Rozdział 4

138 6 6
                                    

/Ja/ Wiem, że bardzo długo nie było rozdziałów, ale mam dużo zajęć i bardzo was przepraszam. A zwłaszcza te osoby, które specjalnie czekaky. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Miłego czytania!

Pov Mikey

Słyszałem jak Donnie za mną idzie ale totalnie to ignorowałem. Zobaczyłem Splintera który się obudził. Pobiegłem szybko do swojego pokoju żeby mnie nie zauważył bo inaczej zapytałby co się stało a nie miałem ochoty mu o tym mówić. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na łóżku. Zacząłem strasznie płakać.

-Dlaczego on mi to zrobił? J-ja go kochałem! Dlaczego?!-Przykryłem się kocem i wtuliłem w poduszkę.

Pov Donnie

Cholera! Jestem głupi! Co ja zrobiłem?! Skrzywdziłem osobę, którą kocham! Debil! Ych! On mi tego nigdy nie wybaczy! Moją złość przerwał głos.

-Co się stało mój synu? Pokłóciłeś się z Michelangelo? Widziałem jak uciekł do pokoju. A i ty wyglądasz na wzburzonego ale na siebie.

-Nie. Wszystko jest okej. Drobna sprzeczka. Ja zawsze przecież się kłócę z Mikey'm.

-To dlaczego jesteś taki zły?

-Jestem zły na siebie, że znowu nakrzyczałem na Mikey'go.

-Oj synku. Nie przejmuj się. Michelangelo wyjątkowo szybko wybacza. Zwłaszcza tobie.

-Ta... Możliwe. A może być tak, że nigdy więcej się do mnie nie odezwie bo za dużo razy na niego nakrzyczałem...

-Donatello słuchaj jesteś bardzo inteligętny i myślę, że masz za dużo na głowie. I wiem, że Mikey też to wie i dlatego nie będzie zły.

-On jest bardziej przerażony niż zły... Boi się, że znowu na niego nakrzyczę...

-Oj Donatello. Michelangelo nie raz się boi Raphaela. Raph ma problem z agresją i przez to wyrzywa się na Mikey'm. Ale mimo wszystko Raph go kocha tak samo jak Mikey jego.

-Mam nadzieję... Jeśli się już do mnie nie odezwie to ja nie będę chciał tutaj być... Nie bez jego codziennego uśmiechu...

-Posłuchaj pomogę ci. Porozmawiam z nim.

-Dzięki tato, ale nie wiem czy to pomoże...

-I tak spróbuję.

-Ta... Dziękuję tato.

*Ranek*

Pov Mikey

Nie przespałem całej nocy. Nie byłem wstanie... Wszystko mnie boli... Nie pójdę na trening bo nie dam rady walczyć. Ja nie wiem co robić... Nie wiem czy mu wybaczę...

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.

-Mikey idziesz? Jest trening.-Powiedział Leo.

-Ummm. Za chwilę będę!-Odpowiedziałem.

-Okej!-Pobiegł do dojo.

Co teraz? Jak nie będę ćwiczył to będzie to podejrzane. Z drugiej strony nie wiem czy dam radę. Ych! Dobra. Spróbuję.

Wstałem i nie upadłem. To już jest dobry znak. Ciekawe tylko jak długo to utrzymam. Może trening nie będzie tak męczący. Zobaczymy.

Wyszedłem z pokoju i poszłem do dojo równym i nie chwiejącym się krokiem. Rozglądnąłem się i zobaczyłem, że sensei i chłopaki już są. Podeszłem do nich i ukłoniłem się.

-Przepraszam sensei za spóźnienie.

-W porządku. Teraz rozdziele was w pary. Leonardo i Donatello, Raphael i Michelangelo

Miłość na zawsze (Tmnt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz