3. Dług

67 2 1
                                        

Od ostatniej imprezy minął tydzień. Max wyjechał na rodzinne wakacje do Tajlandii na ponad dwa tygodnie, w związku z czym nie widziałam się ani z nim, ani z Anthonym. Po wyjściu z domówki wcześniej wspomnianego chłopaka, wróciłam do pozostałych, którzy już zdążyli zapomnieć o całej sytuacji i bawili się w najlepsze, a sama z Maxem siedziałam kilka godzin i rozmawialiśmy na każdy temat, dosłownie zostając najlepszymi przyjaciółmi.

Kiedy wiedziałam, że z Maxem spotkam się dopiero za kolejny tydzień, postanowiłam, że w tym czasie sobie dorobię, dlatego też we wszystkie dni pracowałam w barze, który znajdował się na uboczu miasta. Była to trochę szemrana okolica, nigdy nie było wiadome, na kogo się trafi. Codziennie dojeżdżałam samochodem rodziców, ale oczywiście w piątek, który był najgorszym, najbardziej imprezowym dniem, rodzice postanowili, że nie dadzą mi samochodu, bo jadą na urodziny ciotki.

Niby nie był to żaden problem, w końcu mogłam zamówić taksówkę... ale jednak problem był. W tej okolicy nie jeździł żaden normalny taksówkarz, a moi współpracownicy zostawali do szóstej nad ranem w pracy, kiedy to ja kończyłam swoją zmianę o trzeciej.

Prace rozpoczęłam od dziewiętnastej. W barze było naprawdę sporo osób. Póki co ludzie zachowywali spokój, ale to się dopiero rozkręci. W późniejszym czasie na pewno dołączą nieprzyjemne osoby, które będą się awanturować, wszczynać bójki, a alkohol będą mieszać z kreskami wciąganymi w toalecie.

Pierwsze trzy godziny minęły spokojnie, ale o godzinie dwudziestej drugiej zaczęła się rzeź. Zaczęło się pojawiać coraz więcej ludzi, zamieniając spokojny klimat w coraz bardziej agresywny. W powietrzu unosił się zapach potu, alkoholu, dymu papierosowego i zioła. Jako pracownik zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Tolerowałam tą pracę, nie była najgorsza, oczywiście są granice. Dopóki żaden obleśny facet się do mnie nie przystawia, to jest w porządku.

Na barze były trzy osoby, w tym ja. Na zmianę nalewaliśmy piwa do kufli, robiliśmy drinki i myliśmy naczynia, a następnie je wycieraliśmy szmatkami. Kiedy zrobiło się trochę luźniej, a ja sama od ciężkiego powietrza nie najlepiej się czułam, postanowiłam pójść się przewietrzyć na dwór, wychodząc od zaplecza. Umyłam ręce, wytarłam je w swój fartuszek i oczywiście informując swoich współpracowników, udałam się we wcześniej wspomniane miejsce.

Głośno odetchnęłam, gdy tylko zimne, orzeźwiające powietrze dotarło do moich nozdrzy. Wyjęłam telefon, sprawdzając godzinę. Pierwsza w nocy. Jeszcze tylko dwie godziny, zleci jak na pstryknięcie palcem. Nie mogłam za długo siedzieć na dworze, nie mogłam zostawiać ich samych na barze.

– Uprzedzałem, co się z tobą stanie, jak nie opłacisz zamówień. Ile razy można odwlekać płatność? No ile, pytam się ciebie!

Podskoczyłam, kiedy usłyszałam bójkę za rogiem i krzyki mężczyzny. Kurwa, co robić? Krzyki stawały się coraz głośniejsze. Błaganie o litość. Nie chce tam iść, ale nie mogę zostawić tego faceta, oni go tam zabiją!

Wzięłam głęboki wdech i ostrożnym krokiem ruszyłam w stronę zamieszania. Wyjrzałam zza rogu, aby przyjrzeć się sytuacji. Całe szczęście mężczyźni stali plecami do mnie.

– Mówiłem szefowi, że nie opłacisz tych zamówień, bo jesteś zwykłym, jebanym menelem. Zalegasz z dwudziestoma tysiącami, rozumiesz to? Pewnie nie rozumiesz – chłopak w kapturze, z obstawą dwóch ludzi, złapał leżącego we krwi mężczyznę za koszulkę i go uniósł do góry, spluwając mu w twarz. – Nie rozumiesz, bo nie widziałeś takiej kwoty w życiu na oczy. Ale nie martw się, nie musisz już tego spłacać.

Puścił jego koszulkę, prostując się i patrząc na swojego towarzysza w kapturze. Zakrwawiony mężczyzna leżał bezwładnie, błagając pod nosem o litość. Do oczu naleciały mi łzy, chciałam pomóc, ale się bałam. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy chłopak spojrzał na jednego ze swoich towarzyscy i kiwnął mu głową, odwracając się centralnie w moją stronę.

W jednej sekundzie drugi zakapturzony chłopak poderżnął nożem gardło mężczyźnie. Nie mogłam w to uwierzyć co się właśnie stało. Sparaliżowało mnie, a serce waliło mi tak, jakby miało wyskoczyć z piersi. Wycofałam się o jeden krok.

– Amy, co tak długo, potrzebujemy Cię na barze, chodź!

Ten krzyk był za głośny. Wszyscy zwrócili się w moją stronę. Odwróciłam się do miejsca, z którego dobiegał krzyk, ale mojego współpracownika już nie było. Chciałam wołać o pomoc, wiedziałam, że już jestem skończona. Spojrzałam znów przed siebie, a jeden z nich zdążył do mnie podbiec, łapiąc mnie za nadgarstki.

– Widziała wszystko, nie możemy dać jej odejść!

Zaczęłam krzyczeć, próbując się wyszarpać, ale moje starania były na marne. Był zbyt silny. Dwóch pozostałych zaczęło iść w moją stronę.

– Nie powiem nikomu, błagam! Muszę wrócić do środka, do pracy, nie róbcie mi krzywdy, proszę was! Obiecuję, nie zawiadomię nikogo – w kółko powtarzałam to samo, już płacząc i nadal próbując się wyrwać.

– Kurwa mać, przestań się tak trzepać! – spoliczkował mnie ten, który mnie trzymał za nadgarstki. Spojrzałam na niego zszokowana, dalej płacząc, ale już się nie wyrywałam. Przełknęłam ślinę. Już po mnie.

W końcu dwóch do mnie podeszło. Jeden zdjął kaptur z głowy i złapał mnie za podbródek, każąc na siebie spojrzeć. Spojrzałam mu prosto w oczy. Anthony.

– No proszę, po długim czasie – uniósł kącik ust w odrażający sposób. – Puść ją.

– Co? Ale widziała wszystko, prze–

– Puść powiedziałem. I zajmijcie się ciałem, on nie może tak leżeć w nieskończoność. Chcecie, żeby ktoś go zobaczył?!

Chłopak chwile się zawahał, ale w końcu mnie puścił i z drugim poszli do ciała. Spojrzałam zapłakanym wzrokiem na Anthony'ego. Nie on zabił tego biednego mężczyznę, ale on wymawiał te wszystkie rzeczy.

– Już nie taka wyszczekana, co? Nie masz nic do powiedzenia? – dalej trzymał mnie palcami za podbródek, a drugą ręką zwalił z głowy kaptur. – Zabiłbym cię tu i teraz... ale widzisz, nie mogę. Przyjaźnisz się z Maxem, a on sam jest moim najlepszym kumplem. Nie zrobię mu tego... Powiedzmy, że jestem łaskawy – zaśmiał się, puszczając mój podbródek, a ja automatycznie spojrzałam w dół, powoli się wycofując. – Ale tylko powiesz to policji, komukolwiek... Nie daruję ci tego. Mam na ciebie oko, miej to w głowie.

Potwór. Po prostu potwór. Spojrzałam na niego ostatni raz i pędem ruszyłam z powrotem do baru, zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na klucz. Oparłam się plecami o ścianę, głośno oddychając. Ledwo stałam na nogach. Otarłam rękawem łzy.

– Amy, mówiłem ci coś, potrzebujemy cię! – Tray spojrzał na mnie, żałując, że podniósł na mnie głos. – Matko, co się stało?! Wyglądasz jak tysiąc nieszczęść, wszystko w porządku? – podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Idź do domu jak chcesz, damy radę we dwoje...

– To nic takiego... to przez... przez to rozstanie. Wyszłam na świeże powietrze i tak rozmyślałam o wszystkim. Wiesz, zebrało mi się na wspomnienia – uśmiechnęłam się słabo. W głowie miałam słowa Anthony'ego. Mam na ciebie oko... – Dam radę. Jeszcze niecałe dwie godziny, nie mogę was tak zostawić.

– Nie musisz, naprawdę, poradzimy sobie.

– Zostaję, tylko daj mi jeszcze minutę, błagam, zaraz dołączę...

– Dobrze, na spokojnie odetchnij i wróć – chłopak delikatnie się uśmiechnął, poklepując mnie po ramieniu i zniknął za drzwiami, które prowadziły za ladę baru.

Głośno wypuściłam powietrze i zamknęłam oczy. Nadal nie mogłam uwierzyć w to wszystko, miałam nadzieje, że to był tylko głupi sen, że zaraz się obudzę, a to wszystko się nie wydarzyło. Ale to nie był sen, to była chora rzeczywistość, która zawsze mnie omijała, a takie sytuacje miały miejsce na całym świecie. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, że w każdej sekundzie odbywają się podobne, krwawe sytuacje, w których ktoś uchodzi z życiem. Ledwo sama bym przeżyła, gdyby nie nasz wspólny przyjaciel. Wiem, że nie chciałam nudnych wakacji, ale nie tak to sobie wyobrażałam...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 25, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Love above all Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz