóra na ustach zapiekła niemiłosiernie i przypomniałam sobie, że nie mogę nawet swobodnie płakać. Adrian znów przeciągnął ostrzem po mojej skórze i tym razem zrobił to wyjątkowo boleśnie. Zacisnęłam z całej siły zęby i wydałam z siebie stłumiony pisk. Napięłam mięśnie, chcąc mniej odczuwać cierpienie, jednak to nie pomagało. Skalpel raz po raz zatapiał się w coraz głębszych warstwach mojej skóry, a z każdym ruchem uśmiech Adriana się poszerzał. Starałam się na niego nie patrzeć i nie wymagał tego ode mnie. Odpływałam myślami gdzieś daleko, lecz nasilający się ból sprowadzał mnie brutalnie na ziemię. Czułam jak krew płynie mi po skórze, aż w końcu moim ciałem zaczęły wstrząsać drgawki. Dygotałam i traciłam świadomość, nie wiem, który to już raz.
Otworzyłam oczy bardzo ostrożnie i z ulgą stwierdziłam, że jestem sama. Nadal przykuta do łóżka, naga i sponiewierana, ale bez niego. Mój spokój nie trwał jednak zbyt długo. Nie minął kwadrans, jak usłyszałam na schodach ciężkie kroki. Moje serce przyspieszyło bieg, a w uszach słyszałam nieprzyjemne pulsowanie. Bałam się nawet pokazać, że nie śpię.
–Dałem ci pospać, nie? – W odpowiedzi kiwnęłam głową, nie narażając się na jego dopytywania. – To co, może teraz pora na przyjemności? – pytając, podchodził do metalowej szafki i przekręcił w niej klucz. Nie mogłam zbyt mocno odwrócić głowy, ale nie musiałam długo czekać, by dostrzec jak stawia przy mnie tacę z jakimiś narzędziami. Tych jeszcze wobec mnie nie używał i okropnie się bałam. Stanął po drugiej stronie stołu, na którym leżałam i przez chwilę mi się przyglądał. Z czułym uśmiechem położył delikatnie dłoń na moim policzku. – Boli cię? – Znów brzmiał łagodnie. Kiwnęłam nieznacznie głową, licząc na odrobinę litości. – To może, zanim wrócimy do pieszczot, dam ci się umyć, co? – Uśmiechnął się i opierając się o moje poranione ciało, przechylił się na drugą stronę i odpiął mój nadgarstek.
Poczułam palący ból, kiedy krew zaczęła swobodnie płynąć i przezwyciężając wszystko, mocno zacisnęłam pięść. Kiedy Adrian złapał pas na drugiej ręce, chwyciłam za leżącą na stoliku strzykawkę i bez żadnego zastanowienia wbiłam mu ją w szyję i wcisnęłam do samego końca tłok. Krzyknął i uderzył mnie w twarz, ale tym razem to on upadł na podłogę i próbując się ratować, przewrócił stół razem ze mną. Musiałam zerwać jakiś szew na ustach, bo poraził mnie ból, a po chwili krew spłynęła mi po podbródku. Nie reagowałam na to. Miałam jedyną szansę na ucieczkę, bądź śmierć z własnych rąk. Na szczęście upadłam na bok i nie odwracając wzroku od nieprzytomnego faceta, odpięłam pas z drugiej ręki. Było mi ciężko się podnieść, ale próbowałam zrobić to jak najszybciej. Nie miałam pewności co mu wstrzyknęłam i jak długo będzie nieprzytomny. Obolała pochyliłam się i wyciągnęłam ręce w stronę prawie sinych stóp. Szarpałam się przez chwilę z pasami, aż w końcu udało mi się je odpiąć. Upadłam tuż przy Adrianie i bojąc się go jeszcze bardziej, podparłam się i zebrałam w sobie wszystkie siły. Wlokłam się w stronę schodów i nawet nie próbowałam oglądać się za siebie. I tak nie miałam już wyboru. Trzymając się poręczy, stąpałam po schodach, które zadawały się nie mieć końca i dotarłam do korytarza. Tu nie miałam się czego złapać, poza tym nie wiedziałam dokąd się kierować. Widząc na końcu korytarza salon, poszłam właśnie tam. Otworzyłam drzwi na taras i wyszłam na powietrze. Z daleka dostrzegłam zamknięte w kojcu psy. To zwiększało moje szanse. Teraz musiałam tylko wyjść z posesji. Przewracałam się co kilka kroków, a morderczy ból z każdym upadkiem tylko się nasilał. Nie zabrałam niczego, czym mogłabym się obronić, ale nie myślałam o tym, kiedy uciekałam, a teraz nie miałam już możliwości zawrócić. Obawiałam się, że nim dotrę do bramy, Adrian się ocknie. Teraz już musiałam znaleźć w sobie siłę. Na szczęście brama nie była rozsuwana i resztką sił udało mi się uchylić ją na tyle, żeby zdołać się przecisnąć. Przede mną był gęsty las. Bez zastanowienia weszłam między drzewa i podpierając się znalezioną gałęzią, szłam przed siebie. Traciłam siły z każdym pokonanym krokiem, a gęsta krew spływała nie tylko ze wszystkich świeżych ran, ale także po wewnętrznej stronie moich ud. Płakałam i trzęsłam się z przerażenia, ale nie mogłam się zatrzymać. Pomyślałam, że mogłam go tam zabić, ale w szoku nie przyszło mi to do głowy. Nie mogłam zawrócić. Kiedy miałam już dość i opadłam z sił tak bardzo, że zaczęłam się przewracać, schowałam się w wyrwie w ziemi, która została po przewróconym drzewie i zasłoniłam się gałęziami. Musiałam przeczekać i odpocząć albo cicho umrzeć. Nie spałam długo, przebudziłam się, zanim całkiem się ściemniło i czując w sobie nowe siły, rozejrzałam się po lesie. Niedaleko była jakaś droga, zginając się z bólu w pół, poszłam w tamtą stronę, ale nic tam nie było, a sama droga nie wyglądała na często uczęszczaną. Brałam głębokie oddechy, ale przez szwy, których jak dotąd się nie pozbyłam, nie mogłam oddychać. Nie rozglądając się wokoło, weszłam znów między drzewa i uważnie patrzyłam pod nogi. Nie musiałam długo szukać wyrzuconych śmieci i pierwszy raz dziękowałam losowi, że tacy ludzie chodzą po świecie. Odkopałam z niewielkiej hałdy stary koc i szklaną butelkę. Od razu uderzyłam nią w drzewo i kawałkiem szkła przecięłam nić w kąciku ust. Skaleczyłam się, ale to było nieważne. Powoli przecinałam kolejne szwy i w końcu mogłam otworzyć usta. Nie wyjmowałam nici. Ocierając co chwilę krew kapiącą z warg, owinęłam się kocem i wyszłam bliżej drogi. Strasznie się bałam, ale nie mogłam spędzić w lesie ani chwili dłużej. Wiedziałam, że tam będzie mnie szukał. Usiadłam w rowie, a ból między nogami z każdą minutą się nasilał. Krwawilam od wysiłku i sama przed sobą zaczęłam się zasłaniać. Wyjrzałam na drogę, widząc światła nadjeżdżającego auta, ale kiedy zobaczyłam wóz policyjny, wpadłam w panikę. Rzuciłam się do ucieczki, za nic mając cierpienie, które mi towarzyszyło. Nie mogłam tam wrócić za nic w świecie. Biegłam, a raczej chciałam biec, głęboko w las.
–Hej! Zatrzymaj się! – Zaczęłam w głos płakać i chwytając się gałęzi, próbowałam zrobić jeszcze choćby jeden krok. Ściskałam w dłoni rozbitą butelkę i kiedy chciałam już z niej zrobić użytek, usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Odruchowo się odwróciłam i wbiłam przerażony wzrok w stojącego kilka metrów ode mnie mężczyznę. – Boże… – szepnął na mój widok i z nieukrywanym obrzydzeniem powiódł wzrokiem w dół mojego ciała.
Kiedy się poruszył, przyłożyłam butelkę do szyi. Od razu się zatrzymał i uniósł lekko dłonie.
–Kto ci to zrobił? – Jego głos się łamał. Przyłożyłam szkło mocniej do tętnicy na szyi.
Facet momentalnie uniósł obie dłonie i nie spuszczał ze mnie wzroku. – Ktoś cię skrzywdził, musi cię obejrzeć lekarz. – Zaprzeczyłam głową.
–Odejdź – szepnęłam i zalałam się łzami.
–Pomogę ci.
–Odwieziesz mnie do niego, tak? Stój! – wrzasnęłam, kiedy się poruszył.
–Weź moją kurtkę, okryj się. – Złapał zamek, ale widząc moje przerażenie, znów rozłożył ręce na boki. – Zabiorę cię do szpitala. – Zmarszczył brwi i opuścił wzrok niżej. Wiedziałam, że po moich nogach płynęła krew, czułam ją cały czas. – Kto ci to zrobił?
–Nie wrócę tam! – Nie przestawałam płakać i krzyczeć. – Zabiję się, ale tam nie wrócę! Nie będzie mnie znów…
–Nie wrócisz. – Wyciągając do mnie rękę z kurtką i znów się zbliżył. – Ubierz się.
Niepewnie wzięłam policyjną kurtkę i nie oddając szkła, powoli ją założyłam. Kiedy zobaczyłam jak facet sięga ręką do kieszeni, znów krzyknęłam.
–Nie! Nie dzwoń nigdzie!
–Potrzebujesz lekarza.
–Zabiję się. – Co chwilę ocierałam z ust krew. – Nie chcę znów tego wszystkiego przeżywać!
–Dobrze, to ja cię zawiozę. – Jego głos był spokojny i opanowany. – Wyjmę teraz telefon z kieszeni i go odblokuję. Sama znajdziesz w nim adres szpitala i włączysz nawigację, a ja będę jechał według niej.
–Kłamiesz!
–Posłuchaj, rozumiem, że mi nie wierzysz. Nie wiem co się z tobą działo, ale naprawdę chcę ci pomóc. Oddam ci swoją broń. Jeśli chcesz, to zatrzymaj ten kawałek szkła. Będziesz miała się czym bronić, tylko pozwól zawieźć się do szpitala.
Nie miałam wyjścia. Mój rozum toczył wojnę z instynktem. Wyciągnęłam do niego drżącą dłoń i czekałam, aż położy na niej telefon. Pierwsze, co mi oddał, to pistolet z wyjętym magazynkiem, a później kajdanki. Schowałam wszystko do kieszeni i dopiero wtedy dostałam telefon. Od razu rzuciła mi się w oczy data, minęło dopiero pięć dni odkąd byłam z tym psycholem. Pięć, a wydawało mi się, że miesiąc. Trzęsącymi się palcami wpisałam w mapach słowo szpital i kolejny raz doznałam szoku, bo wychodziło, że byłam trzysta kilometrów od domu. Podniosłam wzrok na czekającego na mnie gliniarza.
–Coś nie tak?
–Niech mi pan pomoże – szepnęłam przez zaciśnięte zęby i otuliłam się kurtką.
–Pomogę – uśmiechnął się do mnie. – Pójdę pierwszy, tak? Idź za mną, powoli jeśli nie masz siły. Mogę cię zanieść…
–Nie! – krzyknęłam i znów do moich oczu napłynęły łzy.
–W takim razie idź za mną. Usiądziesz z tyłu radiowozu, będzie nas dzieliła szyba. Ja będę jechał powoli, tak żebyś wiedziała gdzie jesteś. – Zamiast się odezwać pokiwałam energicznie głową.
Facet, z wciąż uniesionymi dłońmi, obrócił się w stronę drogi. Szedł powoli i ostrożnie, nie robił żadnych gwałtownych ruchów. Kiedy doszliśmy na skraj lasu, zaczęłam dygotać ze strachu. Czekałam, aż mężczyzna podejdzie do auta i dopiero kiedy przestałam się ruszać, wsiadł za kierownicę. Usiadłam z tyłu, ale nie chciałam siedzieć bezpośrednio za nim. Zamknęłam drzwi i włączyłam nawigację oraz głośnik. Naprawdę jechał bardzo powoli, za każdym razem kiedy skręcał, upewniał się, że wszystko jest w porządku.
Do szpitala dojechaliśmy w kilka minut. Wstydziłam się pokazać tak ludziom. Pan policjant podjechał na miejsce dla karetek i wezwał lekarza. Nie pozwoliłam się dotknąć i nie pytając o nic więcej, wezwali do mnie lekarza kobietę. Przez cały czas płakałam, ale poza bólem wspomnień, cieszyłam się, że jestem bezpieczna. Wierzyłam, że tu nikt mnie nie skrzywdzi.
–Jak ma pani na imię? – spytała miła młoda lekarka.
–Karina – szepnęłam z opuszczoną ze wstydu głową. – Nazywam się Karina Polonis.
–Pani Karino… – Kobieta wstrzymała głos. Wiedziałam, że sama nie wie, jak ma się wobec mnie zachować. – Będę musiała panią zbadać. Czy poza ranami na ciele, ma pani inne obrażenia, których nie widać? – Z zaciśniętymi wargami przytaknęłam. – Mogę panią zbadać teraz, a jeśli to dla pani zbyt bolesne, to pod narkozą.
–Nie chcę zastrzyków! – Podniosłam głos i od razu mi przytaknęła,
–Rozumiem, czy ktoś podawał pani środki odurzające?
–Nasenne.
–Pobiorę krew do badań. Muszę teraz, im szybciej, tym wyniki będa bardziej pewne. – Miała rację, jednak ja bałam się widoku igły i jak tylko wyjęła je z szafki, zaczęłam się chować. – Nie podam pani żadnych leków, ale muszę wiedzieć co jest w pani krwi. Przytaknęłam i położyłam wyprostowaną rękę na biurko. Cały czas śledziłam co robi. I, tak jak do tej pory brzydził mnie widok brania krwi, tak teraz patrzyłam bez przerwy jak probówki się napełniały. – Oddam materiał do badań. – Wyjaśniła i wstała zza biurka, po czym otworzyła drzwi i nie wychodząc z gabinetu, podała komuś fiolki. – Pokaże mi się pani?
Było mi tak strasznie wstyd przed nią. Mocniej zacisnęłam na sobie ręce, a kurtką próbowałam się cała zakryć. Kobieta coraz bardziej marszczyła brwi, a jej oczy zaczęły dziwnie błyszczeć.
–Została pani zgwałcona? Przepraszam za bezpośredniość pytania. – Przytaknęłam. – Ma pani zaschniętą krew na wewnętrznej części ud. Zrobił pani coś jeszcze? – Kiwnęłam głową i pociągnęłam nosem. – Wie pani co…
–Chyba coś mi wyciął – wtrąciłam się.
–Wyciął? – Upewniła się, a kiedy wzruszyłam ramieniem, wstrzymała oddech. – Jeśli pani chce, to przed badaniem podam pani środki przeciwbólowe.
–Nie! – Wcisnęłam plecy w oparcie krzesła.
–Badanie nie będzie dla pani przyjemne, może pani cierpieć.
–Nic nie jest gorsze od tego, co już przeszłam.
–Da pani radę usiąść na fotelu, czy woli pani na leżąco? – Chwilę milczała i pokiwała głową. – Myślę, że na leżąco. – Nałożyła rękawiczki i wskazała mi leżankę pod ścianą.
Wciąż owinięta kurtką policjanta położyłam się i zaciskając powieki, rozchyliłam lekko nogi.
–Chryste… – Usłyszałam cichy głos i wiedziałam, że musiała to widzieć po raz pierwszy. – Od razu wstała i wzięła do ręki telefon. Poderwałam się do niej i zabrałam słuchawkę. – Dzwoniłam do pokoju pielęgniarek, aby przyniosły pani coś do ubrania, nikogo jeszcze nie powiadamiam, ale zrobię to.
–On mnie znajdzie i znów zamknie. – Ściskałam mocno jej nadgarstek.
–Nie zamknie. Zawiadomimy policję.
–Policja z nim współpracuje, jeden policjant mnie do niego odwiózł!
–Pani Karino, wiem, że moje słowa są teraz dla pani bez znaczenia, ale nie jestem w stanie udowodnić, że tu jest pani bezpieczna. Daję słowo, że nikt pani tu nie skrzywdzi, ale będzie pani musiała złożyć zeznania policji. To bardzo ważne. Ktoś, kto doprowadził panią do takiego stanu musi ponieść konsekwencje, pomijając już fakt, że pani zeznania mogą uchronić kolejną ofiarę.
–Pani doktor, co on mi tam zrobił? – sama nie wiedziałam, po co była mi ta wiedza.
–Zszył pani wargi sromowe. Być może usunął łechtaczkę, tego dowiemy się później. – Po tych słowach zaczęłam dygotać i łapiąc lekarkę za przedramię, usiadłam na kozetce. – Niech pani teraz o tym nie myśli, będzie czas na… – Przerwało jej pukanie do drzwi, a ja odruchowo się skuliłam. Do środka weszła pielęgniarka i nawet na mnie nie patrząc, położyła złożone w kostkę ubrania na krześle przy drzwiach i wyszła. – Proszę posłuchać. – Lekarka usiadła za biurkiem. – Zostanie pani w szpitalu, musimy opatrzyć wszystkie rany, podać pani płyny, poza tym to, co ma pani… – Urwała i wzięła głęboki oddech. – Musi to obejrzeć specjalista. Prawdopodobnie trzeba będzie zdjąć założone szwy i oczyścić rany. Dostanie pani leki, żaden z podanych środków nie wpłynie na pani poczytalność. Skontaktuje się z panią psychiatra. Cały personel będzie składał się wyłącznie z kobiet. – Po każdym jej zdaniu kiwałam głową. – Czy mamy kogoś powiadomić o pani pobycie u nas? Rodzinę? – Pamięcią wróciłam do ostatnich chwil spędzonych z bliskimi i znów się rozpłakałam. Drżącą dłonią napisałam na małej kartce numer Karola, bo tylko ten pamiętałam.
Kiedy wyprowadziła mnie z gabinetu wstydziłam się na kogokolwiek patrzeć. Po opatrzeniu ran zostałam przewieziona do sali. Leżałam, patrząc w sufit i nie mogłam uwierzyć, że to koniec tych męczarni. Było zbyt dobrze, a to mnie paraliżowało. Nie odzywałam się do nikogo, nie rozmawiałam z psychologiem ani psychiatrą, nie odpowiadałam na pytania lekarzy. Nie umiałam uwierzyć, że chcą dla mnie dobrze, w każdym widziałam zdrajcę.
Kiedy przyszła pielęgniarka z pytaniem czy wpuścić Ilonę i Karola, zaczęłam płakać i kiwnęłam tylko głową. Oboje wpadli do sali i jednocześnie zatrzymali się już w progu. Ilona pierwsza do mnie dopadła, ale widząc mnie całą oklejoną opatrunkami, nawet mnie nie dotknęła. Płakała, zaciskając dłoń na ustach, a ja, opanowując wybuch histerii, nadal przyglądałam się sufitowi.
–Nie wiem co powiedzieć – zawołała. – Tak strasznie mi przykro, tak bardzo żałuję, że na to pozwoliłam, mogłam cię wziąć do siebie! Szukaliśmy cię, ale nawet do głowy mi nie przyszło, że… – Urwała nagle, a do mnie podszedł Karol. Na samo wspomnienie tamtego wieczora, łzy spłynęły mi po skroniach. Zaczęłam się trząść od tłumionego płaczu, aż w końcu dałam upust emocjom i zaczęłam łkać.
–Kochanie, to moja wina, gdyby nie ja… – Pochylił się do mnie i uniósł moją dłoń do ust. Była cała poraniona i długo jej się przyglądał.
–Moja wina – odezwałam się pierwszy raz. – Mam to na własne życzenie. Idźcie już.
–Potrzebujesz czegoś? Ubrań, coś do jedzenia? – Ilona się nade mną pochyliła i z uwagą przyglądała się szwom na twarzy.
–Po prostu zostawcie mnie samą.
Czekałam aż wyjdą, a kiedy drzwi za nimi się zamknęły, zaczęłam krzyczeć, nie mogłam tego powstrzymać i nawet się nie starałam. W drzwiach stanęły dwie pielęgniarki, ale widząc, że nie robię sobie krzywdy, czekały aż się uspokoję i nawet nie podeszły bliżej. Wyłam, zdzierając sobie gardło i wyrzucając z siebie cały gniew, ból i żal, wierząc, że mi ulży. Nie ulżyło, ale zmęczyło mnie na tyle, że w końcu opadłam z sił i zasnęłam. Jeszcze tej samej nocy zabrano mnie na zabieg ginekologiczny. Nie zostałam uśpiona, dostałam znieczulenie, żebym mogła być świadoma tego, co robią, ale lekarze niewiele mówili. Dowiedziałam się tylko tego, że po zagojeniu się ran, będzie można zrekonstruować uszkodzone narządy, bo na szczęście nie wyciął ich całkowicie. Nie myślałam o tym. Cieszyłam się, że mnie nie bolało.
Każdego dnia przychodził psycholog, jednak ja nie potrafiłam o tym rozmawiać, nie chciałam wracać do wspomnień i przeżywać tego od nowa. Wiedziałam jednak, że to będzie musiało nastąpić i że to jedyne wyjście, by zamknąć tego faceta. Na koniec wizyty powiedziałam, że chcę złożyć zeznania.
Obudziło mnie pukanie do drzwi i od razu usiadłam, okrywając się kocem. Do sali weszła przyjmująca mnie lekarka.
–Przyjechała policjantka, chce z panią porozmawiać.
–Aspirant Natalia Jakubczak. – Kobieta wyglądała na dość wyniosłą, jakby wcale nie miała ochoty mnie słuchać, tym bardziej mi wierzyć. Znów naszła mnie dziwna myśl i nie zamierzałam zostać z nią sam na sam.
–Gdzie ten policjant, który mnie tu przywiózł? – Spojrzałam na nią niepewnie.
–Odkąd pani tu jest, czeka na korytarzu, obawia się go pani? – Policjantka zmrużyła lekko oczy.
–Nie. Chciałabym, żeby był przy tej rozmowie.
–Oczywiście, jeśli pani to ułatwi, to… – Wychyliła się przez drzwi. – Wojtek, możesz?
Kiedy oboje przy mnie usiedli, wrócił mój koszmar. Zaczęłam opowiadać od początku, od imprezy w klubie, później podałam nazwiska i adresy, które zapamiętałam, a potem to, co działo się w jego domu. Byłam w szoku, że w ogóle umiałam o tym mówić. Płakałam w trakcie, ale powiedziałam wszystko co mogłam. Było mi wstyd opowiadać o tak intymnych sprawach.
Po złożeniu zeznań oboje wstali, ale ja nie chciałam zostać sama.
–Czy… – Na moje słowa przystanęli. – Czy mógłby pan zostać? – Spojrzeli na siebie. Kobieta nie wyglądała na zadowoloną, przez chwilę patrzyła swojemu partnerowi w oczy, po czym wzruszyła ramionami i wyszła. – Przepraszam, że pana zatrzymuję.
–Nie szkodzi. – Usiadł przy łóżku.
–Pana koleżanka wyglądała inaczej. – Starałam się uśmiechnąć, jednak ból nie na wiele mi pozwalał.
–Co? – Obejrzał się na drzwi. – A, nie! Ona tak z innego powodu.
–Nie zajmę panu wiele czasu. Chciałam panu podziękować, że mnie pan tam nie zostawił.
–To mój obowiązek.
–Znajdziecie go?
–Mam taką nadzieję, podała pani wiele szczegółów, będzie nam łatwiej. Na naszym terenie nie było żadnych zgłoszeń, więc musiał swoje ofiary transportować. Najwyraźniej pani jako jedyna zdołała uciec.
–Sama nie wiem, jak to zrobiłam – szepnęłam, patrząc w biały sufit. – Boję się, że to sen i znów obudzę się przykuta do stołu, zamknięta w piwnicy. Wciąż mam przed sobą jego wzrok i to, jak powtarzał, że będzie mi jak w niebie. Jeśli tak wygląda niebo, to nie chcę tam trafić.
–Teraz prosze odpocząć, czeka panią długie leczenie.
–Myśli pan, że będę umiała żyć po tym wszystkim?
–Jest pani młoda, silna.
–Oszpecona.
–Piękna. – Kąciki jego ust delikatnie drgnęły. – Muszę iść. Teraz zostaną z panią moi najlepsi ludzie, na noc sam przyjadę.
–Dziękuję panu. – Zbierało mi się na płacz. Przez chwilę patrzył mi w oczy i zanim wyszedł, uniósł do mnie dłoń.
Całą noc męczyły mnie koszmary. Zrywałam się z krzykiem i na każdy przybiegał policjant. Uspokajał mnie i czekał aż zasnę, a później znów wbiegał na mój krzyk. Nad ranem usłyszałam ciche pukanie do drzwi i podniosłam głowę. Zanim zobaczyłam kto przyszedł, usłyszałam kroki i z ciemności wyłonił się Adrian. Cała krew ze mnie spłynęła i nie mogłam nawet krzyknąć. Wciskałam dzwonek przy łóżku, a on tylko się śmiał. Nim do mnie doszedł, zerwałam się z łóżka i wbiegłam do łazienki, przekręcając od razu klucz w drzwiach. Usiadłam w kącie kabiny prysznicowej i chowając twarz, zaczęłam płakać.
–Karina! – Usłyszałam zdenerwowany głos i zacisnęłam dłoń na ustach. Ciągle mnie wołał i chodził po sali, a ja dygotałam. Drzwi w pewnym momencie zostały wyrażone, a ja, kuląc się pod ścianą, zaczęłam krzyczeć. – Cicho, to ja. – Nie reagowałam i zasłaniałam ciało rękami. – Ej, ocknij się, to ja! – Mężczyzna siłą nakierował na siebie moją twarz i dopiero po chwili dotarło do mnie, że to nie Adrian. Zasłoniłam się i nie przestawałam płakać. Nie umiałam sobie ze sobą poradzić. – Chodź się położyć.
–On tu jest, widziałam!
–Przyśniło ci się. – Policjant próbował mnie podnieść. – Jestem tu cały czas, nie było u ciebie nawet pielęgniarki. Zanieść cię?
–Chcę tu zostać.
–Przynieść ci poduszkę i koc? – Jego głos był cichy, wręcz kojący. Uspokajał mnie.
–Czemu pan to robi? – Wciąż łkałam.
–Bo mi zależy. Mam siostrę w twoim wieku, nie wyobrażam sobie, że mogłoby ją spotkać coś takiego. – Wyciągnął do mnie doń, ale szybko się uchyliłam. – Przyniosę ci pościel. Jeśli tu czujesz się bezpiecznie, to śpij tu.
–Wrócę do łóżka. – Próbowałam się do niego uśmiechnąć, jednak tylko się skrzywiłam. Pan policjant pomógł mi wstać, później się położyć, a kiedy chciał mnie zostawić samą, złapałam jego rękę. – Zostanie pan?
Z szerokim uśmiechem popatrzył mi w oczy, po czym przysunął sobie fotel. To było dziwne, ale ja się go nie bałam, bałam się gwałtownych ruchów i głośniejszego tonu, ale nie jego samego. Po tym, co się stało, kiedy zbyt szybko zaufałam obcemu mężczyźnie, powinnam zachować dystans, a jednak przy nim było jakoś inaczej.
Trudno mi było się ułożyć, a kiedy kolejny raz usiadłam, poprawiając poduszkę, pan Wojtek wstał z fotela. Podskoczyłam, odsuwając się od niego, ale tylko uniósł dłonie i, już powoli, stanął za mną i przytrzymał mi poduszkę.
–Tak dobrze? – To pytanie mnie zmroziło. Mój podbródek zaczął drżeć, a oddechy nagle przyspieszyły. – Nie chciałem nic złego.
–Nie, to nie pan. – Odwróciłam wzrok. – Często właśnie to pytanie mi zadawał, zazwyczaj wtedy kiedy bardzo cierpiałam.
–Mam zostać?
–Tak – szepnęłam ze wstydem i zamknęłam oczy.
Obudziłam się, kiedy pielęgniarka przyniosła kroplówki. Uchyliłam powieki i z uśmiechem spojrzałam na śpiącego w fotelu gliniarza. Zaskoczyło mnie, że trzymał moją dłoń, a ja tego nie poczułam i nie zareagowałam. Nie chciałam go budzić. Poczekałam, aż pielęgniarka podwiesi butelki i znów spojrzałam na śpiącego policjanta. Wyglądał dość groźnie, pewnie za sprawą ciemnej karnacji i krótkich włosów, trochę przypominał żołnierza z jednostek specjalnych. Z jego gabarytem na pewno by się nadawał. Nie można mu było zaprzeczyć urody, było na co patrzeć i wcale nie dziwiłam się pielęgniarkom, które wodziły za nim wzrokiem. Jego telefon cicho zapiszczał i zanim się obudził, ja zamknęłam oczy.
Po tygodniu mogłam wyjść ze szpitala. Nie miałam dokąd iść, nie miałam bliższej rodziny, z rodzicami od lat nie miałam kontaktu. Miałam tylko Karola i Ilonę, i to do niej musiałam się wprowadzić. Przyjechali po mnie oboje i po odebraniu wypisu oraz skierowania do poradni specjalistycznych wyszłam na parking. Wciąż trzymałam rękę przyjaciółki. Przed budynkiem podszedł do mnie znajomy policjant. Dał mi wszystkie dane do siebie i zapowiedział, że będzie się ze mną kontaktował w sprawie śledztwa. Kiedy do mnie mówił, co chwilę spoglądał na Karola i Ilonę, i czułam, że nie mówi wszystkiego właśnie przez nich.
–Zostawicie nas na chwilę? – spytałam przyjaciółkę i niechętnie odeszli.
–Jesteś pewna, że chcesz wrócić do domu? – Zaplótł ręce na klatce, przez co wyglądał na jeszcze większego niż był i trochę się przestraszyłam.
–Nie mam wyjścia. Poza tym, co to za różnica, gdzie płaczę w nocy?
–Pamiętasz o wszystkim? Nie wychodzisz z domu sama nawet do lekarza. Poza tym pogadałem z komendantem w twoim rejonie, będziesz miała cichą ochronę pod domem i w drodze do szpitala. Terapię psychologiczną przejdziesz w domu.
–Dziękuję. Myśli pan, że będzie mnie szukał?
–Myślę, że nie od razu. Na początku będzie wiedział, że cię pilnujemy, odpuści, dlatego zanim zaatakuje znowu, musimy się na niego zasadzić i go przejąć.
–Mogłam się zabić, zamiast z panem jechać. – Moje usta wygięły się w podkówkę.
–Nie mów tak. – Przechylił nieco głowę i złapał mnie za ramiona. – Ochronimy cię.
–Obiecuje pan?
–Przysięgam – brzmiał przekonująco, jednak ja nadal się bałam. – Jak kupisz telefon i kartę, to od razu do mnie napisz, muszę mieć twój kontakt.
–Oczywiście.
–Dzwoń o każdej porze, jak coś cię będzie niepokoić albo jak coś ci się przyśni, albo w ogóle jak nie będziesz miała do kogo ust otworzyć.
–Nie jestem ostatnio gadatliwa panie komendancie. – Wymusiłam na sobie uśmiech. – Poza tym… – Wstrzymałam oddech i spojrzałam na siedzącą w radiowozie, niezadowoloną policjantkę. – Ma pan dużo pracy, mam nadzieję, że uda się panu go znaleźć.
–Będziesz musiała stawiać się na wezwania.
–Tak, wiem. Dziękuję panu za wszystko, gdyby nie pan… – Pociągnęłam nosem. – Nie wiem jakbym przez to przeszła. – Podałam mu dłoń, którą ścisnął dopiero po chwili.
–Będę dzwonił.
–Proszę robić to tylko w ważnych sprawach – odparłam specjalnie chłodno. – Chcę odpocząć.
–Jak sobie życzysz. – Nieprzerwanie patrzył mi w oczy, a jego długie czarne rzęsy co chwilę opadały, przysłaniając ciemno niebieskie tęczówki. Jego spojrzenie porażało czymś wyjątkowym i nie potrafiłam sama się od niego oderwać. Dopiero kiedy Ilona dotknęła moich pleców, oprzytomniałam i zabrałam rękę.
Po powrocie do domu znów zamknęłam się przed wszystkimi. Udawałam, że chcę odpocząć, a tak naprawdę bałam się ludzi. Było mi strasznie głupio, bo po tym wszystkim zostałam na utrzymaniu Ilony. Karol każdego dnia mnie odwiedzał i przepraszał za wszystko. Ciągle namawiał mnie na powrót do niego i do jego mieszkania, ale ja nawet o tym nie myślałam. Wybaczyłam mu już dawno, lecz nie potrafiłam się do nikogo zbliżyć. Wegetowałam zamknięta w pokoju i nawet myśleć nie chciałam o wyjściu do ludzi.
Dwa tygodnie później zadzwonił mój telefon i widząc zapisany kontakt, odebrałam.
–Hej. – Głos Wojtka poprawił mi trochę humor. – Jak się czujesz? Dawno nie pisałaś.
–W porządku. Chodzę na terapię, nie wychodzę sama z domu, nie rozmawiam z nikim poza lekarzem, nie odsłaniam okien, żeby nikt mnie nie widział, kąpię się w stroju kąpielowym.
–Rany się goją? – W głosie wyczuwałam, że ta rozmowa ma drugie dno, obawiałam się jakie.
–Te na ciele tak sobie, umówiona jestem do chirurga, ma obejrzeć zrosty. Na ostatniej wizycie powiedział, że niektóre trzeba będzie usuwać laserowo, bo zostaną.
–Cieszę się, że wracasz do zdrowia. Posłuchaj, bo ja dzwonię… – Zawiesił na chwilę głos. – Mamy podejrzanych, musisz przyjechać.
–Co? – Mój głos nagle zadrżał. Na samą myśl, że miałabym go zobaczyć, zrobiło mi się słabo i bezwładnie usiadłam na łóżku.
–W porządku?
–Tak. Kiedy mam przyjechać?
–Jutro. Przyjadę po ciebie.
–Nie, nie ma potrzeby.
–Chcę mieć pewność, że dotrzesz na miejsce…
–Powiedziałam nie! – krzyknęłam. – Przyjadę sama. Nie fatyguj się.
–No tak. – Wyczułam, że nie jest zadowolony i bardzo się bałam. – Do zobaczenia.
Kiedy odłożyłam telefon, przypomniały mi się wszystkie chwile w szpitalu, które spędziłam z tym facetem. Miałam w głowie mętlik, nic mi nie pasowało, a jednocześnie pasowało wszystko. A może on też miał w tym swój udział, a udawał przyzwoitego, żebym mu uwierzyła? Oczywiście że tak, uśpił moją czujność opiekuńczością, a ja kolejny raz zaufałam jak idiotka! Rzuciłam się na łóżko i do wieczora nawet nie wstałam.
Noc minęła zbyt szybko. Razem z Karolem i Iloną wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na wskazaną w zawiadomieniu komendę policji. Przed wejściem do budynku zawahałam się. W końcu pociągnięta za rękę przez Ilonę weszłam do środka. Problem zaczął się, kiedy dyżurny policjant nie chciał nas razem wpuścić. Według dokumentów mogłam wejść tylko ja. Nie miałam najmniejszego zamiaru zostawać sama z obcymi ludźmi i bez zastanowienia wyjęłam telefon i zadzwoniłam do komendanta. Przyszedł do nas po kilku minutach i nie zwracając na nic uwagi, mocno mnie do siebie przycisnął i pocałował w policzek. Od razu przywitał się z moimi przyjaciółmi i wpuścił nas wszystkich. Miałam obawy przed wejściem do pokoju przesłuchań, ale wiedziałam, że to jedno spotkanie może zakończyć cały ten koszmar. Ilona z Karolem tym razem zostali na korytarzu, a ja weszłam z komendantem do ciemnego pokoju. Nikogo nie zastałam za szybą.
–Za chwilę wprowadzą sześciu podejrzanych. Każdy z nich będzie miał przed sobą tabliczkę z numerem. Wystarczy, że powiesz który numer jest tym, który cię skrzywdził. Nic nie musisz dodawać, niczego tłumaczyć. Pamiętaj jednak, że musisz mieć pewność. Jesteś jedynym świadkiem, twoja przyjaciółka i były złożyli zeznania, ale to twój głos jest decydujący. Jeśli jednak będziesz chciała skorzystać z ich opinii to powiedz, wejdą tu.
–Rozumiem.
–Później pokażę ci innego podejrzanego, to policjant, do którego udało nam się dotrzeć. Pamiętasz go?
–Nie zapomnę do końca swoich dni – szepnęłam ze wzrokiem wbitym w odznakę na klatce piersiowej Wojtka
–Jesteś gotowa? – Przytaknęłam i komendant wcisnął czerwony guzik. – Wprowadź ich.
Odwróciłam wzrok od twarzy wchodzących mężczyzn, ale tłumaczyłam sobie, że muszę na nich spojrzeć i modliłam się, by ten skurwiel tam stał. Po głębokim oddechu podniosłam wzrok najpierw na stojącego przy mnie policjanta.
–Oni cię nie widzą ani nie słyszą.
Znów tylko przytaknęłam i podniosłam wzrok, napotykając od razu oczy tego, który od czterech tygodni śnił mi się po nocach. Wybuchłam płaczem tak głośnym, że Wojtek od razu schował mnie w ramionach i długo nie wypuszczał. Nie potrafiłam utrzymać się na nogach, jakby cała przeszłość oraz to, co mi zrobił, nagle wróciło ze zdwojoną siłą.
–Który? – Nie potrafiłam niczego odpowiedzieć, po prostu wyłam w głos. – Proszę, zakończ sprawę, który?
–Piąty! – zawołałam, a jego ręce jeszcze mocniej się na mnie zacisnęły.
–Nareszcie. Wyprowadzić – odezwał się do mikrofonu i lekko mną zakołysał. – Już po wszystkim. Cicho.
–On mnie znajdzie i zabije – wyłam w jego klatkę piersiową.
–Nie znajdzie. Dostanie dożywocie.
–A jak nie?
–Dostanie i nie wyjdzie zza krat. Proszę cię, nie płacz.
–Zobaczysz, że wyjdzie! – Nie przestawałam płakać. – Będzie udawał milutkiego, a później wyjdzie za dobre sprawowanie! – Wyrwałam się z objęć i zaczęłam uderzać w jego klatkę piersiową. – Znajdzie mnie i zamknie!
–Uspokój się. – Zablokował moje ręce i spojrzał mi w oczy. – Nie wyjdzie. W domu, o którym nam opowiadałaś znaleźliśmy ślady po więzieniu kilku osób. To kanibal. Ciała przerabiał na karmę i podawał psom. Na podstawie resztek zrobiliśmy badania, które wykazały, że wszystkie ofiary były zgłoszone jako zaginione. Musiałaś tylko rozpoznać oprawcę, bo nie wszystkie dane nam się zgadzały. Twoje zeznania nam bardzo pomogły. Chcesz znać szczegóły?
–Nie. Nie chcę żyć, nie umiem już nawet na siebie patrzeć. On mnie zabił, zniszczył i lepiej by było, gdybym nie przeżyła.
–Nie mów tak. – Nieznacznie się do mnie nachylił i chwycił za ramiona. – Jesteś śliczna i silna. Zobacz, jak wiele dałaś radę znieść, jak wiele przeszłaś i się nie poddałaś. Nie poddawaj się teraz, kiedy już jest po wszystkim. – Delikatnie otarł mój policzek z łez. – Z czasem do wszystkiego znów wrócisz. Będziesz się śmiać i żyć. – Znów mnie do siebie przyciągnął, a szybkie bicie jego serca od razu dobrze na mnie wpłynęło. – Mam nadzieję, że mimo zakończenia sprawy, czasem się do mnie odezwiesz, co?
–To nie najlepszy pomysł.
–A jak ładnie poproszę? – Odsunął mnie od siebie i spojrzał w oczy.
–Na pewno pan tego chce?
–Przede wszystkim chcę, żebyś przestała mówić mi pan, to śmieszne jest. A poza tym tak, chcę, żebyś czasem zadzwoniła. Nie tylko po pomoc, ale tak normalnie, jak do… – Na chwilę urwał i się uśmiechnął. – Jak do znajomego.
–Obiecuję. – Kiwnęłam głową, ale on nadal nie wypuszczał mnie z rąk. Sama go od siebie odepchnęłam i ocierając policzki, wyszłam na korytarz.
Czekało mnie jeszcze wskazanie współpracującego z Adrianem policjanta, ale to była już formalność, później spisanie protokołu przesłuchania i potwierdzenie zeznań. Po wszystkim Wojtek wyprowadził nas na zewnątrz. Polubiłam go i bardzo żałowałam, że mieszkaliśmy tyle kilometrów od siebie. Z drugiej strony nie chciałam go angażować w swoje życie i swoje problemy. Miał ich pewnie sporo beze mnie. Bałam się, że nigdy nikomu nie zaufam tak całkiem i nie chciałam, by źle się z tym czuł, bo byłam mu ogromnie wdzięczna za to, co dla mnie zrobił.
–Jesteś pewna, że chcesz wrócić? – Wojtek dotknął nieznacznie mojej dłoni, kiedy tylko Karol z Iloną odeszli. – Tu też możesz mieszkać.
–Nie mam za co. U siebie szybciej znajdę pracę i mieszkanie.
–Pracy to ty długo nie znajdziesz, nie nadajesz się.
–Dziękuję. – Jego słowa przypomniały mi o moim wyglądzie.
–Nie w tym sensie, potrzebujesz odpoczynku i powrotu do zdrowia, nie pracy.
–Powrót do zdrowia to koszty, nie mam zaplecza. Cieszę się, że mam przyjaciół, którzy mnie wspierają również finansowo.
–Wiesz, że możesz na mnie liczyć?
–Wiem. – Potarłam dłonią jego ramię. – Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś. Praca to jedno, ale nie musiałeś siedzieć ze mną w szpitalu i znosić moich histerii.
–Przestań. – Objął mnie i mocno przycisnął do siebie. – Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Nie zapomnij o mnie, co?
–Nie zapomnę.
–No to leć. – Odsunął mnie lekko od siebie. – Walcz o siebie.
Pokiwałam głową i nie odrywając od niego wzroku, wróciłam do samochodu. Dopiero tam odetchnęłam. Nie docierało do mnie, że ten koszmar się skończył, że już nigdy nie będę musiała do tego wracać. Chciałam ufać Wojtkowi, że zamkną Adriana i że już nigdy nie będę musiała go widzieć. Może miał rację, że nauczę się żyć z ludźmi, że przestanę się ich bać. Ja jeszcze tego nie czułam, czułam za to dziwną więź z panem policjantem i od tego chciałam chyba najbardziej uciec.
![](https://img.wattpad.com/cover/322531158-288-k845656.jpg)
CZYTASZ
Pięć dni w niebie [Zakończona]
ChickLitJednorozdziałowe opowiadanie o pochopnej decyzji podjętej w nerwach i jej konsekwencjach. Opowiadanie zawiera sceny erotyczne i brutalne. 18 +